czwartek, 30 stycznia 2014

Wrecking Ball.

Wiał lekki wiatr, strącając śnieg z drzew. Widok był bajeczny: zamaraznięte jezioro mieniło się wieloma odcieniami błękitnego, śnieg biały jak mleko iskrzył i skrzypiał, gdy tylko po nim szłam. Rzuciłam na siebie zaklęcie ogrzewające przez co nie było mi tak zimno. Cisza wokół mnie dawała mi chwilę wytchnienia od gwarnej Wielkiej Sali. Wyjęłam wsuwkę z włosów, które opadły mi lokami na plecy. Przynajmniej głowa mnie już tak nie bolała.  Zapatrzyłam się w ten mieniący się śnieg. Co było ze mną nie tak, że chłopacy tracili dla mnie głowy i bili się? Przygryzłam wargę w zamyśleniu. Wróciłam myślami do chwili, gdy Katherine umierała....
RETROSPEKCJA:
Rok wcześniej, Mystic Falls.
Upiłam łyk burbonu. Alkohol zapiekł mi w gardle, ale nie zwróciłam na to uwagi. Odkąd zostałam wampirem alkohole i wszelkie trunki towarzyszyły mi na każdym kroku. W końcu nie po to zostałam dziewczyną Damona, aby być z nim jak jakaś abstynentka. Właśnie siedziałam na kanapie w salonie rezydencji Salvatore'ów, która od niedawna była także i moim domem. Przytknęłam chłodną szklaneczkę do skroni. Nie ma to jak upijanie się w samotności. No, nie licząc leżącej w sypialni Stefana Katherine, ale jej dni są już policzone. Drzwi frontowe trzasnęły i do pomieszczenia wszedł Damon.
-I co? Jeszcze żyje? - spytał mnie, stanąwszy tuż przede mną.
-Tak, śpi. - odpowiedziałam machinalnie, upijając jeszcze jeden łyk trunku. Czasami nie rozumiałam jego braku empatii dla innych ludzi. Może nie do końca co do Katherine, bo zraniła go, zabawiła się jego uczuciami, ale to w końcu moja przodkini. Próbowała mnie zabić dwa razy i za każdym razem jej się to nie udawało. Przełknęłam ciecz. Wstałam. Ruszyłam wzdłuż korytarza na schody, aby udać się do sypialni mojego byłego chłopaka i poważnie porozmawiać z Katherine.
-Gdzie idziesz? - usłyszałam pytanie wampira. Obróciłam się. Stał pośrodku salonu i wpatrywał się we mnie zdziwiony.
-Porozmawiać z Katherine.- odparłam i odeszłam. Szybko weszłam po schodach i skierowałam się do ostatniego pokoju na prawo. Przystanęłam przed drzwiami i wzięłam głęboki wdech. Od czasu naszego ostatniego spotkania wtedy w czerwcu, nie rozmawiałyśmy ze sobą. Wyrzuty sumienia wróciły do mnie z całą siłą. Przygryzłam wargę. Może nie powinnam? Odwróciłam się, chcąc odejść.
-Co ja robię...-mruknęłam do siebie i pchnęłam drzwi. Cicho zaskrzypiały. Weszłam do środka. Pokój tonął w półmroku, a pomieszczenie pozawalane było ciężkimi, drewnianymi meblami, starymi książkami i innymi bibelotami. Okna pozasuwane ciemnozielonymi kotarami dodawały pokojowi tajemniczości i klimatu. W kącie pokoju stało duże łóżko zaścielone szarą kołdrą. Zrobiłam kilka kroków w przód. Na posłaniu leżała osłabiona Katherine. Sprawiała wrażenie jeszcze mniejszej i kruchej. Ale to tylko pozory. Stanęłam przed ramą łóżka. Mogłam dostrzeć srebrne nitki w jej włosach oraz delikatne zmarszczki wokół oczu i ust. Miała przymknięte oczy, a klatka piersiowa niezauważalnie opadała i unosiła się. Ogarnęła mnie fala współczucia do niej. Musiał być to dla niej wstrząs, że jej uroda przemija, a ona sama przechodzi do historii. Na szyi widniała blizna po ukąszeniu jej przez Silasa.
-Nie musisz mnie tak badawczo obserwować. Wiem, że jestem piękna i zajebista, ale bez przesady.- Katherine nie otwierając oczu, uśmiechnęła się perfidnie. No tak, masochistyczna pewność siebie.
-Nie pochlebiaj sobie.- odparłam sucho, przysiadając na skraj posłania.
-Czego chcesz? - wychrypiała, otwierając ociężale powieki. Przełknęłam ślinę.
-Porozmawiać.-odpowiedziałam, czując jak mi serce przyspiesza.
-Nie mamy o czym. To przez Ciebie jestem w takim stanie i ty powinnaś mnie uratować. -Petrova wzięła głęboki wdech jakby nie mogła wziąć oddechu. Spuściłam głowę na swoje dłonie.
-Wiem. Ale sama musisz przyznać, że zasłużyłaś na to.- przeczesałam włosy palcami. Katherine wygięła usta w przerażającym uśmiechu.
-Niby z jakiej racji? To ty powinnaś być na moim miejscu. To ty ukradłaś moje szczęście. To przez Ciebie Damon mnie nienawidzi! - krzyknęła, zaciskając dłonie na pościeli.
-Na Ciebie już chyba czas, Eleno. - usłyszałam męski głos za sobą i obróciłam się gwałtownie. W progu stał Stefan z założonymi rękami. Wstałam i bez słowa wyszłam.

***********
Cała ta rozmowa stanęła mi przed oczami. Może Katherine miała rację? Może nie zasługiwałam na miłość Damona i Stefana? Wyczarowałam białą chusteczkę i otarłam zwilgotniałe oczy. Może wogóle nie powinnam poznać oby braci? Zgarbiłam się jeszcze bardziej.  Dobrze, że chociaż w Hogwarcie dzięki nawałowi nauki mogłam oderwać ponure myśli od szarej rzeczywistości.
-Elena! Elena! - siorbnęłam nosem i odwróciłam się.  W moją stronę biegł spanikowany Blaise. Wstałam szybko, a serce stanęło mi w gardle. Coś musiało się stać...I to coś niedobrego. Chłopak zatrzymał się tuż przy mnie, ledwo łapiąc dech.
-Co się stało? - spytałam, chwytając go mocno za przedramiona. Chłopak jakby pobladł.
-Draco...- zaczął, ale mi to wystarczyło. Chwyciłam suknię w górę i szybkim (o ile mi to pozwalał strój i śnieg) biegiem udałam się w kierunku zamku. W mojej głowie świtała tylko jedna myśl: oby nic mu się nie stało, oby nic mu się nie stało...Wpadłam do zamku i nadal biegnąc mijałam przerażonych i wystraszonych uczniów. Serce tłukło mi się niemiłosiernie.
-Elena. Tu jesteś.- ktoś chwycił mnie mocno za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Uderzył we mnie mocny zapach wody kolońskiej i burbonu. To mogła być tylko jedna osoba: Damon. Chciałam się wyszarpnąć z jego uścisku, ale to nie przyniosło skutku. Zaczęłam walić pięściami w jego klatkę piersiową.
-Zostaw.Mnie! - krzyknęłam ze złością. Wampir trzymał mnie mocno i pewnie. Moment potem uścisk zelżał niespodziewanie. Otworzyłam zaciśnięte wcześniej oczy. Damon leżał nieprzytomny pod ścianą, a nad nim stał Stefan.
-Jeszcze raz się do niej zbliżysz to popamiętasz. - szepnął groźnym szeptem młodszy Salvatore. Dotknęłam ramienia Stefana.
-Już. Chodź. Nie ma sensu na niego tracić siły czy czasu. - zwróciłam się cicho do niego i wplotłam swoją dłoń w jego. Delikatnie uścisnął ją. Mieliśmy już odejść, gdy w naszym kierunku biegła prof.McGonagall.
-Co tu się dzieje?! I dlaczego profesor Scotish jest nieprzytomny?! - krzyknęła wzburzona, patrząc na bezwładne ciało Damona. Podeszła do niego i wyciągnęła różdżkę.
-Aquamenti.- wypowiedziała zaklęcie. Trysnęła woda, oblewając twarz i włosy czarnowłosego. Ten ocknął się gwałtownie i prawie by się rzucił na Stefana, gdyby nie reakcja potężnie zbudowanego, odzianego w fiołkowo-niebieskie szaty czarnoskórego mężczyzny. Wystraszyłam się. W takim szale Damon nie był już od bardzo dawna. Kły wystawały z jego ust w całej okazałości, a kropelki śliny płynęły mu z jamy ustnej. Oczy zabarwiły się na czerwono i czarno. Młodszy z braci Salvatore objął mnie opiekuńczo ramieniem.
-Nic Ci nie zrobi. - pocałował mnie w czubek głowy, a ja nieco się uspokoiłam. Szok jeszcze nie minął, więc wtuliłam się w ciepłe ramiona chłopaka. On jako jedyny był dla mnie podporą.  - Lepiej chodźmy, bo zbierają się gapie. - mruknął mi do ucha i wyprowadził mnie po schodach na jakiś pusty korytarz, abym odetchnęła. Przysiadłam na jakimś murku i ukryłam twarz w dłoniach. Gdyby nie ja, do tej sytuacji by nie doszło...
-Nie zamartwiaj się. To nie twoja wina, że Damon jest tym kim jest. - wampir usiadł na zimnej posadzce, opierając się plecami i tyłem głowy o ścianę.
-Po co on mnie tu szukał? Czego ode mnie chce? Nie wystarczyło mu, że zwyzywał mnie od dziwek? - w moich oczach zaszkliły się łzy, które spłynęły mi po policzkach. Czułam się tak beznadziejnie w tym momencie. Wszystko straciło sens.
-Znasz Damona. Jak na czymś mu cholernie zależy to musi to zdobyć. Choćby za wszelką cenę. - ani jeden mięsień nie drgnął w twarzy Stefana, gdy  to mówił. Odkryłam twarz. Mój były chłopak miał rację. Jego brat nigdy się nie zmieni. Otarłam łzy rękawiczką.
-Draco...- nagle uprzytomniłam sobie, że chłopak pewnie leży w Skrzydle Szpitalnym, a ja nawet do niego nie zajrzałam. Nie patrząc nawet w stronę siedzącego chłopaka, zbiegłam po schodach i szybkim krokiem udałam się do królestwa pani Pomfrey. Nie spotkałam nikogo po drodze, co mnie nieco zdziwiło.
-Elena? Czy nie powinnaś być o tej porze w swoim dormitorium? - zatrzymałam się. Ostrożnie odwróciłam głowę, niemal zderzając się z nieznajomym głową. Okazało się, że to był Theodor.
-O, hej Theo.- wygięłam usta w udawanym uśmiechu, aby chłopak nie poznał, że coś jest nie tak. Uśmiechnął się zawiadiacko. Jego roztrzepane ciemnoblond włosy dodawały mu uroku, a uśmiech igrał mu się na pełnych ustach. Koszula od smokingu była rozpięta do połowy ukazując wysportowany tors. Do tego eleganckie, czarne spodnie i lakierki.
-Przepraszam, że Cię tak zaczepiam, ale słyszałaś już o Malfoyu? - spytał mnie, a wesołe ogniki w jego oczach jakby przygasły.
-Tak. - wydusiłam odwracając wzrok, patrząc z "zainteresowaniem" na kamienne gargulce w kształcie sów.
-Tak naprawdę niewiadomo kto rąbnął go tym zaklęciem, ale wyglądało to potwornie. - skrzywił się, a cień bólu przemknął mu przez twarz.
-Nie mów mi nawet o tym. - odparłam, zatykając usta dłonią. Najchętniej bym rozszarpała tego kto to zrobił. Draco, mój Draco....
-Idziesz do niego? Bo właściwie to ja też...- mruknął Theodor, spuszczając wzrok na swoje błyszczące buty.
-Wiesz, chciałabym iść sama...-wyznałam szczerze, nie patrząc mu w oczy.
-Dlaczego? - mogłam się spodziewać tego pytania. Uniosłam hardo głowę.
-Bo tak! - unioswszy suknię, obróciłam się o 180 stopni i odeszłam. Popchnęłam stare, drewniane drzwi i weszłam do środka. W pomieszczeniu panowała cisza. Mrożąca krew w żyłach cisza. Poprzez okna wpadało światło Księżyca oświetlając szpitalne łóżka. W szpitalu unosił się zapach leków oraz eliksirów. Zrobiłam kilka kroków w przód, a suknie zaszeleściła cicho. Na jednym z przesadnie czystych łóżek leżał Draco. Głowę miał owiniętą bandażem, jego mlecznobiała - teraz trupiobiała cera niemal zlewała się z bielą poduszki. Jedyna rzecz, która go wyróżniała to sine usta. Serce mi zamarło, a oddech przyspieszył. Łzy zamazały mi obraz i wolnym krokiem skierowałam się w stronę łóżka. Chłopak spał. Wyglądał tak spokojnie.  Przysiadłam się na brzegu posłania i dotknęłam jego dłoni. Zimnej dłoni. Bladoniebieskie żyły widoczne były na jego rękach.
-O mój Boże...To wszystko moja wina...To nie powinno się stać...-załkałam i ukryłam twarz w kołdrze, nadal trzymając chłopaka za rękę. Po chwili spojrzałam znów na zimną jak lód twarz Dracona. To co miałam teraz powiedzieć, było najszczerszą rzeczą w moim dotychczasowym życiu:
-Ja.....-


wtorek, 28 stycznia 2014

Surprices.

Wyszłyśmy z pomieszczenia. Zeszłyśmy po schodach i stanęłyśmy w salonie. Obróceni do nas tyłem Blaise i Draco gorączkowo o czymś rozprawiali:
-Ciekawe z kim ona idzie na bal...Jak ostatnio rozmawialiśmy nikogo nie miała...-
-Smoku, co cię nagle Elena obchodzi? Mówisz, że ci nie zależy, ale taka prawda, że jest wręcz przeciwnie.- Blaise cmoknął głośno, wiedząc, że pokonał przyjaciela w potyczce słownej.
-Nieprawda! Niezależy mi...- zaprzeczył głośno Malfoy, choć sam nie wiedział co mówi.
-Zaprzeczasz sam sobie...- Blaise uniósł dłonie w górę. Nie miał już siły do Smoka. Nawet ślepy by widział, że ciągnie go do uroczej brunetki.
-Wątpię. - odezwałam się głośno, na co chłopacy wzdrygnęli się i obrócili ku nam. Wewnątrz moja bogini aż tańczyła z radości na wieść, że Draconowi jednak zależy na mnie, ale widząc go we własnej osobie nieco markotniała.
-Długo tu już jesteście? - bąknął Blaise, robiąc oczy jak spodki. Delikatnie się zarumieniłam pod ich spojrzeniami. Patrzyli się na nas jak na ósme cudy świata. Zwłaszcza Draco. Chyba zaczynał żałować, że mnie nie zaprosił.
-Wystarczająco długo, aby dowiedzieć się paru rzeczy. - odparłam zjadliwie w dalszym ciągu nie odrywając wzroku od blondyna. Poprawiłam jedwabny szal na moich ramionach i podeszłam bliżej chłopaków. - I przy okazji: tak, ktoś mnie zaprosił. - minęłam ich i wyszłam przejściem do salonu. Odetchnęłam. Najcięższa część już za mną. Rozejrzałam się po korytarzu. Stefana ani śladu.
-"Pewnie będzie czekał przed Wielką Salą." - pomyślałam i wzruszyłam ramionami, udając się po schodach do góry. Stukot obcasów odbijał się od ścian tworząc echo. Z oddali słychać już było dudniącą muzykę. Skrzywiłam się. Pewnie będzie jakaś muza z wiejskich remiz. Pospiesznym krokiem udałam się pod Salę, gdzie stał już dość spory tłum ludzi. W tym tłumie zdążyłam wypatrzeć Harry'ego ubranego w elegancki smoking stojący pod rękę z ciemnoskórą dziewczyną, bodajże Parvati. Obok niego stał Ron z kwaśną miną. Zasłoniłam usta, aby się nie roześmiać, bowiem Rudzielec na sobie miał coś na kształt smokingu, ale takiego tradycyjnego, pełnego falbanek. Chłopak rzucał ponure spojrzenia każdemu kto się na niego popatrzył. Współczułam jego partnerce, siostrze bliźniaczce Parvati, Padmie, która stała z grymasem na twarzy. Spojrzałam w stronę Hermiony. Nie przypominała tej kujonicy co nacodzień: kasztanowe włosy upięte w klasyczny kok, z którego wypadły kosmyki włosów, do tego delikatny makijaż i piękna różowa suknia. Każdy chłopak się za nią oglądał. Stanęłam z boku. U szczytu schodów stali nauczyciele i przyglądali nam się z uśmiechami na twarzach. No, oprócz Snape'a, który stał z boku i patrzył się z ponurą miną. Obok niego stał...mój Boże, aż dech mi zaparło. Damon prezentował się niezwykle elegancko w smokingu, a jego błękitne oczy błyszczały jak jeszcze nigdy przedtem. Kruczoczarne włosy opadały mu zawiadiacko na czoło czyniąc go jeszcze bardziej seksownym. Serce zabiło mi mocniej w piersi. Poczułam jak goracy rumieniec oblewa moją twarz. Odwróciłam głowę, aby nie zobaczył, że się na niego patrzę.
"Give me love like her. 'Cause lately I've been waking up alone. Paint splattered tear drops on my shirt. Told you I'd let them go and that I'll fight my corner. Maybe tonight I'll call ya after my blood turns into alcohol. No, I just wanna holda ya..."
Przełknęłam ślinę. Zaczęło się. Ludzie zaczęli się zbierać w pary. Draco z Astorią stanęli z przodu. Chłopak odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy. Na jego ustach igrał się ironiczny uśmieszek. Skrzywiłam się. Dźwięki piosenki łagodnie unosiły się w powietrzu powodując jeszcze bardziej świąteczny klimat. Gdzież się podziewał do cholery Stefan?! Ja jak to ja stałam na końcu sama. Vic spojrzała na mnie współczująco. Ciekawe co też sobie o mnie myślała...Wolałam nie wiedzieć. Wyszłam na kompletną idiotkę. Stojąc tak nie zauważyłam jak ktoś podłożył mi swoje ramię, abym je chwyciła. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na twarz mojego towarzysza. Zamiast spodziewanego Stefana, ujrzałam Damona. Uśmiechał się do mnie w bezczelny, ale i seksowny sposób. Nie miałam wyjścia, podałam mu swoją dłoń.
"Give a little time to me or burn this out. We'll play hide and seek to turn this around. And all I want is the taste that your lips allow."
Ruszyliśmy za poprzednimi parami. Starałam się nie patrzeć w kierunku czarnowłosego. Nie wiem co on zrobił, że się Stefan nie pojawił, ale już ja się z nim rozliczę. Rytmicznym krokiem weszliśmy na salę, w której jak się okazało stali przedstawiciele innych szkół magicznych oraz członkowie rodzin niektórych uczniów. Wyłapałam sponad tłumu rude czupryny państwa Weasleyów. Poczułam mocny uścisk na moim ramieniu.
-Nie musisz w tak dosadny sposób chwalić się, że pozbyłeś się konkurencji. - syknęłam do niego jak tylko się do niego zbliżyłam podczas tańca. Unieśliśmy ręce i obróciliśmy się.
-Nie wiem o czym mówisz.- wymruczał chłopak patrząc na mnie łakomie.
-Wiem,że to ty stoisz za zniknięciem Stefana. I nie próbuj się nawet wymigać, bo i tak Ci się to nie uda.- odwarknęłam mu, wracając do poprzedniej pozycji. Tuż obok nas mignęli Blaise i Victoria. Damon chwycił mnie pewnie w talii i przyciągnął do siebie.
-Należysz do mnie i tylko do mnie. - szepnął mi do ucha, niemal muskając wargami płatek mego ucha. Zadrżałam i odwróciłam wzrok. Draco w tym samym momencie skrzyżował spojrzenie razem z moim. Serce stanęło mi w miejscu, a po chwili biło szybszym tempem. Gdy tylko Smok się na mnie patrzył robiło mi się potwornie gorąco tak jak teraz. Blondyn tańczył z Astorią, która robiła maślane oczy do niego.
-Boże, co za żenada...-mruknęłam do siebie zniesmaczona. Jak można się tak poniżać? Zwłaszcza jak wszyscy to widzą. Odwróciłam natychmiast głowę, aby nie patrzyć na to pośmiewisko.
Draco kręcił się razem z Astorią płynnie po parkiecie. Był niezłym tancerzem, a dziewczyna - raczej miernotą. Nie zwracał uwagi na to co do niego mówi, bo był skoncentrowany tylko na jednym: widoku Eleny z profesorem Scotishem. Brunetka rozmawiała o czymś z nauczycielem, który nie mógł oderwać od niej wzroku.  Doskonale wiedział, że mężczyzna nie jest tym kimś za kogo się podawał. Był bowiem byłym narzeczonym Eleny, co jeszcze bardziej powodowało ataki wściekłości u Malfoya. Zacisnął dłoń na biodrze Greengrass, aby w coś nie przywalić. Emocje, które się w nim kumulowały chciały się wydostać, a najlepiej wybuchnąć. Wdech, wydech...Nie mógł po prostu tak podejść do niego i przywalić, bo cały Hogwart miałby uciechę do końca roku szkolnego, a blondyn nie mógł sobie pozwolić na zhańbienie rodu Malfoyów oraz własnego honoru. Ale ta dziewczyna powodowała w nim takie odruchy, o których chłopak dawno zapomniał. Odwrócił wzrok, aby nie męczyć się już tym widokiem i skupił się na słodkim paplaniu Astorii o najnowszej kolekcji mody czarodziejskiej dla pań i panów. No ileż można tego słuchać? Po chwili piosenka się skończyła i Draco opuścił blondynę. Usiadł na jednym z krzeseł stojących pod ścianą.  Niedobrze mu było od widoku migdalących się par.
Gdy muzyka się skończyła, podziękowałam grzecznie Damonowi i zeszłam z parkietu. Nie lubiłam tańczyć, miałam już tak od dziecka i nic na to nie mogłam poradzić.  Wychyliłam się nieco, aby dojrzeć czy nie doszedł Stefan, ale niestety rozczarowałam się. Nigdzie go nie było. Uniosłam nieco suknię i jakoś przepchałam się przez tłum Gryfonów oblegających stolik z alkoholami.
-Elly! - ktoś zawołał za mną , więc się obróciłam. Biegła ku mnie rozemocjonowana i rozgrzana Victoria. Rumieńce na jej policzkach świadczyły o tym, że nieźle musiała wywijać na parkiecie razem z Blaisem. Fryzura nieco się zniszczyła, więc kok wisiał jej teraz przy szyi. -Chodź się z nami bawić! - pociągnęła mnie za rękę, wyciągając w kierunku parkietu. Pokręciłam głową i stawiłam opór.
-Nigdzie nie idę.- oznajmiłam jej stanowczo, przekrzykując głośną muzykę jak tylko się dało. Blondynka przekrzywiła głowę i zrobiła minę 'smutnego szczeniaczka'.
-Jesteśmy tu po to, aby się dobrze bawić. - w tym momencie gwizdnęła i przy jej boku pojawił się jeden z nierozłącznego duo bliźniaków Weasley.
-Fred, zaprowadź tą panią grzecznie na parkiet. I ma się dobrze bawić! - dodała, wyciągając palec ostrzegawczo. Chłopak tym się nie przejął tylko uśmiechnął się głupkowato. Victoria ostatni raz zerknęła na nas i odeszła w kierunku Blaise'a, który opowiadał dowcipy grupce Ślizgonów. Skrzyżowałam dłonie na piersiach. Staliśmy obok siebie z Fredem nie wiedząc od czego zacząć.
-Więc...zatańczysz? - zaproponował Rudzielec, wyciągając dłoń ku mnie. Zawahałam się.
-Ona tańczy ze mną. - rozległ się zimny głos za mną, a Fred zrobił marsową minę. Nie musiałam się nawet odwracać, aby zobaczyć właściciela głosu. Draco stanął tuż obok mnie i objął w talii. Czując chłodną dłoń chłopaka, uczucie spokoju owładnęło moim ciałem.
-O tym zadecyduje Elena. - warknął Fred, a w jego czekoladowych oczach pojawiły się gniewne ogniki.
-A ja nie pozwolę, aby się do niej zbliżał inny mężczyzna niż ja. - oczy Dracona pociemniały z zimnej furii. Stanął przede mną i zrównał się z Weasleyem.
-Ona nie jest twoją właśnością, Malfoy. - syknął z pogardą Fred. Nigdy nie widziałam go w takim wydaniu. Na codzień dowcipkował wraz ze swoim bratem i wyrządzał psikusy Filchowi, który potem ich ganiał po całej szkole. A tu proszę...
-Ani Twoją.- uśmiechnął się zimno arystokrata, głaszcząc swoją różdżkę.
-Ugh, przestańcie. Straciłam ochotę na wszelką zabawę. Idę do dormitorium. Dobranoc. - odrzekłam zmęczonym i poirytowanym głosem. Przeszłam między nimi i szybko wyszłam z Sali. Nie miałam zamiaru brać udziału w tej dzieciniadzie. Owinęłam się szczelniej szalem i popchnęłam ciężkie, dębowe drzwi. Owionęło mnie zimne powietrze. Wyszłam na zewnątrz. Suknia zaszeleściła cicho, gdy szłam po śniegu. Było potwornie zimno, ale nie zwracałam na to uwagi. Musiałam ochłonąć. Dotarłam na błonia hogwardzkie. Podążyłam w kierunku kamiennej ławeczki. Otrzepałam ją ze śniegu i usiadłam. Odetchnęłam. Świeże, lodowate powietrze otrzeźwiło mnie. Uniosłam głowę i spojrzałam w świecącą tarczę Księżyca. Przymknęłam powieki i oddałam się marzeniom.
Tymczasem w Wielkiej Sali:
-Skoro z Ciebie taki kozak, to chodź walczyć. - warknął prowokująco Fred, zakasując rękawy. Malfoy wykrzywił się z obrzydzenia. Ten Rudzielec był żałosny...
-Skoro tak. To śmiało. Wal. - rozłożył ramiona blondyn. Uczniowie stanęli wokół nich. Zapadła cisza, a muzyka przestała grać. Weasley wyciągnął różdżkę z kieszeni szaty. To samo zrobił Malfoy. Adrenalina buzowała mu w żyłach,a  krew uderzała do głowy. Ścisnął mocniej różdżkę.
-Drętwota! - rzucił zaklęcie Fred, a biały promień wybił się z jego drewienka. Arystokrata z łatwością je odbił. I tak zaczęli się wymieniać zaklęciami i klątwami. Draco był wyuczony jako jeden ze Śmierciożerców do walki, więc potyczka z jednym z Weasleyów nie sprawiała mu zbytnich kłopotów. Jednej rzeczy nie mógł przewidzieć.
-Petrificus Totalus! - nie zdążył się obronić, osłonić, bo raził go oślepiający blask i odleciał na parę metrów. Zderzył się ze ścianą i stracił przytomność. Z kącika jego ust popłynęła mu krew, a głowa się przekrzywiła się na ramię.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Give Me Last Dance.

Draco biegł z półprzytomną Elenę w ramionach przez korytarz. W myślach modlił sie, aby nie straciła całkiem przytomności. Co chwilę sprawdzał, czy aby nie zamykała powiek spowrotem. Serce tłukło mu się w piersi jak oszalałe. Miał wrażenie jakby miało zaraz wyskoczyć mu z piersi. A Elena leżąca w jego ramionach była taka lekka...Nie nazbyt lekka? Kolejne stopnie przybliżały go do lochów. Szybko podał hasło, a kamienna płyta zaczęła się otwierać. Draco jednak nie chciał czekać, aż się cała otworzy, tylko przepchał się i już znajdował się w salonie. Ignorując zaskoczone spojrzenia Blaise'a i Victorii, położył nieprzytomną dziewczynę na kanapę. Odgarnął z jej czoła zabłąkane kosmyki włosów. Wyglądała tak pięknie...Przypominała porcelanową laleczkę, którą w każdej chwili można zbić.
-Co się jej stało?! - rozległ się okrzyk za jego plecami i po chwili przy brunetce klęczała jej blondwłosa przyjaciółka. Głaskała ją po włosach, potem z przerażeniem patrzyła na jej sylwetkę, aż na końcu rozpłakała się znów.
-Zabierz ją stąd.- mruknął Draco do przyjaciela, który obserwował to ze zmartwieniem. Diabeł podszedł do szlochającej Victorii i coś szepnął jej do ucha. Ta jedynie kiwnęła głową i nadal chlipiąc dała się wyprowadzić z Pokoju Wspólnego. Blondyn usiadł obok Eleny i chwycił ją za rękę. Czuł miękkość jej małej dłoni, aksamit skóry...Wpatrzył się w nią zamyślony. Pamiętał nadal o ich pocałunku w Hogsmeade. Wiedział, że nie powinien pozwolić jej się zbliżyć do siebie. Od dawna tak miał. Tworzył mur oddzielający go od innych, nikt nie mógł go rozbić. Nawet tak mądra czarownica jaką bez wątpienia była Hermiona Granger. Jedyną osobą, która tak naprawdę go znała był Blaise. Znali się jak przysłowiowe dwa "łyse konie". Draco znał tajemnice Diabła i na odwrót. Pochylił głowę i ucałował wierzch dłoni dziewczyny. Nie przeszkadzało mu to, że była kimś kompletnie innym od niego. To go właśnie w niej zafascynowało. Różna od innych. Może powinien pozwolić jej rozbić ten mur i odkryć tego prawdziwego 'ja'? Westchnął cicho, głaszcząc delikatnie jej lśniące włosy.
******
Czułam jak powoli wraca mi władza we wszystkich członkach mego ciała. Pod spodem wyczułam coś miękkiego. Poruszyłam się.
-Nie wstawaj. Za słaba jesteś.- usłyszałam cichy szept dochodzący z mojej prawej strony. Otworzyłam niemrawo oczy i zmrużyłam je. Przy mnie siedział Malfoy. Ale coś się zmieniło. Widok wyostrzył mi się i zauważyłam, że coś go wyraźnie gryzie. Ignorując jego polecenie, podniosłam się do pozycji siedzącej. Zawroty głowy uprzytomniły mi w jakiej sytuacji się znalazłam.  Dotknęłam jego ramienia. Chłopak niewidocznie zadrżał.
-Coś się stało? - spytałam, patrząc mu prosto w oczy. Te stalowoszare oczy przepełnione niewysłowionym bólem i cierpieniem. Spuścił wzrok na swoje dłonie. Coś go wyraźnie dręczyło, tylko co? Usiadłam wygodnie obok niego. Draco ukrył swoją twarz w dłoniach.
-D-draco? - jego milczenie tylko coraz bardziej mnie niepokoiło. Chłopak uniósł znó głowę i rzekł:
-Przepraszam. Za to co powiedziałem i wogóle. To przeze mnie znalazłaś się w takim stanie czego sobie nie mogę wybaczyć. A poza tym...nie mogę o jednym zapomnieć. Nasz pocałunek...-ostatnią kwestię niemal wyszeptał. Dobrze, że nikogo nie było w tym czasie w salonie. A więc o to chodziło...
-Miałeś prawo poczuć się urażony...ale nie wiem dlaczego tak zareagowałeś. Jesteś zazdrosny? - spytałam go, mając nadzieję na to, że tak. Chłopak chwycił moją rękę, przez którą przeszła zaskakująco miła iskra.
-Elena...-zaczął. Ja oczekująco patrzyłam się na niego, a serce biło mi sto razy szybciej niż normalnie. Emocje siedzące we mnie wariowały raz po raz. Nigdy się tak nie czułam. Motylki w moim brzuchu latały jak szalone. Ten sposób w jaki wymawiał moje imię...
-Tak? - opanowałam drżenie głosu.  Draco założył kosmyk moich włosów za ucho.
-Eleno, od chwili gdy Cię poznałem, wiedziałem, że połączy nas coś specjalnego, coś czego nie umiem ci teraz wyjaśnić. Potem to wszystko...- zaczął się plątać w wyjaśnieniach. -...to wszystko zaczęło się dziać tak szybko. Myślałem, że lecisz na Blaise'a tego dnia, gdy odbyła się impreza, a potem ta twoja ucieczka...Zastanawiałem się, co ja takiego złego ci zrobiłem. Victoria zaraz potem po Ciebie poszła, a gdy wróciła powiedziała, że śpisz. Ja wtedy straciłem chęć na imprezowanie i poszłem do swojego dormitorium. Ja...sam nie wiem co się ze mną dzieje. Gdy Cię widzę z jakimś innym kolesiem, nie umiem się opanować...- tu rozłożył bezradnie ręce. Wyglądał teraz jak małe, pokrzywdzone dziecko. Ja przetrawiałam jego słowa w milczeniu.  Draco był po prostu zazdrosny.
-Możesz liczyć tylko i wyłącznie na moją przyjaźń, nic więcej. Przepraszam, ale nie jestem jeszcze gotowa na nowy związek.- wstałam i odprowadzana ciszą, udałam się do dziewczeńskiego dormitorium. Idąc, minęłam schodzącego z góry Blaise'a. Ten uniósł brew, ja na to uniosłam dłoń w geście 'porozmawiamy jutro'.  Kiwnął głową i zszedł na dół. Westchnęłam. Czy to wszystko musiało być takie trudne? Doszłam do drzwi z tabliczką: "P.Parkinson, A.Greengrass, V.Collins, E.Gilbert". Popchnęłam je i weszłam do środka. Na jednym z łóżek leżała drobna postać o blond lokach rozsypanych wokół jej twarzy. Opuchnięte powieki i czerwone policzki pokazywały jak bardzo dziewczyna musiała płakać. Usiadłam obok niej i wpatrzyłam się w nią. Była mi najbliższą osobą w Hogwarcie (oczywiście obok Harry'ego i Diabła) i nie mogłam pozwolić na to, aby cierpiała. Pogłaskałam ją po głowie. Jej miękkie loki przyjemnie gilgotały mnie w dłoń. Dziewczyna spała, najwyraźniej Zabini podał jej Eliksir Słodkiego Snu.  Uśmiechnęłam się do siebie. Tych dwoje najwidoczniej ciągnęło ku sobie. Wstałam i już miałam wyjść z pokoju, gdy usłyszałam jak za drzwiami ktoś ze sobą rozmawia:
-Jesteś pewna, że to zadziałało?-
-Na bank, widziałaś ją zresztą. Myśli, że jak owinie sobie Draco wokół palca to zdobędzie przychylność czystokrwistych. Pff.-
-A nie przesadziłaś czasem? Jak ją zobaczyłam to myślałam, że ją zabiłaś.-
Te ostatnie słowa mnie zabolały. A więc tak...Pansy i nie znana mi z głosu dziewczyna chciały się mnie pozbyć, bo Draco się mną interesuje? Ciekawe, nie powiem. Jeszcze pożałują, że ze mną zadarły...
*******
Minął październik i listopad. Bal Bożonarodzeniowy nadchodził wielkimi krokami i wszędzie można było już wyczuć atmosferę oczekiwania i podniecenia. Dziewczyny zbierały się w grupy i polowały na co przystojniejszych chłopaków. Na to wszystko patrzyłam z ponurym przygnębieniem. Nie obchodził mnie ten bal i tak pewnie nie pójdę. Nie mam z kim. Stałam właśnie przy klasie eliksirów z podręcznikiem w ręce, bo na lekcji miałam mieć sprawdzian o najgroźniejszych eliksirach, gdy podbiegła do mnie w podskokach Victoria.
-Nie uwierzysz, ale Blaise zaprosił mnie na bal! Rozumiesz to?! - dziewczyna omal nie eksplodowała z tego szczęścia. Ja na to uniosłam tylko brwi i wróciłam do jakże pasjonującej lektury o Eliksirze Wywracajacego Wnętrzności Na Zewnątrz. Victoria nie dała za wygraną.
-Tak, wiem. Już chyba każdy Ślizgon wie, że Diabeł cię zaprosił. A teraz..pozwolisz? - tu kiwnęłam jej książką. Dziewczyna wyglądała na niepocieszoną.
-A co z Tobą i Draco? - spytała ściszonym głosem, bo przeszły obok nas Pansy i Astoria. Wzruszyłam ramionami. Od naszej ostatniej rozmowy minęło już trochę czasu i jakoś nie mogłam się przemóc, aby znów do niego zagadać. Mijaliśmy się na korytarzach i w pośpiechu mówiliśmy sobie 'cześć'. Brakowało mi naszych wspólnych chwil, gdzie szczerze mogliśmy sobie powiedzieć wszystko. Wiem, zraniłam go swoim wyznaniem, ale czy miałam inne wyjście? To, że nie byłam gotowa na nowy związek nie oznaczało przecież żadnego w przyszłości.
-Nie wiem. I nie chcę wiedzieć. - burknęłam, zasłaniając się kurtyną własnych włosów.
-Nie zaprosił Cię...- stwierdziła Victoria, przeszywając mnie wzrokiem.
-Nie, nie zaprosił. Zadowolona?! - wybuchłam, przez co oczy innych uczniów przeniosły się na nas. Blondynka spojrzała na mnie zaskoczona i przestraszona. Cofnęła się.
-Okej, nie musisz tak wrzeszczeć...- odparła i z godnością odeszła, mijając po drodze Diabła i Smoka. Ten ostatni obrócił się, aby na nią spojrzeć i gwizdnął przeciągle.
-Co tu się stało? - spytał mnie, gdy podeszli bliżej. Ja nie miałam ochoty odpowiadać na to pytanie, więc go zignorowałam i pogrążyłam się w lekturze podręcznika. Ów przedmiot został mi momentalnie zabrany przez Zabiniego, który z racji tego, że był wyższy, wykorzystał to.
-Oddaj mi to, Zabini. - syknęłam i sięgnęłam ręką po książkę. Ten jednak z perfidnym uśmieszkiem wyciągnął rękę wyżej poza mój zasięg.
-Radzę ci jej nie prowokować, Blaise. - skomentował poczynania swojego przyjaciela Malfoy, trzymający się na uboczu.
-Niby czemu? Przecież to nasza mała, słodka Elenka. - poszerzył uśmiech czarnoskóry. Wywróciłam oczy do góry z poirytowania. Jak on mnie czasami wkurzał...
-Chcecie wiedzieć o co poszło? To powiem wam: NIKT mnie nie zaprosił na bal, a Vic miała czelność pogorszyć mój humor swoimi przechwałkami. Zadowoleni? - warknęłam i wyrwałam książkę z rąk zaskoczonego Diabła. Odwróciłam się i odeszłam od osłupiałych Ślizgonów. Jedynie co zdołałam usłyszeć to:
-Ty jej jeszcze nie zaprosiłeś? Masz...- tu wypowiedź Diabła została zagłuszona przez gadaninę pozostałych uczniów. Przez całą lekcję eliksirów nie mogłam się skupić na tym co piszę, bo wyraźnie czułam na swoich plecach palący wzrok Malfoya. O nie, nie dam mu się sprowokować. Naskrobałam coś jeszcze po pergaminie i oddałam go profesorowi Snape'owi. Wzięłam torbę, spakowałam pióro, kałamarz i wybiegłam niemal z sali, aby nie natknąć się na blondyna. Przez moje myśli przebiegały tysiące, jeśli nie miliony potwornych pomysłów.  Usiadłam na kamiennej ławce przed Wielką Salą i oparłam głowę o zimny mur, który ostudził nieco moje rozgrzane zapędy. Uspokój się Eleno...Powtarzałam te słowa jak mantrę, aż całkowicie się uspokoiłam. Po kilkunastu minutach na korytarz wyszli uczniowie i zrobiło się znów głośno i gwarno. Postanowiłam poczekać na Victorię i przeprosić ją za moje wcześniejsze zachowanie.  Wśród tłumu uczniów nie mogłam jej jednak dostrzec. Kilka osób przywitało się ze mną, ja uprzejmie im odpowiedziałam.
-Cześć.- podniosłam głowę i ujrzałam uśmiechającego się Harry'ego stojącego nade mną. Odwzajemniłam uśmiech i ustąpiłam mu miejsca na ławeczce. Przysiadł się do mnie.
-Cześć. Jak ci poszedł sprawdzian z eliksirów? - spytałam go, ściskając torbę w moich dłoniach, które aż mi się spociły.
-Hm, myślę, że całkiem nieźle. Sporo się uczyłem z Hermioną, więc chyba mogę być spokojny, chociaż miałem problem z eliksirem powodującym długotrwałą agonię. Nie jestem pewien czy aby tam był korzeń asfodelusa czy nie. - tu zmarszczył brwi, zastanawiając się. Ja na to uniosłam brew.
-Dobra, koniec z eliksirami. Teraz mamy przerwę obiadową, więc...mogę się do was przysiąść? - to pytanie wyszło mi z ust całkiem spontanicznie. Harry wyraźnie się ożywił.
-No pewnie! - odparł, wstając i podając mi dłoń. Chwyciłam ją.
Z sali eliksirów wychodzili właśnie Draco i Blaise, gdy to się stało. Blondyn jeszcze bardziej spochmurniał, a z oczu ciskały mu błyskawice.
-Grzmotter i Elena? Czy ja o czymś nie wiem? - usłyszał pytanie Diabła, który był tak samo zdziwiony jak Malfoy, tyle, że nie strzelał furią gdzie popadnie. Draco szybko się opanował i na jego twarzy znów zagościł ironiczny uśmieszek. Ruszył prosto przed siebie, rozpierzchając młodszych uczniów. Weszli oboje do Wielkiej Sali i rozejrzeli się. Przy stołach poszczególnych domów siedziało już sporo ludzi. Niektórzy stali i śmiali się z żartów kolegów, a niektórzy tacy jak Gryfoni siedzieli przy stole i jedli obiad. Wśród nich była i Elena. Jej długie, czekoladowe włosy falowały przy każdym ruchu jej głowy. Zaśmiałam się. Ci bliźniacy, Fred i George byli przekomiczni.
-Elena, może mi się zdawać, ale Malfoy od dłuższego czasu się na Ciebie gapi. - odchrząknął Harry i wskazał podbródkiem w stronę wejścia. Obróciłam się tak samo jak i pozostali. Rzeczywiście, w przejściu stał Malfoy i jego nieodłączny przyjaciel, Blaise. Blondyn wpatrywał się we mnie z wyraźną furią i wściekłością, a dłonie zaciskał w pięści. Aż biło od niego złością i niezrozumianą przeze mnie zazdrością. Przechodzący obok niego ludzie patrzyli na niego zdziwieni i mijali go.
-Wściekły jest. - zauważył inteligentnie Ron, zajadając się kurczakiem i sałatką z czerwonej kapusty.
-Inteligentny jesteś. - zauważyłam z ironią i wstałam od gryfońskiego stołu. Zarzuciłam włosami i ruszyłam pewnym krokiem ku wściekłemu Draconowi i półuśmiechniętemu Diabłowi. Stanęłam tuż przed nimi.
-Możesz przestać się take gapić?! Mam wrażenie jakbyś chciał kogoś zabić! - syknęłam do wzburzonego arystokraty. Ten jednak spojrzał na mnie z pogardą.
-Nic Ci do tego. - burknął i odszedł w kierunku stołu Ślizgonów. Usiadł między Pansy i Astorią, co zaowocowało irytującym piskiem obu dziewczyn. Niedobrze mi się zrobiło na ten widok. Blaise również wyglądał jakby miał zwymiotować.
-Nie przejmuj się nim. Minie mu. Chyba za bardzo się na Ciebie nakręcił. - mrugnął do mnie okiem. Popatrzyłam na niego z dezaprobatą. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo dołączyła do nas Vic.
-Hejka wam. Jak leci? - uśmiechnęła się promiennie. Chyba mi wybaczyła, ale i tak musze ją przeprosić. Odwróciłam głowę w inną stronę, aby nie zobaczyła mojego wyrazu twarzy. Nie powiem, zabolało mnie to jak Draco dał się tak ściskać przez dwie naczelne siksy mojego domu. - No nie...ten to chyba przebił szczyt kretynizmu swego. -  skomentowała Vic, patrząc z obrzydzeniem w stronę Malfoya i dwóch dziewczyn naprzykrzających mu się.
-Ale nie widzę, aby był z tego zadowolony. - zauważył przytomnie Blaise, krzyżując ręce na torsie.
-Nie chce mi się na to patrzeć. - powiedziałam tylko i szybko wybiegłam z Sali, aby nie patrzeć na nich. To zbyt mnie bolało. Czułam jak łzy toczą się łagodnym strumykiem po moich policzkach. Otarłam je pospiesznie. O nie, nie będzie mnie tak traktował. Już ja mu pokażę....
W tym samym czasie:
-Widziałeś to? Chyba jej zależy na nim...- rzekła Victoria, patrząc w stronę wyjścia, gdzie wybiegła Elena. Blaise objął ją łagodnie ramieniem.
-Trzeba coś zrobić, żeby się jakoś znów zbliżyli do siebie.- odparł Diabeł z zamyślonym wyrazem twarzy.
-Bal ku temu jest dobrą okazją. - klasnęła w dłonie blondynka i zarzuciła ramiona za szyję chłopaka. Ten uśmiechnął się iście diabelsko.
-Dobrze kombinujesz, mała. - i ucałował ją w czubek głowy.
*******
Biegłam wzdłuż korytarzy ze łzami w oczach. Czemu mi tak cholernie na nim zależało? Nawet nie wiedząc kiedy dotarłam do dormitorium i rzuciłam się na łóżko z płaczem. Łzy leciały mi ciurkiem, a ja nie potrafiłam i nie chciałam ich powstrzymać.  Chciałam być sama. Tak jak codziennie od sześciu miesięcy. Moje serce znów zostało przełamane.
-El? - drzwi się uchyliły i skrzypnęły, a w nich pojawiła się zmartwiona twarz mojej przyjaciółki. Otarłam oczy i wygięłam usta w wymuszonym uśmiechu.
-Tak? - uniosłam się na łokciach i spojrzałam w niebieskie oczy Victorii. Ta usiadła obok mnie.
-Nie udawaj, że wszystko jest okej, bo nie jest. Ja to widzę. - rzekła Vic ściszonym głosem. Spuściłam wzrok i nic nie powiedziałam. Bo niby co miałam powiedzieć? Że jestem zazdrosna o Dracona, który nawet nie jest moim chłopakiem?  Zaczęłam obgryzać paznokcie. Chwyciła mnie za dłonie i oderwała je od moich ust.
-Nie obgryzaj. Za tydzień jest bal. Znajdziemy ci kogoś i Draco będzie gorzko żałował, że cię nie zaprosił. - poklepała mnie pocieszająco po dłoni.
-Oby. Nie mam zamiaru sama iść na ten cholerny bal. - dodałam z kwaśną miną.
*******
Minął tydzień, a Hogwart został pięknie przystrojony świątecznymi ozdobami. W Wielkiej Sali stoły zniknęły, a w zamian pojawiły się dwie duże choinki przyozdobione bombkami i innymi świecidełkami. Dziewczęta biegały po szkole całe rozemocjonowane, a chłopacy zbijali się w grupy, aby uniknąć ataku dziewczyn. Ja podchodziłam do tego z chłodnym rozsądkiem. Wystarczy, że patrzyłam na te puste idiotki, Lavender i Parvati jak się uganiały za chłopakami, chociaż miały już partnerów na bal. Ja najczęściej chodziłam mniej uczęszczanymi korytarzami. Nie podzielałam tego entuzjazmu, bo najzwyczajniej w świecie przestało mnie to bawić.  Może i byłam dziwna, ale taka już jestem. Bycie wampirem mnie zmieniło. Przestałam być tą samą słodką, niewinną dziewczyną, którą byłam przeszło 2 lata temu. Po szkole niosła się wieść, że mają przyjechać jacyś delegaci ze szkół magii i ktoś spoza. Tak szczerze nie obchodziło mnie to. Ważne było, żebym tylko przetrwała ten cholerny bal, a wszystko będzie okej. Victoria starała się dotrzymać towarzystwa, tak samo jak i Blaise, ale to nie ich potrzebowałam. Potrzebowałam pewnego zarozumiałego, artystokratycznego dupka. Ale ten świetnie się bawił w towarzystwie Astorii, którą jak słyszałam zaprosił na bal.  Unikałam jego towarzystwa, bo za bardzo mnie to bolało. Po kryjomu słuchałam mugolskiej muzyki na moim ipodzie, który sprytnie przeszmuglowałam na teren szkoły. Właśnie tak wędrowałam po opuszczonym korytarzu, słuchając Eda Sheerana "I See Fire", gdy ktoś stanął mi na drodze. Uniosłam głowę i zamarłam z zaskoczenia. Tej osoby się nie spodziewałam tu.
-Stefan...- wydusiłam. Chłopak stał przede mną z rękami w kieszeniach swoich ciemnych dżinsów. Nic się nie zmienił: te same, potargane ciemnoblond włosy i szmaragdowe oczy. Ta szczupła twarz, którą wielokrotnie dotykałam. Ściągnęłam słuchawki z uszu. Młodszy Salvatore nieśmiało się do mnie uśmiechał.
-Miło Cię widzieć, Eleno. - wyszeptał, podchodząc do mnie bliżej. Ja stałam w miejscu jak jakiś kołek i nie wiedziałam co powiedzieć. Kompletnie mnie zaskoczył.
-Jak...jak tu się dostałeś? - zdołałam jedynie wypalić bezmyślnie pytanie. Salvatore zaśmiał się cicho. Wyciągnął z tylniej kieszeni pomiętą kartkę.
-Caroline dostała zaproszenie na bal. Miała pojechać razem z Klausem, ale jako, że on nie mógł, więc mnie poprosiła. - wyjaśnił szczerze pokazując mi kawałek papieru. A więc Caroline jest tutaj również...Spuściłam głowę. Nie odpowiedziałam tylko wpatrzyłam się w sznurówki moich tenisówek. Nie zauważyłam jak chłopak jeszcze bardziej się do mnie zbliżył. Chwycił mnie delikatnie za podbródek i uniósł go. Tak czy inaczej musiałam na niego spojrzeć. W te przepełnione tęsknotą i nadzieją zielone oczy. Zupełnie jak Harry'ego...
-Wiem również, że nie masz z kim iść na bal. Co jak co, ale ty zawsze byłaś oblegana przez chłopaków. Co się zmieniło? - szepnął. Jego ciepły oddech z nutką whiskey owionął moją twarz przez co zadrżałam. Tak bardzo brakowało mi jego bliskości... Dotknęłam jego nadgarstka.
-Bardzo wiele.-odpowiedziałam w podobnym stylu i nachyliłam się jeszcze bardziej przez co nasze usta się zetknęły. To było iskrą zapalącą spóźniony samozapłon. Nasze język rozpoczęły szaleńczy taniec, a usta co chwila się stykały. Stefan całował mnie coraz bardziej namiętniej, aż popchnął mnie na mur. Wczepiłam palce w jego miękkie włosy i przyciągnęłam jeszcze bliżej o ile było to możliwe. Młodszy Salvatore zszedł ustami na moją szyję, a ja co chwila wydawałam z siebie różnorakie dźwięki. Czułam się coraz bardziej zrelaksowana. Zapominałam o całym bożym świecie. W ramionach Stefana zawsze mogłam liczyć na zrozumienie i pomoc. W tej chwili poczułam dłonie Stefana pod moją bluzką. To nieco mnie ocudziło.
-Stefan....stop.- odsunęłam jego dłonie od siebie. Poprawiłam ubranie i pogładziłam włosy. Wampir posłusznie się odsunął. Miał wymięte ubranie i jeszcze bardziej potargane włosy. Usta rozchylone i przyspieszony oddech, a w oczach obłęd.
-To znaczy, że zgadzasz się ze mną pójść na bal? - spytał po chwili milczenia, gdy nasze oddechy się już uspokoiły. Spojrzałam na niego.
-Tak. - sama nie wiem co we mnie wstąpiło: czy byłam tak zdesperowana, aby złapać jakiegokolwiek partnera czy przez sentyment do Stefana? Przygryzłam wargę.
-To dobrze. Do zobaczenia za 3 godziny. - musnął moje czoło wargami i już go nie było. Samoistnie uśmiechnęłam się do siebie. Obecność Stefana bardzo dobrze mi robiła.  Skręciłam właśnie w korytarz prowadzący do lochów, gdy nagle jak spod ziemi wyrósł mi Damon. Oczywiście ubrany w swoją nieśmiertelną czerń. W świetle Księżyca jego włosy połyskiwały jak skrzydło kruka, a twarz przybrała mlecznobiały odcień. Miał skrzyżowane ręce na torsie i wpatrywał się we mnie wzrokiem zawodowego zabójcy.
-Czego znowu? - mruknęłam, stojąc w podobnej pozycji. Miałam już serdecznie dość nachodzenia mnie i pouczania co jest dla mnie najlepsze.
-Wybierasz się na bal ze Stefanem.- warknął Damon co zabrzmiało bardziej jako stwierdzenie niż pytanie.
-A co ci do tego? - sama zaczęłam się zastanawiać dlaczego nasze stosunki aż tak się popsuły. Wcześniej jak go poznałam był zarozumiałym dupkiem zabijającym dla przyjemności. Teraz również był dupkiem, ale nie zabijającym.
-A to, że z nim nie pójdziesz. - oznajmił mi jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Wywróciłam oczami z poirytowania. W wampirzym tempie przygwoździłam go do ściany. Chwyciłam za gardło.
-Nigdy.Nie.Będziesz.Mi.Mówił.Co.Mam.Robić. Jasne?! - syknęłam, akcentując każde słowo z osobna. Nie zdążył mi odpowiedzieć, bo w takiej niedwuznacznej pozycji zastali nas Astoria i Draco. Obróciłam głowę ku Ślizgonom. Dziewczyna straciła pewność siebie i wpatrywała się we mnie z obawą. Za to Draco patrzył z trudno tłumioną zazdrością i złością. Puściłam Damona, a ten upadł na podłogę.
-Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy. - dodałam zimno i odwróciłam się. Minęłam parę Ślizgonów obdarzając ich jadowitym spojrzeniem. Nie obchodziło mnie teraz to, że Malfoy widział mnie z Damonem. To nie jego sprawa. Usłyszałam kroki za sobą. Przyspieszyłam. Nie miałam ochoty użerać się z kolejną osobą tego wieczoru.
-Zaczekaj! - ktoś krzyknął, ale ja już zbiegałam po schodach ku lochom. Wbiegłam do Pokoju Wspólnego i tupocząc po schodach znalazłam się w dormitorium. Wewnątrz siedziała tylko Victoria poprawiająca swój makijaż. Wyglądała olśniewająco. Ubrana była w błękitną suknię z gorsetem wyszywanym srebrnymi nitkami, a dół układał się luźno. Do tego jedwabne, białe rękawiczki. Włosy upięte miała w luźny, artystyczny kok tak, że kosmyki włosów opadały swobodnie wokół jej drobnej twarzyczki.
-No gdzieś ty się podziewała?! Szukam cię już od godziny! A Ciebie nigdzie nie ma! Siadaj! - zawołała i popchnęła mnie na krzesełko do toaletki. Nie miałam wyjścia jak jej usłuchać. Zamknęłam oczy i oddałam się w jej ręce.
Tyczasem:
-Ty chyba pogłupiałeś?!  Elena i Scotish?! Musiało ci się przywidzieć. - potrząsnął głową z niedowierzaniem Blaise poprawiając krawat. Wyglądał niezwykle elegancko, tak samo jak pewien niesamowicie przystojny blondyn.
-Sam wiem co widziałem. -burknął Malfoy, przytupując nogą. Diabeł spojrzał na niego pobłażliwie.
-Tak to jest jak się nie zaprosi dziewczyny swoich marzeń. - uśmiechnął się i obrócił ku zdenerwowanemu przyjacielowi.
-Nieprawda! - zaprzeczył zbyt szybko Draco, wychodząc z pokoju.
-Nie, wcale...- dodał, ale ciszej Blaise i również podążył za Smokiem.
****
-Gotowe! - Victoria stanęła za mną przyglądając się mi z zadowoleniem. A miała prawo być zadowolona: moje proste niegdyś włosy zostały zgarnięte na lewy bok i podkręcone, usta muśnięte czerwoną pomadką, rzęsy pomalowane, a suknia....Zapierała dech w piersiach. Bez ramiączek, gorset wyszywany cekinami i czarnym materiałem, a dół lał się ku podłodze, materiał błyszczał się i mienił.
-Jejciu...-zdołałam jedynie wydusić z siebie.
-Mam nadzieję, że się podoba....- blondynka spuściła wzrok i zarumieniła się. Uściskałam ją serdecznie.
-Ja kocham to! - zawołałam.
-No to czas na bal.- oznajmiła i obydwie opuściłyśmy pomieszczenie.