środa, 23 kwietnia 2014

The End.

Tak więc pierwsza część przygód Draco i Eleny została w definitywny sposób zakończona. Na szczęście piszę już drugą część Draleny pt. "Devotion". Tutaj podam wam linka do niego: www.devotion-part-2.blogspot.com .

Piszę również zupełnie nowy blog o przygodach Beatrice Holmes, córki Sherlocka: www.adventures-of-beatrice-holmes.blogspot.com .

Tak więc do zobaczenia w niedalekiej przyszłości ;)

Całuski,
Tauriel SassyTraveller Holmes.

Epilogue.

Dwa tygodnie później:
Stałam przy wejściu do zamku, nerwowo przytupując nogą. Właśnie dzisiaj odbywało się zakończenie roku szkolnego i rozdanie świadectw. Z błoni słychać było donośny głos Dumbledore'a, który rozdawał wyróżnienia dla najlepszych uczniów. Ja nie miałam zamiaru ani ochoty brać w tym udziału. Poza tym, spotkałabym się tam z Malfoyem, który odkąd się rozstaliśmy, unikał mnie jak diabeł święconej wody. Bolało, ale to była słuszna decyzja. A co do dziecka to jeszcze nie uzgodniliśmy jak to będzie. W końcu będziemy na dwóch różnych kontynentach. Nerwowo szarpałam za krawędź czerwonej szaty, obserwując jak powozy prowadzone przez testrale wtaczają się przed bramę szkoły. To były moje ostatnie chwile w tym miejscu. Jakże magicznym dla mnie. Rozmyślania przerwało mi nadejście uśmiechniętego od ucha do ucha Harry'ego.
-Trzymasz się jakoś? - spytał, podchodząc bliżej. Jak to dobrze widzieć choć jedną przyjazną twarz. Uśmiechnęłam się.
-Jakoś się trzymam. A ty? Masz coś na oku? - spojrzałam prosto w błyszczące szczęściem i spełnieniem oczy Pottera.
-Właściwie to razem z Hermioną i Ronem chcemy pracować w Ministerstwie. Ja i Ron jako aurorzy, a Miona....prawdopodobnie jakaś papierkowa robota. - zaśmiał się chrapliwie, a ja mu zawtórowałam. Jego optymizm aż zarażał.
-To dobrze. Przynajmniej macie jakieś dobre widoki na przyszłość. - dodałam, poprawiając szatę. Harry przyjrzał mi się z uwagą.
-A ty? Jak sobie poradzisz? Wiem, że się rozstałaś z ...- nie dokończył, bo wpadłam mu w słowo.
-Tak, rozstaliśmy się. Nie wracajmy już do tego. Było minęło. Zwykła szkolna, szczeniacka miłość. - wymamrotałam pod nosem, odwracając wzrok od przewiercającego mnie spojrzenia Gryfona.
-Ta, która zaowocowała dzieckiem. - skomentował brutalnie chłopak, chowając biret do torby. Nie odezwałam się. Bo i co bym mu powiedziała? Pewnie nawtykałabym mu ile wlezie. -To, do zobaczenia w przyszłym życiu, Elena. - dodał ciszej i ucałował w policzek. Nie ruszyłam się. Poczułam ruch i zorientowałam się, że odszedł w kierunku powozu, przy którym stali już Hermiona i Ron. Dziewczyna zauważyła skąd podąża jej przyjaciel i spojrzała w moim kierunku. Chwilę pomilczała, a słoneczne blaski odbiły się w jej czekoladowych oczach. Jednak przełamała się i pomachała dłonią. Odmachałam jej, o dziwo. Wsiadła do powozu,a zaraz po niej Harry i Ron, który chyba nadal się boczył o to, że zostałam Ślizgonką. Teraz również i ja żałowałam. Zewsząd otaczały mnie szczęśliwe, pełne nadziei twarze, a ja sama stałam jak kołek, nawet nie próbując się uśmiechnąć. Optymizm Harry'ego zniknął tak szybko, jak się pojawił. Obserwując wszystko co mnie otaczała, napawało mnie zniechęceniem i znużeniem. Przyjeżdżając tutaj, obiecałam sobie, że zapomnę o tym co złe, a tu zacznę wszystko od początku. Myliłam się. I to grubo. Sprawy się jeszcze bardziej pokomplikowały. Teraz zerwał się delikatny wiatr, który rozwiał moje włosy. Z błoni schodziło coraz więcej osób, przez co robiło się gwarniej. Z tłumu nie mogłam wypatrzeć blond czupryny Malfoya. Poczułam jak żołądek się zassysa. Pragnęłam jak najszybciej zobaczyć go i nasycić się jego widokiem, choćby z daleka, ten ostatni raz. Niestety, to były tylko pobożne życzenia.
-Elena! Elena! - ktoś zaczął wołać w moją stronę. Poznałam głos. Victoria. Od czasu naszej poważnej rozmowy, stosunki między nami się ociepliły, ale nie należały również do najcieplejszych. W tym momencie biegła na swoich niebotycznie wysokich szpilkach, a wiatr rozwiewał jej blond loki. Czasami zastanawiałam się jak można biegać w takich butach. No, ale to kwestia wytrenowania i regularnego chodzenia na zakupy, czego szczerze nie znosiłam.
-Tak? - moja obojętność na pewne rzeczy czasami mnie przerażała.
-Nie idziesz? Za niedługo powozy będę zajęte i będziemy musiały jechać z jakimiś rozwydrzonymi gówniarzami. - Victoria stanęła i automatycznie poprawiła swoje loki. Chyba przejęła tę cechę od Parkinson i Greengrass. Skrzywiłam się nieznacznie. Na samo wspomnienie o nich, wymiotować mi się chciało. Umarły śmiercią na jaką zasługiwały. Koniec kropka.
-Już, już. - mruknęłam i ruszyłam przodem do bramy. Blondynka jakoś za mną nadążała. Po przejściu parunastu metrów natrafiłyśmy na wolny powóz. Wsiadłam, a była przyjaciółka zrobiła to samo niczym cień. Zatrzasnęła drzwiczki i ruszyłyśmy. Podróż upłynęła nam na milczeniu. Dla mnie było to wygodne, bo nie miałam o czym z nią rozmawiać. Wyjrzałam przez okno. Przejeżdżaliśmy właśnie przez Hogsmeade. Będzie mi brakować tego zapachu, tej atmosfery panującej tutaj.  Wtuliłam się bardziej w podniszczone siedzenie powozu. Zerknęłam  ukradkiem na moją współpasażerkę. Jedyne co się u niej nie zmieniło to krystalicznie niebieskie oczy oraz delikatnie falujące włosy. Poza tym jej twarz jakby wychudła, a kości policzkowe bardziej zarysowane. Ten rok szkolny dał się wszystkim w kość. Kilkanaście minut później stałyśmy już na stacji kolejowej i czekałyśmy na pociąg.
-Elena? - przymknęłam oczy, gdy usłyszałam czyjś głos za swoimi plecami. Jeśli jeszcze raz ktoś wypowie moje imię, to nie ręczę za siebie. Obróciłam się ku właścicielowi głosu ze słodkim i przesadnie przyklejonym uśmiechem na twarzy.
-Tak? - zaszczebiotałam, ale potem odkryłam, że to tylko Fred. Tylko? Czy aby? Podszedł bliżej tak, że niemal stykaliśmy się ramionami.
-Pomogę Ci z tymi bagażami. W Twoim stanie...- przytknęłam palec do jego ust. Nie chciałam tego po raz kolejny wysłuchiwać. Ciepły oddech, miękkość warg Rudzielca aż się prosiły, aby go pocałować. Jednak powstrzymałam się. To by było nie na miejscu.
-Nie. Nie teraz. - szepnęłam, patrząc się prosto w oczy Weasleya, które teraz niemal wyglądały jak dwie, rozpuszczone czekoladki. Słoneczne i złote refleksy odbijały się, dodając mu jeszcze więcej uroku.
-Chociaż pozwól mi sobie pomóc. - odszepnął, przyciskając moją dłoń do piersi. Wyczułam delikatne i miarowe bicie serca.
-Ygh, no dobrze. - odparłam słabo, patrząc jak radość ponownie zagościła na twarzy Rudzielca. Ten z zapałem zabrał się do wniesienia moich kufrów i walizek do przedziału. Ja obserwowałam to z bananem na twarzy. Mimo to, nadal czułam się niezręcznie w obecności chłopaka. Tamten pocałunek na korytarzu nadal odciskał się piętnem w pamięci. Po raz ostatni spojrzałam na górujący w oddali zamek. W świetle słonecznym wyglądał jeszcze piękniej. Westchnęłam cicho i wsiadłam, nie oglądając się już za siebie. Podróż w pociągu minęła bardzo przyjemnie i spokojnie. Trafiło mi się, że siedziałam w przedziale razem z Luną, Ginny, Harrym, Hermioną i Ronem. Patrzyłam na ich śmiejące się buzie i jak grają w Eksplodującego Durnia. W pewnym sensie im zazdrościłam. Tej wolności,tego szczęścia, którego ja zaznałam tylko w małym stopniu. Nie wracałam już myślami do siedzącego gdzieś dalej Malfoya. Było minęło. Nawet nie zdążyłam spostrzec jak podróż się skończyła i masa uczniów wysypała się na peron, gdzie witała się wraz ze stęsknionymi rodzicami. Spuściłam wzrok i popchała wózek dalej, żegnając się co rusz z kolegami i koleżankami. Kątem oka zauważyłam jak blond czupryna i jej właściciel oddala się pospiesznie w stronę jego rodziców. Zacisnęłam dłonie na rączce wózka i popchnęłam go w stronę ściany. Wypadłam przez mur i trafiłam na peron pełen mugoli, tfu, znaczy się innych ludzi. Odetchnęłam. Czas odciąć się od świata magii. Moi rodzice nie przyjechali po mnie. No tak, mogłam się tego po nich spodziewać. Przepychając się pomiędzy spieszącymi się ludźmi, natrafiłam na drzwi wyjściowe. Otworzyłam je i zalały mnie promienie słoneczne. Kolejny słoneczny dzień zawitał do pochmurnego zazwyczaj Londynu. Stałam na schodach jak głupia, wystawiając twarz do Słońca. Tak przyjemnie grzało. Czas jednak było zejść na ziemię. Moją uwagę od razu przykuł duże auto w staromodnym stylu. Niebieskie, opływowe, z wysuwanym dachem...Mustang.
-Damon...- szepnęłam. I długo nie musiałam czekać, aż jego właściciel się ukaże. Damon stał nonszalancko oparty o maskę samochodu. Jego postawa świadczyła o tym, że jest znudzony. Ciemne, przeciwsłoneczne okulary w stylu avatarów zdobiły jego twarz. Tradycyjnie narzuconą miał na siebie czarną, skórzaną kurtkę, a pod nią szarą, obcisłą koszulkę. Do tego skórzane spodnie i ciężkie buty. Większość dziewczyn się za nim oglądała.  Co on tu robił? Przecież wyraźnie powiedział, że nie zobaczymy się już więcej. Po chwili stanęłam tuż przy nim. Z pewną dozą ociągania spojrzał na mnie, ściągając okulary, które osadził na nosie. Znów mogłam zatonąć w jego błękitnych niczym najczystszy ocean oczy. Uśmiechnęłam się. Wszystko się zaczęło w Londynie i wszystko się kończyło. Tak jak zaplanowałam.

La Fin.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Graduation extra ~ I Need You To Let Me Go.

Tuż po rozmowie z Dumbledorem schodziłam po schodach na dół. Echo boleśnie obijało mi się po uszach. Co ja powiem Draco? "Przestałam Cię kochać, więc to koniec."? Żałosne. Czym prędzej chciałam się znaleźć w Pokoju Wspólnym. Wszystko zostało ustalone: wyjeżdżam tam, skąd przyjechałam - do Mystic Falls. Pozostała tylko jeszcze jedna rzecz: poważna rozmowa z Malfoyem. Wybąkałam hasło do kamiennej ściany, która odchyliła się z jękiem ukazując przejście do salonu. Szybkim i stanowczym krokiem weszłam do środka. Myśląc, że nikogo nie ma, przeszłam obojętnie i już kierowałam się w stronę mojego byłego już dormitorium, gdy usłyszałam cichy, przytłumiony głos:
-Elena, musimy pogadać. - powoli obróciłam się i zobaczyłam jak z fotela powoli wstaje Victoria. Była w strasznym stanie: czerwone obwódki wokół oczu, potargane włosy, które nosiły ślady tego, że kiedyś to były loki, rozmazany makijaż. Obraz nędzy i rozpaczy. Skrzywiłam się. Może i kiedyś byłoby mi jej żal, ale  po tym wszystkim co mi zrobiła, jak się odsunęła bez wyraźnej przyczyny , nie chciałam mieć z nią nic do czynienia. Skrzyżowałam ręce na piersiach i stanęłam w lekceważącej pozie:
-Niby dlaczego? Ja nie mam Ci nic do powiedzenia. Po tym jak mnie potraktowałaś, odepchnęłaś wręcz od siebie, ja muszę z Tobą pogadać?! Ja nic nie MUSZĘ. Ja MOGĘ. - zaakcentowałam dobitnie dwa ostatnie słowa. Bezczelność tej dziewuchy nie miała granic. Jeszcze z tupetem domagała się, abym z nią porozmawiała!
-Elena, proszę...- jej błagalany ton nieco mnie zmiękczył. Pokręciłam głową.
-Może potem. Przepraszam, ale teraz muszę coś załatwić. - cofnęłam się i ruszyłam w kierunku dormitorium Malfoya. Przeskakiwałam co dwa stopnie, aby być szybciej u celu. Zapukałam, ale nikt nie odpowiedział. Nacisnęłam klamkę, a drzwi natychmiast ustąpiły. Wewnątrz panowały egipskie ciemności. Wyciągnęłam różdżkę z tylniej kieszeni dżinsów i wyszeptałam:
-Lumos.- z końca patyka wydobyło się jasne światło. Weszłam głębiej. Było tak jak ja pozostawiłam: rozkopana pościel, poduszka leżąca na podłodze. Ogółem: bałagan. Opuściłam różdżkę. Pewnie nie skończył jeszcze lekcji. Zapaliłam świece i doprowadziłam do porządku łóżko. Ledwo skończyłam, gdy do pokoju wszedł Draco. Rzucił torbą i podszedł do mnie, tradycyjnie całując mnie w czubek głowy. Usiadł na skraju posłania i pociągnął mnie za nadgarstki, abym się zbliżyła. Stanęłam między jego nogami.
-Lepiej się już czujesz? - spytał się z troską w oczach. Pogłaskałam go po policzku, który nosił ślady zarostu. Przez tą ciążę robię się coraz bardziej sentymentalna. Odsunęłam dłoń natychmiastowo.
-Tak, tak...A przy okazji muszę z Tobą o czymś pogadać. - odparłam nerwowo, chowając dłonie w kieszenie dżinsów.
-Tak? - uniósł swoją idealnie wyregulowaną brew.
-Rozmawiałam dziś z Dumbledorem. - oznajmiłam mu, ostrożnie podnosząc wzrok na niego, aby sprawdzić jego reakcję. Nie powiedział nic, tylko bacznie się przyglądał. Kontynuowałam:
-Podjęłam już decyzję i wiedz, że robię to z ciężkim sercem, ale to koniec.  Kocham Cię, ale jestem zbyt dużym zagrożeniem dla Ciebie, Draco...- ostatnie słowa niemal wyszeptałam, a w oczach pojawiły się łzy. Gorzkie łzy. Ciepły płyn spłynął po policzkach, żłobiąc je. Chłopak siedział sztywno jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie unieruchamiające. A po chwili:
-Dlaczego?! Dlaczego to robisz?! Elena, ja Cię potrzebuję! Nie jesteś żadnym zagrożeniem! Przetrwamy wszystko, zobaczysz. Będziemy mieć dziecko, staniemy się rodziną. Tylko nie rzucaj mnie, proszę...Błagam....- jego głos się załamał. W tej chwili gotowa byłabym rzucić mu się w ramiona i pocieszać, ale sytuacja była beznadziejna. Odsunęłam się, aby nabrać nieco dystansu.
-Draco, proszę Cię. Nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej...I tak sytuacja jest wyjątkowo patowa, ale znalazłam w końcu rozwiązanie...- otworzyłam usta, aby coś jeszcze powiedzieć, ale Draco mi przerwał:
-Uciekając za granicę z moim dzieckiem i zerwać ze mną jakikolwiek kontakt? Rzeczywiście bardzo dojrzałe. - skwitował zimno, wstając z łóżka. Zadrżałam. Nigdy nie słyszałam, aby tym tonem się zwracał do mnie. No, może na początku roku.
-Pozwól mi odejść. Tylko o tyle Cię proszę...- wydusiłam cicho, spuszczając wzrok. Łzy ponownie cisnęły mi się do oczu, a ja starałam się je jakoś powstrzymać.
-Nie pozwolę Ci utrudniać moje kontakty z dzieckiem. O to bądź spokojna. A teraz ...- zawahał się i z zimną zawziętością kontynuował: -...zabierz stąd swoje bety. Nie chcę Cię już więcej widzieć. - syknął i wyszedł pospiesznie z dormitorium, trzaskając drzwiami. Po jego wyjściu rozpłakałam się na dobre. Czy w życiu może być gorzej?

środa, 16 kwietnia 2014

Graduation.

Mijały dni, a owutemy zbliżały się nieubłaganie. Od niemal tygodnia znów ślęczałam nad książkami o ile pozwalały na to zawracające nudności. Draco pomagał mi jak tylko potrafił i niemal czasami siłą wpychał do łóżka, abym porządnie wypoczęła. W końcu chodziło tu nie tylko o mnie, ale i o nasze małe dziecko, które miało się niebawem urodzić. Gdy tylko wygodnie się ułożyłam na posłaniu, które dzieliłam z ukochanym, spytałam się:
-Draco? -
-Tak? - sponad dużego stosu książek widać było tylko czubek głowy. Zdawał się być bardzo pogrążonym w uczeniu się. Paląca się obok lampka dobitnie o tym świadczyła. Zamierzał znów zarwać noc. Zmarszczyłam brwi. Nie podobało mi się to, że Draco przez naukę powoli zmieniał się w chodzące zombie. Blada cera, podkrążone oczy i platynowe włosy w nieładzie. Usiadłam, aby bacznie mu się przyjrzeć. W sztucznym świetle lampki zmiany były jeszcze bardziej widoczne: skóra opinała kości policzkowe przez co wyglądał jak trup, ciemne cienie pod oczami potęgowały ten efekt.
-Chodź spać. - oznajmiłam jak najbardziej naturalnym tonem. Chłopak spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Zostały mi jeszcze eliksiry. Idź spać, kochanie. Za jakąś godzinę skończę. - odpowiedział zmęczonym tonem i wrócił do studiowania podręczników. Ja westchnęłam ciężko. Cóż mogłam poradzić, że był uparty jak wół i takim postępowaniem tylko się wykańcza. Wymruczałam 'dobranoc' i odwróciłam się plecami, aby światło lampki nie padało wprost na twarz. Ubiłam dłonią poduszkę i ułożyłam się wygodnie. Jednak nie mogłam zasnąć. Kiedyś za to nie potrafiłam zasnąć, kiedy ktoś był razem ze mną w łóżku, a teraz było dokładnie na odwrót. Przewracałam się z boku na bok, ale sen nie chciał przyjść. Minuty mijały, a światło lampki nie gasło. Czułam jak oczy pieką, a gardło wyschnięte na wiór odmawiało współpracy. Postanowiłam pomyśleć o Damonie. Tak, zawsze to pomagało mi zasnąć. Gdy jeszcze z nim byłam, tuliłam się do niego i zapominałam o wszystkich troskach. Czułam się tak błogo i miałam pewność, że nigdy mnie nie opuści. Teraz to samo miałam z Draconem, tyle, że na odwrót. Co noc puste łóżko, nawet między lekcjami nie okazywaliśmy sobie czułości. Wprawiało mnie to w stan przygnębienia. Zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam odprawiając Damona z kwitkiem. To właśnie ON, a nie Draco był moją podporą i pocieszeniem.  Otarłam pospiesznie spływającą łzę, żeby blondyn nie zobaczył, że płaczę i użalam się nad sobą. Wtuliłam twarz w poduszkę. Jestem taka głupia. Uwierzyłam, że Draco mnie kocha, a teraz zostaję zupełnie sama. Zacisnęłam dłoń na kołdrze. Już wiedziałam jaką decyzję podejmę. Po urodzeniu dziecka, zostanę na powrót wampirem. Zanim to się stanie, muszę zrobić coś czego nie chciałam, ale musiałam: zerwać z Malfoyem. Z tym postanowieniem w końcu usnęłam.
Następnego dnia:
Przewróciłam się na drugi bok i dotknęłam dłonią miejsca tuż obok. Jak zwykle nie wyczułam obecności Draco, tylko lekkie wgłębienie w poduszce świadczące o tym, że jednak się położył. Otworzyłam oczy. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu. Smok najwidoczniej zadbał o to, abym dobrze spała. Uśmiechnęłam się blado do siebie. Troskliwy jak zwykle. Spuściłam nogi na miękki, puszysty dywan i wstałam. Nudności już mi tak nie dokuczały. Zazwyczaj z samego rana musiałam biec do łazienki, aby oddać to, co jadłam dnia poprzedniego. Owinęłam się szczelnie zielonym szlafrokiem i udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro. Nie mogłam się niczego lepszego spodziewać niż szarej, ziemistej cery i roztrzepanych brązowych włosów, które wyglądały teraz jak siano. Musiałam się jako tako ogarnąć, bo planowałam iść do profesora Dumbledore'a na poważną rozmowę. Rozczesałam włosy szczotką i związałam w kitkę. Umyłam zęby, umalowałam się i ubrałam w bordową koszulkę i obcisłe dżinsy. Założyłam buty motocyklowe i byłam gotowa. Ostatni raz zerknęłam w lustro i wyszłam. Nie wiedziałam, gdzie podziewa się Draco i nie interesowało mnie to teraz zbytnio. Wymknęłam się chyłkiem w prywatnego dormitorium, które zajmowałam wraz z Malfoyem i szybkim krokiem weszłam po schodach na górę. Na korytarzu pełno było uczniów i z trudem przeciskałam się przez ten tłum. Co niektórzy pozdrawiali mnie i pytali o zdrowie, a ja odpowiadałam grzecznie, że dobrze.
-O, Elena. Czemu Cię nie było na lekcjach? - usłyszałam za sobą dobrze znany głos pewnego Gryfona. Obróciłam się ku niemu z ciepłym uśmiechem.  Przede mną stał chłopak o kruczoczarnej czuprynie nie dającej się ujarzmić żadnej szczotce , szmaragdowozielonych oczach i okrągłych okularach. Harry.
-Wiesz, nienajlepiej się czułam. - odparłam, nie patrząc mu w oczy. Bo co miałam mu powiedzieć? Popatrzył się na mnie z troską.
-Ale...chyba już się lepiej czujesz? - zwrócił się ostrożnie, chowając dłonie w kieszeniach.
-O tak, o wiele lepiej. Teraz wybacz, ale muszę iść do profesora Dumbledore'a. To narazie. - pożegnałam się szybko, omijając niewygodny dla mnie temat i szybko wycofałam się. Nie chciałam narazić się na kolejne pytania. Musiałam to załatwić raz, a dobrze. Po kilkunastu minutach plątania się po długich korytarzach, w końcu dotarłam do dostojnego Gryfa, strzegącego przejścia do gabinetu dyrektora. W duchu zaklęłam. Skąd miałam znać hasło ? Rozchyliłam usta, aby coś powiedzieć, gdy Gryf poruszył się i po schodach zeszła profesor McGonagall. Jej tiara lekko przechyliła się na siwych włosach upiętych w ciasny kok. Spojrzała na mnie zdziwiona.
-A co panienka tu robi, panno Gilbert? - spytała, chowając dłonie w rękawach swej obszernej szaty.
-Przyszłam zobaczyć się z dyrektorem, proszę pani. - odpowiedziałam, nadal pozostając w lekkim szoku. Ta tylko kiwnęła głową przyzwalająco i pokazała palcem na przejście.
-Dyrektor już na panienkę czeka. Proszę iść. - oznajmiła i szybkim, lecz sztywnym krokiem odeszła, pomiatając szatami. Gdy zniknęła za rogiem, odetchnęłam z ulgą, a napięcie zeszło. Odgarnęłam opadający kosmyk włosów i pewnym krokiem weszłam na schodki. Chwilę później stałam przed potężnymi, bukowymi drzwiami z mosiężną klamką w kształcie orła. Już wyciągnęłam rękę, aby zapukać, gdy drzwi same się otworzyły. Zdumiona znieruchomiałam.
-Proszę wejść, panno Gilbert. - dobiegł mnie głos z głębi gabinetu. Onieśmielona przestąpiłam próg tego niezwykłego pomieszczenia. Drzwi cicho kliknęły za moimi plecami. Dyrektor szkoły siedział w wysokim krześle z twardym oparciem i podłokietnikami. Na sobie miał błyszczącą, srebrno-błękitną szatę mieniącą się delikatnie. Wpatrywał się we mnie dobrodusznie.
-Podjęłam decyzję. - odezwałam się po uciążliwej chwili milczenia.
-Ach, tak? I jak ona wygląda? - spytał poważnie profesor, opierając się. Nie wiedziałam gdzie podziać oczy. Co by tu powiedzieć?
-Do czasu urodzenia dziecka pozostanę tym kim jestem, a potem chcę powrócić do bycia wampirem. - oznajmiłam twardym tonem. Uff, dzięki Bogu, że mi głos się nie załamał.
-Jesteś tego pewna? Wiem, że nie chcesz zabić dziecka, ale zmieniając się potem spowrotem w wampira, w stworzenie nadnaturalne będziesz zagrożeniem dla dziecka. A co do reszty to już chyba wiesz. Stając się wampirem, zostaniesz pozbawiona mocy magicznych, ale w dalszym ciągu będziesz mogła wejść do Hogwartu, Ministerstwa Magii itp...- starzec podszedł do mnie bliżej i spojrzał prosto w oczy. Wytrzymałam to spojrzenie. Dumbledore chciał, abym zmieniła zdanie, ale tego nie zrobię. Już i tak za dużo ryzykuję. -A co z panem Malfoyem? Zauważyłem, że jesteście w dość bliskich relacjach...- dodał, zmieniając temat i zasiadając spowrotem za biurkiem przy akompaniamencie szelestu materiału swojej szafy.
-Z nim też porozmawiam. - odparłam beznamiętnie, starając się kontrolując swoje emocje. Skąd miałam wiedzieć, że to co powiedziałam obróci się przeciw mnie?
***************************
Pospiesznie pakowałam swoje rzeczy do podręcznej walizki. Łzy ciekły ciurkiem po policzkach, a oddech przyspieszył. Odgarnęłam włosy, szybko rozglądając się. Ten pokój wydał mi się w tej chwili taki obcy. Jakby już nie był mój. Zauważyłam czarną koszulkę leżącą na łóżku. Ulubiona koszulka Dracona. Podeszłam wolnym krokiem i wzięłam ją do ręki. Miękka, przyjemna dla palców. Podniosłam ją i powąchałam. Pachniała jeszcze perfumami chłopaka. Usiadłam bezradna na skraju łóżka. To była jedyna rzecz jaka mi po nim pozostała. Jestem rozwalona. Moje serce pękło na tysiące drobniutkich kawałeczków. Rozpłakałam się znów, mocząc koszulkę, którą wciąż trzymałam w dłoniach jakby była najcenniejszą relikwią. To był już koniec. Naprawdę koniec. Nic tu po mnie. Chlipnęłam i wzięłam walizkę do ręki. Wyszłam zamykając za sobą cicho drzwi. Na biurku Smoka zostawiłam moją różdżkę.
Mystic Falls - nadchodzę.
"Nowy Ty, nowa ja,
 Wszystko zdarzy się jeszcze raz,
 Tak jak na początku,
 Niech zauroczenie trwa..."

czwartek, 10 kwietnia 2014

Final Battle.

Owutemy zbliżały się wielkimi krokami. Każdy siódmoklasista chodził poddenerwowany po szkole, co jakiś czas warcząc na młodszych uczniów, którzy zaczęli unikać przyszłych absolwentów Hogwartu. Ja tymczasem siedziałam w Skrzydle Szpitalnym u pani Pomfrey czekając na wyniki badań. Od miesiąca źle się czułam, nudności, wymioty, senność. Pielęgniarka twierdziła, że to pewnie od przemęczenia, bo kułam materiał jak szalona. Obawiałam się, że to nie od tego. Nie chciałam się przyznać, ale podejrzewałam, że jestem w ciąży. Tylko jeden fakt mnie zastanawiał: przecież wampiry są bezpłodne, to do cholery czemu ja miałabym być w ciąży?! Po kilku minutach z gabinetu wyszła zatroskana pielęgniarka.
-Mam twoje wyniki, kochanieńka. Jesteś w ciąży. - te słowa sprawiły, że cały mój świat stanął do góry nogami. Zaskoczona nie wiedziałam co powiedzieć. Ja i ciąża? Jeszcze zanim przemieniłam się w wampira, marzyłam o tym, aby posiadać męża i gromadkę dzieci, ale potem sytuacja radykalnie się zmieniła i nie myślałam już o tym w ten sposób. Wręcz pogodziłam się, że całą wieczność spędzę sama. Ukryłam twarz w dłoniach. I co ja powiem Draco? "Zostaniesz ojcem, przykro mi."? Z oczu wypłynęły łzy. Lecz czy szczęścia?
-Nie martw się, dasz sobie rady. - po tych słowach pani Pomfrey zaczęła mnie pouczać i przygotowywać do roli matki. Prawdopodobnie samotnej. Nie słuchałam co mówi do mnie, bo myśli zajął Draco. Już wyobrażam sobie jak mnie rzuca. Ta myśl była nie do zniesienia. Niespodziewanie do szpitala wszedł mój chłopak. Strach sparaliżował moje ciało, a serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Byłam pewna, że zarumieniłam się. Podszedł do mnie i delikatnie pocałował.
-I jak się czujesz? To tylko przemęczenie? - objął mnie w pasie, uśmiechając się. Pani Pomfrey spojrzała na niego uważnie.
-Panna Gilbert jest w ciąży. To tyle. - powiedziała i wyszła. Uśmiech z twarzy chłopaka powoli znikał, aż został zastąpiony przez wyraz niedowierzania i zaskoczenia. Spuściłam głowę, aby nie patrzeć na niego.
-Chyba musimy się rozstać. - zaczęłam, w dalszym ciągu unikając jego wzroku. Milczenie. Cofnęłam się o kilka kroków od niego i ruszyłam w stronę wyjścia. Przy drzwiach zatrzymałam się i obejrzałam za siebie. Draco nie ruszył się z miejsca tylko stał i patrzył się w odległy punkt. Nigdy go nie widziałam w takim szoku. Wyszłam, zamykając za sobą cicho drzwi.  Łzy ciekły mi ciurkiem po policzkach, a ja jak po omacku szłam (prawie biegłam) do lochów Slytherinu. Nie mogłam wytrzymać, musiałam się wypłakać. Byłam taka głupia, wierząc, że jednak moje najczarniejsze przypuszczenia się nie spełnią. A tu takie coś. Wierzyłam, że Draco się zmienił i nie jest już taki bawidamką odkąd Blaise rzucił szkołę i przebywa gdzieś poza granicami kraju. Myliłam się. I to bardzo.  Przytrzymałam się ściany, szlochając. Znów zostałam sama. Na własne życzenie. Teraz miałam gdzieś czy ktoś mnie zobaczy czy nie. Byłam w rozsypce. Podkurczyłam nogi i schowałam głowę między nimi. Nie było już przy mnie Damona ani Stefana, których od przeszło miesiąca nie widziałam ani nie słyszałam. Nawet najlepsze przyjaciółki mnie zostawiły. Przestały pisać i wydzwaniać. Samotność potrafi dobić człowieka. Odgarnęłam zabłąkany kosmyk włosa.
-Elena? Co ty tu robisz? - usłyszałam głos Harry'ego. Po chwili klęczał przy mnie i obejmował ramieniem. Nie umiałam wydusić z siebie ani jednego słowa. Wyjęczałam tylko:
-Draco...- czarnowłosy od razu zrozumiał o co mi chodzi.
-Chodź, nie będziesz tutaj siedziała i marznęła. Zabieram Cię do wieży Gryffindoru. - oznajmił, pomagając mi wstać.
-C-co? - wychlipiałam pociągając nosem. Spojrzałam z niedowierzaniem w szmaragdowozielone oczy Gryfona.
-To co mówię. Zabieram Cię do wieży Gryffindoru. W takim stanie nie możesz przebywać w lochach. - wyjaśnił i opiekuńczo objął mnie w pasie. Poddałam mu się już bez zastrzeżeń i dałam poprowadzić na górę. W sumie to po co miałam walczyć skoro nic dobrego mi w życiu nie pozostało? Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się przy portrecie Grubej Damy.
-Miodowe słodkości. - Harry powiedział hasło i po chwili bez przeszkód przeszliśmy przez wejście. Nikogo na szczęście nie było w Pokoju Wspólnym.
-Co Ci zrobił Malfoy? - spytał mnie chłopak, gdy usiedliśmy na wysłużonej, czerwonej, miejscami przetartej kanapie. Spuściłam wzrok na moje dłonie i obgryzione paznokcie.
-Jestem z nim w ciąży. - szepnęłam, rumieniąc się. Harry objął mnie mocniej.
-Jak to? A on co na to? - zadawał po kolei pytania, a ja na nie automatycznie odpowiadałam, bez emocji. Nie miało to już i tak znaczenia. Jedyną pamiątką po przystojnym blondynie było właśnie to dziecko rosnące w moim łonie.
-Zabiję gnoja. Najpierw zranił Hermionę, teraz Ciebie....Nie daruję mu. Jak tylko go spotkam...- zacisnął dłoń w pięść, aż mu knykcie pobielały. Rozumiałam w pełni jego złość. Malfoy zwyczajnie w świecie mnie wykorzystał. Położyłam dłoń na jego ręce.
-Nie ma sensu się na nim mścić. I tak się nie zmieni. - próbowałam powstrzymać jego zapędy, ledwo panując nad swoimi gorzkimi łzami.
-Ale...mógłby przestać ranić otaczające go osoby! Przecież Zabini rzucił nawet szkołę. -Harry poczochrał się po swoich i tak już potarganych włosach.
-To nie ma znaczenia. Draco nie chce być ze mną, dobrze, spoko. Poradzę sobie. Nie potrzebuję jego łaski i pieniędzy. - odparłam, kończąc temat Ślizgona, o którym teraz chciałabym zapomnieć. Wpatrzyłam się w brudny kominek.  Zapadło milczenie między nami.
-Może chyba lepiej pójdę. - odezwałam się, wstając. Oczy miałam już zupełnie suche.
-Jesteś pewna? Wiesz, że możesz na mnie liczyć. - Potter spojrzał uważnie w moje oczy. Kiwnęłam głową. Dobrze jest mieć przyjaciół, nawet jeśli są to Gryfoni. Odprowadził mnie do wyjścia.
-Dzięki za wysłuchanie mnie. Ja...- w chwili, gdy mu dziękowałam portret się otworzył i naszym oczom ukazał się w całej okazałości Draco Malfoy. Opierał się nonszalancko o ramę obrazu. Platynowa grzywka opadła mu na czoło, a pod oczami widniały ciemne worki. Wyglądał na zmęczonego. I to bardzo.
-Czego tu chcesz, Malfoy? - warknął Gryfon, sięgając do kieszeni spodni, gdzie znajdowała się jego różdżka. Ostrzegawczo chwyciłam go za nadgarstek.
-Porozmawiać z moją dziewczyną. - odparł, nie odrywając wzroku ode mnie. Przełknęłam głośno ślinę.
-Nie mamy o czym rozmawiać. Twoje wcześniejsze milczenie dobitnie mnie przekonało, że nie chcesz tego dziecka. Wiesz, nie potrzebuję Twojej łaski. Poradzę sobię. Choćbym nawet miała sama wychować to dziecko. - wybuchłam, nie powstrzymując swoich emocji.
-Elena, Elena. Daj mi coś powiedzieć. Nie dałaś mi skończyć wcześniej. Teraz mam taką szansę, więc proszę, chodźmy pogadać na osobności. - jego błagający wzrok zmiękczył mnie.
-Dobra, ale ostatni raz. - powiedziałam, a ten kiwnął głową. Harry popatrzył się na mnie zaskoczony. - Jeszcze raz dzięki. Pogadamy potem. Cześć. - pomachałam mu ręką i zbiegłam lekkim krokiem po schodach. Czułam za sobą obecność Malfoya. Schodząc coraz niżej, chciałam mieć tą rozmowę za sobą. Nerwowym ruchem odgarnęłam włosy na lewy bok. Już miała zejść na dół, do lochów, gdy poczułam szarpnięcie i zostałam wepchnięta do pustej klasy. Pomasowałam z niezadowoleniem bolące ramię. Nie zdążyłam zauważyć jak Draco popchnął mnie na ścianę i zachłannie pocałował. Początkowo chciałam zaprostestować, ale zaczęłam słabnąć aż w końcu rozpłynęłam się pod wpływem czułości. Objęłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie.
-Nie pozwolę ci odejść. Nigdy. - szepnął przychrypłym głosem, patrząc roziskrzonymi oczami na mnie. Pogłaskałam go po policzku. - A nasz dziecko będzie najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. - dodał, kładąc dłoń na moim płaskim jeszcze brzuchu. Uśmiechnęłam się na te słowa. A ja głupia myślałam, że chce mnie rzucić. Objęłam go i przytuliłam się. Przymknęłam oczy. Szczęście i radość rozpierały mnie od wewnątrz. Ciepłe dłonie chłopaka głaskały mnie po plecach, powodując uczucie bezpieczeństwa. czego chcieć więcej?

niedziela, 6 kwietnia 2014

Unbreak My Heart.

-To o czym chciałeś porozmawiać? - zwróciłam się do stojącego nieopodal wampira, gdy tylko drzwi jakieś opuszczonej klasy się za nami zamknęły. Usiadłam na przykurzonym biurku i patrzyłam z oczekiwaniem na podpierającego ścianę Damona.  Patrzył się prosto na mnie, a ja znieruchomiałam.
-Przepraszam. Przepraszam za wszystko co Ci zrobiłem. Przepraszam za to, że uwierzyłem, że zdradziłaś mnie z Kolem, za to, że uniosłem się niepotrzebnie i wygoniłem Cię z domu choć nie miałem ku temu żadnych podstaw, przepraszam za to, że nie potrafiłem Cię znaleźć i przeprosić i jakoś to wynagrodzić...Przepraszam za wszystko. - z każdym słowem zbliżał się do mnie coraz bliżej.  Serce dudniało mi głucho w piersi, a słowa Damona odbijały się echem w mojej głowie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Było tyle niewypowiedzianych słów, które teraz chciałam mu oznajmić. Tylko które będę najwłaściwsze? Stał tuż przy mnie, patrząc się z bólem i niewysłowioną miłością. Mój związek z Malfoyem stanął teraz pod znakiem zapytania. Po co wogóle z nim byłam skoro nadal kochałam Damona?  Jego miłość była niemal namacalna, wystarczyło sięgnąć po nie ręką.  Nieoczekiwanie musnął palcami policzek. Przymknęłam oczy i przekrzywiłam głowę umieszczając bardziej swój policzek we wgłębieniu dłoni wampira. Zamruczałam cicho, a po chwili moje usta zostały zajęte przez jego. Wargi Damona tak znajome, tak ciepłe, pełne żaru i namiętności z początku całowały powoli i ostrożnie, jakby chciał mi dać wolną rękę. Ja jednak pogłębiłam pocałunek, który stawał się z minuty na minutę coraz bardziej namiętny, pełen pasji i ogromnej miłości. Damon chwycił mnie w pasie, a ja nogami oplotłam jego biodra. Minęło chyba 5 minut, gdy mężczyzna oderwał się ode mnie, aby nabrać powietrza. Jego oddech był szybki, urywany. Podobnie jak mój. Czułam się jakby pijana miłością.
-Nie powinniśmy...- odsunął się, patrząc smutno.
Nie powinniśmy...
Jak te słowa okrutnie brzmią. Ale miał rację. Byłam z Draconem i jestem szczęśliwa. Nie czas na oszukiwanie się.
-Widzę,że jesteś szczęśliwa, dlatego poddaję się. Walczyłem do końca o Twoją miłość, ale to już jest stracone. Chcę tylko, żebyś była szczęśliwa, więc nie martw się o to. Zniknę z Twojego życia tak jak się w nim pojawiłem. Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Nawet jeśli jest to Malfoy, to nie przejmuj się mną. Czas leczy rany. - wziął moją twarz w swoje dłonie jakbym była z porcelany. Łzy zaszkliły mi się w oczach. Chwyciłam go za nadgarstki i patrzyłam być może już po raz ostatni w błękitne oczy Damona.
-Stefan już wyjechał z Hogwartu dla Twojej wiadomości. Nie chciał Cię niepokoić, dlatego nic ci nie powiedział. Ja zrobię to samo. Wyjadę i nigdy już mnie nie zobaczysz. Tak jakbyśmy się nigdy nie spotkali...Żegnaj Eleno. - po tych słowach ucałował mnie w czoło i wyszedł z pomieszczenia, cicho zamykając za sobą drzwi. Stałam otępiała w jednym miejscu, a łzy swobodnie spływały po policzkach. 
Tak jakbyśmy się nigdy nie spotkali...
Zaszlochałam i opadłam na kolana. Czułam cholerną pustkę i żal. To nie powinno się tak skończyć. Zatkałam dłońmi uszy i zawyłam najgłośniej jak się tylko dało. Nikt nie mógł mnie usłyszeć, a ja się spokojnie wyładowywałam. Złamane serce boli o wiele bardziej niż złamana noga czy ręka. Ten ból mentalny nie dawał mi spokoju. Damon odszedł. I już nie wróci. Powtarzał to sobie w głowie jak mantrę. Era z braćmi Salvatore się zakończyła. Czas zacząć wszystko od nowa.  Powstałam z klęczek i otarłam dłońmi policzki.  Wyszłam z sali i ruszyłam do dormitorium Dracona. Po drodze rozmyślałam o tym jak będzie wyglądać moje życie bez Damona i Stefana. Nie zamierzałam już wracać do Mystic Falls. To zamknięty rozdział. Poza tym, tam Oni mieszkali oraz Bonnie i Jeremy. Caroline mieszkała już w Nowym Orleanie. Odgłosy kroków odbijały się obco od ścian.
-Elena? - usłyszałam czyjś głos za sobą. Obróciłam się i zobaczyłam opierającego się o ścianę Freda. O dziwo był sam. Było to dość zaskakujące, bo zawsze widywałam go z bratem.
-Gdzie zgubiłeś George'a? - spytałam go napozór wesołym tonem, ale tak naprawdę to tylko udawałam. Rudowłosy podszedł bliżej.
-George jest teraz na randce z Angeliną. Co się stało? Płakałaś. - Fred spojrzał mi uważnie w oczy wyraźnie zmartwiony. Z tej odległości mogłam policzyć ilość piegów na nosie chłopaka.
-Nic takiego. Po prostu...- nie dokończyłam, bo sama nie wiedziałam co mu powiedzieć. Przecież nie miał zielonego pojęcia jak popieprzone mam życie. Damon, Malfoy, Damon, Malfoy i tak na zmianę. Nie wiedział również, że nie jestem zwykłym człowiekiem. Słowa zamarły w powietrzu.
-Możesz mi wszystko powiedzieć. Nie jestem Twoim wrogiem, Eleno. - odparł, bacznie obserwując jak zareaguję.
-To jest zbyt skomplikowane, aby powiedzieć to w kilku słowach. - odrzekłam, patrząc gdzieś w bok. Bliskość Gryfona zdecydowanie  uniemożliwiała normalne myślenie.  Nieoczekiwanie Fred przytulił mnie do siebie. Z zaskoczenia nie zareagowałam. Po chwili jednak nieśmiało objęłam go w pasie.
-Wiem, Elena, wiem. Poczekam. - odpowiedział cicho, umieszczając głowę na czubku mej głowy.  Zamknęłam powieki i powoli się uspakajałam. Odejście Damona bardzo mnie zabolało.  A teraz Fred...kochany chłopak.
-Tak szczerze mówiąc, to wracając do tego Balu Bożonarodzeniowego to chciałem Cię zaprosić, ale nie wiedziałem jak. Widziałem jak Malfoy się kręci wokół Ciebie, więc odpuściłem. - powiedział, przerywając ciszę. Uśmiechnęłam się, słysząc to.
-Ty taki nieśmiały? To aż nieprawdopodobne. - odezwałam się, chichocząc.  Uniosłam głowę i spojrzałam w ciepłe, ciemnobrązowe oczy chłopaka. Zbliżył swoją twarz do mojej. Serce zamarło.  Czas jakby zwolnił. Usta rozwarły się, a potem wtopiły w siebie. Zszokowana tym obrotem sprawy, biernie pozwalałam, aby Fred mnie całował.
-Fred...nie...-zaprotestowałam słabo. Gryfon oderwał się i patrzył z nostalgią w oczach.
-Gdybyś wiedziała co jak czuję do Ciebie...- szepnął, puszczając mnie.  Odsunął się i odszedł w przeciwnym kierunku zostawiając mnie z natłokiem myśli.  Najpierw Damon, teraz Fred...Dosyć! Szybkim krokiem weszłam do pokoju ukochanego.
-Elena? - blondyn stał z rękoma w kieszeniach pośrodku pokoju. Zatrzymałam się.
-Tak? - ostrożnie przybliżyłam się. Mina ukochanego nie wróżyła nic dobrego.
-Gdzie byłaś tak długo? Damon przechodził tędy 10 minut temu. -
-Musiałam przemyśleć. - skłamałam gładko, siadając na łóżku. Nie mogłam przecież mu powiedzieć: "Czemu mnie nie było? A, całowałam się z Fredem...no wiesz tym Weasleyem z Gryffindoru." W najlepszym bądź razie by mnie zatłukł albo Rudzielca. Podszedł do mnie i ukląkł.  W jego własnych oczach zobaczyłam siebie co tylko spowodowało wyrzuty sumienia. Położył dłonie na moich i delikatnie zaczął je głaskać.
-Coś ci zrobił? - zwrócił się już łagodniejszym tonem. Wolną rękę dotknęłam jego aksamitnych włosów i lekko je zmierzwiłam.
-Nic, kochanie, nic. - odparłam, całując go w czoło. Moja miłość do Damona była złamana. I nic już jej nie sklei.
*************************
-Fred! Fred! - rudowłosy nie słyszał wołania za sobą tylko szedł prosto przed siebie z rękami w kieszeniach. W głowie wciąż analizował rozmowę i pocałunek z Eleną. Jej gładkie włosy, różowe usta, czekoladowe oczy tak podobne do jego własnych...Dopiero teraz uświadomił sobie co do niej czuje. Na Balu Bożonarodzeniowym wyglądała tak pięknie. Przystanął, gdy ktoś chwycił go za ramię.
-Fred, co się z Tobą dzieje? Wołam Cię i wołam. - odezwał się zdyszany George, brat bliźniak Freda. Ten tylko spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.
-Tak? Nie słyszałem, bo...- nie dokończył, bo zrobił to za niego George.
-...bo byłeś zamyślony. A o czym tak rozmyślasz, drogi bracie? - George objął brata za ramiona i spojrzał mu prosto w oczy. Coś go wyraźnie gryzło. Fred spuścił wzrok.
-WidziałemsięzEleną. - wydusił z siebie na jednym dechu. Rudzielec uniósł brew.
-Mógłbyś tak wolniej? -
-Widziałem się z Eleną. -
- Powiedziałeś jej? -
- No mniej więcej...-
-Jak mniej więcej? Fred! Nie ma czegoś takiego jak mniej więcej. To mniej czy więcej? -
-Yhym...-
-Aha, rozumiem. Tylko nie mów, że ją pocałowałeś. -
-...-
-Fred! -
-No pocałowałem ją. -
-O, stary. To masz przekichane. -
-A ty niby skąd o tym możesz wiedzieć? -
-Bo masz za rywala Malfoya. - George spojrzał współczująco na swego brata bliźniaka, którego znał jak własną kieszeń.
-Malfoy to Malfoy. Arystokracja nadęta. - mruknął Fred, kopiąc jakiś niewidzialny pyłek nogą. Jednak wiedział, że George ma rację. Nie ma szans z Arystokracją ze Slytherinu.
-Chodź, napijemy się Ognistej. - George pociągnął brata w stronę schodów prowadzących na siódme piętro, do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.

poniedziałek, 31 marca 2014

Liar.

Następnego dnia:
Wtuliłam twarz w poduszkę mocno przesyconą perfumami mojego ukochanego. Nie chciało mi się wstawać, czułam się tak rozkosznie zrelaksowana, a ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Leżałam na ogromnym łożu pod cienką, jedwabną kołdrą w kolorze butelkowej zieleni. Wciąż miałam przymknięte powieki, a w głowie obraz wczorajszej nocy. Gorącej nocy. Uśmiechnęłam się do siebie. Włożyłam dłoń pod poduszkę i umościłam się wygodniej. Ciało przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu bolało mnie jakby przebiegło przeze mnie stado nosorożców, ale było warto.  Chciałam ten dzień spędzić w łóżku. Z Malfoyem. Cienka tkanina zakrywała połowę mego boskiego ciała, a reszta była całkowicie odkryta. Mruknęłam coś niewyraźnie pod nosem, wyciągając rękę, aby się przytulić do gorącego torsu Draco. Jednak spotkało mnie rozczarowanie. Uchyliłam powiekę. Obok mnie nikogo nie było. Pod palcami czułam chłód i brak drugiego ciała. Uniosłam głowę i potarłam dłońmi oczy. Przewróciłam się na plecy, ciężko wzdychając. A czego mogłam się spodziewać? Że zostanie i znów szepnie do mnie te magiczne słowa: Kocham Cię? Głupia jesteś, Eleno. Podniosłam się na łokciach i zakryłam się szczelniej kołdrą z zamiarem wstania, ale wejście Malfoya skutecznie mi to uniemożliwiło. Jego mlecznobiała skóra pokryta siatką niewidocznych dla ludzkiego oka blizn stanowiła jedyny jasny punkt w półciemnym pokoju. Podszedł bliżej do posłania, na którym obecnie siedziałam ciasno owinięta kołdrą. Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu. Kątem oka zauważyłam jak w dłoni trzyma szklankę z bursztynowym płynem. Znów na niego spojrzałam. Stalowoszare tęczówki prześwietlały mnie na wylot jakby chciały mi coś powiedzieć. Oparłam się plecami o hebanowe wykończenie łóżka. Spocone plecy lekko się do niego lepiły, ale przynajmniej nie było mi już tak gorąco. Uniósł lekkim ruchem dłoń ze szklanką i upił łyk. Jego grdyka poruszyła się. Mogłabym tak godzinami go podziwiać. Oparłam głowę o zagłówek i spod przymkniętych powiek obserwowałam każdy jego ruch, każdy gest.
-Nie musisz mi się tak przyglądać. Wiem, że jestem przystojny. - odezwał się po dłuższej chwili blondyn ze swoim malfoyowskim uśmieszkiem na twarzy. Wywróciłam oczami do góry.
-Nie musisz sobie tak pochlebiać, bo Ci ego zaraz pęknie. - odgryzłam się ze słodkim uśmiechem przylepionym do twarzy. Chłopak usiadł w ciemnozielonym fotelu, milcząc. O dziwo nie strzelił jakąś celną ripostą tylko wprost przeciwnie. Zamyślił się. Uniosłam brew.
-Prawdziwa z Ciebie Ślizgonka, Eleno. - odparł tylko, patrząc się na mnie z zamyślonym wzrokiem. Nie umiałam pozbyć się wrażenia, że to spojrzenie taksuje mnie i ocenia. Wstałam z łóżka, nadal owinięta butelkowozieloną kołdrą. Czułam się dziwnie skrępowana w jego obecności. To było o tyle dziwne, że spędziliśmy razem noc i Draco widział mnie już nagą.
-Dzięki. - jedynie to zdołałam z siebie wydusić. Spuściłam wzrok na podłogę i chcąc udać się do łazienki, schyliłam się, aby pozbierać moje porozrzucane ubrania.
-Zaczekaj.- usłyszałam i błyskawicznie się odwróciłam. Nie spodziewałam się, że może stać tak blisko mnie. Wyraźnie słyszałam miarowe bicie jego serca, przepływ krwi w żyłach, słodką woń świeżo umytego ciała oraz ten jego niepowtarzalny zapach. Uniosłam głowę do góry, aby znów zatonąć w stalowoszarych tęczówkach. Musnął palcami mój policzek. Nachylił się i ponownie mogłam smakować jego usta. Delikatnie, z wyczuciem poznawał moje wargi na nowo. Chwycił w dłonie moją twarz i pocałunki stawały się coraz bardziej żarliwe i wygłodniałe. Moje ręce objęły jego szyję i przyciągnęły go do mnie. Dłonie chłopaka zjechały na dół, do krawędzi kołdry. Poluzował ją nieco przez co opadła cicho na podłogę.
-Jesteś taka piękna...-szepnął z pewną dozą zachwytu Draco, przejeżdżając palcem wzdłuż ciepłego ciała. Zadrżałam (napewno nie z zimna, które aż biło od chłodnych framug dormitorium). Przytuliłam się do niego. Nie znajdywałam słów na to, jaki jest on wspaniały.
-Nie aż tak piękna jak ty. - odparłam z prostotą, unosząc głowę, aby popatrzeć w jego lśniące oczy. Uśmiechnął się na te słowa, przez co jego twarz jakby pojaśniała. Chodzący anioł.
-Nie prowokuj mnie, kociaku. - zamruczał, obdarzając moją szyję pocałunkami jak i malinkami. Westchnęłam z rozkoszy. Zamknęłam oczy i oddawałam się błogiemu lenistwu. Jednak nie dane nam było tego porządnie przeżyć, bo ktoś zaczął się dobijać do drzwi dormitorium Malfoya. Blondyn warknął z irytacji.
-Ubierz się. - rzucił do mnie, a sam poszedł otworzyć. (Warto zauważyć, że był w samych czarnych bokserkach). Skorzystałam z jego rady i zniknęłam w bardzo obszernym pomieszczeniu zwanym potocznie łazienką. Ale to co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania: pokryta czarnym kamieniem ogromna łazienka robiła wrażenie. Zrobiłam parę drobnych kroczków i rozejrzałam się. Ogromne, podwójne lustro wisiało nad nowocześnie urządząną umywalką. Naprzeciwko stała bardzo duża wanna, a przy niej korki z różnymi żelami pod prysznic: od cytrusowych poprzez malinowe kończąc na jabłkowych. Zostawiłam rzeczy na ubikacji. Podeszłam do wanny i puściłam kurek z gorącą wodą.  Czekając, aż woda wypełni wannę, przysiadłam na jej brzegu, rozmyślając. Zerknęłam w lustro. Zobaczyłam samą siebie z marsową miną, przygryzającą dolną wargę. Brwi w jednej linii świadczyły o głębokim zamyśleniu. Wciąż byłam idealna i piękna, ale to tylko pozory. Wewnątrznie byłam rozbita, a noc spędzona z Draconem była tylko ukoronowaniem mojego bardzo pechowego życia. Czułam teraz wyraźnie, że coś w niedługim czasie się wydarzy i zmieni to moje życie na zawsze. Wróciłam myślami do teraźniejszości i wlałam swój ulubiony fiołkowy olejek. Momentalnie łazienkę wypełnił słodki zapach fiołków. Przymknęłam oczy i odetchnęłam. Ten zapach kojarzył mi się z dzieciństwem, kiedy każde lato spędzałam u mojej ukochanej babci, która hodowała lawendę i właśnie fiołki. Wspomnienie wiejskiego domku babci i otaczających go pól i lasów spowodował, że chciałam się rozpłakać jak dziecko. Wskoczyłam do wanny wypełnionej po brzegi gorącą wodą i aromatyczną pianą. Zanurkowałam pod wodę.
Tymczasem:
-Czego? - warknął Draco, opierając się nonszalancko o framugę drzwi. Nie przeszkadzało mu to, że jest prawie nagi, jeśli nie licząc pospiesznie włożonych bokserek. Z irytacją wpatrywał się w stojącego za drzwiami Damona Salvatore. Nie dość, że torturował Elenę, JEGO Elenę, to miał czelność jeszcze tu przychodzić.
-Przyszedłem zobaczyć Elenę. I nie waż mi się sprzeciwiać, szczeniaku. - odpowiedział zimno Damon robiąc krok do przodu. Draco przodował jedynie w jednej rzeczy: wzroście. Górował znacznie nad mniejszym wampirem, który odznaczał się szybkością i refleksem. Blondyn zmrużył niebezpiecznie oczy:
-Niby z jakiej racji mam Cię wpuścić do mojego dormitorium? - skrzyżował lekceważąco ręce na torsie, wpatrując się bezczelnie prosto w oczy wampira.
-Po pierwsze: nie tym tonem gówniarzu. Po drugie: jestem Twoim nauczycielem i należy mi się szacunek, a po trzecie: masz kogoś, kto należy do mnie. - odpowiedział lodowato Damon.
-Elena nie należy do Ciebie i nigdy należeć nie będzie! Jest moja i tylko moja, a Tobie wara od niej! - Draco zacisnął dłonie w pięści.
-A ty jakie masz do niej prawo? Przecież ty jej WOGÓLE NIE ZNASZ! - ostatnie słowa Damon niemal wypluł z pogardą. W głębi duszy bolało go, że dziewczyna wybrała platynowego blondaska zamiast dać mu jakąkolwiek szansę. Nie mógł ukazać ponownie swojej słabości tak jak przed 170 laty, kiedy po raz pierwszy zobaczył Katherine. Wtedy był słabym, bezbronnym człowiekiem, a teraz żądnym krwi, zabójczo przystojnym wampirem, na którego leciała każda laska. Dopiero przy Elenie jego człowiecza strona obudziła się.
-Co tu się dzieje? - obydwoje natychmiast spojrzeli w tym samym kierunku. Pośrodku pokoju stała Elena odziana jedynie w czarno-szmaragdowy ręcznik, a woda skapywała z jej mokrych włosów.  Jej czekoladowe oczy wpatrywały się w nich z uwagą i lekką dezorientacją. Damon nie potrafił wykrztusić ani jednego słowa, podobnie Draco. Obydwoje wpatrywali się we mnie jak w jakieś bóstwo. Poczułam się nieco zażenowana i spuściłam wzrok na bose stopy. Niespodziewałam się, że po tym wszystkim Damon jeszcze mi się pokaże.
-Możemy porozmawiać? - dobiegł mnie nieśmiały (?!) głos czarnowłosego. Uniosłam ponownie głowę i spojrzałam w niebieskie niczym ocean oczy dawnego ukochanego. I wtedy mnie trafiło: ja już mu dawno wybaczyłam. To dla mojego dobra chciał mnie spowrotem przywrócić. Przygryzłam znów wargę.
-Dobrze, daj mi się tylko ubrać i poczekaj tam na mnie. - postanowiłam i wróciłam do łazienki, gdzie pospiesznie się ubrałam w nieprzykuwającą uwagi, beżową sukienkę do kolan, czarne balerinki i kremowy sweterek. Włosy rozczesałam i wysuszyłam za pomocą różdżki i  skręciłam w efektowny koczek tuż przy karku. Wyszłam z pomieszczenia i zwróciłam się do mojego chłopaka:
-Nie martw się. Dam sobie rady. - cmoknęłam go w policzek i szepnęłam do ucha: -Kocham Cię. - po tych słowach, zostawiłam złego i rozżalonego moim postępowaniem Smoka i chwyciłam Damona za rękę.
-Chodźmy. - po tych słowach zniknęliśmy na piętrze.