niedziela, 17 listopada 2013

Skyfall.

RETROSPEKCJA:
4 lata wcześniej, Mystic Falls.
-Elena, pospiesz się! - z kuchni dobiegł mnie zniecierpliwiony głos mojej mamy. Niedługo mieliśmy się udać do naszej dalekiej rodziny mieszkającej pod Tennesee. Nie wiem w jakim celu, bo ja ich wogóle nie znałam i jakoś nie zamierzałam ich poznać. Pogładziłam nerwowym ruchem moją nową, niebieską sukienkę. Dostałam ją od mojej zmarłej przed rokiem babci na 12. urodziny. Wzięłam jeszcze moją małą, wyszywaną perełkami torebkę i zbiegłam na dół. Rodzice czekali już gotowi.
-A gdzie Jer? - spytałam.
-Jer jak zwykle się guzdrze. Idę go popędzić, a ty wsiadaj już do samochodu. - poleciła mi mama, a sama weszła na górę. Zrób to, zrób tamto. Nie miałam tak właściwie normalnego życia. Rodzice zapisali mnie do najlepszej szkoły w mieście, a po lekcjach uczęszczałam na lekcje gry na pianinie. Męczyło mnie to, ale kto zwróci uwagę na narzekanie smarkatej 13-latki? Z ociąganiem podążyłam za moim tatą i usadowiłam sie na tylnim siedzeniu. Zapięłam pasy. Z wnętrza naszego domu zdołałam usłyszeć krzyki. To pewnie mama znów się wydzierała na mojego brata. Westchnęłam. Moje życie chyba nigdy się nie zmieni. I tak miało pozostać....

***************
-Więc nie miałaś szczęśliwego dzieciństwa? - obydwoje siedzieliśmy na podłodze zamyśleni. Zastanowiłam się nad odpowiedzią.
-W zasadzie to trudno powiedzieć. Pochodzę z dość bogatej rodziny, więc pieniędzy mieliśmy dość. Każde nasze życzenie było spełniane. Ale co mi z tego skoro nigdy nie zaznałam prawdziwej rodzicielskiej miłości? - w moich oczach pojawiły się łzy, gdy przypomniałam sobie tamten okres. Otarłam je pospiesznie. Nie chciałam wyjść na taką co beczy bez powodu.
-Ja miałem to samo....- szepnął jakby do siebie Draco i zatonął w swoich myślach....
RETROSPEKCJA:
2 lata wcześniej, Malfoy Manor.
-Synu, jak wiesz wkrótce dostąpisz zaszczytu przyłączenia się do grona oddanych sług Czarnego Pana. Pokładam w Tobie nadzieję, że nie zawiedziesz go i będziesz mu służył oddanie. - Lucjusz Malfoy we własnej osobie siedział w obitym czarną skórą fotelu, grzejąc się przy ogniu płonącym w potężnym wykutym w marmurze kominku ozdobionym herbem Malfoyów. Chłopak stał jak słup soli, ledwo powstrzymując drżenie rąk i całego ciała. Nie chciał służyć komuś, kto stawia jakieś ogłupiajace cele ponad wszystko, a jemu samemu usługują jacyś oślepieni mania wielkości Śmierciożercy wśród których przodowała jego ciotka, Bellatrix oraz wuj, Severus Snape. Ten ostatni jednak nie był taki głupi i Draco wiedział, że przeszedł na drugą stronę do Zakonu Feniksa. Popatrzył błagalnym wzrokiem na swoją matkę. Ta jednak stała jak posąg, niewzruszona. Narcyza Malfoy zawsze oddana była swojemu mężowi, mimo,że często ją nieszanował i pomiatał jak chciał. Blondyn utracił już wszelką nadzieję, że jakoś się z tego wymiga. Spuścił głowę....

*****************
-Życie jest momentami okrutne, ale zawsze jest jakiś promyczek nadziei. - mruknęłam, łykając alkohol. Palił mnie niemiłosiernie w gardło, ale nie zwracałam na to uwagi.
-Czasami myślę, że życie jest do bani. Brak zainteresowania ze strony naszych rodziców. Uważam, że w jakiś sposób jesteśmy do siebie podobni. - podniósł wzrok znad szklanki z płynem i spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi oczami. Słowa chłopaka skłoniły mnie do refleksji. Odłożyłam szklankę. Czekała na mnie jeszcze lekcja historii magii, ale postanowiłam sobie odpuścić. Najwyżej odpiszę sobie od Astorii. Bo od Pansy to nie miałam co liczyć. Powstałam.
-Muszę już iść. - zgarnęłam torbę z kanapy i obejrzałam się. Draco stał i przypatrywał mi się. - Nasze jutrzejsze spotkanie jest aktualne? - specjalnie uniknęłam słowa 'randka'. Według mnie to było zbyt wyświechtane słowo. Zacisnęłam dłonie na pasku od torby. Blondyn tylko kiwnął głową.
-To dobrze. - odparłam zdawkowo i czmychnęłam z salonu Slytherinu. Niestety, wpadłam na Teodora Notta. Uśmiechnął się do mnie obleśnie.
-Przed czym tak uciekasz, panienko? - zwrócił sie do mnie z godnym pożałowania akcentem. Postanowiłam mu nieco przyhamować te popędy.
-Po pierwsze: nie jestem żadną panienką, tylko Eleną. Po drugie: to nie twoja sprawa przed kim uciekam, a po trzecie: spieprzaj ode mnie. - odeszłam, zanim chłopak zdołał wypowiedzieć choć jedno słowo. Podążałam korytarzem w stronę wyjścia, aby się choć trochę oderwać od rzeczywistości. Pierwszy dzień szkoły i już miałam dosyć? Pff. Haha.  Szósty rocznik jeszcze miał lekcje, więc usiadłam pod starym dębem w oczekiwaniu na Victorię. Co jak co, ale zdążyłam ją polubić. Spojrzałam na plan. Jutro miałam mieć OPCM z nowym nauczycielem, prof. Ianem Scotishem. Tylko jego twarz wydała mi się znajoma...Podobna do...Elena, przestań! Miałaś przestać o nim myśleć! Muszę wypytać Vic o niego. Z tym postanowieniem przesiedziałam na błoniach ponad 2 godziny. Musiałam przyznać, że widok był porażający.  Lekko falująca toń jeziora, wylegująca się w promieniach Słońca olbrzymia kałamarnica, w oddali mała wysepka, a na niej kamienna wieża. Westchnęłam. Wystarczyło siąść i umrzeć. Usłyszałam zbliżające się kroki. Obróciłam głowę i ujrzałam biegnącą Victorię. Jej blond włosy lśniły w promieniach Słońca.
-Długo czekasz na mnie? - spytała mnie, szybko oddychając. Oparła dłonie o kolana, starając się wyrównać oddech.
-Jakieś dwie godziny? - osłoniłam dłonią oczy, gdyż światło nieco mnie oślepiało. Dziewczyna przysiadła się do mnie, wyciągając nogi przed siebie.
-Nareszcie konieec lekcji. - westchnęła rozkosznie i zaczęła wygrzewać się w Słońcu. Zazdrościłam jej nieco. Żadnych zmartwień na głowie. Mogła się cieszyć życiem w pełni, a moje pełne było cierpień i udręki. Wiedziałam, że jako potępiona nie miałam szansy na jakiekolwiek szczęście, bo gdy tylko byłam szczęśliwa, to los odbierał mi to co ukochałam najbardziej. Czego przykładem jest moje rozstanie z Damonem. Po uratowaniu Stefana myślałam, że wszystko się ułoży i będziemy szczęśliwi. Jednak z Nowego Orleanu niespodziewanie przyjechał Kol i zahipnotyzował mnie. Poszłam z nim do łóżka (w którym spałam z Damonem!) i niestety Salvatore nas przyłapał....
RETROSPEKCJA:
2 miesiące wcześniej, Mystic Falls (dom Damona i Eleny)
-Kol! Przestań! - zachichotałam, gdyż Pierwotny połaskotał mnie pod pachami. Słońce padało promieniami ogrzewając nasze nagie ciała. Nie mogłam się nacieszyć obecnością Kola. Te jego czekoladowe, magnetyzujące oczy, kasztanowa czupryna... Opuszkiem palca objechałam jego mięśnie i tors. W świetle promieni słonecznych jego skóra zdawała się iskrzyć. Objął mnie czule ramieniem.
-Zawsze mi się podobałaś, Eleno...- szepnął mi do ucha. Przeszły mnie dreszcze podniecenia. Wsunęłam się w niego. Był taki ciepły i pachniał typowo męskimi perfumami. Stefan zdawał się blaknąć przy nim.
-A co na to Klaus? - spytałam cicho, unosząc głowę ku chłopakowi. Ten zmarszczył brwi.
-Tak szczerze mam to gdzieś. Nie pozwolę, żeby Cię skrzywdził. - pocałował mnie czule w czoło. Trochę się uspokoiłam. Od kiedy pamiętam to Klaus polował na mnie, a właściwie to na moją krew. A teraz nie miał już nic, bo ja stałam się wampirem, a Katherine - człowiekiem. Wtuliłam się z ufnością w niego. Zapadła cisza. Cząsteczki kurzu unosiły się w powietrzu. Leżeliśmy w moim łóżku, gdy z dołu dobiegł nas głos Damona:
-Elena! Już jestem! - na to zamarłam. Podobnie jak Kol. Szybko wyskoczyliśmy z łóżka, lecz było za późno. Jak w zwolnionym tempie drzwi się uchyliły i do pokoju wszedł Damon. Przestałam wciągać na siebie ubrania, bo wiedziałam, że to nie ma sensu. Zostałam więc w samych spodniach i staniku. Kol stał w spodniach. Czarnowłosy stał oszołomiony tym co zastał: mnie półnagą i Pierwotnego też nie ubranego kompletnie. Przeskakiwał wzrokiem ze mnie na Pierwotnego i spowrotem. Czułam, że zbiera się w nim furia nie do opisania.
-Damon, pozwól mi wytłumaczyć...- zaczęłam błagalnym tonem, lecz ten tylko warknął:
-Zamilcz! - i wolnym krokiem zbliżył się do Kola. Stanał bardzo blisko niego.
-Czyż nie jasno się wyraziłem, że nie zabiera mi się czegoś co do mnie należy? - jego lodowaty ton spowodował u mnie falę dreszczy. Bałam się, że coś zrobi Pierwotnemu. I zanim Kol zdążył zareagować, Damon wyrwał mu serce prosto z piersi. Upadł martwy z głuchym łoskotem. Stał nad nim, trzymając w pokrwawionej dłoni narząd, który jeszcze się kurczył i rozkurczał. Drgnęłam z obrzydzenia. Salvatore nie obrócił się ku mnie tylko stał i patrzył na zwłoki niegdyś potężnego wampira. W końcu drgnął i powiedział:
-Jak mogłaś mi to zrobić? - jego słowa rozerwały moje serce jak dynamit. Łzy wzbierały i nacierały na tamę jaką były moje oczy. Jednak nie wytrzymały i jedna po drugiej wypłynęły mi ciurkiem po policzkach. Nigdy tak cholernie się nie bałam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Damon potrafi być nieobliczalny, ale nigdy by mnie nie skrzywdził. Teraz nie byłam tego taka pewna.
-Ja...On mnie zahipnotyzował! Nigdy bym tego nie zrobiła! Znasz mnie! - starałam się bronić.
-Właśnie, znam Cię. A co było ze Stefanem? - jego głos nie był już taki milutki.
-Ze Stefanem było zupełnie inaczej. - broniłam się w dalszym ciągu.
-Nie zaprzeczaj faktom. Kiedyś i tak byś mnie zdradziła! - krzyknął.

***************
Teraz nie miałam już nic, ale na szczęście zyskałam nową przyjaciółkę, Victorię.
                   

2 komentarze:

  1. Och... Victoria i Elena, przyjaźń na zawsze. Jak Kol mógł zrobić coś takiego! O.o
    Brak mi słów po prostu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kol, jak mogłeś?! Rozczarowałeś mnie :/
    Draco i Elena mają tyle wspólnego *-* Oni muszą być razem.

    OdpowiedzUsuń