niedziela, 17 listopada 2013

You Found Me.

Reszta popołudnia minęła mi bardzo przyjemnie, poza tym, że mieliśmy zadanie z transmutacji. Kończyłam właśnie pisać esej o zmienianiu przedmiotów w zwierzęta, gdy do pokoju wpadła rozemocjonowana Victoria. Usiadła w fotelu, cała aż podskakując.
-Nie uwierzysz co się stało! Pansy i Astoria pobiły się o Malfoya! - ostatnią część zdania niemalże wykrzyczała radośnie. Uniosłam brew nie odrywając wzroku od pergaminu z małymi, lecz kształtnie zapisanymi literkami. Mogłam być z siebie zadowolona. Vic spojrzała na mnie rozczarowana.
-Nie ekscytuje cię to? - posmutniała. Podniosłam oczy na nią.
-A co jest w tym takiego emocjonującego? Dwie, głupie dziewczyny pobiły się o chłopaka. Wielkie mi halo. Narobiły tylko obciachu i wstydu naszemu domowi. - oznajmiłam z pewnością w głosie i schowałam referat do książki. No, zadanie domowe miałam zrobione i mogłam wychilloutować. Wyprostowałam moje nogi i odetchnęłam. Blondynka nadal siedziała naprzeciwko mnie, obserwując moją osobę uważnie.
-Nie chciałabyś być tak oblegana przez chłopaków, którzy aż się biją o Ciebie? Czy to nie takie romantyczne? - rozmarzyła się. Spojrzałam na nią z litością.
-Takie rzeczy istnieją tylko w bajkach. A poza tym byłam oblegana przez chłopaków w mojej poprzedniej szkole i to mi wystarczy. - wspomnienie tak odległe o mnie: pustej i myślącej tylko o dobrej zabawie nawiedziła mnie w tej chwili.
-Naprawdę? - Vic wpatrywała się we mnie zaciekawiona. Ja jednak nie miałam zamiaru opowiadać jej jak to wspaniale było, gdy się było najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Wstałam.
-Tak. Muszę się szykować. Zaraz mam spotkanie z Malfoyem. - ucięłam wszelkie inne pytania i zamknęłam się w łazience. Oparłam się o drzwi i odetchnęłam, przeczesując włosy palcami. Za dużo tych pytań, zbyt dużo....Przecież ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Podeszłam do toaletki i oparłam się dłońmi o blat. Wdech, wydech, wdech, wydech... Popatrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Czekoladowe tęczówki mocno odcinały się do mojej bladej cery i malinowych ust. Włosy w lekkim nieładzie, komponowały się z moim nastrojem i ogólnym wyglądem zewnętrznym. Mimo, że było tylko i wyłącznie spotkanie, chciałam wyglądać ładnie.  Wyciągnęłam więc czarne szpilki na platformie z szafy i sukienkę do półuda z koronkami i czarnymi pasami oraz rękawami 3/4. Tak zadowolona zaczęłam się szykować, gdy do pokoju wparowała Pansy. Nie zwróciłoby mojej uwagi jej wejście, gdyby nie jej wygląd. Włosy poplątane i sterczące we wszystkie strony, szata szkolna zniszczona, a w niektórych miejscach nosiła znaki podpalenia. Usiadła zrozpaczona na swoim łóżku. W tej chwili zrobiło mi się jej szkoda. Zapiąwszy zamek i lekko pofalowawszy włosy, wyszłam z łazienki. Mopsica zauważyła moje pojawienie się. W jej oczach zabłysnęła nienawiść. Jednak zacisnęła tylko pięści i położyła się na łóżku w pozycji embrionalnej plecami do mnie. Wywróciłam oczami. Jak dzieci, jak dzieci...Zgarnęłam torebkę ze stolika i wyszłam z pokoju, nie zaszczycając Parkinsonówny ani jednym spojrzeniem. W Pokoju Wspólnym nikogo nie zastałam. Stukając obcasami szłam ku miejscu mego przeznaczenia, a raczej "męki". Niczego wspaniałego się nie spodziewałam. Owinęłam się szczelniej moim czarnym płaszczem prochowcem, bo w szkole nie było zbyt ciepło. Po kilku minutach doszłam przed Wejście Główne do budynku. Malfoya jeszcze nie było widać, więc stanęłam i zaczęłam pocierać moje ramiona dłońmi.
"Elena! Głupia ty! Przecież możesz użyć magii!" - pacnęłam się w moją jakże głupią łepetynę i wyjęłam z torebki moją różdżkę. Machnęłam ją i moje ciało pokryło się niewidzialną warstwą ciepła. Od razu lepiej. Chodziłam tam i spowrotem, aby nieco ukryć moje zniecierpliwienie. Chłopak się nie pojawiał.  A może ja byłam naiwna zgadzając się na to spotkanie? Już miałam się poddać, gdy usłyszałam za swoimi plecami głos, który prześladował mnie w snach i nie chciałam go nigdy więcej słyszeć:
-Czekasz na kogoś? - uderzyło to we mnie jak obuchem. Nie spodziewałam się tego. Stałam nadal tyłem do niego oszołomiona barwą głosu. Przymknęłam oczy. Wspomnienia napłynęły dużą falą, a ja nie mogłam się przed nimi obronić. Bezbronna mentalnie wyciągnęłam ręce, aby się przed nią obronić, lecz poległam. Pierwsze spotkanie, taniec na Balu Założycieli, Damon obraniający mnie przed rozszalałym Stefanem, bal u Mikaelsonów, ja raniąca Damona, wypadek na moście Wickery i moja śmierć, upojna noc z Damonem....Moja głowa w końcu tego nie wytrzymała i upadłam na kolana. W ułamku sekundy czarnowłosy znalazł się przy mnie, obejmując mnie ramieniem. Zadrżałam. Gorąco napływało gwałtownymi falami. Wampir uniósł mnie do góry i delikatnym ruchem dłoni chwycił za podbródek i kazał mi popatrzyć na niego. Powolnym ruchem głowy, uniosłam nią i spojrzałam w te przypominające barwą ocean oczy. Zachciało mi się wyć. Moje serce znów rozsypało się na drobne kawałki. Tak bardzo za nim tęskniłam, za jego dotykiem, za jego bliskością...Po prostu za nim całym. Teraz trzymał mnie bezwładną jak laleczkę w swoich muskularnych ramionach. Byłam właśnie obejmowana przez ciemnowłosego blondyna o hipnotyzującej barwie oczu. Ale poznałam go bez problemu. Po krótkiej chwili jego wygląd zaczął się zmieniać. No tak, użył eliksiru wielosokowego. Krótko przystrzyżone włosy ustąpiły miejsca teraz półdługim, hebanowym włosom. Sylwetka przybierała na masie i kilka sekund później stał przede mną prawdziwy Damon. Damon Salvatore. Cofnęłam się kilka kroków w tył. Nie mogłam uwierzyć. Po dwóch miesiącach nagle zjawia się tuż przede mną.
-Ładnie wyglądasz. - odezwał się jako pierwszy. Ja starałam się trzymać twardo i nie ulec zbędnym sentymentom.
- Co tu robisz? - spytałam go zimnym głosem. Po tym jak nazwał mnie szmatą puszczającą się z kim popadnie on tak sobie pojawia się i chce wybaczenia? O nie. Nie tym razem.
-Ja...Eleno, przepraszam, za szybko Cię oceniłem. Teraz już wiem, że to wina Kola. On zahipnotyzował Cię, abyś była mu posłuszna. Błagam, wróć do mnie. - błagający Damon? Cóż za nowość. Zaśmiałam się histerycznie.
-O nie, mój drogi. Miałeś swój czas. Dla Ciebie zawsze pozostanę tanią dziwką. Zrozumiałam. Nie wiem czego chcesz ode mnie. Ja staram się ułożyć życie bez Ciebie, choć to nie jest łatwe, ale jednak jakoś to idzie. - przy ostatnim słowie głos mi się załamał. Zachciało mi się płakać z bezradności i radości zarazem. Dwa miesiące bez niego to było piekło.
-Eleno...- jego ciepły baryton pieścił moje uszy. Zbliżył się do mnie i objął w pasie. Zapach perfum owionął mnie. Mimo najszczerszych chęci nie mogłam jego tak po prostu odepchnąć. To było silniejsze ode mnie. Jako wampir odczułam to niezwykle intensywnie.
-Damon, ja nie...- wydusiłam w jego ramię. Odsunął się.
-Rozumiem, ale wiedz, że zawsze będę na Ciebie czekał. - chwycił moje drobne dłonie w swoje większe. Zza srebrnej zbroi przyglądał im się Draco. Kim był ten chłopak? Czego chciał od Eleny? Myśli kotłowały mu się  po głowie. Postanowił jednak się ujawnić.
-Przepraszam Cię za spóźnienie, ale zapomniałem wziąść kurtki. To co idziemy? - zbliżył się do nas znienacka Malfoy. Jak zwykle nienagannie ubrany: czarne, obcisłe dżinsy, ciepły płaszcz (także czarny) oraz eleganckie buty. Damon zmarszczył brwi.
-Kim ty jesteś do cholery? - warknął. Oho, zazdrość - zły doradca. Usiłowałam stanąć między nimi, ale nic z tego. Salvatore za mocno mnie trzymał.
-A co? Elena nie mówiła Ci o mnie? - Draco odpowiedział tym samym zimnym tonem. Jego stalowoszare oczy teraz rozbłysły jak dwa srebrniki. Mięśnie pod skórą wampira napięły się do granic możliwości. Chwyciłam go za ramię.
-Daj spokój...- zaczęłam odciągać go od Ślizgona. Bałam się, że coś może mu zrobić, a co gorsza - zabić. Nie mogłam pozwolić, aby ujawnił się jak wampir. Wolałabym, abyśmy pozostali w ukryciu. Damon strzepnął moją dłoń z ramienia.
-Elena, odejdź. Ja muszę się z nim sam rozprawić. - burknął wampir. Draco asekuracyjnie wyjął różdżkę. -Myślisz, że pokonasz mnie tym patykiem? - Damon zaśmiał się pogardliwie. Wzgardliwym wzrokiem omiótł blondyna. Tęczówki zmieniły barwę na czarną, a białka - czerwoną. Charakterystyczne żyłki pojawiły się wokół jego oczu, a z ust wysunęły się kły. Draco zbladł. Po raz pierwszy chyba miał do czynienia z czymś takim.
-NIEEE! - ryknęłam i popchnęłam Damona z całej siły, aż upadł na ziemię jakieś 50 metrów dalej. Stanęłam w pozycji obronnej przed Malfoyem. Z moich ust widniały już kły, a oczy również zmieniły kolor. Nie pozwolę, aby skrzywdził niewinnego chłopaka.
-Odejdź. - warknęłam. Wściekłość buzowała mi we krwi. Czarnowłosy patrzył na mnie zszokowany, ale w wampirzym tempie znikł. Powoli się uspokajałam. Obróciłam się powoli ku oszołomionemu Draconowi.
-Kim ty do cholery jesteś? -

2 komentarze:

  1. Bardzo pomysłowe i fajne aż chce się czytac :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Zaciekawiło mnie od samego początku :)

    OdpowiedzUsuń