sobota, 30 listopada 2013

Radioactive.

Mijały minuty, godziny i dnie, a ja zaaklimatyzowałam się w Hogwarcie. Nawiązałam nowe przyjaźnie i nawiązałam wrogów w osobach Rona i Hermiony. Mile zaskoczyłam się za to postawą innych Gryfonów, którzy przyjaźnie na mnie patrzyli i od czasu do czasu zagadywali. Między mną, a Draconem nic się nie zmieniło. Nadal sobie nie przypominał mnie i nie zwracał uwagi na moją osobę, co mnie ogromnie raniło, bo polubiłam go. Mijaliśmy się obojętnie na korytarzu jak gdyby nigdy nic. Za to Damon spowrotem w postaci profesora Scotisha  chodził po korytarzach i puszył się jak paw. Od naszej ostatniej rozmowy nie odzywałam się do niego. Nadal chowałam w sobie żal do niego. Draco w niczym tu nie zawinił. Zaskoczona i zasmucona byłam jednym faktem: jak człowiek może się zmienić przez te dwa miesiące. Dotychczas znałam Damona tylko z dwóch stron: złego, pozbawionego skrupułów i uczuć wampira zabijającego dla własnej przyjemności oraz czułego, troszczącego się o innych mężczyznę, który poświęciłby dla mnie nawet swoje życie. Osłoniłam swoją twarz kurtyną włosów. Siedziałam właśnie w bibliotece i robiłam zadanie na eliksiry. Nie mogłam się jednak skupić, bo myśli odbiegały mi do Damona i naszego niegdysiejszego związku. Przygryzłam końcówkę pióra. Prócz mnie w bibliotece były jeszcze dwie Krukonki i trójka dobrze znanych Gryfonów: Harry, Ron i Hermiona.
-Ron, niedługo masz OWUTEMY! Ja nie mam zamiaru zdawać ich za Ciebie! - dzięki udoskonalonemu zmysłowi słuchu, usłyszałam złowrogie fuknięcie dziewczyny. Rudowłosy jęknął. Chyba nie lubił się uczyć. Kąciki moich ust drgnęły ku górze. Zerknęłam na nich. Hermiona z groźną miną skrobała po swoim pergaminie jakby był czemuś winny. Ron siedział tuż obok niej cały zaczerwieniony aż po cebulki włosów z miną winowajcy, a Harry zażenowany pisał swoje. Czarnowłosy chyba wyczuł, że go dyskretnie obserwuję, bo podniósł głowę i jego wzrok stanął na mnie.  Pomachałam mu nieśmiało, a on odwzajemnił gest z szerokim "bananem" na twarzy.  Spuściłam wzrok i w skupieniu dokańczałam zadanie. Po kilku minutach odetchnęłam z ulgą i oparłam moje bolące plecy o oparcie krzesła. Pani Pince chodziła między regałami i groźnym wzrokiem obserwowała uczniów, którzy jej się nawinęli. Schowałam pergamin oraz przybory do pisania do torby.  Zadania domowego miałam bardzo dużo, ale uwinęłam się z tym szybko i mogłam się udać z Vic do Hogsmeade. Wstałam i podeszłam do stolika, przy którym siedzieli Gryfoni. Zignorowałam nienawistny wzrok Rona oraz niechętny Hermiony i przywitałam się z Harrym:
-Cześć Harry. Miałbyś ochotę pójść ze mną i Victorią do Hogsmeade? - uśmiechnęłam się słodko. Sama nawet się zdziwiłam  moją propozycją. Czarnowłosy podrapał się po głowie i popatrzył na swoich przyjaciół. Ron wzruszył ramionami i zaczął się wyżywać na pergaminie. Hermiona otaksowała mnie wzrokiem i rzekła:
-To będzie tylko i wyłącznie twoja decyzja, Harry. Zresztą ja muszę zostać w szkole, aby pouczyć tego nieuka. - tu spojrzała wymownie na Rudzielca. Ten jedynie jeszcze bardziej się wykrzywił. Było mi to bardzo na rękę. Jakoś nie przypadliśmy sobie do gustu.
-To w takim razie idę. Spotykamy się przed Wejściem Głównym? - spytał, ciesząc się. Ja na to tylko pokiwałam głową. Pożegnaliśmy się i wyszłam z biblioteki kierując się w stronę lochów. Chyba to był dobry dzień dla mnie: mało lekcji, dużo zadania domowego, wyjście do Hogsmeade. Jednak szybko mi dobry humor znikł. Przystanęłam. W zasięgu mojego wzroku stał Draco wraz ze swoimi przyjaciółmi. Śmiali się i wygłupiali. Przechodzący obok  pierwszoroczni z trwogą na nich patrzyli i szybko przechodzili, niemal biegiem. Zdążyłam zauważyć, że wśród nich przodował Teodor Nott, a Diabła nigdzie nie było widać. Dziwne. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam prosto przed siebie. Czemu ja się tak spięłam? Przecież to tylko gówniarze, nie mogą mi podskoczyć. Przeszłam obok nich, gdy usłyszałam:
-Hej ty! Niunia! Dołącz do nas! - przystanęłam. Ten głos kogoś mi przypominał. Obróciłam się i spojrzałam w ich stronę. No tak, Nott. Ten przydupas i lizus. Przekrzywiłam głowę i skrzyżowałam dłonie na piersiach. Wyobraźnia zaczęła mocno działać. W myślach skręcałam temu gnojkowi kark i patrzyłam jak umiera  w męczarniach. Niestety to były tylko moje urojone marzenia.
-Czego? - burknęłam niemiło. Chłopak działał na mnie jak płachta na byka.
-Uuu, patrzcie jaka niemiła. Czas ją nauczyć szacunku do mężczyzn. - tu Teodor zaśmiał się szaleńczo. Podwinął rękawy i powoli zbliżał się do mnie. Ja tylko otaksowałam go spojrzeniem. Typowy samiec. Gotowy na kopulację w każdym miejscu.
-PRZESTAŃ! - ocknęłam się z rozmyślań i zamrugałam powiekami szybko. Przede mną stał Draco. Miał wyciągniętą różdżkę w kierunku Notta. Blondyn był dużo wyższy ode mnie i lepiej zbudowany dzięki regularnym treningom quidditcha.
-Smoku no, uspokój się. Nie widzisz jak się do mnie odzywa? - tu Nott zrobił godną pożałowania minę lizusa.
-Może i widzę, może i nie. Masz się od niej odczepić, jasne? - syknął groźnie Malfoy, przytykając różdżkę do jego gardła. Ten przełknął głośno ślinę i wyjąkał:
-J-jasne. - i odszedł, a raczej odbiegł gdzie pieprz rośnie.
-Yyy, co to było? - szok prawie odebrał mi mowę. Od kilkunastu dni nie odzywaliśmy do siebie, a tu nagle takie coś.
-Nott od pewnego czasu sobie zagrabia u mnie. A dzisiaj pokazał na co naprawdę go stać. - z pewnym ukojeniem słuchałam jego głosu. Dawno go nie słyszałam. -Wszystko okej? - chyba zauważył, że przymknęłam oczy i wsłuchiwałam się w barwę jego głosu. Odchrząknęłam.
-Tak, tak. Ja...muszę...- cofnęłam się kilka kroków i czym prędzej czmychnęłam przed siebie. Oddech przyspieszał mi z każdym przebiegniętym metrem, a serce waliło mi jak młot. Przed czym ja tak właściwie uciekałam? Schowałam się za pobliskim rogiem i oparłam  o zimną, wilgotną ścianę. Powoli zsunęłam się po niej aż pacnęłam o podłogę. Nie zwracałam uwagi na chłód jaki od niej bił. Ukryłam twarz w dłoniach. To nie powinno się wogóle wydarzyć. Nie powinnam spotkać Malfoya wtedy w Londynie. Przez te kilkanaście dni czułam, że ciągnie mnie do niego, ale bałam się wziąść sprawy w swoje ręce. A teraz miałam go na wyciągnięcie dłoni i nie skorzystałam tylko stchórzyłam i uciekłam. Gorące łzy zniekształciły mi pole widzenia i spłynęły pojedynczymi kroplami po moich policzkach. Czyli jednak potępienie było mi pisane...
Tymczasem:
Młody blondyn stał pośrodku korytarza patrząc w kierunku którym wybiegła brunetka. Zdziwiło go jej zachowanie. Nigdy dziewczyny nie zachowywały się tak w jego obecności. Zwłaszcza jeśli zostały dopiero co odratowane z łap napastliwego zboczeńca jakim niewątpliwie był Nott. Chłopak wydął wargi w zamyśleniu. Zawsze tak robił, gdy nad czymś głęboko się zastanawiał. Ta dziewczyna, bodajże Elena...Chyba skądś ją znał. Ta twarz, te osadzone, piwne oczy i długie, czekoladowe, spływające wzdłuż jej pleców włosy. Kogoś takiego się nie zapomina....
-Jeszcze będziesz moja. - mruknął pod nosem i odszedł w przeciwnym kierunku.

2 komentarze:

  1. Mam nadzieje, ze Draco się nie podda i zdobędzie Elenę! Oni naprawdę do siebie pasują, byliby świetną parą!

    OdpowiedzUsuń