sobota, 21 grudnia 2013

I Don't Look Down.

Ciemność. Głęboka ciemność pochłaniała mnie coraz bardziej zgniatając moje martwe serce. Czyżbym była w piekle? Moją skórę pokryły kropelki potu i czegoś w rodzaju wody. Szłam przed siebie, widząc tylko mgłę, która opatulała mnie zewsząd. Moje nogi zanurzyły się w cieczy przypominającej błoto. Błoto? Spojrzałam w dół. Stopy uwięzione zostały w żelaznych kajdanach. Spowrotem uniosłam zmęczony wzrok do góry. Przede mną rozpozcierała się szeroka przestrzeń. Przymknęłam oczy. W oddali słychać było wiejący wiatr, który niepokojąco szybko zbliżał się do mnie. Zacisnęłam dłonie w pięści i poddałam się temu wiatrowi, który wyrzucił mnie w powietrze jak szmacianą lalkę. Nareszcie poczułam się wolna. Dryfowałam w powietrzu, nie myśląc już o niczym. Unosiłam się nad powierzchnią ziemi w stanie nieważkości. Lecz potem nastała jasność i nie widziałam już nic.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Powoli otworzyłam powieki. Przez chwilę obraz był zamazany, lecz odczekałam kilka sekund i znów widziałam ostro i wyraźnie. Uniosłam głowę. Zmarszczyłam brwi. Ostatnie co pamiętałam to to, że leżałam w błocie przed szkołą, a teraz znajdowałam się w zupełnie innym miejscu. Pod palcami wyraźnie czułam jedwab. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Byłam w czyjejś komnacie, to pewne. Rozejrzałam się. Pokój był przyciemniony tak, że świeciły się tylko świece porozstawiane po całym pomieszczeniu. Meble były utrzymane w kolorze czarnym tak samo jak bukiet róż stojących w wazonie. Rama zdobiona bogato w róże przywoływała na myśl posłanie księżniczki, ale tak nie było.  Powoli wstałam. Nigdy nie znalazłam się w takim miejscu. Rozmasowałam sobie kark. Chyba długo byłam nieprzytomna. Przełknęłam głośno ślinę. Teoretycznie jako peripeuvre nie powinnam się niczego bać, ale jednak coś mi zagrażało. Stanęłam w pozycji obronnej.
-Powinnaś leżeć. - usłyszałam z kąta pokoju. Z cienia objawił mi się Damon w całej okazałości. Zesztywniałam. Nie spodziewałam się już po nim niczego dobrego.
-Wypuść mnie stąd. - syknęłam, zaciskając dłonie. Nienawidziłam, gdy ktoś mnie przetrzymywał wbrew mojej woli. Magia wzrosła i czułam jak płynie wraz z krwią.
-Najpierw musisz wypocząć. Niedobrze się stało, że jesteś peripeuvre. - chłopak uważnie mi się przyjrzał, jakbym była jakimś królikiem doświadczalnym. Zmrużyłam oczy.
-Jestem tym kim jestem i nie naprawisz mnie jak zepsutą zabawkę! - wykrzyknęłam mu prosto w twarz. Włosy zawirowały mi wokół głowy, a oczy rozbłysły srebrnym blaskiem. Wampir cofnął się przerażony. Ja również sama nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Moje ciało zupełnie przestało mnie słuchać. Uniosłam się parę centymetrów nad podłogą wyłożoną drogim dywanem. Zaczęłam się niekontrolowanie trząść.
-D-damon....- wyjąkałam wystraszona tym wybuchem mocy. Salvatore jednak stał w miejscu jak słup soli i jego oczy zrobiły się jak dwa spodki. Moc już powoli opuszczała moje ciało. Runęłam jak worek kartofli na podłogę. Powieki zrobiły się cięższe i nastała ciemność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-To nie tu, to nie tu. - mruczał pod nosem Draco przechodząc między regałami z księgami o tytułach czasami tak strasznych, że chłopak szybko przebiegał wzrokiem i natrafiał na inne. Musiał znaleźć przyczynę tak nagłego osłabienia Eleny. Z tego co czytał nocami o wampirach, to te istoty żywiły się krwią ludzką i były nieśmiertelne. Wziął do ręki starą, zakurzoną księgę. Otworzył. Papier zaszeleścił pod jego palcami. Uwielbiał zapach starych ksiąg oraz papieru. Zatracał się i zapominał o całym bożym świecie. Księgi według niego posiadały wiele tajemnic do odkrycia. Wystarczy chcieć je odkryć. Przysiadł na parapecie, przeglądając księgę o najczarniejszej magii na świecie. Teoretycznie nie powinien mieć dostępu do tego typu ksiąg, ale dzięki swojemu urokowi osobistemu, pani Pince wpuściła go bez żadnych wymówek.
-Draco Malfoy w bibliotece. Cóż za rzadki widok. - usłyszał zza swoich pleców dobrze znany mu głos. Nie musiał się odwracać, aby zobaczyć właściciela tego głosu. Ron Weasley. Rudzielec. Król Weasley.
-Bynajmniej. - odpowiedział, zajęty przeglądaniem księgi niż rozmową poniżej jego poziomu z Gryfonem. Rudzielec od zawsze go irytował, a to uczucie spotęgowało się, gdy Ślizgon zaczął chodzić z Hermioną. Weasley przyczepił się do niego jakby miał największe prawo do Gryfonki. A prawda była taka, że Granger sama pakowała mu się do łóżka jak większość dziewczyn z Hogwartu. Teraz był wolny od wszelkich zobowiązań wobec przyjaciółki Rudzielca. Nie musiał się użerać z bandą Złotej Trójcy Hogwartu. Mógł chodzić własnymi ścieżkami. W sumie dobrze się stało, że zerwali ze sobą. Notorycznie na każdym kroku czyhały na niego podejrzliwe spojrzenia Gryfonów.  Męczyło go to. Do teraz.  Wziął księgę do ręki i już chciał wyjść, gdyby nie ciało Rona blokujące mu przejście. Powstrzymał się przed westchnięciem i wywróceniem oczu do góry.
-Dasz mi przejść? - spytał go z przymkniętymi oczami. Gdyby był tym kim był wcześniej, to rudowłosy leżałby bez życia na zakurzonej podłodze biblioteki. Ten jednak stanął w pozycji 'sumo'.
- A jak nie to co? - odpowiedział wyzywającym tonem. Draco uśmiechnął się do siebie w swój malfoyowski sposób. Podszedł do niego. Ron może i był wyższy od Malfoya, ale ten drugi nadrabiał szybkością i siłą. Z kieszeni wyciągnął różdżkę tak, aby Weasley tego nie zauważył.
-To zobaczysz do czego jestem zdolny. - szepnął złowrogo, patrząc z satysfakcją w rozszerzające się ze strachu  źrenice  Rona. Końcówkę różdżki przytknął mu do gardła. -A teraz odejdziesz, bo nie ręczę za siebie. - Weasley obrócił się i wybiegł jak oparzony. Ślizgon z szerokim uśmiechem to obserwował. Otrzepał ręce o spodnie, mrucząc, że będzie musiał je uprać. Sięgnął po leżącą na podłodze księgę i czmychnął z biblioteki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Victoria siedziała otępiała na kanapie w salonie wspólnym Ślizgonów. Twarz cała opuchnięta, a oczy nosiły ślady, że ich właścicielka płakała. Włosy w nieładzie sterczały na wszystkie strony jakby dziewczyna chciała je wyrwać z głowy. A wewnątrz czuła kompletną i totalną pustkę. Na własne oczy widziała jak Elena, jej jedyna dobra koleżanka, można powiedzieć ba! nawet przyjaciółka leżała bez życia na podłodze w kałuży wody. Blondynka schowała twarz w dłoniach. Siedziała tu bezradna i nie wiedziała jak pomóc przyjaciółce. Przez te 1,5 miesiąca zdążył się zżyć ze sobą i zaprzyjaźnić. Przymknęła powieki spod których wypłynął potok słonych łez niejednych tego dnia. Była sama pośród głuchej ciszy, która zalegała wokół niej.  Drobinki kurzu tańczące w powietrzu lekko drgały i lśniły. Swobodnie opadła na poduszki i cicho westchnęła. Zapatrzyła się w jeden punkt na suficie.  Czas jakby dla niej stanął w miejscu. Najbardziej z tego co się wydarzyło to zdziwiła ją reakcja Draco. Zanim zaczęła płakać to zauważyła strach i przerażenie w oczach, które sparaliżowało całe jego ciało. Przeczuwała, że Elena i Draco są sobie przeznaczeni i że prędzej czy później będą razem. Otarła suche, lecz napuchnięte oczy i wstała z kanapy. Otrzepała swoje spodnie. Podniosła głowę, gdy usłyszała kliknięcie w przejściu do salonu.  Uspokoiła się, gdy zobaczyła, że to tylko Blaise. Chłopak oparł się o kamienną kolumnę, patrząc na nią z troską.
-Wszystko okej? - spytał, podchodząc do niej bliżej. Dziewczyna zadrżała i otuliła się ramionami. Diabeł zbliżył się i przytulił zaskoczoną i podłamaną dziewczynę do siebie.  Ucałował ją delikatnie w czubek głowy. -Wszystko się ułoży. Elena żyje. - szepnął, mocniej przyciskając ją do piersi. Victoria nieco się uspokoiła w ciepłych i muskularnych ramionach Blaise'a. To on, prócz Eleny, doskonale ją rozumiał i wspierał. Nie to co inni Ślizgoni: wiecznie napuszeni i walczący o pozycję samca alfy.
-Obyś miał rację. - głos Victorii został przytłumiony przez szatę chłopaka, w którego się wczepiła jak mała dziewczynka.
-Ja zawsze mam rację. - tu Blaise wygiął usta w uśmiechu. Collinsówna uniosła głowę i spojrzała w jego brązowe, niemal czarne oczy.
-Dziękuję.- wyszeptała z wdzięcznością w głosie i spowrotem wtuliła się w niego.
-Nie ma za co. - odpowiedział, głaszcząc ją po plecach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Powoli wracała mi przytomność i pełna świadomość tego co się wokół mnie dzieje. Nadal znajdowałam się w komnatach Damona, skąd (takie miałam wrażenie) nie było wyjścia. Pomieszczenie  poprzykrywane burgundowym jedwabiem, a wszystko tonęło w mroku i blasku świec. Super, mega romantycznie. Ale na mnie to już nie działało. Już nie. Zmieniłam się przez te cztery miesiące i na nowo odkrywałam samą siebie. Powoli wstałam z podłogi.  Trochę kręciło mi sie w głowie, ale to pewnie przez ciężki zapach kadzideł unoszący się w powietrzu. Przytrzymałam się stołu i krokiem "pijaka" ruszyłam w stronę drzwi, które zamajaczyły mi przed oczami. Jęknełam cicho, gdy coś wbiło mi się w brzuch. Dotknęłam go i poczułam pod palcami mokrą ciecz. Krew. Oraz coś drewnianego. No tak. Kołek. Z głośnym plaśnięciem wyciągnęłam go z brzucha i odrzuciłam na bok. To jeszcze bardziej mnie osłabiło i sprawiło, że nogi miałam jak z waty. Otworzyłam jednak drzwi i wybiegłam na tyle szybko na ile mi siły pozwalały. Biegłam korytarzami, nawet nie patrząc gdzie biegnę. Ten zamek miał tyle zakrętów i korytarzy. Trzymając się za krwawiący brzuch dotarłam do ruchomych schodów. Przed oczami obraz zamazywał mi się i pojawiał się podwójnie. Osunęłam się po ścianie.
-Elena! - usłyszałam za sobą, lecz nie popatrzyłam kto biegnie w moją stronę. Raz, dwa, trzy...liczyłam ile kroków mu zajmuje dojście do mnie.  -Elena...- głos odezwał się tuż przy moim uchu. Uniosłam głowę i ujrzałam Dracona jak schyla się ku mnie z księgą pod pachą. Chłopak odgarnął mi włosy z policzka, przy okazji go muskając palcami. Westchnęłam cicho. Jego zapach tak mnie pociągał i stawał się jedyną rzeczą dla której nie powinnam oddawać się ciemności.
-Draco...- wychrypiałam, wyginając wysuszone usta w lekkim uśmiechu.
-Nic nie mów. Jestem przy Tobie. - odpowiedział łagodnie, patrząc na mnie w jakim jestem stanie. Ja mogłam zamknąć oczy i zostać uniesioną w powietrze przez rycerskie ramiona Ślizgona. Wtuliłam się w niego i nawet nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Impossible.

Minął wrzesień i nastał październik. Miesiąc Halloween i innych tego typu przesądów. Gdyby tylko ludzie wiedzieli, że wampiry naprawdę istnieją...Wolę o tym nie myśleć. Od czasu wypadu do Hogsmeade razem z Harrym nasze relacje zacieśniły się i spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu.  O dziwo, Hermiona zaakceptowała mnie i czułam się wśród nich swobodnie. Uczyliśmy się wspólnie do eliksirów, który był moim ulubionym przedmiotem i spokojnie mogłam rywalizować z Hermioną o miano najlepszej uczennicy w eliksirach. Blaise i Victoria stale mi towarzyszyli i umilali mi czas przez co nawet nie myślałam o moich znajomych z Mystic Falls. Damon trzymał się z boku, ale stale mnie obserwował co wyraźnie czułam. Draco omijał mnie szerokim łukiem, ale czasem przy obiedzie albo kolacji przyłapywałam go jak mnie obserwuje.  Nadal słyszałam jego słowa: "Jak ja za Tobą szaleję. Kiedyś będziesz moja.", co przyprawiało mnie w stan przygnębienia. Przecież nie miałam innego wyjścia jak oznajmienie mu, że narazie może liczyć na moją przyjaźń nic więcej. Z tego co mówił mi Blaise, to blondyn nie trzymał się za dobrze.
-Żadna dziewczyna mu jeszcze nie odmówiła. - powiedział Diabeł, patrząc zatroskany w stronę zamyślonego jak nigdy Malfoya.
-W końcu musi zrozumieć, że nie może mieć wszystkiego. - odparowała z przekąsem Victoria, zakładając ręce na piersiach. Ja wolałam się nie wypowiadać. Wystarczyło, że patrzyłam na zgarbioną sylwetkę Smoka i ciężej mi się na sercu robiło. Ciągło mnie do niego, ale to nie była miłość. Z czasem może to być coś głębszego, kto wie. Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam wzdłuż korytarza z Blaisem i Victorią przy boku. Dzisiaj postanowiłam, że zacznę się ubierać znacznie bardziej kobieco co Collinsówna natychmiast zaaprobowała. Zewsząd ludzie witali mnie, albo po prostu zaczepiali. Nigdzie jednak nie mogłam znaleźć platynowej czupryny należącej do pewnego przystojnego chłopaka. Weszliśmy do Wielkiej Sali, gdzie panował już rozgardiasz. Podeszliśmy do stołu i usiedliśmy.
-Co wy na to, aby urządzić imprezę u nas w salonie? - spytał Blaise, patrząc na nas. Victoria pisnęła i zaklaskała w dłonie jak mała dziewczynka. Czasami jej entuzjazm mnie przerażał.
-A ty przypadkiem w poniedziałek nie masz meczu quidditcha? - spytałam go pozornie neutralnym tonem, nakładając sobie kurczaka na talerz. Blaise wywrócił oczami do góry.
-A kto by się tym przejmował. A poza tym jest dzisiaj piątek. - mrugnął okiem i oparł się rozluźniony o oparcie i spoglądał na co to ładniejsze okazy dziewcząt.  A miał się czym pochwalić: miła aparycja, powierzchowność też nie najgorsza, dobrze zbudowany. Oparłam się brodą o wierzch dłoni i wpatrzyłam się w niego. Wszystkie dziewczyny wprost lgnęły do niego jak pszczoły do miodu.
-Smoku! - ten okrzyk wyrwał mnie z zadumy i zabrałam się do konsumowania jedzenia. Chciałam jak najszybciej skończyć, aby uniknąć spotkania ze Ślizgonem.
-El, gdzie ty się tak spieszysz? Snape Cię goni czy co? - Victoria razem z Blaisem z rozbawieniem gapili się na mnie. Widelec zawisł w powietrzu. W buzi miałam pełno jedzenia i pewnie wyglądałam przekomicznie. Odstawiłam widelec na stół i wytarłam serwetą usta.
-Nie spieszę sie, tylko po prostu chcę jak najszybciej zrobić zadanie domowe. - odezwałam się, gdy tylko przełknęłam. Victoria nie zdążyła odpowiedzieć, bo obok Blaise'a siadł Draco. Momentalnie zesztywniałam i wyprostowałam się. Od tamtego pamiętnego m0mentu w Hogsmeade, nie rozmawialiśmy ze sobą tak twarzą w twarz. Podrapałam się w brodę. Zapanowała nad nami atmosfera niezręczności. Blondyn usiadł naprzeciwko mnie, starając się uniknąć mego spojrzenia. Ja również obróciłam się bokiem i z "zainteresowaniem" patrzyłam na sufit Sali. Wciąż nie umiałam zapomnieć smaku jego ust napierających na moje.  Nie mogłam patrzeć tak po prostu w jego oczy i powiedzieć: "Co tam? Jak się trzymasz?" i udawać, że nic się nie stało. Bo stało się. I to dużo. Nocami prześladował mnie w moich snach. Zadrżałam nieznacznie. Założyłam nogę na nogę i grzebałam widelcem po talerzu. Blaise i Victoria wdali się w jakąś interesującą konwersację, bo siedzieli pochyleni ku sobie i szeptali z uśmiechami na twarzach. Oni to mieli dobrze. Nie borykali się z takimi problemami jak ja. Jezu, znowu nostalgia wzięła nade mną władzę. Chrząknęłam i powstałam. Vic i Diabeł unieśli głowy.
-A ty gdzie? - chłopak uniósł brew. Otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Draco za to miał wiele do powiedzenia:
-Idzie hajtnąć się z pożal się Boże Chłopcem-Który-Przeżył. - spojrzałam na niego zszokowana. I to miała być ta zmiana? Draco chyba wrócił do swojego jestestwa 'bycia badassem'.
-Jak możesz tak mówić? Draco! - Victoria fuknęła na niego oburzona. Nie odezwałam się. Łzy zalśniły w moich oczach i spłynęły po policzkach. Jego słowa bardzo mnie dotknęły. Nie spodziewałam się czegoś takiego po nim. Może i był aroganckim, samolubnym dupkiem, no ale....Blaise popatrzył się na mnie przepraszająco. Złapałam torbę i czym prędzej z Sali, ściągając na siebie czujne spojrzenia innych uczniów. Otarłam oczy z łez. I tak niezbyt wyraźnie widziałam i gnałam przed siebie. Jak najdalej od Draco, jak najdalej od ludzi.  Wybiegłam z budynku. Puściłam torbę, która z łoskotem spadła na ziemię. Stałam i szlochałam. Szlochałam jak nigdy dotąd. Nie zwracałam uwagi na to, że wieje zimny wiatr, że deszcz zaczyna padać. Nie obchodziło mnie to. Upadłam na kolana i zaczęłam szarpać za włosy. Ból był nie do zniesienia. Już zaczynałam coś do niego czuć, ale wszystko poszło się paść. Deszcz lał coraz bardziej, a ja klęczałam i mokłam coraz bardziej. Zostałam sama. Zupełnie sama.
Tymczasem:
-Nie mogłeś się powstrzymać?! - syknęła wyraźnie rozjuszona Victoria, patrząc groźnie w stronę zobojętniałego Malfoya. Ten nie zwrócił uwagi nawet na nią. Trzymał w dłoni kielich z napojem i zamyślił się. Elena. Ta dziewczyna wywróciła całe jego życie do góry nogami. Nigdy nie mógł się domyślić jak zareaguje albo co zrobi. Ta dziewczyna zaintrygowała go. I gdy posmakował jej ust, wiedział, że jest stracony. Draco, nie rozklejaj się! Takie romantyzmy to nie dla Ciebie!  Wiedział, że sprawił jej ból.  Jej wzrok, gdy to mówił. Łzy szklące się w tych dużych, czekoladowych oczach. Dłonie zaciskające się w pięści.  Delikatny uśmiech błąkał mu sie po ustach.  Elena mu tak łatwo nie ucieknie.
-Draco. - Blaise szturchnął swojego kumpla w ramię. Ten popatrzył się na niego rozdrażniony.
-Czego?- burknął. Nie lubił, gdy ktoś wyrywa go z zamyślenia.
-Uważam, że Vic ma rację. Przesadziłeś. Powinieneś ją przeprosić. - Diabeł zamilkł i czekał na reakcję chłopaka. Ten jednak nic nie zrobił. Dziewczyna była nie pocieszona.
-Ja zawsze wiedziałam, że z niego to kawał niezłego chama i dupka. - warknęła.
-Uważaj na słowa, Barbie. - Draco zmarszczył brwi, zaciskając pięść. Nie znosił, gdy ktoś rozkazywał mu co ma robić. Wystarczająco sie wycierpiał będąc synem Lucjusza i Narcyzy. Ciągłe upokorzenia, wyzwiska, tortury. Ale najgorsze były klatwy Cruciatus. Przez kilka dni nie potrafił się uporać z bólem, ale po kilku latach przyzwyczaił się.
-Tylko nie Barbie! - Victoria wstała i jej włosy aż się zelektryzowały pod wpływem gniewu. Błękitne oczy  rozbłysły. Od jej sylwetki aż promieniowała magia. Nie dokończyli kłótni, bo przybiegła do nich Pansy.  Oddychała szybko.
-Dra-draco...musisz....to...zobaczyć. - wysapała i czym prędzej pobiegła w stronę korytarza, gdzie zbierał się dość spory tłum ludzi. Draco z Blaisem wymienili zaniepokojone spojrzenia i również udali się w tamtym kierunku. Victoria deptała im po piętach. Nie mogąc nic zobaczyć, zaczęli się przedzierać przez tłum. W końcu stanęli z przodu i to co zobaczyli sparaliżowało ich. Pośrodku korytarza na posadzce leżała nieruchoma Elena. Wokół niej utworzyła się kałuża wody.  Mokre włosy zlepiały jej twarz, która przybrała barwę trupiobiałą. Wargi zsiniały. Leżała bezwładnie jak porcelanowa laleczka. Ręce rozłożone po bokach, a ubranie było całkiem przemoczone. I co najbardziej przeraziło Victorię to , to że ona wogóle nie oddychała! Zawyła przeraźliwie. Blaise, który stał najbliżej objął ją troskliwie ramieniem. Wytrzeszczyła oczy i otworzyła usta, z których nie wydobył się żaden dźwięk.  Miała wrażenie jakby coś spadło na jej klatkę piersiową i obciążyło potwornym ciężarem.
-Rozejść się! - usłyszała czyjeś zawołanie i natychmiast się obróciła. W ich stronę szybkim krokiem szedł prof.Scotish. Przykucnął zaniepokojony przy nieprzytomnej dziewczynie i przyłożył dwa palce do jej szyi sprawdzając puls. Dobrze wiedział, że Elena jest wampirem, ale dla niepoznaki wolał się nie ujawniać. Stojący nieopodal Draco był jak wbity w ziemię. Przerażony patrzył na bezwładne ciało Eleny. Teraz szczerze żałował, że tak się do niej odezwał.
-Smoku? - Blaise stojący tuż obok spojrzał na swojego przyjaciela, który nie reagował na nic. Gdy ten nic nie powiedział, dodał: -Ona z tego wyjdzie.- i przytulił szlochającą Victorię. Damon wziął Elenę na ręce i odezwał się:
-Możecie się rozejść. - i czym prędzej zaniósł dziewczynę do swoich komnat.  Uczniowie powoli zaczęli się rozchodzić. Na miejscu zdarzenia został jedynie Draco, który klął się w myślach za to co zrobił Gilbertównie. Gdyby tylko mógł cofnąć czas... Zerknął na mokry placek pozostawiony przez Elenę. Była wampirem, o czym on doskonale wiedział, ale czemu tak nagle straciła przytomność? Tego nie mógł rozgryźć jego jakże błyskotliwy umysł. Odwrócił się na pięcie i odszedł w kierunku biblioteki.

sobota, 14 grudnia 2013

Kiss Me.

-Elena, Elena. - poczułam czyjeś szturchnięcie. Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą szmaragdowozielone oczy Harry'ego. Przetarłam oczy i wróciłam do pozycji siedzącej.
-Długo już tu stoisz? - ziewnęłam, ogarniając jednocześnie moje nieznośne włosy. Chłopak wyciągnął dłoń w moją stronę.
-Wystarczająco, aby przypatrzeć się Tobie jak śpisz. - odpowiedział z lekkim uśmiechem błądzącym po jego ustach. Wygięłam usta ku górze. Chwyciwszy jego dłoń zeskoczyłam z murku.
-To co idziemy? - spytałam go, gdy podeszliśmy do drzwi. Harry jednak zatrzymał się i rozejrzał.
-A gdzie Victoria? Miała przecież z nami iść. - zaczął ostrożnie. Na korytarzu poza nami były jeszcze cztery osoby.
-Rozmyśliła się. - skłamałam. Tak naprawdę nie wiedziałam, gdzie się podziewała moja koleżanka. Odkąd wybiegłam z lochów, ona nie przyszła. - A twoi przyjaciele gdzie są? - zmieniłam pospiesznie temat. Zmarszczka, która pojawiła się na czole chłopaka znikła.
-Ron jakoś zdołał się wykaraskać od korepetycji z Hermioną. - zaśmiał się. Jego śmiech przypominał mi do złudzenia charczenie psa. - Zaraz powinien tu być. - dodał, patrząc na swój magiczny zegarek. Dostał go w prezencie od rodziny Weasleyów na zeszłoroczne święta. No nie. Ron. Odkąd tu przyjechałam niezbyt się polubiliśmy. Hermiona jakoś mnie znosiła i czasami pomagała w lekcjach, ale Rudzielec jakby dostał alergii. Mijał mnie szerokim łukiem na korytarzu. Usłyszeliśmy czyjeś kroki na schodach. Oboje spojrzeliśmy w tym samym kierunku. Ze schodów schodzili Diabeł i Smok. Oboje nienagannie ubrani w czarne ubrania: Diabeł - luźne spodnie i czarne adidasy do tego czarny kardigan, Draco - czarny garnitur podkreślający jego sylwetkę i muskulaturę. Po królewsku zeszli na dół. Moje i blondyna oczy zetknęły się w tym samym czasie. Chłopak zatrzymał się.  Czas jakby stanął w miejscu. Wszystko co nas otaczało zbladło i znikło. Po pewnym czasie spuściłam wzrok i chwyciłam Harry'ego za rękę, co go nieco zdezorientowało. Z największą godnością na jaką było mnie stać, uniosłam głowę do góry i wyszłam z Gryfonem z budynku. Ostatnia rzecz, którą zarejestrowałam to pełen zazdrości i żalu wzrok przystojnego blondyna.
W międzyczasie:
Mystic Falls (USA).
Pewna młoda blondynka stukając obcasami swoich niebotycznie wysokich szpilek przemieszczała się w dość szybkim tempie. Celem jej odwiedzin była rezydencja Salvatore'ów. Właściwie mieszkał w nim tylko Stefan odkąd Elena i Damon wyjechali do Londynu. Jeszcze tylko kilka metrów...W dłoni ściskała kartkę papieru, która była już bardzo zmięta. Stanęła tuż przed drzwiami, wzięła głęboki wdech i uniosła rękę. W tym samym czasie drzwi się uchyliły i stanął w nich Stefan. Jednak to nie był ten sam chłopak, którego poznała przed dwoma laty: włosy potargane, szczęka nosiła ślady zarostu, a oczy stracił blask i zmatowiały. Dziewczyna spojrzała na niego zmartwiona.
-Wszystko okej? - spytała cicho jakby obawiając się wybuchu z jego strony. Ten jednak ustąpił jej miejsca i pozwolił wejść do środka. Wampirzyca przekroczyła próg i weszła prosto do obszernego salonu. Nic tu się nie zmieniło odkąd tu ostatnio była. Kiedy to było? Czas leciał jak nieubłagany. Stefan dołączył do swojej przyjaciółki i usiadł na kanapie, która z jękiem ugięła się pod jego ciężarem. Przeczesał palcami swoje włosy, a potem ukrył twarz w dłoniach. Caroline uklękła tuż przed nim.
-Stefan , wiem jak Ci ciężko, ale Elena odeszła i już nie wróci. - wampir na jej słowa odsłonił twarz. W dalszym ciągu nie pogodził się z tym, że Elena - jego światło, jego sens życia rzuciła go dla Damona - mrocznego, złego brata, który zawsze dostawał to co chce. Na dokładkę okazało się, że Kol zahipnotyzował Elenę, która stała się wobec niego uległa jak baranek. Do dziś pamiętał jak przed dwoma miesiącami Damon wybuchł tak, aż dom zatrząsł się w posadach. Brunetka pospiesznie spakowała się i wybiegła. I do tej pory się nie odezwała ani nie pokazała.
-Trzeba mieć nadzieję, a ja ją jeszcze mam. Ona wróci, zobaczysz. - determinacja błysnęła w jego oczach. Nadal ją kochał i chciał odzyskać za wszelką cenę, nawet jeśli Damon miał na tym ucierpieć. Forbes jedynie westchnęła. Szczerze współczuła swojemu przyjacielowi.  Był przy niej, gdy Tyler z nią zerwał i wyjechał z miasta. Teraz czas na spłatę długu. Usiadła obok niego i objęła ramieniem. Poczuła delikatną woń wody kolońskiej i burbonu, którym ostatnimi czasy się raczył.
-Właśnie w sprawie Eleny tu przyszłam. - szepnęła przerywając milczenie. Stefan ożywił się nieco i wpatrzył się w nią swoimi szmaragdowozielonymi oczami.
-Dostałam maila od Klausa, że został zaproszony na Bal Bożonarodzeniowy do Hogwartu i że on sam tam nie może się udać. Napisał, że mogę skorzystać z zaproszenia. Trzeba tam przyjechać razem z osobą towarzyszącą. Pomyślałam o Tobie...- przy ostatnim zdaniu zawahała się. Pierwsza myśl jaka jej do głowy wpadła to  czy aby Pierwotny nie robi sobie z niej żartów i nie pojawi się tam we własnej osobie. Wystarczająco dużo kłopotów miała przez niego i jego chorą rodzinkę.
-To ty utrzymujesz z Klausem kontakt? - uniósł brew, widząc jak na twarzy przyjaciółki pojawiły się krwiste rumieńce.
-N-no tak...- zająknęła się i spuściła wzrok zażenowana. Nie wiedziała, gdzie podziać oczy. Od czasu jej ostatniego spotkania z Pierwotnym minęły dwa miesiące. Równe dwa miesiące odkąd Klaus wyniósł się do Nowego Orleanu razem z rodzeństwem. Z początku nie mogła znaleźć sobie miejsca, czuła wszechogarniającą pustkę, ale z czasem przyzwyczajała się, że Pierwotni znikli z jej życia. Powinna się cieszyć, że wreszcie mają spokój od nich, lecz tak nie było. Wręcz przeciwnie. Po śmierci Kola nie umiała spojrzeć Klausowi w oczy. Wyrzuty sumienia ciążyły nad nią jak jakieś fatum. Czy aby była szczęśliwa przebywając w towarzystwie Klausa?
W tym samym czasie:
Hogsmeade. (Wielka Brytania)
Jesienny wiatr smagał moją twarz. Przymknęłam oczy wsłuchując się w monotonny głos Harry'ego, który opowiadał mi co gdzie można kupić. Wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony świata. Przechodziliśmy obok wystaw sklepowych, które z zachwytem obserwowałam. Na niektórych piętrzyły się bloki lodowe w różnych smakach, na jeszcze jednych wisiały przepiękne suknie wieczorowe w bajkowych kolorach. Zatrzymałam się przy jednej wystawie sklepu Magiczne Wynalazki Dr. Puddifoota. Zwróciłam szczególną uwagę na mały, czarny przypominający jo-jo przedmiot. Kosztował tylko 2 galeony.  Pokusiwszy się o to, chwilę później wyszłam ze sklepu zadowolona z tym czymś w mojej kieszeni kurteczki. Ruszyliśmy pod górę w stronę knajpy "Pod Trzema Miotłami".
-Podają tam najlepsze piwo kremowe pod Słońcem. - tu chłopak oblizał się i chwycił mnie za rękę. Poczułam miły skurcz w dole brzucha. Takie coś miałam tylko jak Damon mnie całował, przytulał....I znowu ten cholerny Damon! Chyba jednak nie mogłam się odciąć od przeszłości. Włożyłam dłonie w kieszenie kurteczki i weszliśmy do gospody, uciekając przed wyjącym wiatrem. Ciepło uderzyło we mnie falą prawie zwalając mnie z nóg. Usiedliśmy przy najbardziej przytulnym stoliku w kącie sali. Stąd miałam doskonały widok na innych uczniów, którzy śmiali się, żartowali. Migały mi przed oczami ich twarze.
-Elena? - tak się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam jak Harry odszedł do stolika i przyszedł spowrotem wraz z dwoma kuflami kremowego piwa. Postawił je na stoliku.
-Och. Przepraszam. Zamyśliłam się. - wysiliłam się na uśmiech i upiłam łyk napoju. Starałam się odgonić od siebie niepotrzebne myśli. Liczyła się teraźniejszość, a nie przeszłość.
-Podoba Ci się w szkole czy nie za bardzo? - spytał mnie, świdrując moją osobę zielonymi oczami.
-Ogólnie jest fajnie. Nauczyciele wymagający, nawał zadań domowych...Normalka. - puściłam do niego oczko. Miło było spędzić czas z dala od Dracona i Damona, który czaił się pod postacią profesora Scotisha. Bezczelny miał nadzieję, że coś znów między nami się rozwinie. Coś zakłuło mi w sercu. A może tak? Oparłam brodę o moją dłoń. Z rozleniwieniem obserwowałam innych klientów, którzy akurat przebywali w lokalu:  podejrzane typy w zniszczonych płaszczach siedzący przy barze popijający Ognistą Whiskey, zakochane pary siedzące po kątach i obściskujące się. Na ten widok zrobiło mi się słabo i odwróciłam wzrok. W tejże chwili drzwi się otworzyły i do środka wleciało parę zeschłych liści, a potem zauważyłam jak weszło dwóch rosłych chłopaków.
-"Ślizgoni." - przemknęło mi przez myśl i upiłam łyk napoju. Harry zauważył moje spojrzenie i obrócił się. Zmarszczył brwi.
-A ten tu czego? - mruknął pod nosem, wyraźnie niezadowolony. Ja również straciłam humor. Zacisnęłam dłonie w pięści. Malfoy i Blaise. Można się było tego spodziewać. Blondyn i czarnoskóry zauważyli nas i ruszyli w naszym kierunku. Bezsilna oparłam się o oparcie krzesła.
-No witam. Znowu się widzimy. Czyżby przypadek? - wypowiedź Draco przesycona była sarkazmem i ironią. Blaise stał z boku i szczerzył się wesoło do mnie.
-Śledzisz mnie? - odpowiedziałam lodowatym tonem na jaki tylko mnie było stać. Chłopak powoli zaczął mnie irytować.
-Skądże znowu. Po prostu powiązało nas przeznaczenie. - tu Draco złośliwie rozłożył ramiona. Przymknęłam oczy, starając się wyrównać wzburzenie wewnątrz mnie.
-Draco, daruj sobie. Nie widzisz jak ona reaguje na Ciebie? - usłyszałam zmęczony głos Pottera. Otworzyłam powieki. Teraz blondyn stał opierając się dłońmi o stół. Blaise usiadł obok mnie.
-Nie gniewaj się na niego. Stałaś się jego obsesją. - szepnął mi do ucha. Uniosłam brew, zerkając na Draco, który o coś się wykłócał z Harrym.
-Obsesją? - powtórzyłam za Blaisem niedowierzając. Ja i bycie czyjąś obsesją? Skądś to znałam. No tak, byłam tak nazywana przez Klausa. "Moja mała, słodka obsesja."  Chłopak kiwnął tylko głową.
-Nie zdziw się jak zaprosi Cię gdzieś, albo na Bal. - oparł się luzacko i objął ramieniem. Poczułam się mile połechtana. Cała złość i irytacja gdzieś się ulotniły.
-Wiesz, nic mnie już nie zdoła zaskoczyć. - odpowiedziałam ze słodkim uśmiechem na twarzy. Diabeł tylko tajemniczo sie uśmiechnął. Naszą miłą konwersację przerwało walnięcie pięści Draco o stół. Podskoczyłam ze strachu. Iskierki gniewu skrzyły w oczach Malfoya.
-Nie masz prawa mnie o to osądzać! Myślałem, że już skończyłeś z tymi bezpodstawnymi oskarżeniami! - krzyknął. W gospodzie ucichło. Wszyscy obserwowali zajście między Ślizgonem, a Gryfonem. Nawet opasła właścicielka lokalu przerwała wycieranie kufla ścierką i z zaciekawieniem nas obserwowała. Harry powoli powstał. Jego zielone oczy pociemniały. Stali naprzeciwko siebie jak drapieżna zwierzyna czyhająca na swoją ofiarę.
-Czas chyba to zakończyć. - mruknął do mnie Blaise. Ja na to kiwnęłam głową i wstałam. Położyłam dłonie na ramionach Malfoya i szepnęłam:
-Uspokój się. Idziemy. - na te słowa chłopak nieco się rozluźnił.  Popchnęłam go delikatnie i wyszliśmy z gospody. Chłodne powietrze, to jest to.  Podeszłam do Draco i spojrzałam na jego bladą i szczupłą twarz z iskrzącymi sie jeszcze oczami. Wydawał się w tej chwili tak niedostępny. Piękny i zimny jak lód. Zadrżałam. Chłopak to zauważył i zbliżył się do mnie. Bez słowa ściągnął swój czarny płaszcz i narzucił mi go na ramiona. Wokół wiał wiatr, a on stał w swoim wełnianym, szarym swetrze z dekoltem w serek. Okryłam się szczelniej materiałem.
-Masz mi coś do powiedzenia? - przerwałam ciszę jaka zaległa między nami. Nie licząc wyjącego wiatru, który teraz jakby ucichł.
-Niby co? - burknął, wkładając dłonie do kieszeni spodni i kopiąc kamyk nogą jakby odniechcenia. Patrzyłam jak kamyk toczy się po wyboistej drodze i znika.
-To. Twoje zachowanie wobec innych. Nie chcę Cię umoralniać, ale...- tu moja tyrada została przerwana przez napierające na moje usta wargi Dracona. Było to tak niespodziewane, że moje dłonie intuicyjnie owinęły się wokół szyi chłopaka. Nie namyślając się długo całowałam go do utraty tchu. Smakowałam jego usta coraz to bardziej i bardziej. Miał delikatne, a zarazem ciepłe wargi. Po paru minutach czy też godzinach oderwałam się od niego i oparłam  czołem o jego. Słychać było tylko nasze przyspieszone oddechy. Liczyliśmy się tylko my.
-Och, zamknij się. - szepnął roznamiętnionym głosem i znów mnie pocałował. Wyczułam wyraźną nutkę whiskey. Jego miękkie usta napierały na moje najpierw jakby z niepewnością, ale potem coraz bardziej się wkręcały. Serce zaczęło mi bić w rytm jego.  Chwycił mnie w biodrach, abym nie upadła i dalej mnie całował jak szalony. Wyłączyłam wszelkie zmysły pozostawiając tylko zmysł smaku.
-Nawet nie wiesz jak ja za Tobą szaleję...- szeptał mi do ucha czułe słówka. Ja stałam oszołomiona jak słup soli nie wiedząc jak zareagować. Najpierw dożerał mi, potem wzajemne złośliwości, a teraz to...
-Ja...-odezwałam się drżącym głosem. Teraz to już napewno nie byłam pewna tego co czuję do niego. - Mącisz mi w głowie. - odwróciłam się do niego, masując sobie skronie. Chłopak stanął tuż za mną.
-Elena....-wyszeptał moje imię w charakterystyczny dla siebie sposób. To kompletnie mnie rozwaliło. Obróciłam się ponownie ku niemu i spojrzałam niemal błagalnie.
-Draco, ja nie mogę. Niedawno rozstałam się z chłopakiem i kompletnie nie mam głowy do związków. - słowa wyrzuciłam na jednym tchu. Poza tym nie kochałam go. Byłam zauroczona to fakt, ale to za wcześnie na miłość. Cofnęłam się o kilka kroków.
-A czy ja mówię o związku? Nie wiem czemu, ale tracę głowę gdy tylko jesteś przy mnie. - tu zbliżył się do mnie, a w jego oczach błysnęła determinacja. - Jesteś tym kim jesteś. Powinienem się Ciebie bać, ale nie mogę. Chcę Cię poznać. A kiedyś...może będzie moja. - spuścił głowę, grzebiąc czubkiem buta w ziemi. Nie odezwałam się, tylko minęłam go bez słowa i odeszłam.

wtorek, 10 grudnia 2013

No Matter What.

-Elena! Gdzieś ty się podziewała? Wiesz, ile ja już czekam na Ciebie? - do moich uszu doszło zrzędzenie Victorii. Podniosłam głowę. Blondynka, niższa ode mnie stała naprzeciwko z rękami opartymi o biodra. Jej mina świadczyła o tym, że raczej nie jest zadowolona. Na sobie miała krwistoczerwony, wełniany płaszczyk z czarnymi guzikami, karmelowe kozaki za kolano na obcasie i tegoż samego koloru beret spod którego spływały blond loki. Przez ramię przewieszoną miała malutką torebeczkę w czarnym odcieniu. Ja przy niej mogłam się schować: przydługie dżinsy, schodzone trampki, wyciągnięty, błękitny sweter, a na to dżinsowa kurteczka. Nie mówię już o moich wiecznie oklapniętych włosach.
-Straciłam poczucie czasu. Wybacz. - odpowiedziałam wymijająco, wyginając moje wysuszone wargi w parodii uśmiechu. Poprawiłam torbę na bolącym nieco ramieniu.
-No i jak ty wyglądasz? Chodź, przebierzesz się zanim mi wiochę na mieście zrobisz. - pokręciła głową z dezaprobatą i chwyciwszy mnie za ramię pociągnęła w stronę lochów.
-Normalnie wyglądam. Czego ty chcesz? - spytałam ją zdezorientowana. Ta jednak nic nie odpowiedziała prąc do przodu. Po chwili stanęłyśmy przed kamienną ścianę.
-Czysta krew. - Victoria wypowiedziała hasło i weszłyśmy do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Nie tracąc czasu na zbędne ceregiele szturmem "podbiłyśmy" nasz pokój. W końcu przyjaciółka puściła moje ramię.
-No to powiedz mi: jesteś czarownicą czy nie? - popatrzyła się na mnie zachmurzonym wzrokiem. Skrzyżowałam ręce na piersiach.
-No jestem. - odparłam krótko, unosząc delikatnie brew. Do czego zmierzała?
-To czemy wyglądasz jak jakiś niechluj? Żaden chłopak za Tobą się nie oglądnie, gwarantuję Ci to. - dziewczyna wykrzywiła usta w grymasie.
-A czy ja chcę, aby chłopacy się za mną oglądali? - wywróciłam oczami. Nie chciałam znów uwikłać się w jakieś przelotne romanse albo trójkąty. Nie, nie, nie. To stanowczo nie dla mnie. Victoria spojrzała na mnie jak na wariatkę.
-Ty nie lubisz mieć powodzenia u chłopaków?! Chyba żartujesz? - jej głos skoczył o kilka oktaw w górę. Rzeczywiście, fascynująca rzecz być niewidzialną dla osobników płci męskiej.
-To aż takie dziwne? W swoim życiu miałam zbyt dużo samców alfa i na razie mam dosyć. - odparłam krótko. I to była najszczersza prawda jaką kiedykolwiek powiedziałam w moim życiu. Najpierw Matt, potem Stefan i Damon...Brawo, dziewczyno! Masz spokój. Obróciłam się o 180 stopni w stronę drzwi z zamiarem wyjścia, gdy te otworzyły się i stanął w nich...Draco! Na mój widok lekko się uśmiechnął.
-Wybierasz się gdzieś? - spytał wibrującym głosem, od którego aż mdlałam (oczywiście mentalnie, a nie fizycznie). Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Pewnie wyglądałam idiotycznie. Chłopak uniósł brew, nadal się uśmiechając.
-Znaczy się...eee....miałam taki zamiar. - no w końcu udało mi się wypowiedzieć jakąś sensowną kwestię. Victoria stojąca za mną szczerzyła się jak pies do kiełbasy.
-Bo widzisz, wybieram się razem z Blaisem do Hogsmeade. Może dołączyłabyś do nas? - zaproponował, chowając dłonie w tylnich kieszeniach ciemnych dżinsów. Propozycja nieco strąciła mnie z tropu. Umówiłam się przecież z Harrym, że pójdę z nim do wioski.
-Tyle, że wiesz no....Ja...umówiłam się już z kimś. - wydusiłam to z siebie.
-Z kim?! - prawie krzyknęła blondynka wybałuszając oczy. Nie z tej strony spodziewałam się reakcji. Blondyn stał i milczał. Wywróciłam oczami.
-Z Harrym. - odpowiedziałam, patrząc na nią z przekrzywioną głową. Ta kręciła głową z niedowierzaniem. - I radzę ci się pospieszyć, bo powiedziałam, że ty też idziesz z nami. - dodałam i minęłam bez słowa Dracona. Ten nie dawał za wygraną i szedł za mną.
-Czemu się z nim umówiłaś? - spytał. Musieliśmy wyglądać śmiesznie lub też dziwnie, bo ludzie patrzyli się na nas. Zatrzymałam się przy wejściu. Powoli obróciłam się ku niemu. Nie przewidziałam jednego: że Smok będzie stał tak blisko mnie. Niemal stykaliśmy się nosami. Zapach jego perfum wytrącał mnie z koncentracji.
-Nawet się nie waż. - ostrzegłam go, kładąc palec na jego torsie. Jego bliskość dekoncentrowała mnie i nie mogłam panować nad moimi reakcjami. Jako wampir miałam mocno wyostrzone zmysły i emocje. Tak, że czułam pod palcami szorstkość jego swetra i miękkość płaszcza. Odwróciłam głowę w bok. Pragnienie skosztowania jego krwi zaczynał przejmować nademną kontrolę. Przymknęłam oczy i starałam się wyrównać mój oddech. Wyraźnie słyszałam bicie jego serca pompującego krew żyłami do całego ciała. Puls bił miarodajnie.
-Niby czego? - szepnął mi tuż nad uchem, muskając jego płatek wargami. Zadrżałam. Przy nim zapominałam o całym świecie. Otworzyłam oczy i ostrożnie uniosłam głowę ku górze. Para stalowoszarych oczy wpatrywała się we mnie z ciekawością i pożądaniem.
-Tego. - odparłam drżącym głosem. Przełknęłam głośno ślinę. Stanowczo za dużo sobie pozwalał. Odsunęłam się na tyle daleko jak na to pozwalała mała wnęka, do której zaciągnął mnie Draco.
-Ale czego? - drażnił się ze mną, dotykając przy okazji opuszkiem mojej szyi i tętnicy. Poczułam ciepło jego palca, które zareagowało z cichutkim sykiem w kontakcie z moją skórą.
-No tego, no. - zniecierpliwiłam się. Miałam powoli dość tej gierki, w którą sobie pogrywał. Chwyciłam go za nadgarstki i popchnęłam na półkę z jakimiś słoikami. Parę zleciało z góry i narobiło hałasu. Wybiegłam czym prędzej. Popchnęłam kamienną ścianę, która z jękiem ustąpiła mi i już gnałam przez korytarze jak najdalej od Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Powietrze świstało mi koło uszu rozwiewając moje długie włosy. Z kolejnymi przebiegniętymi metrami oddalałam się od Dracona.
-Elena! - ktoś zawołał moje imię, a echo odbijało się  pośród ścian. Nie odwróciłam się tylko bardziej przyspieszyłam. Zeskoczyłam ze schodów i zatrzymałam się gwałtownie tuż przed wejściem. Zdawało mi się, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Zimne kropelki potu spłynęły mi po plecach. Otarłam dłonią czoło. Harry zaraz powinien tu być. Nie namyślając się długo, przysiadłam sobie na murku. Mogłam sobie odetchnąć. Spuściłam głowę , zasłaniając się  kurtyną włosów. Oparłam głowę o misternie wyrzeźbionego w kamieniu hipogryfa. Teraz wystarczyło tylko czekać...