niedziela, 17 listopada 2013

Perfect Excuse.

Następnego dnia o wiele lepiej nie było. Otworzyłam niemrawo powieki. W dormitorium panowała ciemność. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Po wczorajszym wieczorze ledwo ogarniałam o co chodzi. Jedynie co pamiętałam to moje całkowite udupienie. No tak, Damon i jego dobre rady. Rozejrzałam się. W dormitorium panował nieopisany bałagan. Czerwona sukienka Pansy wisiała na krześle, jej czarne szpilki leżały w nieładzie na podłodze, sukienka Astorii byle jak ułożona na podłodze. Zero poszanowania dla ubrań. Dziewczyny jeszcze się nie obudziły, ale czuć od nich było alkoholem. Skrzywiłam się. Nie lubiłam jak ktoś upijał się na umór. Victoria, która miała łóżko podemną, spała jak zabita cichutko przy tym pochrapując. Wzięłam moje ubrania i na palcach weszłam do łazienki.  Było parę minut po siódmej, a śniadanie rozpoczynało się o 8:00. Miałam trochę czasu, aby się wymalować i ogarnąć siebie po wczorajszej imprezie. Ciekawe, jak się chłopacy teraz czują. Pewnie mocno skacowani. Ułożyłam równiutko moje kosmetyki na toaletce jednocześnie przypatrując się mojej cerze. Właściwie odkąd stałam się wampirem, nic się nie zmieniłam. Naciągnęłam skórę pod oczami. Żadnych zmarszczek. Z tak zdecydowanie poprawionym humorem zabrałam się do robienia makijażu. Cicho pogwizdując ubrałam granatową bluzkę z długim rękawem, na to szara bluza i ciemnoniebieskie dżinsy. Włosy wyprostowałam za pomocą różdżki i zaklęcia, które znalazłam w którejś z licznych gazet Victorii. Tak naszykowana weszłam pewnym krokiem do pokoju, gdzie aż powietrze przesycone było alkoholem. Zgarnęłam torbę i przewiesiłam ją przez ramię. Zwróciłam się w stronę drzwi, lecz coś mnie powstrzymało od wyjścia. Obróciłam się. Wyciągnęłam różdżkę i szepnęłam:
-Aquamenti.- z końca drewienka wytrysnął strumień zimnej wody. Oblewając nim dziewczyny z "ciężkim sumieniem" i rozkoszą słuchałam ich krzyków zaskoczenia i oburzenia. Oczywiście najbardziej rozeźlona była Pansy, która wyskoczyła z łóżka w samej bieliźnie ( a właściwie to wyglądało na resztki, zwłaszcza majtki).
-CO TO MA BYĆ DO CHOLERY?! - wydarła się na całe gardło. Zachciało mi się śmiać. Wyglądała przekomicznie.
-Zaraz będzie śniadanie, więc radzę wam wstać. - dusząc śmiech wyszłam pospiesznie z pokoju, bo inaczej groziłaby mi pewna śmierć z rak Parkinsówny. Mijając drzwi od pokoju chłopców, zwolniłam. Po wczorajszej ucieczce powinnam przeprosić Draco. Ale za co? Za to, że przypomniał mi się taniec z Damonem, a potem noc pełna upojnego seksu? Nie, nie. Eleno, to nie twoja wina. Wzięłam głęboki wdech i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenia Slytherinu. Na korytarzu nikogo nie było widać. Tym lepiej. Wspięłam się po schodach, ogrzewając swoje ramiona poprzez pocieranie ich dłońmi. Ciekawe jakie lekcje dzisiaj czekały na mnie.Po drodze  ludzie z portretów obserowali mnie z zainteresowaniem.  Wchodząc do Wielkiej Sali przypatrzyłam się sufitowi, który pokryty szaroburymi, ciężkimi chmurami odzwierciedlał mój nastrój.  Usiadłszy przy stole, nałożyłam sobie owsianki do talerza. Starałam się nie zwracać uwagi na spojrzenia, które rzucał w moim kierunku rudowłosy chłopak siedząc przy stole Gryfonów wraz z kasztanowłosą i czarnowłosym. Najwidoczniej jego rodzice wpajali mu nienawiść do wszystkich ludzi, którzy mieli coś wspólnego ze Slytherinem. W spokoju pałaszowałam więc moje śniadanie. Póki co to żaden Ślizgon nie pojawił się przy stole. Odsypiają wczorajszy wieczór.  Wzrokiem omiatałam salę przypatrując się każdemu osobnikowi z osobna.
Tymczasem:
-Widzicie jak ona się gapi? - syknął Ron do swoich przyjaciół. Hermiona obróciła głowę ku stołowi Ślizgonów przy którym siedziała tylko jedna dziewczyna.
-Ron, uspokój się. Ona nie jest niczemu winna. Zresztą powinieneś się uspokoić z tą twoją nienawiścią do Ślizgonów. Voldemort został pokonany, śmierciożercy siedzą w Azkabanie. Czas zawrzeć sojusz z nimi. - Harry nie mógł juz wytrzymać zachowania swojego najlepszego przyjaciela. Wojna się skończyła. Sam zamierzał zaprzyjaźnić się jako tak z mieszkańcami Domu Węża. Obrócił się i przez chwilę przypatrywał się bruntece siedzącej samotnie przy stole. -Dobra, ja lecę. Do zobaczenia na lekcjach. - zwrócił się do przyjaciół, nie przestając sie gapić na tajemniczą nieznajomą. Hermiona i Ron osłupieli. Czarnowłosy jednak nie przejął się tym i pewnym krokiem odszedł w stronę stołu Slytherinu. Stanał tuż przed dziewczyną.
-Cześć, jestem Harry. - przedstawił się z miłym uśmiechem na twarzy. Podniosłam głowę znad śniadania. Przede mną stał dość dobrze zbudowany, z czarnymi jak krucze skrzydło włosami w uroczym nieładzie. Jego czoło zdobiła blizna w kształcie błyskawicy. Okrągłe , w czarnych oprawkach okulary tworzyły charakter "kujona". Oczy w kolorze szmaragdowozielonym wesoło błyszczały. Do tego czarna bluza, szara koszulka i zwykłe, przetarte gdzie niegdzie dżinsy.
-Elena. - odwzajemniłam uśmiech. Chłopaka jakby wmurowało. Stał jak kołek z otwartymi ustami. Dotarło jednak do niego, że stoi z głupia miną, więc zmieszany siadł naprzeciwko mnie. -Jesteś tu nowa? - zadał pytanie.
-Tak, przyjechałam tu , a właściwie to 2 miesiące temu do Londynu. - odpowiedziałam z usmiechem na twarzy.
-A gdzie wcześniej mieszkałaś? - widać było, że zainteresował się moją skromną osobą.
-W USA. W Mystic Falls, a potem w Whitemore. - odpowiadałam na jego pytania z ogromną dozą cierpliwości. Chłopak chwilę pomyślał. Jego zadumę wykorzystał dobrze znany mi głod:
-Potter przy stole Slytherinu? Świat się wali. - przymknęłam oczy, aby nie wybuchnąć.
-Możesz sobie darować te jakże żałosne uwagi? - burknęłam niemiło w stronę Malfoya, stojącego z Blaisem.  Moje czekoladowe tęczówki napotkały stalowoniebieskie. Chłopakowi chyba nie spodobała się moja odzywka. Napotkałam w jego spojrzeniu coś na kształt rozczarowania i żalu. Wczoraj rzeczywiście było naprawdę miło, a teraz wszystko się ochłodziło. Powstałam. Blondyn zbliżył sie do mnie.
-Coś ty powiedziała? - jego ciepły oddech owionął moja twarz. Poczułam delikatną woń whiskey. Staliśmy jak najbliżej siebie. Mierzyliśmy się wzrokami.
-To co słyszałeś, a teraz z łaski swojej posuń swoją zacną osobę, bo chcę przejść. - oznajmiłam mu suchym, nieznoszącym sprzeciwu tonem głosu.  Minęłam go i odeszłam razem z Harrym, prowadząc arcyciekawę konwersację.

2 komentarze:

  1. Hahahah, ale Elena dowaliła Malfoyowi. Jeden z moich ulubionych rozdziałów <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Draco powinien być milszy dla Eleny, złośliwością jej nie zdobędzie :/

    OdpowiedzUsuń