poniedziałek, 31 marca 2014

Liar.

Następnego dnia:
Wtuliłam twarz w poduszkę mocno przesyconą perfumami mojego ukochanego. Nie chciało mi się wstawać, czułam się tak rozkosznie zrelaksowana, a ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Leżałam na ogromnym łożu pod cienką, jedwabną kołdrą w kolorze butelkowej zieleni. Wciąż miałam przymknięte powieki, a w głowie obraz wczorajszej nocy. Gorącej nocy. Uśmiechnęłam się do siebie. Włożyłam dłoń pod poduszkę i umościłam się wygodniej. Ciało przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu bolało mnie jakby przebiegło przeze mnie stado nosorożców, ale było warto.  Chciałam ten dzień spędzić w łóżku. Z Malfoyem. Cienka tkanina zakrywała połowę mego boskiego ciała, a reszta była całkowicie odkryta. Mruknęłam coś niewyraźnie pod nosem, wyciągając rękę, aby się przytulić do gorącego torsu Draco. Jednak spotkało mnie rozczarowanie. Uchyliłam powiekę. Obok mnie nikogo nie było. Pod palcami czułam chłód i brak drugiego ciała. Uniosłam głowę i potarłam dłońmi oczy. Przewróciłam się na plecy, ciężko wzdychając. A czego mogłam się spodziewać? Że zostanie i znów szepnie do mnie te magiczne słowa: Kocham Cię? Głupia jesteś, Eleno. Podniosłam się na łokciach i zakryłam się szczelniej kołdrą z zamiarem wstania, ale wejście Malfoya skutecznie mi to uniemożliwiło. Jego mlecznobiała skóra pokryta siatką niewidocznych dla ludzkiego oka blizn stanowiła jedyny jasny punkt w półciemnym pokoju. Podszedł bliżej do posłania, na którym obecnie siedziałam ciasno owinięta kołdrą. Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu. Kątem oka zauważyłam jak w dłoni trzyma szklankę z bursztynowym płynem. Znów na niego spojrzałam. Stalowoszare tęczówki prześwietlały mnie na wylot jakby chciały mi coś powiedzieć. Oparłam się plecami o hebanowe wykończenie łóżka. Spocone plecy lekko się do niego lepiły, ale przynajmniej nie było mi już tak gorąco. Uniósł lekkim ruchem dłoń ze szklanką i upił łyk. Jego grdyka poruszyła się. Mogłabym tak godzinami go podziwiać. Oparłam głowę o zagłówek i spod przymkniętych powiek obserwowałam każdy jego ruch, każdy gest.
-Nie musisz mi się tak przyglądać. Wiem, że jestem przystojny. - odezwał się po dłuższej chwili blondyn ze swoim malfoyowskim uśmieszkiem na twarzy. Wywróciłam oczami do góry.
-Nie musisz sobie tak pochlebiać, bo Ci ego zaraz pęknie. - odgryzłam się ze słodkim uśmiechem przylepionym do twarzy. Chłopak usiadł w ciemnozielonym fotelu, milcząc. O dziwo nie strzelił jakąś celną ripostą tylko wprost przeciwnie. Zamyślił się. Uniosłam brew.
-Prawdziwa z Ciebie Ślizgonka, Eleno. - odparł tylko, patrząc się na mnie z zamyślonym wzrokiem. Nie umiałam pozbyć się wrażenia, że to spojrzenie taksuje mnie i ocenia. Wstałam z łóżka, nadal owinięta butelkowozieloną kołdrą. Czułam się dziwnie skrępowana w jego obecności. To było o tyle dziwne, że spędziliśmy razem noc i Draco widział mnie już nagą.
-Dzięki. - jedynie to zdołałam z siebie wydusić. Spuściłam wzrok na podłogę i chcąc udać się do łazienki, schyliłam się, aby pozbierać moje porozrzucane ubrania.
-Zaczekaj.- usłyszałam i błyskawicznie się odwróciłam. Nie spodziewałam się, że może stać tak blisko mnie. Wyraźnie słyszałam miarowe bicie jego serca, przepływ krwi w żyłach, słodką woń świeżo umytego ciała oraz ten jego niepowtarzalny zapach. Uniosłam głowę do góry, aby znów zatonąć w stalowoszarych tęczówkach. Musnął palcami mój policzek. Nachylił się i ponownie mogłam smakować jego usta. Delikatnie, z wyczuciem poznawał moje wargi na nowo. Chwycił w dłonie moją twarz i pocałunki stawały się coraz bardziej żarliwe i wygłodniałe. Moje ręce objęły jego szyję i przyciągnęły go do mnie. Dłonie chłopaka zjechały na dół, do krawędzi kołdry. Poluzował ją nieco przez co opadła cicho na podłogę.
-Jesteś taka piękna...-szepnął z pewną dozą zachwytu Draco, przejeżdżając palcem wzdłuż ciepłego ciała. Zadrżałam (napewno nie z zimna, które aż biło od chłodnych framug dormitorium). Przytuliłam się do niego. Nie znajdywałam słów na to, jaki jest on wspaniały.
-Nie aż tak piękna jak ty. - odparłam z prostotą, unosząc głowę, aby popatrzeć w jego lśniące oczy. Uśmiechnął się na te słowa, przez co jego twarz jakby pojaśniała. Chodzący anioł.
-Nie prowokuj mnie, kociaku. - zamruczał, obdarzając moją szyję pocałunkami jak i malinkami. Westchnęłam z rozkoszy. Zamknęłam oczy i oddawałam się błogiemu lenistwu. Jednak nie dane nam było tego porządnie przeżyć, bo ktoś zaczął się dobijać do drzwi dormitorium Malfoya. Blondyn warknął z irytacji.
-Ubierz się. - rzucił do mnie, a sam poszedł otworzyć. (Warto zauważyć, że był w samych czarnych bokserkach). Skorzystałam z jego rady i zniknęłam w bardzo obszernym pomieszczeniu zwanym potocznie łazienką. Ale to co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania: pokryta czarnym kamieniem ogromna łazienka robiła wrażenie. Zrobiłam parę drobnych kroczków i rozejrzałam się. Ogromne, podwójne lustro wisiało nad nowocześnie urządząną umywalką. Naprzeciwko stała bardzo duża wanna, a przy niej korki z różnymi żelami pod prysznic: od cytrusowych poprzez malinowe kończąc na jabłkowych. Zostawiłam rzeczy na ubikacji. Podeszłam do wanny i puściłam kurek z gorącą wodą.  Czekając, aż woda wypełni wannę, przysiadłam na jej brzegu, rozmyślając. Zerknęłam w lustro. Zobaczyłam samą siebie z marsową miną, przygryzającą dolną wargę. Brwi w jednej linii świadczyły o głębokim zamyśleniu. Wciąż byłam idealna i piękna, ale to tylko pozory. Wewnątrznie byłam rozbita, a noc spędzona z Draconem była tylko ukoronowaniem mojego bardzo pechowego życia. Czułam teraz wyraźnie, że coś w niedługim czasie się wydarzy i zmieni to moje życie na zawsze. Wróciłam myślami do teraźniejszości i wlałam swój ulubiony fiołkowy olejek. Momentalnie łazienkę wypełnił słodki zapach fiołków. Przymknęłam oczy i odetchnęłam. Ten zapach kojarzył mi się z dzieciństwem, kiedy każde lato spędzałam u mojej ukochanej babci, która hodowała lawendę i właśnie fiołki. Wspomnienie wiejskiego domku babci i otaczających go pól i lasów spowodował, że chciałam się rozpłakać jak dziecko. Wskoczyłam do wanny wypełnionej po brzegi gorącą wodą i aromatyczną pianą. Zanurkowałam pod wodę.
Tymczasem:
-Czego? - warknął Draco, opierając się nonszalancko o framugę drzwi. Nie przeszkadzało mu to, że jest prawie nagi, jeśli nie licząc pospiesznie włożonych bokserek. Z irytacją wpatrywał się w stojącego za drzwiami Damona Salvatore. Nie dość, że torturował Elenę, JEGO Elenę, to miał czelność jeszcze tu przychodzić.
-Przyszedłem zobaczyć Elenę. I nie waż mi się sprzeciwiać, szczeniaku. - odpowiedział zimno Damon robiąc krok do przodu. Draco przodował jedynie w jednej rzeczy: wzroście. Górował znacznie nad mniejszym wampirem, który odznaczał się szybkością i refleksem. Blondyn zmrużył niebezpiecznie oczy:
-Niby z jakiej racji mam Cię wpuścić do mojego dormitorium? - skrzyżował lekceważąco ręce na torsie, wpatrując się bezczelnie prosto w oczy wampira.
-Po pierwsze: nie tym tonem gówniarzu. Po drugie: jestem Twoim nauczycielem i należy mi się szacunek, a po trzecie: masz kogoś, kto należy do mnie. - odpowiedział lodowato Damon.
-Elena nie należy do Ciebie i nigdy należeć nie będzie! Jest moja i tylko moja, a Tobie wara od niej! - Draco zacisnął dłonie w pięści.
-A ty jakie masz do niej prawo? Przecież ty jej WOGÓLE NIE ZNASZ! - ostatnie słowa Damon niemal wypluł z pogardą. W głębi duszy bolało go, że dziewczyna wybrała platynowego blondaska zamiast dać mu jakąkolwiek szansę. Nie mógł ukazać ponownie swojej słabości tak jak przed 170 laty, kiedy po raz pierwszy zobaczył Katherine. Wtedy był słabym, bezbronnym człowiekiem, a teraz żądnym krwi, zabójczo przystojnym wampirem, na którego leciała każda laska. Dopiero przy Elenie jego człowiecza strona obudziła się.
-Co tu się dzieje? - obydwoje natychmiast spojrzeli w tym samym kierunku. Pośrodku pokoju stała Elena odziana jedynie w czarno-szmaragdowy ręcznik, a woda skapywała z jej mokrych włosów.  Jej czekoladowe oczy wpatrywały się w nich z uwagą i lekką dezorientacją. Damon nie potrafił wykrztusić ani jednego słowa, podobnie Draco. Obydwoje wpatrywali się we mnie jak w jakieś bóstwo. Poczułam się nieco zażenowana i spuściłam wzrok na bose stopy. Niespodziewałam się, że po tym wszystkim Damon jeszcze mi się pokaże.
-Możemy porozmawiać? - dobiegł mnie nieśmiały (?!) głos czarnowłosego. Uniosłam ponownie głowę i spojrzałam w niebieskie niczym ocean oczy dawnego ukochanego. I wtedy mnie trafiło: ja już mu dawno wybaczyłam. To dla mojego dobra chciał mnie spowrotem przywrócić. Przygryzłam znów wargę.
-Dobrze, daj mi się tylko ubrać i poczekaj tam na mnie. - postanowiłam i wróciłam do łazienki, gdzie pospiesznie się ubrałam w nieprzykuwającą uwagi, beżową sukienkę do kolan, czarne balerinki i kremowy sweterek. Włosy rozczesałam i wysuszyłam za pomocą różdżki i  skręciłam w efektowny koczek tuż przy karku. Wyszłam z pomieszczenia i zwróciłam się do mojego chłopaka:
-Nie martw się. Dam sobie rady. - cmoknęłam go w policzek i szepnęłam do ucha: -Kocham Cię. - po tych słowach, zostawiłam złego i rozżalonego moim postępowaniem Smoka i chwyciłam Damona za rękę.
-Chodźmy. - po tych słowach zniknęliśmy na piętrze.

wtorek, 25 marca 2014

'Cause You Are My Heaven. [+18]

Kilkanaście minut potem dotarliśmy do ciemnego domitorium Dracona, który jako Prefekt Naczelny miał przywilej, że posiadał osobny pokój do własnej dyspozycji. Jego mocny uścisk na moim nadgarstku, przypominał mi po co tu jesteśmy. Nie zdążyłam się rozejrzeć, bo Draco dość mocno mnie popchnął na łóżko. Z cichym okrzykiem opadłam na nie. Stanął tuż przy łóżku w dość znaczącej pozie.
-To co teraz mam z Tobą zrobić, panienko Gilbert? - szepnął zaczepnym tonem, oblizując swoje wargi. Oczy jeszcze bardziej pociemniały (o ile jeszcze to możliwe). W pokoju panował półmrok, przez co nic więcej nie mogłam zobaczyć. Podparłam się na łokciach i rozchyliłam nogi. Przygryzłam wargę.
-Rób co chcesz z moim ciałem...-zamruczałam jak rasowa kocica, uchylając nieco mojej bluzki. Odchyliłam głowę do tyłu, pozwalając włosom spłynąć na butelkowozieloną, aksamitną kołdrę niczym rzeka.
"So do what you want. What you want with my body. Do what you want. Don't stop, let's party. Do what you want, What you want with my body. Do what you want. What you want with my body."
Ślizgon nie czekał już dłużej na nic. Rozpiął pasek od swoich dżinsów, które potem cicho opadły na podłogę. Po chwili opadł na mnie, całując namiętnie w usta. Oddechy przyspieszyły. Wczepiłam dłonie w jego miękkie, platynowe włosy robiąc mu misz masz na głowie. Przygryzłam jego wargę. Warknął. Jego smukłe palce powędrowały od miseczek biustonosza do rozporka moich spodni. Serce waliło mi jak młot, a krew szumiała w uszach.  Chciałam tylko jednego: gorącego, całonocnego seksu. Z moim własnym bogiem seksu. Szybkimi ruchami rozerwałam mu koszulę, aż się posypały guziki.
-Dzisiejszej nocy uczynię Cię tylko moim. - szepnęłam cicho, przesuwając dłońmi po jego idealnej muskulaturze. Ślizgon rozpiął mi spodnie i zsunął je, aby nam obydwojgu było wygodnie. Teraz nie miałam na sobie praktycznie nic oprócz skąpych majtek i wyzywającego, czarnego, koronkowego stanika. Draco był w czarnych bokserkach. Nachylił się i wilgotnymi ustami naznaczał sobie drogę od krawędzi majtek po przerwę między moimi piersiami aż po szyję. Przymknęłam oczy, aby rozkoszować się przyjemnością jaką dawał mi ukochany.
Jeden pocałunek.
Drugi pocałunek.
Trzeci pocałunek.
Draco chwycił moje nogi za kostki i umieścił je sobie na biodrach. Zlustrował mnie głodnym spojrzeniem i wrócił do obcałowywania mego ciała.
"Hot as a fever, rattling bones. I could just taste it. Taste it. If it's not forever, if it's just tonight. Oh it's still the greatest."
Gorącym i wilgotnym językiem zostawił mokry ślad na brzuchu. Potem niemal się przyssał się do mojej szyi, a ja wydawałam z siebie bliżej nieokreślone dźwięki. Jego dłoń złączyła się z moją jakby były jednością. Wyczuwałam wyraźnie jego twardniejącą męskość co mnie jeszcze bardziej podnieciło. Szybkim ruchem zrzuciłam z niego bokserki, które wylądowały gdzieś w kącie pokoju. Przyciągnęłam go do siebie.
-Bierz mnie. - wyszeptałam ochryple, patrząc na jego zaróżowione policzki, błyszczące oczy i rozchylone usta. Na te słowa chłopak uśmiechnął się znacząco, jednak wstał z łóżka. Mogłam do woli podziwiać jego boskie, muskularne dzięki regularnym treningom quidditcha ciało. Wyciągnął różdżkę i wyszeptał zaklęcia: wyciszające i blokujące drzwi tak, że nikt nie mógł nam przeszkodzić. Obrócił się i rzucił na mnie przygniatając w niedźwiedzim uścisku.
-Kocham Cię, słyszysz? To nie przypadek, że jesteśmy razem...-ustami zjechał wzdłuż mojej szyi kończąc na obojczyku. Dłońmi masowałam mu plecy. Pod palcami wyczuwałam każdy drgający mięsień pod jego mlecznobiałą skórą. Cicho jęknęłam, czując jak jego dłonie dotykają każdy rozpalony niemal do białości fragment ciała. Wygięłam się w łuk, aby przylgnąć do niego jak najbliżej. Językiem zatoczył okrąg wokół mego sutka.  Byłam już niemalże na granicy szaleństwa i obłędu. Jego dotyk, zapach podnieconego ciała, czułe słówka szeptane mi do ucha sprawiały, że czułam się jedyna w swoim rodzaju, wyróżniona, że mogłam być takim chłopakiem jakim bez wątpienia był Draco. Wpadłam. I to głęboko po uszy. Popatrzyłam się w jego przepiękne, stalowoszare oczy przepełnione miłością, zachwytem, pożądaniem i podnieceniem za jednym razem. Tyle emocji kłębiło się w tym młodym mężczyźnie, który od dzieciństwa był nauczony ukrywać swoje emocje. Pogłaskałam go czule po policzku. Wpasował się idealnie w moją dłoń i zamruczał jak kot.
-Pieprz mnie aż zobaczę gwiazdy.- liznęłam jego ucho. Dłonią zeszłam na niższe partie ciała Dracona i chwyciłam jego męskość. Zassał głośno powietrze. Uwielbiałam widzieć go w stanie totalnego niekontrolowania emocji. Był przy tym taki drapieżny i cholernie seksowny. Patrzyłam jak urzeczona jak chwyta moją nogę i obdarza milionem pocałunków stopę, pojedyncze palce. Potem pocałunki przeniosły się na kostkę, kolano aż do wewnętrznych stron ud. Zacisnęłam dłonie na pościeli. Oddech przyspieszył. Chłopak pocałował delikatnie moje gorące i wilgotne już łono. Jęknęłam.  Napięcie, które narastało teraz kumulowało się, aby wybuchnąć niczym opóźniony zapłon. Po chwili jego język zaczął penetrować moje mokre wnętrze. Jęczałam coraz głośniej jego imię niemal jak litanię.
"Moje uda rozchylone, moje piersi tak cię podniecają! Moje usta rozpalone, moje biodra już Ci spać nie dają! "
Drżącymi dłońmi ściągnął nędzny skrawek materiału zwany potocznie majtkami. Odrzucił go gdzieś za siebie, nie odrywając wygłodniałego wzroku z mojego nagiego ciała.  Nasze usta ponownie się odnalazły. Nasze języki walczące o dominację. Ciało zderzające się co jakiś czas z drugim ciałem.  Krople potu spływające po nagich plecach. Zapach seksu i dwóch spragnionych siebie ludzi. Dziewczyna i chłopak. Jedno przeznaczenie. Smok przejechał dłońmi po moim zgrabnym tyłku.
-Moja, nareszcie moja. - mówił jakby w transie sam do siebie. Lustrował mnie wzrokiem od góry do dołu. Przygwoździł do łóżka, uniósł moje nogi do góry i umieścił je na swoich biodrach. Ten moment musiał się stać. Wbił się we mnie nieoczekiwanie, wzbudzając cichy okrzyk z mojej strony. Nie byłam dziewicą, co to to nie. Chłopak zaczął poruszać biodrami, powodując kakafonię dźwięków, jęków i bulgotów. Uczucie błogiej rozkoszy zalewało mnie falami. Westchnęłam.
-Och, Draco, mocniej....Taaak, o żesz....TAK!! - z mojego gardła wydobywały się niewyartykułowane dźwięki, których ja nie poznawałam. Seks z Malfoyem wyzwalał wszystkie najdziksze instynkty, które były do tej pory uśpione. Krzyknęłam, gdy pchnął mocniej. Zapach spoconego i podnieconego ciała to było to. Rozgrzana do czerwoności, wypchnęłam biodra do przodu. Chłopak zaczął zlizywać pot z mego ciała. Przerwał, obserwując moją reakcję. Ale ja już byłam w innym świecie.  Oparłam dłonie o jego ramiona i w wampirzym tempie zmieniliśmy pozycję: teraz ja siedziałam na nim.
-To co? Zabawimy się w ujeżdżanie? - przygryzłam prowokacyjnie wargę, wiedząc jak to działa na Dracona. Leżał pode mną kompletnie bezbronny i rozpalony do granic możliwości. Paznokciami przejechałam przez jego umięśnioną klatkę piersiową zostawiając czerwone ślady. Ostrożnie nabiłam się na jego sterczącego penisa. Chłopak sapnął. To była moja szansa. Biodrami wykonywałam ruchu w przód i tył. Przód i tył. To było takie...przyjemne i podniecające.  Ruchy przyspieszyły, a pomieszczenie wypełniło się naszymi jękami i westchnięciami. Zrobiło się duszno od zapachu naszych perfum, które uderzyły mi do głowy niczym najlepszy szampan oraz splecionych w miłosnym uścisku naszych ciał. Pościel upadła na podłogę, a my kochaliśmy się w najlepsze. Draco obdarowywał mnie pocałunkami, a ja zachłannie wpijałam się raz w jego nabrzmiałe usta, potem zlizywałam pot z ciała, a na końcu sprawiałam mu przyjemność poprzez ssanie penisa. Dźwięki, które z siebie wydawał uświadamiały mi, że nadal żyję i chcę żyć. Dla Niego. Dla Nas. Byliśmy tylko my. Ja i On. Nasz mały raj, do którego dostęp mieliśmy tylko my. Czułam się jak zwierzę, które odczuwa cholernę potrzebę zaspokajania swoich potrzeb.
-Jesteś taka wyuzdana...- Draco dłońmi zaczął mi uciskać piersi. Jęknęłam głośno i wygięłam się w łuk pozwalając, aby robił ze mną co tylko mu się podobało. Wszedł ponownie we mnie, ale tym razem bez ostrzeżenia i zaczął mnie ostro posuwać. Gardło niemalże mi ochrypło od spazmatycznych krzyków i jęków. Byłam blisko.
-Draco...ja...dochodzę...- wyjęczałam, zamykając oczy, rozkoszując się tym wspaniałym uczuciem obezwładniającym moje wymęczone ciało. Pchnął jeszcze raz i obydwoje doszliśmy w tym samym czasie. Jego ciepła sperma opryskała moją kobiecość i wewnętrzną stronę ud. Opadł tuż obok mnie, ciężko oddychając. Nasze dłonie splotły się, a my leżeliśmy obok siebie milcząc. Żadne słowa były niepotrzebne w tej chwili. Magiczna chwila unosiła się nad nami,  my pozwalaliśmy się jej oczarować. Spojrzeliśmy na siebie w tym samym czasie i już wiedzieliśmy. Draco nachylił się i obdarzył czułym pocałunkiem.
-Kocham Cię. I będę cię kochał do końca mego życia. Zawsze i na zawsze. -
"Don't want to live in fear and loathing,
I want to feel like I am floating
Instead of constantly exploding
In fear and loathing..."

piątek, 21 marca 2014

A Drop In The Ocean.

Miesiąc później: {marzec}
"Początek cudowny jest. Ty kochasz i ona też. Na skutek zderzenia ciał straciłeś głowę znów, a potem mijają dni. Za późno by ronić łzy, za późno by przerwać walc tak obojętnych dusz. Z obawy przed pustką - grasz, tak jak większość z nas ."
Tydzień temu zostałam wypuszczona ze Skrzydła Szpitalnego w znacznie lepszej formie. Fizycznej, rzecz jasna. Bo ta psychiczne strona mojego jestestwa jeszcze się nie otrząsła po tamtych wydarzeniach. Odkąd razem z Draco uświadomiliśmy sobie, że się kochamy, zostaliśmy parą. Nie brakło oczywiście nienawistnych spojrzeń ze strony fanek Malfoya, ale przestałam się już tym przejmować. Właśnie szłam wzdłuż korytarza, trzymając za rękę najprzystojniejszego chłopaka w Hogwarcie. Zerknęłam na niego kątem oka. Jego blond włosy opadały mu na czoło, idealnie wyprofilowany nos, kuszące usta i umięśnione ciało. Czego chcieć więcej?
-Obserwujesz mnie. - mruknął do mnie mój ukochany. Kącik jego ust uniósł się do góry.
-Patrzę się na mojego niezwykle przystojnego chłopaka. Nie mogę? - uniosłam brew, uśmiechając się. Draco chwycił mnie w pasie i przyszpilił do ściany, nie zważając na ciekawskie i rozbawione spojrzenia innych uczniów.
-Nawet nie wiesz jak mnie kręci to jak na mnie patrzysz. - szepnął uwodzicielsko, przygryzając mi płatek ucha. Zadrżałam. Boże, jak ten chłopak na mnie działał. Moje nogi ugięły się, ale Draco mocno mnie przytrzymywał w pasie. - Tylko mi tu nie mdlej, księżniczko. - pocałował mnie w mój najwrażliwszy punkt.
-Chyba będę musiała ograniczyć to gapienie się na Ciebie, bo twoje samouwielbienie do siebie zaczyna wzrastać, a na to nie mogę pozwolić, bo robię się zazdrosna. - odparłam słodkim głosem i odepchnęłam go delikatnie od siebie. Ruszyłam przed siebie wzdłuż korytarza pełnego uczniów. Uśmiech przykleił mi się do twarzy i nie mógł zejść. Dawno nie byłam tak szczęśliwa. Odgarnęłam włosy do tyłu i obdarzałam każdego ucznia, uczennicę szerokim uśmiechem. Odwzajemniali je. Życie nareszcie nabrało barw. Mocniej przycisnęłam książki do piersi.
-GILBERT! - Draco zawołał za mną, a ja się automatycznie odwróciłam i spojrzałam na niego pytająco. Ten z zawiadiackim uśmiechem i rozwianą grzywką, zawołał:
-KOCHAM CIĘ! - reszta studentów stanęła w miejscu obserwując mnie i jego z zaciekawieniem. Zarumieniłam się. Harry wraz z przyjaciółmi stali nieco dalej ode mnie i patrzyli się z róznymi emocjami na twarzach: od rozbawienia po irytację i nienawiść. Zerknęłam w ich kierunku. Jeden z bliźniaków, prawdopodobnie Fred mrugnął do mnie. Wywróciłam oczami do góry i zachichotałam. A wracając do Draco....
-Ja Ciebie też, wariacie. A teraz chodźmy, bo się na lekcje spóźnimy. - chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę klasy do transmutacji. Na korytarzu ponownie zapadł szkolny harmider. Blondyn przyciągnął mnie do siebie i obdarzył namiętnym pocałunkiem. Jego miękkie i ciepłe usta napierały na moje. Zarzuciłam ręce na jego szyję i pogłębiłam pocałunek. Uwielbiałam to uczucie, gdy się całowaliśmy. To zatracenie, poczucie, że czas jakby stanął dla nas w miejscu. Byliśmy tylko my. Ja i on. Ślizgon i Ślizgonka. Już na zawsze. Za naszymi plecami rozległo się znaczące chrząknięcie. Natychmiast się oderwaliśmy od siebie. Przed nami stała profesor McGonagall z dezaprobującą miną na twarzy. Zawstydziłam się i spuściłam wzrok na moje tenisówki. Pewnie teraz musiałam wyglądać jak burak. Za to Draco stał z uniesioną wysoko głową i pewnym uśmiechem na twarzy.
-Panno Gilbert, panie Malfoy...Na amory przyjdzie jeszcze czas, a teraz na lekcję. - nauczycielka otworzyła drzwi, oczekując aż wszyscy jej uczniowie wejdą do środka. Ja natychmiast czmychnęłam przed jej czujnym wzrokiem. Jednak nie dane mi było samej w spokoju zasiąść do ławy, bo ktoś chwycił mnie za biodra i skradł całusa w policzek.
-Draco...uspokój się. - skarciłam go, ale w głębi duszy byłam zadowolona. Chłopak spojrzał na mnie z miną zbitego psa.  -Idź już. - popchnęłam go w stronę ławki, w której zazwyczaj siedział z Diabłem, którego nie widziałam ani razu od miesiąca. Zaniepokoiło mnie to, ale mój chłopak uspokoił mnie twierdząc, że wyjechał do rodziców do północnej Anglii. Nie przekonało mnie to zbytnio, no ale cóż miałam zrobić. Uwierzyłam. Choć niepokoiłam się o Blaise'a. Nie zasłużył sobie na takie coś co mu wywinęła Victoria, moja była przyjaciółka, która aktualnie siedziała w ławce przede mną z Lavender Brown, naczelną siksą Gryffindoru. Usiadłam w ostatniej ławce i zaczęłam się rozpakowywać. Siedziałam sama. Nie przeszkadzało mi to. Mogłam się skupić na lekcji, a nie słuchać chichotów jakieś pustej panny. Wyciągnęłam pergamin, kałamarz i pióro oraz różdżkę.
-Można się przysiąść? - usłyszałam nad sobą czyjś męski, ciepły głos. Uniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą uśmiechającego się Freda (albo George'a). Jego rude włosy zawiadiacko były roztrzepane, a do tego ciepłe, czekoladowe tęczówki...Siedziałam z otwartymi ustami, zapewne wyglądając jak dziewczyna, która zobaczyła swojego idola.
-J-jasne...- odchrząknęłam i uśmiechnęłam się blado. Chłopak przysiadł się do mnie, a ja jak to ja zerknęłam w stronę Malfoya. Ślizgon niemal mordował Weasleya wzrokiem.  Zacisnął dłoń na swojej różdżce aż mu kłykcie pobielały.  Wyglądał jakby miał zamiar dokonać masowego morderstwa. Odwróciłam wzrok, aby już nie widzieć zazdrosnej miny ukochanego.
-A teraz zaczniemy omawiać animagów i jak przeobrazić przedmiot w zwierzę....- zaczęła McGonagall, a ja po jakiś 10 minutach przestałam jej słuchać. Pióro zawisło nad pergaminem. Myślenie totalnie mi wysiadło. Zerknęłam kątem oka na mojego sąsiada. Fred sobie nic z tego nie robił i siedział rozluźniony. Spostrzegł, że się na niego patrzę i mrugnął do mnie okiem.
-A więc to ty jesteś słynna Elena Gilbert, dziewczyna Arystokraty? - zwrócił się do mnie przyjaznym tonem, opierając się o blat ławki. Ja z początku nie wiedziałam co powiedzieć.
-Aaa...ja...Po pierwsze: nie jestem słynna, a po drugie: ten arystokrata ma imię. I tak, jestem jego dziewczyną. A ty jesteś....Fred? - zaryzykowałam, patrząc się na niego. Zaskoczyłam go.
-Jak mnie poznałaś? - spytał zaintrygowany, przybliżając się do mnie.
-Twój brat ma jaśniejsze tęczówki. - odparłam z prostotą. Teraz niemal się stykaliśmy nosami. Fred już miał odpowiedzieć, gdy usłyszeliśmy jakiś huk. Odskoczyliśmy od siebie. Okazało się, że to Draco przez "przypadek" wywrócił kałamarz. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, przełknęłam głośno ślinę. Malfoy był cholernie zazdrosny i wściekły.
-Panie Malfoy, co pan robi? - głos nauczycielki dotarł do mnie jakby zza ściany.
-Nic. Tylko mi kałamarz spadł. - mruknął blondyn, spowrotem siadając na swoim miejscu. Każdy głupi by mu nie uwierzył. Widać było, że on to specjalnie zrobił, aby zwrócić moją uwagę. Do końca lekcji się do mnie nie odwrócił, a ja pilnie notowałam każde słowo nauczycielki transmutacji. Po 10 minutach rozległ się dzwonek i uczniowie zaczęli się pakować i zapanował znajomy gwar. Jako jedna z pierwszych opuściłam pomieszczenie, nie chcąc ryzykować spotkania z wściekłym Draco. Poprawiłam ramiączko torby i pognałam do jakiegoś mało uczęszczanego korytarza. Stanęłam, stabilizując oddech. Coraz częściej łapałam się na tym, że bardzo szybko się męczę. Rzuciłam torbę na zakurzoną podłogę i osunęłam się po ścianie aż klapnęłam tuż obok mojej szkolnej torby. Przeczesałam palcami moje włosy.
"Sabotaż to twoja broń, chcesz zniszczyć mnie, więc teraz doskonale wiem, w którą stronę chcę biec. Sabotaż - teraz cofnij się, nie boję się. Sabotaż to twoja broń więc patrz -nie poddam się...."
"Kolejny raz słyszę strzał w mojej głowie. Jak długo ciągnąć to mam, życie na linii ognia. Wygrana to twój cel, choć wojna toczy się codziennie, od nowa, od nowa, od nowa. Od jutra będą znów nowe dni, lepsze dni. Wierzę w to z całych sił."
Ukryłam twarz między swoimi kolanami. Szum krwi wyraźnie przeszkadzał mi w skupieniu się. Co ja miałam robić? Być wampirem, czarownicą czy człowiekiem? Z jednej strony chciałam być z Damonem całą wieczność, z drugiej zaprzeczałam samej sobie i chciałam pozostać czarownicą i być z Draconem, który aktualnie był całym moim szczęściem. Nie potrafiłam go rzucić, bo totalnie mnie zauroczył. Wpadłam. Zakochałam się po uszy. Wyprostowałam nogi. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki. Nie zareagowałam. Poznawałam kto idzie. Błogi uśmiech wypłynął mi na usta.
-Elena....Jezu, zniknęłaś, bałem się, że coś ci się stało....Co tu właściwie robisz? - blondyn zalał mnie pytaniami i przykucnął przy mnie. Delikatnym ruchem odgarnął mi włosy i umieścił je za moim uchem. Przymknęłam oczy. Jego bliskość, ciepło ciała, jego zapach nakręcał mnie niesamowicie. Oddech przyspieszył. Przełknęłam ślinę. Nie mogłam już dłużej wytrzymać. Jeden wdech, drugi wydech....Zacisnęłam dłonie w pięści.
-Wiem, że ty też tego chcesz....- usłyszałam czyjś szept. Czyżbym wariowała?  Spojrzałam w oczy mojego chłopaka. Przyciemniały z pożądania. Rozchylił wargi i powolnym ruchem oblizał swoje wargi. To spowodowało, że straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Rzuciłam się na niego, przygniatając go do zimnej posadzki. Przywarłam wargami do jego warg. Wpakowałam język do jego. Jęknęłam. To było takie cholernie podniecające. Nasze języki rozpoczęły powolny, zmysłowy taniec. Draco wplótł swoją dłoń w moje włosy, a drugą wodził po moim ciele, kończąc na tyłku. Poruszyłam delikatnie biodrami.
-Ty chyba chcesz, abym Cię wziął tu i teraz. - wysapał Smok, uciskając dłońmi mój zgrabny tyłeczek. Tuż przy moim czułym miejscu poczułam jego wzrastającą męskość. Zamruczałam.
-Gdziekolwiek. - szepnęłam ochryple, patrząc w jego błyszczące, stalowoszare oczy pokryte mgiełką pożądania.
-Może do mnie? - zaproponował, odpinając górną część bluzki, ukazując przy tym mój czarny, nieco wyzywający stanik. Usiadłam na nim okrakiem. Obydwoje mieliśmy przyspieszone oddechy, a pożądanie płynęło wraz z naszą krwią.
-Chcę cię tu i teraz, ale to kusząca propozycja. - uśmiechnęłam się zalotnie, rozchylając jeszcze bardziej rozpiętą bluzkę. Podnieśliśmy się do pozycji stojącej.  Chwyciłam jego wyciągniętą dłoń.
-Dziś sprawię, że będziesz krzyczeć. - szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek. Zadrżałam. Wzięłam moją torbę i pobiegliśmy przed siebie.

środa, 19 marca 2014

Please, Don't Leave Me.

Że co? Jego kuzynka? O co w tym wszystkim chodziło? Zaskoczona patrzyłam się to na niego, to na nią. Dziewczyna stała tuż przed blondynem z uśmiechem na twarzy, który jednak nie obejmował oczu, które pozostawały zimne jak lód. No tak, krew Malfoyów.
-Jestem Charlotte Miller, kuzynka Draco. - przedstawiła się z wymuszonym uśmiechem na twarzy, wyciągając w moją stronę smukłą, zadbaną dłoń z pomalowanymi na turkusowo paznokciami. Również ja z przyklejonym uśmiechem potrząsłam jej dłonią, która tak jak się spodziewałam była zimna. Chodzący sopel lodu. Draco blado się uśmiechnął.
-A właściwie co tu robisz? Myślałem, że nadal jesteś we Francji...- zwrócił się do pięknej blondynki, która wyglądała jakby dopiero co wyszła z wybiegu.
- Postanowiłam odwiedzić mojego dawno nie widzianego kuzyna, czy to coś złego? - dziewczyna uniosła idealnie wyregulowaną brew. Wstałam. Obydwoje spojrzeli na mnie. Czułam się potwornie niezręcznie słuchając rozmowy Smoka z Charlotte. To nie była moja sprawa, nie należałam do ich rodziny.
-Ja już chyba pójdę. Muszę iść do Skrzydła Szpitalnego. I nie. Nie musisz mnie odprowadzać. - dodałam pospiesznie, widząc jak Draco chce coś powiedzieć i podnosi się z murku. Odwróciłam się na pięcie i powoli odeszłam korytarzem, czasem przytrzymując się ścian. Nadal kręciło mi się w głowie i naciągały mnie mdłości. W końcu potknęłam się o własne nogi i runęłam na podłogę. Przed oczami pojawiły się czarne mroczki.
-Elena! - usłyszałam czyjeś pospiesznego kroki, a po chwili dopadł mnie Draco. Odgarnął kosmyki włosów z mojej twarzy. Czoło pokryło się potem. Brak krwi bardzo mi doskwierał. Czułam jak gardło trawi ogień, a żyły wydają się puste. Chrapliwie oddychałam.
-Mówiłem. A jak już coś mówię to zawsze mam rację. - powiedział zaniepokojony Draco, unosząc mnie do góry. Nie odpowiedziałam ale w głębi duszy się zgadzałam.
*******************
Pokój Damona, a raczej profesora Scotisha raził aż bogactwem i przepychem aż do totalnego porzygu. Jednak tym razem mrok ogarniał pomieszczenie, a złote dodatki zniknęły. Wampir siedział w czarnym, skórzanym fotelu, trzymając w dłoni szklankę z burbonę, a karafka z tym trunkiem stała tuż przed nim na stoliku. Siedział  wygodnie rozparty w luźnej pozie, zastanawiając się nad jedną rzeczą: co zrobił takiego, że Elena nie chciała znów do niego wrócić? Byli sobie przeznaczeni. Wyobraził sobie jej piękne, długie włosy o odcieniu mlecznej czekolady, jej śmiejące się oczy, kuszące i słodkie usta, które wypowiadały w jego kierunku dwa słowa: Kocham Cię. Westchnął cicho. To pod jej wpływem się zmienił: już nie bawił się ludźmi, nie atakował ich, przerzucił się nawet na krew z torebek. A to wszystko dla niej. Starał się ją chronić przed wszystkim, a to wszystko obróciło się przeciwko niemu. A to przez cholernego Pierwotnego, który postanowił mu uprzykrzyć życie, sypiając z Eleną. Pomimo tego, nadal bardzo mu zależało na niej i chciał, aby wszystko wróciło do normy. Albo przynajmniej można by zacząć od początku. Wyjechać gdzieś i przemyśleć. Damon spojrzał na piętrzący się stos sprawdzianów pierwszorocznych, które musiał sprawdzić. Ugh, nienawidził życia nauczyciela. Nawet tego hogwarckiego. Ale dla Eleny był gotów na kolejne poświęcenie. Wpierw musiał włączyć jej człowieczeństwo. Wpatrzył się w trzaskający ogień w kominku. Elena....właśnie! Wampir gwałtownie powstał z fotela i w wampirzym tempie udał się do piwnic, gdzie zamknął dziewczynę. Kompletnie o niej zapomniał. Jednak stanął jak wryty widząc rozlyglowane drzwi. Ostrożnie wszedł do środka i zobaczył leżące, półotwarte kajdany. Elena zniknęła. Rozejrzał się po pustym pomieszczeniu.
-GDZIE JESTEŚ?! - ryknął z całej siły aż ściany zadrżały. Dziewczyna jakimś sposobem zniknęła.
***********
Powoli wracałam do siebie leżąc na jednym z łóżek w Skrzydle Szpitalnym. Draco wyszedł przed kilkoma minutami, ponieważ pani Pomfrey go wygoniła twierdząc, że potrzebuję spokoju i odpoczynku. Ale ja właśnie JEGO potrzebowałam. Jego bliskości, jego pocałunków. A tak to leżałam samotnie w łóżku, gapiąc się w jeden punkt na suficie. To doprowadzało mnie do skrajnej frustracji i rozpaczy. Przecież ja tu zaraz osiwieję. Włożyłam rękę pod głowę i przymknęłam oczy. Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej, a tortury stosowane przez Damona tylko to przyspieszyły. Samotna łza spłynęła mi po policzku. Wiem, chciał dobrze, ale czemu aż tak?
"Więc lepiej nie rzucać się pod wiatr, Więc lepiej nie walczyć, Gdy tak żal, Głęboko schować prawdę. Uparcie do celu tylko iść, Na innych nie patrzeć...."
Otarłam pospiesznie wierzchem dłoni spływające łzy. Nie będę się rozklejać. Już nie. Fakt, że niewiele mi czasu pozostało tylko mie utwierdzało w tym, że muszę porozmawiać ze Stefanem, Victorią, Damonem, Caroline, Bonnie i Jeremym.  Czas rozwiązać pewne sprawy. Moje ponure rozmyślania przerwało gwałtowne otwarcie drzwi. Spojrzałam w tamtym kierunku. Do szpitala weszli Dumbledore i ....Damon?! Opadłam na poduszki mocno zaskoczona i zaniepokojona. Strach powoli zaczął opanowywać moje ciało na sam widok mojego byłego chłopaka. Zacisnęłam dłonie na pościeli, a usta w cienką linię.
-Jak się pani czuje, panienko Gilbert? - spytał mnie łagodnie starzec, stając tuż przed łóżkiem.
-Już lepiej. - odparłam cicho, unikając natarczywego wzroku Damona, który wpatrywał się we mnie intensywnie.
-Zdecydowała już panienka? - błękitne, niemal szare tęczówki dyrektora wpatrywały się we mnie z napięciem i oczekiwaniem.
-Nie, jeszcze nie. Za dużo miałam na głowie. - tu automatycznie moje palce nawijały się o materiał kołdry. Serce zabiło mi szybciej.
-Masz mało czasu. - ostrzegł mnie Dumbledore. Ja tylko skinęłam na to głową, bo co niby miałam powiedzieć? "Och, już zdecydowałam - będę wampirem?". Chryste, czemu to się wszystko musiało pokomplikować? Spowrotem położyłam się i odwróciłam się od Damona. Nie chciałam go widzieć. Nie teraz. Kojarzył mi się w tej chwili z bezgranicznym bólem i złamanym sercem.
-Wracaj do zdrowia, panienko Eleno. - mrugnął do mnie okiem i wyszedł, zostawiając mnie sam na sam z Damonem.
"I saw a picture of you. Hanging in an empty hallway. I heard a voice that I knew and I couldn't walk away. It sent me back to the end of everything. I tasted all, I tasted all the tears again..."
-Eleno...- szepnął do mnie swoim aksamitnym lekko chropowatym głosem wampir. Poczułam jak materac się ugina pod jego ciężarem.
-Zostaw mnie. - wychlipiałam, czując jak gorące łzy napływają mi do oczu.
-Przepraszam..ja...- nie skończył, bo ja na niego naskoczyłam:
-ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! CHCĘ UŁOŻYĆ SOBIE ŻYCIE BEZ CIEBIE! TERAZ TAK NAGLE TOBIE NA MNIE ZALEŻY?! A JAK MNIE WYRZUCAŁEŚ Z DOMU TO O TYM NIE MYŚLAŁEŚ CO?! POSZEDŁ WON! - wrzasnęłam, wyrzucając cały swój żal do niego. W końcu umilkłam, ciężko dysząc jak po przebiegniętym maratonie. Nienawiść i miłość do niego tryskały ze mnie jak z fontanny.
"Tępy ból w duszy wierci mnie. Był jak Bóg, nie wątpiłam więc kłamca to komplement, zwać cię tak. Nie wiem czy kiedykolwiek już zdrajcy dłoń swoją podam, bo ślepo ufałam, prawdziwie kochałam. Jak więc wybaczyć mu mam?"
Salvatore popatrzył się na mnie z ogromnym bólem i zranieniem. Tak, został zraniony. I nic nie mogło tego już naprawić.

piątek, 7 marca 2014

Don't Give Up On Me.

Gdy Draco niósł mnie przez całą drogę, miałam czas, aby pomyśleć o tym co zrobiłam i co zamierzam zrobić. Pod powiekami przelatywały mi różne obrazy z mojego dotychczasowego życia: poznanie Damona, Stefana, przemiana Caroline w wampira, bal u Mikaelsonów, walka z Katherine...Ścisnęłam mocniej rękoma kark Dracona.  Lekkie bujanie uspokajało mnie. Niektórych rzeczy szczerze żałowałam, ale były również i takie, których nie żałowałam. Była wśród nich śmierć Katherine. Jej postać kładła się cieniem na moim całym życiu i nie potrafiłam się od tego uwolnić. Byłam i nadal pozostanę jej doppelgangerem. Wtuliłam się mocniej w ciepłe ramiona chłopaka. Chciałam o tym wszystkim zapomnieć, uciec gdzieś gdzie nikt by mnie znalazł. Z perspektywy czasu musiałam stwierdzić, że moje życie było tylko pasmem cierpienia i porażek. Nic dziwnego, że Rebekah uważała mnie za "ofiarę losu". Teraz już się niczemu nie dziwiłam. Ułożyłam głowę tak, że wsłuchiwałam się w miarowe i spokojne bicie serca blondyna. Jedynie to mi pozostawało. Chociaż wątpiłam w to czy Draco kiedykolwiek mi wybaczy to co mu zrobiłam.
-Draco? - szepnęłam, patrząc prosto przed siebie pustym wzrokiem.
-Tak? - nieco zwolnił, bo przed nami wyrosły schody.
-Musimy porozmawiać. - odparłam cichym głosem, miętosząc między palcami krawędź jego szkolnej szaty. Czułam się niezbyt pewnie, a w dodatku w gardle paliło mnie żywym ogniem. Łzy automatycznie docierały do oczu powodując, że obraz się zamazywał. Werbena nadal działała.
-Niby o czym? O tym jak załatwiłaś Pansy i Astorię? Nie, dziękuję. - usłyszałam jego pełen pretensji i żalu głos. Zacisnęłam powieki, aby więcej łez z nich nie wypłynęło. Mogłam się spodziewać tego ataku żalu i niewypowiedzianych wcześniej pretensji. Ukryłam twarz w jego szacie i nie odezwałam się więcej. Przez całą drogę nad nami wznosiła się ciężka atmosfera trudna do przezwyciężenia. Moje sumienie i tak było już wystarczająco obciążone, więc mógł sobie darować. Ale rozumiałam go. Stracił przecież swoją najlepszą przyjaciółkę. Do moich uszu doszedł dźwięk jego cichego westchnienia.
-Wybacz, nie powinienem być taki surowy dla Ciebie. Sam nie jestem lepszy. To ja Cię sprowokowałem do tego swoim bezmyślnym i głupim zachowaniem. Nie wiem czy wogóle mi wybaczysz, ale wiedz, że zawsze będę na Ciebie czekał. Choćby do końca życia. Cholernie żałuję tego co zrobiłem. - przystanął. - I...kocham Cię, Eleno. - dodał, schylając głowę i patrząc na mnie swoimi pięknymi stalowoszarymi oczami, które tak kochałam. Ja otworzyłam usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył. Nachylił się jeszcze bardziej i dotknął swoimi wargami moich. Zadrżałam i mocniej przywarłam do niego. Nasze pocałunki stały się bardziej łapczywe. Całowaliśmy się jakby się świat miał skończyć. Wpiłam się w jego usta z całym uczuciem, które nagromadziło się przez te miesiące. Mogłam je spokojnie na niego przelać. Wczepiłam dłonie w jego platynowe włosy. Zmieniłam pozycję tak, że teraz obejmował mnie w pasie rękoma. Ja w tymczasie błądziłam wilgotnymi ustami po jego szyi.  Syknęłam cicho, gdy kły wysunęły mi się kalecząc dolną wargę. Poczułam smak krwi: solny z odrobiną miedzi. Odsunęłam się na niewielką odległość.
-Przepraszam. - szepnęłam ochrypłym głosem i spuściłam wzrok, rumieniąc się. Draco nie odezwał się, jedynie musnął mój policzek palcem. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno tak, że wyczuwałam lekkie unoszenie się jego klatki piersiowej. Oparł się swoim czołem o moje. Nasze oddechy mieszały się między nami.
"When your soul finds the soul it was waiting for. When someone walks into your heart through an open door. When your hand finds the hand it was meant to hold. Don't let go. Someone comes into your world. Suddenly your world has changed forever..."
-Podobasz mi się, wiesz? - zaśmiał się cicho, przymykając powieki, na których widoczne były delikatne żyłki. Dotknęłam opuszkami palców jego szczupłej twarzy. Krew uderzała mi do głowy niczym dobry, francuski szampan z bąbelkami.
-Nie wiedziałam, panie Malfoy. - odpowiedziałam w podobnym stylu, tłumiąc śmiech w zarodku. Jego ręce mocniej ścisnęły się w talii.
-To co z tym zrobimy panienko Gilbert? - mruknął po czym nachylił się i liznął zagłębienie obojczyka. Zamruczałam z przyjemności. Jego język był mokry, a zarazem gorący.
-N-nie w-wiem...-wyjąkałam, z trudnością łapiąc oddech. Fale gorąca zalewały moje ciało, a pożądanie płynęło wraz z krwią. Boże, jak ten chłopak na mnie działał. Nagle poczułam się dziwnie lekka, a problemy dnia codziennego odeszły w niepamięć. Może teraz uda nam się być razem?
"No there's no one else's eyes that could see into me. No one else's arms can lift. Lift me up so high. Your love lifts me out of time and you know my heart by heart..."
-A ja dobrze wiem....- Draco chwycił moje biodra i ułożył mnie prostopadle do niego. Koszulka nieco się uniosła. Chłopak zamarł widząc ją dokrwawioną.  Opuściłam ją pospiesznie nieco zażenowana. Nie chciałam, aby zobaczył jak bardzo pokaleczone mam ciało. Moc czarodziejki osłabiała moce leczące wampira przez co moje rany goiły się wolniej. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Jedynie co mi pozostało to szybkość, zwinność i żywienie się krwią. Niepokój zabłysł w jego oczach.
-Czy...jako...wampir nie powinnaś się sama zregenerować? - spytał mnie zdławionym głosem, muskając palcami nadal krwawiącą ranę. Była głęboka, ale już nie aż tak jak Damon to zostawił.
-Powinnam, ale jak wiesz jestem peripeuvre...- zaczęłam, obserwując jego reakcję.
-Peri...co? - wydukał, patrząc się na mnie z uniesionymi brwiami. Wywróciłam oczami. No tak, trzeba będzie mu to wyjaśnić.
-Peripeuvre. To oznacza, że jestem hybrydą wampira z czarownicą. Jednakże to osłabia mnie i to bardzo...-usadowiłam się na jego kolanach, przeczesując potargane i tłuste włosy trzęsącymi się palcami. Magiczna moc kłóciła się z umiejętnościami wampira. Nieśmiertelność też powoli odchodziła.  Poczułam jak Draco głaszcze mnie po plecach. To mnie zawsze uspokajało. Ukryłam twarz w dłoniach.
-Nie martw się. Przetrwamy to. Razem. - oznajmił, przytulając do swojego boku. Oparłam głowę o jego ramię. Zamknęłam oczy upajając się fanatystycznym zapachem mojego chłopaka. Nagle czyjeś kroki się rozległy na pustym korytarzu. Oderwałam się od Draco, napinając mięśnie. Zmarszczyłam brwi. Ktoś się zbliżał. Chwyciłam mocniej dłoń Malfoya i patrzyłam się w punkt gdzie zaraz miała się pojawić tajemnicza postać. Cień wydłużał się aż w końcu w naszym kierunku spostrzegłam idącą dziewczynę. Jej piękne blond włosy niczym miód spływały falami po plecach, podskakując przy każdym ruchu głową. Dzięki wzrokowi wampira dostrzegłam błękitne oczy, mały nos i cienkie usta. Ogólnie sprawiała wrażenie bardzo miłej, ale ja czułam, że może spowodować kłopoty. Gdy już była kilka metrów przed nami, Draco zesztywniał, a ja kątem oka dostrzegłam, że chłopak pobladł na twarzy.
-Znasz tą dziewczynę? - spytałam go cicho. Na odpowiedź nie musiałam czekać długo:
-Tak. To moja kuzynka, Charlotte.-
*********
Victoria szybkim krokiem przemierzała korytarze szkoły z jednym celem: poważnego rozmówienia się z Eleną. W głębi duszy blondynka żałowała, że tak ją okrutnie potraktowała chociaż na to nie zasłużyła. Założyła sobie kosmyk blond włosów za ucho. Miała nadzieję, że brunetka ją przynajmniej wysłucha. Potrząsła głową. A do tego jeszcze sprawa z Blaisem...
-To nie moja wina, że się we mnie zakochał, a ja nie odwzajemniam tego uczucia...- mruknęła do siebie Victoria przechodząc tuż obok stojącej zbroi rycerza nieco już przerdzewiałej ze starości. W jej myśli znowu wkradła się osoba Blaise'a: czarne, lśniące włosy, ciemna karnacja jakby dopiero co wrócił z wakacji na Jamajce, pełne usta, muskularne ciało i te najpiękniejsze na świecie oczy, które świeciły radością i szczęściem jak dwa czarne kamyki wypolerowane przez morze. Zatrzymała się przy portrecie Sir Cadogana, którego akurat nie było w ramach obrazu. Nawet dobrze, bo Victoria nie miała zamiaru słuchać jego wiecznych utyskiwań albo wyzwań na walkę. Usiadła na jednym ze stopni i zamyśliła się. Owinęła ramionami swoje kolana i położyła na nich swoją głowę. Miała ciężki orzech do zgryzienia.