niedziela, 17 listopada 2013

Never Close Our Eyes.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Widziałam jak chłopakowi drżą dłonie, w których trzymał różdżkę.
-Draco...Ja nic ci nie zrobię. - tu wyciągnęłam dłonie ku niemu, lecz on cofnął się o kilka kroków. Opuściłam ręce. Tak myślałam. Dobrze wyczuwałam, że się po prostu mnie boi. Nieco podłamana usiadłam na schodach i ukryłam twarz w dłoniach. Chłopak stał w tym samym miejscu co przedtem. Zdawało sie jakby był zrobiony ze kamienia. Potężny i niewzruszony. A miało być tak pięknie...Milczeliśmy.
-To co robimy? - odezwałam się. Mój głos rozniósł się echem po korytarzu. Draco spokojnym wręcz opanowanym wzrokiem spojrzał na mnie.
-Nie wiem. Po prostu nie wiem. - splótł dłonie na potylicy głowy i chodził w kółko tam i spowrotem. Musiał być rzeczywiście bardzo skonsternowany. Spuściłam wzrok na moje idealnie wypastowane czarne szpilki. Adrenalina nieco obniżyła swój poziom we krwi. Jedynie łamałam sobie palce i zastanawiałam się nad tym czy chłopak nie wygada tego kim jestem innym nazajutrz. W końcu przystanął.
-Nie rozpowiem tego kim jesteś, lecz za to musisz mi opowiedzieć dlaczego i od kiedy jesteś tym kim jesteś....- zaczął się do mnie zbliżać z pewnym ociąganiem. Rozumiałam jego obawy. Dopiero co zobaczył konfrontację dwóch wampirów. Rzadko kto wychodził z tego żywy. Zwłaszcza człowiek. Usiadł tuż obok mnie. Nuta piżma i cytrusów dotarła do mojego zmysłu węchu mile go drażniąc. Bliskość Ślizgona i bicie jego serca nieco mnie rozpraszały. Odwróciłam głowę, aby nie zauważył jak na mnie działa. Powinnam codziennie polować, ale w takich warunkach to było niemożliwe.
-Czy ty...odczuwasz chęć zabicia kogoś? - zadał mi pytanie. Ja, opanowawszy się, obróciłam się ku niemu. Patrzył się na mnie oczekując na odpowiedź.
-Zależy od sytuacji. Gdy musimy się bronić, zabijamy lub hipnotyzujemy. Ja jestem za ta drugą wersją, gdy nic już nie pomaga. Ale rzadko korzystam z tych opcji. Jestem "humanitarnym wampirem". - zaśmiałam się na to porównanie. - Niestety nie wszystkie wampiry takie są i przekonałam się o tym wielokrotnie. Ty też napotykając na swojej drodze Damona. - dodałam, zaczesując włosy za ucho.
-A właściwie kim on jest dla Ciebie? Bo nie wydawał się zadowolony faktem, że się gdzieś ze mną wybierasz...- widać wciagnęła go ta rozmowa o wampiryzmie. Wzięłam głęboki wdech. Mogłam się spodziewać tego pytania.
-Damon jest moim byłym chłopakiem. Rozstaliśmy się nim tutaj przyjechałam. Długa historia. - machnęłam ręką. Nie chciałam rozstrząsać tamtych spraw. Za bardzo mnie to bolało. Wstałam ze schodów. Zrobił to samo.
-Chyba z naszej "randki" nici. - zaznaczyłam w powietrzu cudzysłów przy słowie 'randka'. Oboje byliśmy speszeni swoim wzajemnym towarzystwem. Jednak Draco przełamał skrępowanie i nadstawił ramię w moim kierunku. Uśmiechnęłam się i włożyłam dłoń w zagięcie ręki. Cieszyłam się, że mimo wszystko postanowił mi zaufać. Idąc w stronę lochów, "upomniał" mnie:
-Możesz mnie nazywać Draco, a nie Malfoy...-
Następnego dnia:
Obudziłam się w doskonałym nastroju. Po wczorajszym zdarzeniu myślałam, że Draco odwróci się ode mnie, ale sprawił mi miłą niespodziankę. Nie tylko, że wysłuchał mnie to obiecał, że nikomu mnie nie wyda. I to nieoczekiwane spotkanie z Damonem...Przewróciłam się na plecy i zapatrzyłam się w zielone refleksy na suficie. Uśmiechnęłam się do siebie. Czułam ulgę, że powiedziałam Draco o tym kim jestem. Ciążyło mi to od momentu, gdy go poznałam na przedmieściach Londynu. Już wtedy czułam, że coś nas połączy. Ale z drugiej strony był Damon. Przeżyłam z nim bardzo wiele i chyba byłam już z nim połączona w pewien sposób. Wstałam z łóżka.  Było bardzo wcześnie, więc się nie spieszyłam. Zeszłam cicho po schodkach tak, aby nie obudzić pozostałych lokatorek. Przeszłam przez miękki szmaragdowozielony dywan i okryłam się szlafrokiem w tym samym kolorze. Na bosaka przeszłam przez pokój i uchyliłam drzwi, które nieco zaskrzypiały. Prześlizgnęłam się przez nie i udałam się na bosaka do salonu. Myślałam, że będę tam sama, ale myliłam się. Przystanęłam. Na kanapie tyłem do mnie siedział Draco. Tyłem głowy opierał się o oparcie mebla. Podeszłam cicho do niego. Wyglądał tak spokojnie, gdy spał. Jego blada cera przypominała kruchą porcelanę, którą można łatwo by zbić. Rzęsy okrywały cieniem jego policzki. Wyciągnęłam dłoń, aby pogłaskać go po policzku, ale zawisła w połowie drogi. Ubrany był podobnie do mnie: zielony szlafrok, a pod spodem piżama, a raczej tylko czarne bokserki.
-Nie śpisz...- mruknął pod nosem chłopak, otwierając oczy. Ja drgnęłam nieco ze strachu.
-Skąd wiedziałeś, że to ja? - spytałam go zaskoczona. Przecież byłam najciszej jak potrafiłam.
-Nie tylko wampiry mają doskonały słuch. - zrobił mi miejsce obok siebie. Ja tego nie skomentowałam i usiadłam na krańcu sofy. Czułam dyskomfort z powodu tego co się wczoraj wydarzyło. Nie powinnam tak gwałtownie ujawniać swojej natury.
-Ja...chciałam Cię za wczoraj przeprosić. Nie powinnam sie tak unosić. - przerwałam ciszę łamiącym się głosem. Ślizgon popatrzył się na mnie uważnie.
-To nie twoja wina, że Twój świrnięty eks chciał mnie zaatakować. - położył dłoń na moim kolanie. Ja nie ruszyłam się z miejsca. Rozum podpowiadał mi, abym natychmiast ściagnęła jego rękę z kolana, lecz serce mówiło co innego: poddaj się namiętności, dość już wycierpiałaś.
-No, ale wiem jaki jest i powinnam go jakoś powstrzymać. - odgarnęłam zbłąkany kosmyk za ucho.
-Nic nie powinnaś! On jest dorosły i odpowiada za swoje czyny, a ty nie jesteś jego matką. - odparł z mądrością w głosie Malfoy w dalszym ciągu mnie obserwując. Miał 100 % rację.  W sumie podziwiałam go. W domu piekło, a tu starał się pocieszać ludzi jak tylko potrafił. To się nazywa silna psychika.
-Jak ty to znosisz? W domu ciągłe upokorzenia, w szkole drwiny innych ludzi? Ja bym się załamała...- "gdybym była człowiekiem" dopowiedziałam w myślach, czekając na odpowiedź Ślizgona. Ten zamyślił się.
-Wiesz, z czasem człowiek się przyzwyczaja do tego. Ja się na to uodporniłem. - odpowiedział cicho, popijając wodę ze szklanki. Ja nic nie odpowiedziałam. Czasami lubiłam pobyć w takiej błogiej ciszy. Nikt nam nie przeszkadzał, a senna atmosfera unosiła się na nami jak czarodziejski pył. Podkuliłam nogi i oparłam na nich brodę. Spod przymkniętych powiek obserwowałam blondyna. On chyba to wyczuł, bo nie odrywał ze mnie wzroku. Usta wygięły mi się w podkówkę. Nie umiałam wytrzymać mierzenia się wzrokiem dłużej niż minutę, bo potem zanosiłam się śmiechem. Tak też było i tym razem. Zachichotałam, a chwilę później nasz śmiech roznosił się po całym pomieszczeniu. Nie było tak źle jak sądziłam...

3 komentarze: