środa, 23 kwietnia 2014

The End.

Tak więc pierwsza część przygód Draco i Eleny została w definitywny sposób zakończona. Na szczęście piszę już drugą część Draleny pt. "Devotion". Tutaj podam wam linka do niego: www.devotion-part-2.blogspot.com .

Piszę również zupełnie nowy blog o przygodach Beatrice Holmes, córki Sherlocka: www.adventures-of-beatrice-holmes.blogspot.com .

Tak więc do zobaczenia w niedalekiej przyszłości ;)

Całuski,
Tauriel SassyTraveller Holmes.

Epilogue.

Dwa tygodnie później:
Stałam przy wejściu do zamku, nerwowo przytupując nogą. Właśnie dzisiaj odbywało się zakończenie roku szkolnego i rozdanie świadectw. Z błoni słychać było donośny głos Dumbledore'a, który rozdawał wyróżnienia dla najlepszych uczniów. Ja nie miałam zamiaru ani ochoty brać w tym udziału. Poza tym, spotkałabym się tam z Malfoyem, który odkąd się rozstaliśmy, unikał mnie jak diabeł święconej wody. Bolało, ale to była słuszna decyzja. A co do dziecka to jeszcze nie uzgodniliśmy jak to będzie. W końcu będziemy na dwóch różnych kontynentach. Nerwowo szarpałam za krawędź czerwonej szaty, obserwując jak powozy prowadzone przez testrale wtaczają się przed bramę szkoły. To były moje ostatnie chwile w tym miejscu. Jakże magicznym dla mnie. Rozmyślania przerwało mi nadejście uśmiechniętego od ucha do ucha Harry'ego.
-Trzymasz się jakoś? - spytał, podchodząc bliżej. Jak to dobrze widzieć choć jedną przyjazną twarz. Uśmiechnęłam się.
-Jakoś się trzymam. A ty? Masz coś na oku? - spojrzałam prosto w błyszczące szczęściem i spełnieniem oczy Pottera.
-Właściwie to razem z Hermioną i Ronem chcemy pracować w Ministerstwie. Ja i Ron jako aurorzy, a Miona....prawdopodobnie jakaś papierkowa robota. - zaśmiał się chrapliwie, a ja mu zawtórowałam. Jego optymizm aż zarażał.
-To dobrze. Przynajmniej macie jakieś dobre widoki na przyszłość. - dodałam, poprawiając szatę. Harry przyjrzał mi się z uwagą.
-A ty? Jak sobie poradzisz? Wiem, że się rozstałaś z ...- nie dokończył, bo wpadłam mu w słowo.
-Tak, rozstaliśmy się. Nie wracajmy już do tego. Było minęło. Zwykła szkolna, szczeniacka miłość. - wymamrotałam pod nosem, odwracając wzrok od przewiercającego mnie spojrzenia Gryfona.
-Ta, która zaowocowała dzieckiem. - skomentował brutalnie chłopak, chowając biret do torby. Nie odezwałam się. Bo i co bym mu powiedziała? Pewnie nawtykałabym mu ile wlezie. -To, do zobaczenia w przyszłym życiu, Elena. - dodał ciszej i ucałował w policzek. Nie ruszyłam się. Poczułam ruch i zorientowałam się, że odszedł w kierunku powozu, przy którym stali już Hermiona i Ron. Dziewczyna zauważyła skąd podąża jej przyjaciel i spojrzała w moim kierunku. Chwilę pomilczała, a słoneczne blaski odbiły się w jej czekoladowych oczach. Jednak przełamała się i pomachała dłonią. Odmachałam jej, o dziwo. Wsiadła do powozu,a zaraz po niej Harry i Ron, który chyba nadal się boczył o to, że zostałam Ślizgonką. Teraz również i ja żałowałam. Zewsząd otaczały mnie szczęśliwe, pełne nadziei twarze, a ja sama stałam jak kołek, nawet nie próbując się uśmiechnąć. Optymizm Harry'ego zniknął tak szybko, jak się pojawił. Obserwując wszystko co mnie otaczała, napawało mnie zniechęceniem i znużeniem. Przyjeżdżając tutaj, obiecałam sobie, że zapomnę o tym co złe, a tu zacznę wszystko od początku. Myliłam się. I to grubo. Sprawy się jeszcze bardziej pokomplikowały. Teraz zerwał się delikatny wiatr, który rozwiał moje włosy. Z błoni schodziło coraz więcej osób, przez co robiło się gwarniej. Z tłumu nie mogłam wypatrzeć blond czupryny Malfoya. Poczułam jak żołądek się zassysa. Pragnęłam jak najszybciej zobaczyć go i nasycić się jego widokiem, choćby z daleka, ten ostatni raz. Niestety, to były tylko pobożne życzenia.
-Elena! Elena! - ktoś zaczął wołać w moją stronę. Poznałam głos. Victoria. Od czasu naszej poważnej rozmowy, stosunki między nami się ociepliły, ale nie należały również do najcieplejszych. W tym momencie biegła na swoich niebotycznie wysokich szpilkach, a wiatr rozwiewał jej blond loki. Czasami zastanawiałam się jak można biegać w takich butach. No, ale to kwestia wytrenowania i regularnego chodzenia na zakupy, czego szczerze nie znosiłam.
-Tak? - moja obojętność na pewne rzeczy czasami mnie przerażała.
-Nie idziesz? Za niedługo powozy będę zajęte i będziemy musiały jechać z jakimiś rozwydrzonymi gówniarzami. - Victoria stanęła i automatycznie poprawiła swoje loki. Chyba przejęła tę cechę od Parkinson i Greengrass. Skrzywiłam się nieznacznie. Na samo wspomnienie o nich, wymiotować mi się chciało. Umarły śmiercią na jaką zasługiwały. Koniec kropka.
-Już, już. - mruknęłam i ruszyłam przodem do bramy. Blondynka jakoś za mną nadążała. Po przejściu parunastu metrów natrafiłyśmy na wolny powóz. Wsiadłam, a była przyjaciółka zrobiła to samo niczym cień. Zatrzasnęła drzwiczki i ruszyłyśmy. Podróż upłynęła nam na milczeniu. Dla mnie było to wygodne, bo nie miałam o czym z nią rozmawiać. Wyjrzałam przez okno. Przejeżdżaliśmy właśnie przez Hogsmeade. Będzie mi brakować tego zapachu, tej atmosfery panującej tutaj.  Wtuliłam się bardziej w podniszczone siedzenie powozu. Zerknęłam  ukradkiem na moją współpasażerkę. Jedyne co się u niej nie zmieniło to krystalicznie niebieskie oczy oraz delikatnie falujące włosy. Poza tym jej twarz jakby wychudła, a kości policzkowe bardziej zarysowane. Ten rok szkolny dał się wszystkim w kość. Kilkanaście minut później stałyśmy już na stacji kolejowej i czekałyśmy na pociąg.
-Elena? - przymknęłam oczy, gdy usłyszałam czyjś głos za swoimi plecami. Jeśli jeszcze raz ktoś wypowie moje imię, to nie ręczę za siebie. Obróciłam się ku właścicielowi głosu ze słodkim i przesadnie przyklejonym uśmiechem na twarzy.
-Tak? - zaszczebiotałam, ale potem odkryłam, że to tylko Fred. Tylko? Czy aby? Podszedł bliżej tak, że niemal stykaliśmy się ramionami.
-Pomogę Ci z tymi bagażami. W Twoim stanie...- przytknęłam palec do jego ust. Nie chciałam tego po raz kolejny wysłuchiwać. Ciepły oddech, miękkość warg Rudzielca aż się prosiły, aby go pocałować. Jednak powstrzymałam się. To by było nie na miejscu.
-Nie. Nie teraz. - szepnęłam, patrząc się prosto w oczy Weasleya, które teraz niemal wyglądały jak dwie, rozpuszczone czekoladki. Słoneczne i złote refleksy odbijały się, dodając mu jeszcze więcej uroku.
-Chociaż pozwól mi sobie pomóc. - odszepnął, przyciskając moją dłoń do piersi. Wyczułam delikatne i miarowe bicie serca.
-Ygh, no dobrze. - odparłam słabo, patrząc jak radość ponownie zagościła na twarzy Rudzielca. Ten z zapałem zabrał się do wniesienia moich kufrów i walizek do przedziału. Ja obserwowałam to z bananem na twarzy. Mimo to, nadal czułam się niezręcznie w obecności chłopaka. Tamten pocałunek na korytarzu nadal odciskał się piętnem w pamięci. Po raz ostatni spojrzałam na górujący w oddali zamek. W świetle słonecznym wyglądał jeszcze piękniej. Westchnęłam cicho i wsiadłam, nie oglądając się już za siebie. Podróż w pociągu minęła bardzo przyjemnie i spokojnie. Trafiło mi się, że siedziałam w przedziale razem z Luną, Ginny, Harrym, Hermioną i Ronem. Patrzyłam na ich śmiejące się buzie i jak grają w Eksplodującego Durnia. W pewnym sensie im zazdrościłam. Tej wolności,tego szczęścia, którego ja zaznałam tylko w małym stopniu. Nie wracałam już myślami do siedzącego gdzieś dalej Malfoya. Było minęło. Nawet nie zdążyłam spostrzec jak podróż się skończyła i masa uczniów wysypała się na peron, gdzie witała się wraz ze stęsknionymi rodzicami. Spuściłam wzrok i popchała wózek dalej, żegnając się co rusz z kolegami i koleżankami. Kątem oka zauważyłam jak blond czupryna i jej właściciel oddala się pospiesznie w stronę jego rodziców. Zacisnęłam dłonie na rączce wózka i popchnęłam go w stronę ściany. Wypadłam przez mur i trafiłam na peron pełen mugoli, tfu, znaczy się innych ludzi. Odetchnęłam. Czas odciąć się od świata magii. Moi rodzice nie przyjechali po mnie. No tak, mogłam się tego po nich spodziewać. Przepychając się pomiędzy spieszącymi się ludźmi, natrafiłam na drzwi wyjściowe. Otworzyłam je i zalały mnie promienie słoneczne. Kolejny słoneczny dzień zawitał do pochmurnego zazwyczaj Londynu. Stałam na schodach jak głupia, wystawiając twarz do Słońca. Tak przyjemnie grzało. Czas jednak było zejść na ziemię. Moją uwagę od razu przykuł duże auto w staromodnym stylu. Niebieskie, opływowe, z wysuwanym dachem...Mustang.
-Damon...- szepnęłam. I długo nie musiałam czekać, aż jego właściciel się ukaże. Damon stał nonszalancko oparty o maskę samochodu. Jego postawa świadczyła o tym, że jest znudzony. Ciemne, przeciwsłoneczne okulary w stylu avatarów zdobiły jego twarz. Tradycyjnie narzuconą miał na siebie czarną, skórzaną kurtkę, a pod nią szarą, obcisłą koszulkę. Do tego skórzane spodnie i ciężkie buty. Większość dziewczyn się za nim oglądała.  Co on tu robił? Przecież wyraźnie powiedział, że nie zobaczymy się już więcej. Po chwili stanęłam tuż przy nim. Z pewną dozą ociągania spojrzał na mnie, ściągając okulary, które osadził na nosie. Znów mogłam zatonąć w jego błękitnych niczym najczystszy ocean oczy. Uśmiechnęłam się. Wszystko się zaczęło w Londynie i wszystko się kończyło. Tak jak zaplanowałam.

La Fin.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Graduation extra ~ I Need You To Let Me Go.

Tuż po rozmowie z Dumbledorem schodziłam po schodach na dół. Echo boleśnie obijało mi się po uszach. Co ja powiem Draco? "Przestałam Cię kochać, więc to koniec."? Żałosne. Czym prędzej chciałam się znaleźć w Pokoju Wspólnym. Wszystko zostało ustalone: wyjeżdżam tam, skąd przyjechałam - do Mystic Falls. Pozostała tylko jeszcze jedna rzecz: poważna rozmowa z Malfoyem. Wybąkałam hasło do kamiennej ściany, która odchyliła się z jękiem ukazując przejście do salonu. Szybkim i stanowczym krokiem weszłam do środka. Myśląc, że nikogo nie ma, przeszłam obojętnie i już kierowałam się w stronę mojego byłego już dormitorium, gdy usłyszałam cichy, przytłumiony głos:
-Elena, musimy pogadać. - powoli obróciłam się i zobaczyłam jak z fotela powoli wstaje Victoria. Była w strasznym stanie: czerwone obwódki wokół oczu, potargane włosy, które nosiły ślady tego, że kiedyś to były loki, rozmazany makijaż. Obraz nędzy i rozpaczy. Skrzywiłam się. Może i kiedyś byłoby mi jej żal, ale  po tym wszystkim co mi zrobiła, jak się odsunęła bez wyraźnej przyczyny , nie chciałam mieć z nią nic do czynienia. Skrzyżowałam ręce na piersiach i stanęłam w lekceważącej pozie:
-Niby dlaczego? Ja nie mam Ci nic do powiedzenia. Po tym jak mnie potraktowałaś, odepchnęłaś wręcz od siebie, ja muszę z Tobą pogadać?! Ja nic nie MUSZĘ. Ja MOGĘ. - zaakcentowałam dobitnie dwa ostatnie słowa. Bezczelność tej dziewuchy nie miała granic. Jeszcze z tupetem domagała się, abym z nią porozmawiała!
-Elena, proszę...- jej błagalany ton nieco mnie zmiękczył. Pokręciłam głową.
-Może potem. Przepraszam, ale teraz muszę coś załatwić. - cofnęłam się i ruszyłam w kierunku dormitorium Malfoya. Przeskakiwałam co dwa stopnie, aby być szybciej u celu. Zapukałam, ale nikt nie odpowiedział. Nacisnęłam klamkę, a drzwi natychmiast ustąpiły. Wewnątrz panowały egipskie ciemności. Wyciągnęłam różdżkę z tylniej kieszeni dżinsów i wyszeptałam:
-Lumos.- z końca patyka wydobyło się jasne światło. Weszłam głębiej. Było tak jak ja pozostawiłam: rozkopana pościel, poduszka leżąca na podłodze. Ogółem: bałagan. Opuściłam różdżkę. Pewnie nie skończył jeszcze lekcji. Zapaliłam świece i doprowadziłam do porządku łóżko. Ledwo skończyłam, gdy do pokoju wszedł Draco. Rzucił torbą i podszedł do mnie, tradycyjnie całując mnie w czubek głowy. Usiadł na skraju posłania i pociągnął mnie za nadgarstki, abym się zbliżyła. Stanęłam między jego nogami.
-Lepiej się już czujesz? - spytał się z troską w oczach. Pogłaskałam go po policzku, który nosił ślady zarostu. Przez tą ciążę robię się coraz bardziej sentymentalna. Odsunęłam dłoń natychmiastowo.
-Tak, tak...A przy okazji muszę z Tobą o czymś pogadać. - odparłam nerwowo, chowając dłonie w kieszenie dżinsów.
-Tak? - uniósł swoją idealnie wyregulowaną brew.
-Rozmawiałam dziś z Dumbledorem. - oznajmiłam mu, ostrożnie podnosząc wzrok na niego, aby sprawdzić jego reakcję. Nie powiedział nic, tylko bacznie się przyglądał. Kontynuowałam:
-Podjęłam już decyzję i wiedz, że robię to z ciężkim sercem, ale to koniec.  Kocham Cię, ale jestem zbyt dużym zagrożeniem dla Ciebie, Draco...- ostatnie słowa niemal wyszeptałam, a w oczach pojawiły się łzy. Gorzkie łzy. Ciepły płyn spłynął po policzkach, żłobiąc je. Chłopak siedział sztywno jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie unieruchamiające. A po chwili:
-Dlaczego?! Dlaczego to robisz?! Elena, ja Cię potrzebuję! Nie jesteś żadnym zagrożeniem! Przetrwamy wszystko, zobaczysz. Będziemy mieć dziecko, staniemy się rodziną. Tylko nie rzucaj mnie, proszę...Błagam....- jego głos się załamał. W tej chwili gotowa byłabym rzucić mu się w ramiona i pocieszać, ale sytuacja była beznadziejna. Odsunęłam się, aby nabrać nieco dystansu.
-Draco, proszę Cię. Nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej...I tak sytuacja jest wyjątkowo patowa, ale znalazłam w końcu rozwiązanie...- otworzyłam usta, aby coś jeszcze powiedzieć, ale Draco mi przerwał:
-Uciekając za granicę z moim dzieckiem i zerwać ze mną jakikolwiek kontakt? Rzeczywiście bardzo dojrzałe. - skwitował zimno, wstając z łóżka. Zadrżałam. Nigdy nie słyszałam, aby tym tonem się zwracał do mnie. No, może na początku roku.
-Pozwól mi odejść. Tylko o tyle Cię proszę...- wydusiłam cicho, spuszczając wzrok. Łzy ponownie cisnęły mi się do oczu, a ja starałam się je jakoś powstrzymać.
-Nie pozwolę Ci utrudniać moje kontakty z dzieckiem. O to bądź spokojna. A teraz ...- zawahał się i z zimną zawziętością kontynuował: -...zabierz stąd swoje bety. Nie chcę Cię już więcej widzieć. - syknął i wyszedł pospiesznie z dormitorium, trzaskając drzwiami. Po jego wyjściu rozpłakałam się na dobre. Czy w życiu może być gorzej?

środa, 16 kwietnia 2014

Graduation.

Mijały dni, a owutemy zbliżały się nieubłaganie. Od niemal tygodnia znów ślęczałam nad książkami o ile pozwalały na to zawracające nudności. Draco pomagał mi jak tylko potrafił i niemal czasami siłą wpychał do łóżka, abym porządnie wypoczęła. W końcu chodziło tu nie tylko o mnie, ale i o nasze małe dziecko, które miało się niebawem urodzić. Gdy tylko wygodnie się ułożyłam na posłaniu, które dzieliłam z ukochanym, spytałam się:
-Draco? -
-Tak? - sponad dużego stosu książek widać było tylko czubek głowy. Zdawał się być bardzo pogrążonym w uczeniu się. Paląca się obok lampka dobitnie o tym świadczyła. Zamierzał znów zarwać noc. Zmarszczyłam brwi. Nie podobało mi się to, że Draco przez naukę powoli zmieniał się w chodzące zombie. Blada cera, podkrążone oczy i platynowe włosy w nieładzie. Usiadłam, aby bacznie mu się przyjrzeć. W sztucznym świetle lampki zmiany były jeszcze bardziej widoczne: skóra opinała kości policzkowe przez co wyglądał jak trup, ciemne cienie pod oczami potęgowały ten efekt.
-Chodź spać. - oznajmiłam jak najbardziej naturalnym tonem. Chłopak spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Zostały mi jeszcze eliksiry. Idź spać, kochanie. Za jakąś godzinę skończę. - odpowiedział zmęczonym tonem i wrócił do studiowania podręczników. Ja westchnęłam ciężko. Cóż mogłam poradzić, że był uparty jak wół i takim postępowaniem tylko się wykańcza. Wymruczałam 'dobranoc' i odwróciłam się plecami, aby światło lampki nie padało wprost na twarz. Ubiłam dłonią poduszkę i ułożyłam się wygodnie. Jednak nie mogłam zasnąć. Kiedyś za to nie potrafiłam zasnąć, kiedy ktoś był razem ze mną w łóżku, a teraz było dokładnie na odwrót. Przewracałam się z boku na bok, ale sen nie chciał przyjść. Minuty mijały, a światło lampki nie gasło. Czułam jak oczy pieką, a gardło wyschnięte na wiór odmawiało współpracy. Postanowiłam pomyśleć o Damonie. Tak, zawsze to pomagało mi zasnąć. Gdy jeszcze z nim byłam, tuliłam się do niego i zapominałam o wszystkich troskach. Czułam się tak błogo i miałam pewność, że nigdy mnie nie opuści. Teraz to samo miałam z Draconem, tyle, że na odwrót. Co noc puste łóżko, nawet między lekcjami nie okazywaliśmy sobie czułości. Wprawiało mnie to w stan przygnębienia. Zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam odprawiając Damona z kwitkiem. To właśnie ON, a nie Draco był moją podporą i pocieszeniem.  Otarłam pospiesznie spływającą łzę, żeby blondyn nie zobaczył, że płaczę i użalam się nad sobą. Wtuliłam twarz w poduszkę. Jestem taka głupia. Uwierzyłam, że Draco mnie kocha, a teraz zostaję zupełnie sama. Zacisnęłam dłoń na kołdrze. Już wiedziałam jaką decyzję podejmę. Po urodzeniu dziecka, zostanę na powrót wampirem. Zanim to się stanie, muszę zrobić coś czego nie chciałam, ale musiałam: zerwać z Malfoyem. Z tym postanowieniem w końcu usnęłam.
Następnego dnia:
Przewróciłam się na drugi bok i dotknęłam dłonią miejsca tuż obok. Jak zwykle nie wyczułam obecności Draco, tylko lekkie wgłębienie w poduszce świadczące o tym, że jednak się położył. Otworzyłam oczy. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu. Smok najwidoczniej zadbał o to, abym dobrze spała. Uśmiechnęłam się blado do siebie. Troskliwy jak zwykle. Spuściłam nogi na miękki, puszysty dywan i wstałam. Nudności już mi tak nie dokuczały. Zazwyczaj z samego rana musiałam biec do łazienki, aby oddać to, co jadłam dnia poprzedniego. Owinęłam się szczelnie zielonym szlafrokiem i udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro. Nie mogłam się niczego lepszego spodziewać niż szarej, ziemistej cery i roztrzepanych brązowych włosów, które wyglądały teraz jak siano. Musiałam się jako tako ogarnąć, bo planowałam iść do profesora Dumbledore'a na poważną rozmowę. Rozczesałam włosy szczotką i związałam w kitkę. Umyłam zęby, umalowałam się i ubrałam w bordową koszulkę i obcisłe dżinsy. Założyłam buty motocyklowe i byłam gotowa. Ostatni raz zerknęłam w lustro i wyszłam. Nie wiedziałam, gdzie podziewa się Draco i nie interesowało mnie to teraz zbytnio. Wymknęłam się chyłkiem w prywatnego dormitorium, które zajmowałam wraz z Malfoyem i szybkim krokiem weszłam po schodach na górę. Na korytarzu pełno było uczniów i z trudem przeciskałam się przez ten tłum. Co niektórzy pozdrawiali mnie i pytali o zdrowie, a ja odpowiadałam grzecznie, że dobrze.
-O, Elena. Czemu Cię nie było na lekcjach? - usłyszałam za sobą dobrze znany głos pewnego Gryfona. Obróciłam się ku niemu z ciepłym uśmiechem.  Przede mną stał chłopak o kruczoczarnej czuprynie nie dającej się ujarzmić żadnej szczotce , szmaragdowozielonych oczach i okrągłych okularach. Harry.
-Wiesz, nienajlepiej się czułam. - odparłam, nie patrząc mu w oczy. Bo co miałam mu powiedzieć? Popatrzył się na mnie z troską.
-Ale...chyba już się lepiej czujesz? - zwrócił się ostrożnie, chowając dłonie w kieszeniach.
-O tak, o wiele lepiej. Teraz wybacz, ale muszę iść do profesora Dumbledore'a. To narazie. - pożegnałam się szybko, omijając niewygodny dla mnie temat i szybko wycofałam się. Nie chciałam narazić się na kolejne pytania. Musiałam to załatwić raz, a dobrze. Po kilkunastu minutach plątania się po długich korytarzach, w końcu dotarłam do dostojnego Gryfa, strzegącego przejścia do gabinetu dyrektora. W duchu zaklęłam. Skąd miałam znać hasło ? Rozchyliłam usta, aby coś powiedzieć, gdy Gryf poruszył się i po schodach zeszła profesor McGonagall. Jej tiara lekko przechyliła się na siwych włosach upiętych w ciasny kok. Spojrzała na mnie zdziwiona.
-A co panienka tu robi, panno Gilbert? - spytała, chowając dłonie w rękawach swej obszernej szaty.
-Przyszłam zobaczyć się z dyrektorem, proszę pani. - odpowiedziałam, nadal pozostając w lekkim szoku. Ta tylko kiwnęła głową przyzwalająco i pokazała palcem na przejście.
-Dyrektor już na panienkę czeka. Proszę iść. - oznajmiła i szybkim, lecz sztywnym krokiem odeszła, pomiatając szatami. Gdy zniknęła za rogiem, odetchnęłam z ulgą, a napięcie zeszło. Odgarnęłam opadający kosmyk włosów i pewnym krokiem weszłam na schodki. Chwilę później stałam przed potężnymi, bukowymi drzwiami z mosiężną klamką w kształcie orła. Już wyciągnęłam rękę, aby zapukać, gdy drzwi same się otworzyły. Zdumiona znieruchomiałam.
-Proszę wejść, panno Gilbert. - dobiegł mnie głos z głębi gabinetu. Onieśmielona przestąpiłam próg tego niezwykłego pomieszczenia. Drzwi cicho kliknęły za moimi plecami. Dyrektor szkoły siedział w wysokim krześle z twardym oparciem i podłokietnikami. Na sobie miał błyszczącą, srebrno-błękitną szatę mieniącą się delikatnie. Wpatrywał się we mnie dobrodusznie.
-Podjęłam decyzję. - odezwałam się po uciążliwej chwili milczenia.
-Ach, tak? I jak ona wygląda? - spytał poważnie profesor, opierając się. Nie wiedziałam gdzie podziać oczy. Co by tu powiedzieć?
-Do czasu urodzenia dziecka pozostanę tym kim jestem, a potem chcę powrócić do bycia wampirem. - oznajmiłam twardym tonem. Uff, dzięki Bogu, że mi głos się nie załamał.
-Jesteś tego pewna? Wiem, że nie chcesz zabić dziecka, ale zmieniając się potem spowrotem w wampira, w stworzenie nadnaturalne będziesz zagrożeniem dla dziecka. A co do reszty to już chyba wiesz. Stając się wampirem, zostaniesz pozbawiona mocy magicznych, ale w dalszym ciągu będziesz mogła wejść do Hogwartu, Ministerstwa Magii itp...- starzec podszedł do mnie bliżej i spojrzał prosto w oczy. Wytrzymałam to spojrzenie. Dumbledore chciał, abym zmieniła zdanie, ale tego nie zrobię. Już i tak za dużo ryzykuję. -A co z panem Malfoyem? Zauważyłem, że jesteście w dość bliskich relacjach...- dodał, zmieniając temat i zasiadając spowrotem za biurkiem przy akompaniamencie szelestu materiału swojej szafy.
-Z nim też porozmawiam. - odparłam beznamiętnie, starając się kontrolując swoje emocje. Skąd miałam wiedzieć, że to co powiedziałam obróci się przeciw mnie?
***************************
Pospiesznie pakowałam swoje rzeczy do podręcznej walizki. Łzy ciekły ciurkiem po policzkach, a oddech przyspieszył. Odgarnęłam włosy, szybko rozglądając się. Ten pokój wydał mi się w tej chwili taki obcy. Jakby już nie był mój. Zauważyłam czarną koszulkę leżącą na łóżku. Ulubiona koszulka Dracona. Podeszłam wolnym krokiem i wzięłam ją do ręki. Miękka, przyjemna dla palców. Podniosłam ją i powąchałam. Pachniała jeszcze perfumami chłopaka. Usiadłam bezradna na skraju łóżka. To była jedyna rzecz jaka mi po nim pozostała. Jestem rozwalona. Moje serce pękło na tysiące drobniutkich kawałeczków. Rozpłakałam się znów, mocząc koszulkę, którą wciąż trzymałam w dłoniach jakby była najcenniejszą relikwią. To był już koniec. Naprawdę koniec. Nic tu po mnie. Chlipnęłam i wzięłam walizkę do ręki. Wyszłam zamykając za sobą cicho drzwi. Na biurku Smoka zostawiłam moją różdżkę.
Mystic Falls - nadchodzę.
"Nowy Ty, nowa ja,
 Wszystko zdarzy się jeszcze raz,
 Tak jak na początku,
 Niech zauroczenie trwa..."

czwartek, 10 kwietnia 2014

Final Battle.

Owutemy zbliżały się wielkimi krokami. Każdy siódmoklasista chodził poddenerwowany po szkole, co jakiś czas warcząc na młodszych uczniów, którzy zaczęli unikać przyszłych absolwentów Hogwartu. Ja tymczasem siedziałam w Skrzydle Szpitalnym u pani Pomfrey czekając na wyniki badań. Od miesiąca źle się czułam, nudności, wymioty, senność. Pielęgniarka twierdziła, że to pewnie od przemęczenia, bo kułam materiał jak szalona. Obawiałam się, że to nie od tego. Nie chciałam się przyznać, ale podejrzewałam, że jestem w ciąży. Tylko jeden fakt mnie zastanawiał: przecież wampiry są bezpłodne, to do cholery czemu ja miałabym być w ciąży?! Po kilku minutach z gabinetu wyszła zatroskana pielęgniarka.
-Mam twoje wyniki, kochanieńka. Jesteś w ciąży. - te słowa sprawiły, że cały mój świat stanął do góry nogami. Zaskoczona nie wiedziałam co powiedzieć. Ja i ciąża? Jeszcze zanim przemieniłam się w wampira, marzyłam o tym, aby posiadać męża i gromadkę dzieci, ale potem sytuacja radykalnie się zmieniła i nie myślałam już o tym w ten sposób. Wręcz pogodziłam się, że całą wieczność spędzę sama. Ukryłam twarz w dłoniach. I co ja powiem Draco? "Zostaniesz ojcem, przykro mi."? Z oczu wypłynęły łzy. Lecz czy szczęścia?
-Nie martw się, dasz sobie rady. - po tych słowach pani Pomfrey zaczęła mnie pouczać i przygotowywać do roli matki. Prawdopodobnie samotnej. Nie słuchałam co mówi do mnie, bo myśli zajął Draco. Już wyobrażam sobie jak mnie rzuca. Ta myśl była nie do zniesienia. Niespodziewanie do szpitala wszedł mój chłopak. Strach sparaliżował moje ciało, a serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Byłam pewna, że zarumieniłam się. Podszedł do mnie i delikatnie pocałował.
-I jak się czujesz? To tylko przemęczenie? - objął mnie w pasie, uśmiechając się. Pani Pomfrey spojrzała na niego uważnie.
-Panna Gilbert jest w ciąży. To tyle. - powiedziała i wyszła. Uśmiech z twarzy chłopaka powoli znikał, aż został zastąpiony przez wyraz niedowierzania i zaskoczenia. Spuściłam głowę, aby nie patrzeć na niego.
-Chyba musimy się rozstać. - zaczęłam, w dalszym ciągu unikając jego wzroku. Milczenie. Cofnęłam się o kilka kroków od niego i ruszyłam w stronę wyjścia. Przy drzwiach zatrzymałam się i obejrzałam za siebie. Draco nie ruszył się z miejsca tylko stał i patrzył się w odległy punkt. Nigdy go nie widziałam w takim szoku. Wyszłam, zamykając za sobą cicho drzwi.  Łzy ciekły mi ciurkiem po policzkach, a ja jak po omacku szłam (prawie biegłam) do lochów Slytherinu. Nie mogłam wytrzymać, musiałam się wypłakać. Byłam taka głupia, wierząc, że jednak moje najczarniejsze przypuszczenia się nie spełnią. A tu takie coś. Wierzyłam, że Draco się zmienił i nie jest już taki bawidamką odkąd Blaise rzucił szkołę i przebywa gdzieś poza granicami kraju. Myliłam się. I to bardzo.  Przytrzymałam się ściany, szlochając. Znów zostałam sama. Na własne życzenie. Teraz miałam gdzieś czy ktoś mnie zobaczy czy nie. Byłam w rozsypce. Podkurczyłam nogi i schowałam głowę między nimi. Nie było już przy mnie Damona ani Stefana, których od przeszło miesiąca nie widziałam ani nie słyszałam. Nawet najlepsze przyjaciółki mnie zostawiły. Przestały pisać i wydzwaniać. Samotność potrafi dobić człowieka. Odgarnęłam zabłąkany kosmyk włosa.
-Elena? Co ty tu robisz? - usłyszałam głos Harry'ego. Po chwili klęczał przy mnie i obejmował ramieniem. Nie umiałam wydusić z siebie ani jednego słowa. Wyjęczałam tylko:
-Draco...- czarnowłosy od razu zrozumiał o co mi chodzi.
-Chodź, nie będziesz tutaj siedziała i marznęła. Zabieram Cię do wieży Gryffindoru. - oznajmił, pomagając mi wstać.
-C-co? - wychlipiałam pociągając nosem. Spojrzałam z niedowierzaniem w szmaragdowozielone oczy Gryfona.
-To co mówię. Zabieram Cię do wieży Gryffindoru. W takim stanie nie możesz przebywać w lochach. - wyjaśnił i opiekuńczo objął mnie w pasie. Poddałam mu się już bez zastrzeżeń i dałam poprowadzić na górę. W sumie to po co miałam walczyć skoro nic dobrego mi w życiu nie pozostało? Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się przy portrecie Grubej Damy.
-Miodowe słodkości. - Harry powiedział hasło i po chwili bez przeszkód przeszliśmy przez wejście. Nikogo na szczęście nie było w Pokoju Wspólnym.
-Co Ci zrobił Malfoy? - spytał mnie chłopak, gdy usiedliśmy na wysłużonej, czerwonej, miejscami przetartej kanapie. Spuściłam wzrok na moje dłonie i obgryzione paznokcie.
-Jestem z nim w ciąży. - szepnęłam, rumieniąc się. Harry objął mnie mocniej.
-Jak to? A on co na to? - zadawał po kolei pytania, a ja na nie automatycznie odpowiadałam, bez emocji. Nie miało to już i tak znaczenia. Jedyną pamiątką po przystojnym blondynie było właśnie to dziecko rosnące w moim łonie.
-Zabiję gnoja. Najpierw zranił Hermionę, teraz Ciebie....Nie daruję mu. Jak tylko go spotkam...- zacisnął dłoń w pięść, aż mu knykcie pobielały. Rozumiałam w pełni jego złość. Malfoy zwyczajnie w świecie mnie wykorzystał. Położyłam dłoń na jego ręce.
-Nie ma sensu się na nim mścić. I tak się nie zmieni. - próbowałam powstrzymać jego zapędy, ledwo panując nad swoimi gorzkimi łzami.
-Ale...mógłby przestać ranić otaczające go osoby! Przecież Zabini rzucił nawet szkołę. -Harry poczochrał się po swoich i tak już potarganych włosach.
-To nie ma znaczenia. Draco nie chce być ze mną, dobrze, spoko. Poradzę sobie. Nie potrzebuję jego łaski i pieniędzy. - odparłam, kończąc temat Ślizgona, o którym teraz chciałabym zapomnieć. Wpatrzyłam się w brudny kominek.  Zapadło milczenie między nami.
-Może chyba lepiej pójdę. - odezwałam się, wstając. Oczy miałam już zupełnie suche.
-Jesteś pewna? Wiesz, że możesz na mnie liczyć. - Potter spojrzał uważnie w moje oczy. Kiwnęłam głową. Dobrze jest mieć przyjaciół, nawet jeśli są to Gryfoni. Odprowadził mnie do wyjścia.
-Dzięki za wysłuchanie mnie. Ja...- w chwili, gdy mu dziękowałam portret się otworzył i naszym oczom ukazał się w całej okazałości Draco Malfoy. Opierał się nonszalancko o ramę obrazu. Platynowa grzywka opadła mu na czoło, a pod oczami widniały ciemne worki. Wyglądał na zmęczonego. I to bardzo.
-Czego tu chcesz, Malfoy? - warknął Gryfon, sięgając do kieszeni spodni, gdzie znajdowała się jego różdżka. Ostrzegawczo chwyciłam go za nadgarstek.
-Porozmawiać z moją dziewczyną. - odparł, nie odrywając wzroku ode mnie. Przełknęłam głośno ślinę.
-Nie mamy o czym rozmawiać. Twoje wcześniejsze milczenie dobitnie mnie przekonało, że nie chcesz tego dziecka. Wiesz, nie potrzebuję Twojej łaski. Poradzę sobię. Choćbym nawet miała sama wychować to dziecko. - wybuchłam, nie powstrzymując swoich emocji.
-Elena, Elena. Daj mi coś powiedzieć. Nie dałaś mi skończyć wcześniej. Teraz mam taką szansę, więc proszę, chodźmy pogadać na osobności. - jego błagający wzrok zmiękczył mnie.
-Dobra, ale ostatni raz. - powiedziałam, a ten kiwnął głową. Harry popatrzył się na mnie zaskoczony. - Jeszcze raz dzięki. Pogadamy potem. Cześć. - pomachałam mu ręką i zbiegłam lekkim krokiem po schodach. Czułam za sobą obecność Malfoya. Schodząc coraz niżej, chciałam mieć tą rozmowę za sobą. Nerwowym ruchem odgarnęłam włosy na lewy bok. Już miała zejść na dół, do lochów, gdy poczułam szarpnięcie i zostałam wepchnięta do pustej klasy. Pomasowałam z niezadowoleniem bolące ramię. Nie zdążyłam zauważyć jak Draco popchnął mnie na ścianę i zachłannie pocałował. Początkowo chciałam zaprostestować, ale zaczęłam słabnąć aż w końcu rozpłynęłam się pod wpływem czułości. Objęłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie.
-Nie pozwolę ci odejść. Nigdy. - szepnął przychrypłym głosem, patrząc roziskrzonymi oczami na mnie. Pogłaskałam go po policzku. - A nasz dziecko będzie najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. - dodał, kładąc dłoń na moim płaskim jeszcze brzuchu. Uśmiechnęłam się na te słowa. A ja głupia myślałam, że chce mnie rzucić. Objęłam go i przytuliłam się. Przymknęłam oczy. Szczęście i radość rozpierały mnie od wewnątrz. Ciepłe dłonie chłopaka głaskały mnie po plecach, powodując uczucie bezpieczeństwa. czego chcieć więcej?

niedziela, 6 kwietnia 2014

Unbreak My Heart.

-To o czym chciałeś porozmawiać? - zwróciłam się do stojącego nieopodal wampira, gdy tylko drzwi jakieś opuszczonej klasy się za nami zamknęły. Usiadłam na przykurzonym biurku i patrzyłam z oczekiwaniem na podpierającego ścianę Damona.  Patrzył się prosto na mnie, a ja znieruchomiałam.
-Przepraszam. Przepraszam za wszystko co Ci zrobiłem. Przepraszam za to, że uwierzyłem, że zdradziłaś mnie z Kolem, za to, że uniosłem się niepotrzebnie i wygoniłem Cię z domu choć nie miałem ku temu żadnych podstaw, przepraszam za to, że nie potrafiłem Cię znaleźć i przeprosić i jakoś to wynagrodzić...Przepraszam za wszystko. - z każdym słowem zbliżał się do mnie coraz bliżej.  Serce dudniało mi głucho w piersi, a słowa Damona odbijały się echem w mojej głowie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Było tyle niewypowiedzianych słów, które teraz chciałam mu oznajmić. Tylko które będę najwłaściwsze? Stał tuż przy mnie, patrząc się z bólem i niewysłowioną miłością. Mój związek z Malfoyem stanął teraz pod znakiem zapytania. Po co wogóle z nim byłam skoro nadal kochałam Damona?  Jego miłość była niemal namacalna, wystarczyło sięgnąć po nie ręką.  Nieoczekiwanie musnął palcami policzek. Przymknęłam oczy i przekrzywiłam głowę umieszczając bardziej swój policzek we wgłębieniu dłoni wampira. Zamruczałam cicho, a po chwili moje usta zostały zajęte przez jego. Wargi Damona tak znajome, tak ciepłe, pełne żaru i namiętności z początku całowały powoli i ostrożnie, jakby chciał mi dać wolną rękę. Ja jednak pogłębiłam pocałunek, który stawał się z minuty na minutę coraz bardziej namiętny, pełen pasji i ogromnej miłości. Damon chwycił mnie w pasie, a ja nogami oplotłam jego biodra. Minęło chyba 5 minut, gdy mężczyzna oderwał się ode mnie, aby nabrać powietrza. Jego oddech był szybki, urywany. Podobnie jak mój. Czułam się jakby pijana miłością.
-Nie powinniśmy...- odsunął się, patrząc smutno.
Nie powinniśmy...
Jak te słowa okrutnie brzmią. Ale miał rację. Byłam z Draconem i jestem szczęśliwa. Nie czas na oszukiwanie się.
-Widzę,że jesteś szczęśliwa, dlatego poddaję się. Walczyłem do końca o Twoją miłość, ale to już jest stracone. Chcę tylko, żebyś była szczęśliwa, więc nie martw się o to. Zniknę z Twojego życia tak jak się w nim pojawiłem. Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Nawet jeśli jest to Malfoy, to nie przejmuj się mną. Czas leczy rany. - wziął moją twarz w swoje dłonie jakbym była z porcelany. Łzy zaszkliły mi się w oczach. Chwyciłam go za nadgarstki i patrzyłam być może już po raz ostatni w błękitne oczy Damona.
-Stefan już wyjechał z Hogwartu dla Twojej wiadomości. Nie chciał Cię niepokoić, dlatego nic ci nie powiedział. Ja zrobię to samo. Wyjadę i nigdy już mnie nie zobaczysz. Tak jakbyśmy się nigdy nie spotkali...Żegnaj Eleno. - po tych słowach ucałował mnie w czoło i wyszedł z pomieszczenia, cicho zamykając za sobą drzwi. Stałam otępiała w jednym miejscu, a łzy swobodnie spływały po policzkach. 
Tak jakbyśmy się nigdy nie spotkali...
Zaszlochałam i opadłam na kolana. Czułam cholerną pustkę i żal. To nie powinno się tak skończyć. Zatkałam dłońmi uszy i zawyłam najgłośniej jak się tylko dało. Nikt nie mógł mnie usłyszeć, a ja się spokojnie wyładowywałam. Złamane serce boli o wiele bardziej niż złamana noga czy ręka. Ten ból mentalny nie dawał mi spokoju. Damon odszedł. I już nie wróci. Powtarzał to sobie w głowie jak mantrę. Era z braćmi Salvatore się zakończyła. Czas zacząć wszystko od nowa.  Powstałam z klęczek i otarłam dłońmi policzki.  Wyszłam z sali i ruszyłam do dormitorium Dracona. Po drodze rozmyślałam o tym jak będzie wyglądać moje życie bez Damona i Stefana. Nie zamierzałam już wracać do Mystic Falls. To zamknięty rozdział. Poza tym, tam Oni mieszkali oraz Bonnie i Jeremy. Caroline mieszkała już w Nowym Orleanie. Odgłosy kroków odbijały się obco od ścian.
-Elena? - usłyszałam czyjś głos za sobą. Obróciłam się i zobaczyłam opierającego się o ścianę Freda. O dziwo był sam. Było to dość zaskakujące, bo zawsze widywałam go z bratem.
-Gdzie zgubiłeś George'a? - spytałam go napozór wesołym tonem, ale tak naprawdę to tylko udawałam. Rudowłosy podszedł bliżej.
-George jest teraz na randce z Angeliną. Co się stało? Płakałaś. - Fred spojrzał mi uważnie w oczy wyraźnie zmartwiony. Z tej odległości mogłam policzyć ilość piegów na nosie chłopaka.
-Nic takiego. Po prostu...- nie dokończyłam, bo sama nie wiedziałam co mu powiedzieć. Przecież nie miał zielonego pojęcia jak popieprzone mam życie. Damon, Malfoy, Damon, Malfoy i tak na zmianę. Nie wiedział również, że nie jestem zwykłym człowiekiem. Słowa zamarły w powietrzu.
-Możesz mi wszystko powiedzieć. Nie jestem Twoim wrogiem, Eleno. - odparł, bacznie obserwując jak zareaguję.
-To jest zbyt skomplikowane, aby powiedzieć to w kilku słowach. - odrzekłam, patrząc gdzieś w bok. Bliskość Gryfona zdecydowanie  uniemożliwiała normalne myślenie.  Nieoczekiwanie Fred przytulił mnie do siebie. Z zaskoczenia nie zareagowałam. Po chwili jednak nieśmiało objęłam go w pasie.
-Wiem, Elena, wiem. Poczekam. - odpowiedział cicho, umieszczając głowę na czubku mej głowy.  Zamknęłam powieki i powoli się uspakajałam. Odejście Damona bardzo mnie zabolało.  A teraz Fred...kochany chłopak.
-Tak szczerze mówiąc, to wracając do tego Balu Bożonarodzeniowego to chciałem Cię zaprosić, ale nie wiedziałem jak. Widziałem jak Malfoy się kręci wokół Ciebie, więc odpuściłem. - powiedział, przerywając ciszę. Uśmiechnęłam się, słysząc to.
-Ty taki nieśmiały? To aż nieprawdopodobne. - odezwałam się, chichocząc.  Uniosłam głowę i spojrzałam w ciepłe, ciemnobrązowe oczy chłopaka. Zbliżył swoją twarz do mojej. Serce zamarło.  Czas jakby zwolnił. Usta rozwarły się, a potem wtopiły w siebie. Zszokowana tym obrotem sprawy, biernie pozwalałam, aby Fred mnie całował.
-Fred...nie...-zaprotestowałam słabo. Gryfon oderwał się i patrzył z nostalgią w oczach.
-Gdybyś wiedziała co jak czuję do Ciebie...- szepnął, puszczając mnie.  Odsunął się i odszedł w przeciwnym kierunku zostawiając mnie z natłokiem myśli.  Najpierw Damon, teraz Fred...Dosyć! Szybkim krokiem weszłam do pokoju ukochanego.
-Elena? - blondyn stał z rękoma w kieszeniach pośrodku pokoju. Zatrzymałam się.
-Tak? - ostrożnie przybliżyłam się. Mina ukochanego nie wróżyła nic dobrego.
-Gdzie byłaś tak długo? Damon przechodził tędy 10 minut temu. -
-Musiałam przemyśleć. - skłamałam gładko, siadając na łóżku. Nie mogłam przecież mu powiedzieć: "Czemu mnie nie było? A, całowałam się z Fredem...no wiesz tym Weasleyem z Gryffindoru." W najlepszym bądź razie by mnie zatłukł albo Rudzielca. Podszedł do mnie i ukląkł.  W jego własnych oczach zobaczyłam siebie co tylko spowodowało wyrzuty sumienia. Położył dłonie na moich i delikatnie zaczął je głaskać.
-Coś ci zrobił? - zwrócił się już łagodniejszym tonem. Wolną rękę dotknęłam jego aksamitnych włosów i lekko je zmierzwiłam.
-Nic, kochanie, nic. - odparłam, całując go w czoło. Moja miłość do Damona była złamana. I nic już jej nie sklei.
*************************
-Fred! Fred! - rudowłosy nie słyszał wołania za sobą tylko szedł prosto przed siebie z rękami w kieszeniach. W głowie wciąż analizował rozmowę i pocałunek z Eleną. Jej gładkie włosy, różowe usta, czekoladowe oczy tak podobne do jego własnych...Dopiero teraz uświadomił sobie co do niej czuje. Na Balu Bożonarodzeniowym wyglądała tak pięknie. Przystanął, gdy ktoś chwycił go za ramię.
-Fred, co się z Tobą dzieje? Wołam Cię i wołam. - odezwał się zdyszany George, brat bliźniak Freda. Ten tylko spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.
-Tak? Nie słyszałem, bo...- nie dokończył, bo zrobił to za niego George.
-...bo byłeś zamyślony. A o czym tak rozmyślasz, drogi bracie? - George objął brata za ramiona i spojrzał mu prosto w oczy. Coś go wyraźnie gryzło. Fred spuścił wzrok.
-WidziałemsięzEleną. - wydusił z siebie na jednym dechu. Rudzielec uniósł brew.
-Mógłbyś tak wolniej? -
-Widziałem się z Eleną. -
- Powiedziałeś jej? -
- No mniej więcej...-
-Jak mniej więcej? Fred! Nie ma czegoś takiego jak mniej więcej. To mniej czy więcej? -
-Yhym...-
-Aha, rozumiem. Tylko nie mów, że ją pocałowałeś. -
-...-
-Fred! -
-No pocałowałem ją. -
-O, stary. To masz przekichane. -
-A ty niby skąd o tym możesz wiedzieć? -
-Bo masz za rywala Malfoya. - George spojrzał współczująco na swego brata bliźniaka, którego znał jak własną kieszeń.
-Malfoy to Malfoy. Arystokracja nadęta. - mruknął Fred, kopiąc jakiś niewidzialny pyłek nogą. Jednak wiedział, że George ma rację. Nie ma szans z Arystokracją ze Slytherinu.
-Chodź, napijemy się Ognistej. - George pociągnął brata w stronę schodów prowadzących na siódme piętro, do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.

poniedziałek, 31 marca 2014

Liar.

Następnego dnia:
Wtuliłam twarz w poduszkę mocno przesyconą perfumami mojego ukochanego. Nie chciało mi się wstawać, czułam się tak rozkosznie zrelaksowana, a ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Leżałam na ogromnym łożu pod cienką, jedwabną kołdrą w kolorze butelkowej zieleni. Wciąż miałam przymknięte powieki, a w głowie obraz wczorajszej nocy. Gorącej nocy. Uśmiechnęłam się do siebie. Włożyłam dłoń pod poduszkę i umościłam się wygodniej. Ciało przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu bolało mnie jakby przebiegło przeze mnie stado nosorożców, ale było warto.  Chciałam ten dzień spędzić w łóżku. Z Malfoyem. Cienka tkanina zakrywała połowę mego boskiego ciała, a reszta była całkowicie odkryta. Mruknęłam coś niewyraźnie pod nosem, wyciągając rękę, aby się przytulić do gorącego torsu Draco. Jednak spotkało mnie rozczarowanie. Uchyliłam powiekę. Obok mnie nikogo nie było. Pod palcami czułam chłód i brak drugiego ciała. Uniosłam głowę i potarłam dłońmi oczy. Przewróciłam się na plecy, ciężko wzdychając. A czego mogłam się spodziewać? Że zostanie i znów szepnie do mnie te magiczne słowa: Kocham Cię? Głupia jesteś, Eleno. Podniosłam się na łokciach i zakryłam się szczelniej kołdrą z zamiarem wstania, ale wejście Malfoya skutecznie mi to uniemożliwiło. Jego mlecznobiała skóra pokryta siatką niewidocznych dla ludzkiego oka blizn stanowiła jedyny jasny punkt w półciemnym pokoju. Podszedł bliżej do posłania, na którym obecnie siedziałam ciasno owinięta kołdrą. Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu. Kątem oka zauważyłam jak w dłoni trzyma szklankę z bursztynowym płynem. Znów na niego spojrzałam. Stalowoszare tęczówki prześwietlały mnie na wylot jakby chciały mi coś powiedzieć. Oparłam się plecami o hebanowe wykończenie łóżka. Spocone plecy lekko się do niego lepiły, ale przynajmniej nie było mi już tak gorąco. Uniósł lekkim ruchem dłoń ze szklanką i upił łyk. Jego grdyka poruszyła się. Mogłabym tak godzinami go podziwiać. Oparłam głowę o zagłówek i spod przymkniętych powiek obserwowałam każdy jego ruch, każdy gest.
-Nie musisz mi się tak przyglądać. Wiem, że jestem przystojny. - odezwał się po dłuższej chwili blondyn ze swoim malfoyowskim uśmieszkiem na twarzy. Wywróciłam oczami do góry.
-Nie musisz sobie tak pochlebiać, bo Ci ego zaraz pęknie. - odgryzłam się ze słodkim uśmiechem przylepionym do twarzy. Chłopak usiadł w ciemnozielonym fotelu, milcząc. O dziwo nie strzelił jakąś celną ripostą tylko wprost przeciwnie. Zamyślił się. Uniosłam brew.
-Prawdziwa z Ciebie Ślizgonka, Eleno. - odparł tylko, patrząc się na mnie z zamyślonym wzrokiem. Nie umiałam pozbyć się wrażenia, że to spojrzenie taksuje mnie i ocenia. Wstałam z łóżka, nadal owinięta butelkowozieloną kołdrą. Czułam się dziwnie skrępowana w jego obecności. To było o tyle dziwne, że spędziliśmy razem noc i Draco widział mnie już nagą.
-Dzięki. - jedynie to zdołałam z siebie wydusić. Spuściłam wzrok na podłogę i chcąc udać się do łazienki, schyliłam się, aby pozbierać moje porozrzucane ubrania.
-Zaczekaj.- usłyszałam i błyskawicznie się odwróciłam. Nie spodziewałam się, że może stać tak blisko mnie. Wyraźnie słyszałam miarowe bicie jego serca, przepływ krwi w żyłach, słodką woń świeżo umytego ciała oraz ten jego niepowtarzalny zapach. Uniosłam głowę do góry, aby znów zatonąć w stalowoszarych tęczówkach. Musnął palcami mój policzek. Nachylił się i ponownie mogłam smakować jego usta. Delikatnie, z wyczuciem poznawał moje wargi na nowo. Chwycił w dłonie moją twarz i pocałunki stawały się coraz bardziej żarliwe i wygłodniałe. Moje ręce objęły jego szyję i przyciągnęły go do mnie. Dłonie chłopaka zjechały na dół, do krawędzi kołdry. Poluzował ją nieco przez co opadła cicho na podłogę.
-Jesteś taka piękna...-szepnął z pewną dozą zachwytu Draco, przejeżdżając palcem wzdłuż ciepłego ciała. Zadrżałam (napewno nie z zimna, które aż biło od chłodnych framug dormitorium). Przytuliłam się do niego. Nie znajdywałam słów na to, jaki jest on wspaniały.
-Nie aż tak piękna jak ty. - odparłam z prostotą, unosząc głowę, aby popatrzeć w jego lśniące oczy. Uśmiechnął się na te słowa, przez co jego twarz jakby pojaśniała. Chodzący anioł.
-Nie prowokuj mnie, kociaku. - zamruczał, obdarzając moją szyję pocałunkami jak i malinkami. Westchnęłam z rozkoszy. Zamknęłam oczy i oddawałam się błogiemu lenistwu. Jednak nie dane nam było tego porządnie przeżyć, bo ktoś zaczął się dobijać do drzwi dormitorium Malfoya. Blondyn warknął z irytacji.
-Ubierz się. - rzucił do mnie, a sam poszedł otworzyć. (Warto zauważyć, że był w samych czarnych bokserkach). Skorzystałam z jego rady i zniknęłam w bardzo obszernym pomieszczeniu zwanym potocznie łazienką. Ale to co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania: pokryta czarnym kamieniem ogromna łazienka robiła wrażenie. Zrobiłam parę drobnych kroczków i rozejrzałam się. Ogromne, podwójne lustro wisiało nad nowocześnie urządząną umywalką. Naprzeciwko stała bardzo duża wanna, a przy niej korki z różnymi żelami pod prysznic: od cytrusowych poprzez malinowe kończąc na jabłkowych. Zostawiłam rzeczy na ubikacji. Podeszłam do wanny i puściłam kurek z gorącą wodą.  Czekając, aż woda wypełni wannę, przysiadłam na jej brzegu, rozmyślając. Zerknęłam w lustro. Zobaczyłam samą siebie z marsową miną, przygryzającą dolną wargę. Brwi w jednej linii świadczyły o głębokim zamyśleniu. Wciąż byłam idealna i piękna, ale to tylko pozory. Wewnątrznie byłam rozbita, a noc spędzona z Draconem była tylko ukoronowaniem mojego bardzo pechowego życia. Czułam teraz wyraźnie, że coś w niedługim czasie się wydarzy i zmieni to moje życie na zawsze. Wróciłam myślami do teraźniejszości i wlałam swój ulubiony fiołkowy olejek. Momentalnie łazienkę wypełnił słodki zapach fiołków. Przymknęłam oczy i odetchnęłam. Ten zapach kojarzył mi się z dzieciństwem, kiedy każde lato spędzałam u mojej ukochanej babci, która hodowała lawendę i właśnie fiołki. Wspomnienie wiejskiego domku babci i otaczających go pól i lasów spowodował, że chciałam się rozpłakać jak dziecko. Wskoczyłam do wanny wypełnionej po brzegi gorącą wodą i aromatyczną pianą. Zanurkowałam pod wodę.
Tymczasem:
-Czego? - warknął Draco, opierając się nonszalancko o framugę drzwi. Nie przeszkadzało mu to, że jest prawie nagi, jeśli nie licząc pospiesznie włożonych bokserek. Z irytacją wpatrywał się w stojącego za drzwiami Damona Salvatore. Nie dość, że torturował Elenę, JEGO Elenę, to miał czelność jeszcze tu przychodzić.
-Przyszedłem zobaczyć Elenę. I nie waż mi się sprzeciwiać, szczeniaku. - odpowiedział zimno Damon robiąc krok do przodu. Draco przodował jedynie w jednej rzeczy: wzroście. Górował znacznie nad mniejszym wampirem, który odznaczał się szybkością i refleksem. Blondyn zmrużył niebezpiecznie oczy:
-Niby z jakiej racji mam Cię wpuścić do mojego dormitorium? - skrzyżował lekceważąco ręce na torsie, wpatrując się bezczelnie prosto w oczy wampira.
-Po pierwsze: nie tym tonem gówniarzu. Po drugie: jestem Twoim nauczycielem i należy mi się szacunek, a po trzecie: masz kogoś, kto należy do mnie. - odpowiedział lodowato Damon.
-Elena nie należy do Ciebie i nigdy należeć nie będzie! Jest moja i tylko moja, a Tobie wara od niej! - Draco zacisnął dłonie w pięści.
-A ty jakie masz do niej prawo? Przecież ty jej WOGÓLE NIE ZNASZ! - ostatnie słowa Damon niemal wypluł z pogardą. W głębi duszy bolało go, że dziewczyna wybrała platynowego blondaska zamiast dać mu jakąkolwiek szansę. Nie mógł ukazać ponownie swojej słabości tak jak przed 170 laty, kiedy po raz pierwszy zobaczył Katherine. Wtedy był słabym, bezbronnym człowiekiem, a teraz żądnym krwi, zabójczo przystojnym wampirem, na którego leciała każda laska. Dopiero przy Elenie jego człowiecza strona obudziła się.
-Co tu się dzieje? - obydwoje natychmiast spojrzeli w tym samym kierunku. Pośrodku pokoju stała Elena odziana jedynie w czarno-szmaragdowy ręcznik, a woda skapywała z jej mokrych włosów.  Jej czekoladowe oczy wpatrywały się w nich z uwagą i lekką dezorientacją. Damon nie potrafił wykrztusić ani jednego słowa, podobnie Draco. Obydwoje wpatrywali się we mnie jak w jakieś bóstwo. Poczułam się nieco zażenowana i spuściłam wzrok na bose stopy. Niespodziewałam się, że po tym wszystkim Damon jeszcze mi się pokaże.
-Możemy porozmawiać? - dobiegł mnie nieśmiały (?!) głos czarnowłosego. Uniosłam ponownie głowę i spojrzałam w niebieskie niczym ocean oczy dawnego ukochanego. I wtedy mnie trafiło: ja już mu dawno wybaczyłam. To dla mojego dobra chciał mnie spowrotem przywrócić. Przygryzłam znów wargę.
-Dobrze, daj mi się tylko ubrać i poczekaj tam na mnie. - postanowiłam i wróciłam do łazienki, gdzie pospiesznie się ubrałam w nieprzykuwającą uwagi, beżową sukienkę do kolan, czarne balerinki i kremowy sweterek. Włosy rozczesałam i wysuszyłam za pomocą różdżki i  skręciłam w efektowny koczek tuż przy karku. Wyszłam z pomieszczenia i zwróciłam się do mojego chłopaka:
-Nie martw się. Dam sobie rady. - cmoknęłam go w policzek i szepnęłam do ucha: -Kocham Cię. - po tych słowach, zostawiłam złego i rozżalonego moim postępowaniem Smoka i chwyciłam Damona za rękę.
-Chodźmy. - po tych słowach zniknęliśmy na piętrze.

wtorek, 25 marca 2014

'Cause You Are My Heaven. [+18]

Kilkanaście minut potem dotarliśmy do ciemnego domitorium Dracona, który jako Prefekt Naczelny miał przywilej, że posiadał osobny pokój do własnej dyspozycji. Jego mocny uścisk na moim nadgarstku, przypominał mi po co tu jesteśmy. Nie zdążyłam się rozejrzeć, bo Draco dość mocno mnie popchnął na łóżko. Z cichym okrzykiem opadłam na nie. Stanął tuż przy łóżku w dość znaczącej pozie.
-To co teraz mam z Tobą zrobić, panienko Gilbert? - szepnął zaczepnym tonem, oblizując swoje wargi. Oczy jeszcze bardziej pociemniały (o ile jeszcze to możliwe). W pokoju panował półmrok, przez co nic więcej nie mogłam zobaczyć. Podparłam się na łokciach i rozchyliłam nogi. Przygryzłam wargę.
-Rób co chcesz z moim ciałem...-zamruczałam jak rasowa kocica, uchylając nieco mojej bluzki. Odchyliłam głowę do tyłu, pozwalając włosom spłynąć na butelkowozieloną, aksamitną kołdrę niczym rzeka.
"So do what you want. What you want with my body. Do what you want. Don't stop, let's party. Do what you want, What you want with my body. Do what you want. What you want with my body."
Ślizgon nie czekał już dłużej na nic. Rozpiął pasek od swoich dżinsów, które potem cicho opadły na podłogę. Po chwili opadł na mnie, całując namiętnie w usta. Oddechy przyspieszyły. Wczepiłam dłonie w jego miękkie, platynowe włosy robiąc mu misz masz na głowie. Przygryzłam jego wargę. Warknął. Jego smukłe palce powędrowały od miseczek biustonosza do rozporka moich spodni. Serce waliło mi jak młot, a krew szumiała w uszach.  Chciałam tylko jednego: gorącego, całonocnego seksu. Z moim własnym bogiem seksu. Szybkimi ruchami rozerwałam mu koszulę, aż się posypały guziki.
-Dzisiejszej nocy uczynię Cię tylko moim. - szepnęłam cicho, przesuwając dłońmi po jego idealnej muskulaturze. Ślizgon rozpiął mi spodnie i zsunął je, aby nam obydwojgu było wygodnie. Teraz nie miałam na sobie praktycznie nic oprócz skąpych majtek i wyzywającego, czarnego, koronkowego stanika. Draco był w czarnych bokserkach. Nachylił się i wilgotnymi ustami naznaczał sobie drogę od krawędzi majtek po przerwę między moimi piersiami aż po szyję. Przymknęłam oczy, aby rozkoszować się przyjemnością jaką dawał mi ukochany.
Jeden pocałunek.
Drugi pocałunek.
Trzeci pocałunek.
Draco chwycił moje nogi za kostki i umieścił je sobie na biodrach. Zlustrował mnie głodnym spojrzeniem i wrócił do obcałowywania mego ciała.
"Hot as a fever, rattling bones. I could just taste it. Taste it. If it's not forever, if it's just tonight. Oh it's still the greatest."
Gorącym i wilgotnym językiem zostawił mokry ślad na brzuchu. Potem niemal się przyssał się do mojej szyi, a ja wydawałam z siebie bliżej nieokreślone dźwięki. Jego dłoń złączyła się z moją jakby były jednością. Wyczuwałam wyraźnie jego twardniejącą męskość co mnie jeszcze bardziej podnieciło. Szybkim ruchem zrzuciłam z niego bokserki, które wylądowały gdzieś w kącie pokoju. Przyciągnęłam go do siebie.
-Bierz mnie. - wyszeptałam ochryple, patrząc na jego zaróżowione policzki, błyszczące oczy i rozchylone usta. Na te słowa chłopak uśmiechnął się znacząco, jednak wstał z łóżka. Mogłam do woli podziwiać jego boskie, muskularne dzięki regularnym treningom quidditcha ciało. Wyciągnął różdżkę i wyszeptał zaklęcia: wyciszające i blokujące drzwi tak, że nikt nie mógł nam przeszkodzić. Obrócił się i rzucił na mnie przygniatając w niedźwiedzim uścisku.
-Kocham Cię, słyszysz? To nie przypadek, że jesteśmy razem...-ustami zjechał wzdłuż mojej szyi kończąc na obojczyku. Dłońmi masowałam mu plecy. Pod palcami wyczuwałam każdy drgający mięsień pod jego mlecznobiałą skórą. Cicho jęknęłam, czując jak jego dłonie dotykają każdy rozpalony niemal do białości fragment ciała. Wygięłam się w łuk, aby przylgnąć do niego jak najbliżej. Językiem zatoczył okrąg wokół mego sutka.  Byłam już niemalże na granicy szaleństwa i obłędu. Jego dotyk, zapach podnieconego ciała, czułe słówka szeptane mi do ucha sprawiały, że czułam się jedyna w swoim rodzaju, wyróżniona, że mogłam być takim chłopakiem jakim bez wątpienia był Draco. Wpadłam. I to głęboko po uszy. Popatrzyłam się w jego przepiękne, stalowoszare oczy przepełnione miłością, zachwytem, pożądaniem i podnieceniem za jednym razem. Tyle emocji kłębiło się w tym młodym mężczyźnie, który od dzieciństwa był nauczony ukrywać swoje emocje. Pogłaskałam go czule po policzku. Wpasował się idealnie w moją dłoń i zamruczał jak kot.
-Pieprz mnie aż zobaczę gwiazdy.- liznęłam jego ucho. Dłonią zeszłam na niższe partie ciała Dracona i chwyciłam jego męskość. Zassał głośno powietrze. Uwielbiałam widzieć go w stanie totalnego niekontrolowania emocji. Był przy tym taki drapieżny i cholernie seksowny. Patrzyłam jak urzeczona jak chwyta moją nogę i obdarza milionem pocałunków stopę, pojedyncze palce. Potem pocałunki przeniosły się na kostkę, kolano aż do wewnętrznych stron ud. Zacisnęłam dłonie na pościeli. Oddech przyspieszył. Chłopak pocałował delikatnie moje gorące i wilgotne już łono. Jęknęłam.  Napięcie, które narastało teraz kumulowało się, aby wybuchnąć niczym opóźniony zapłon. Po chwili jego język zaczął penetrować moje mokre wnętrze. Jęczałam coraz głośniej jego imię niemal jak litanię.
"Moje uda rozchylone, moje piersi tak cię podniecają! Moje usta rozpalone, moje biodra już Ci spać nie dają! "
Drżącymi dłońmi ściągnął nędzny skrawek materiału zwany potocznie majtkami. Odrzucił go gdzieś za siebie, nie odrywając wygłodniałego wzroku z mojego nagiego ciała.  Nasze usta ponownie się odnalazły. Nasze języki walczące o dominację. Ciało zderzające się co jakiś czas z drugim ciałem.  Krople potu spływające po nagich plecach. Zapach seksu i dwóch spragnionych siebie ludzi. Dziewczyna i chłopak. Jedno przeznaczenie. Smok przejechał dłońmi po moim zgrabnym tyłku.
-Moja, nareszcie moja. - mówił jakby w transie sam do siebie. Lustrował mnie wzrokiem od góry do dołu. Przygwoździł do łóżka, uniósł moje nogi do góry i umieścił je na swoich biodrach. Ten moment musiał się stać. Wbił się we mnie nieoczekiwanie, wzbudzając cichy okrzyk z mojej strony. Nie byłam dziewicą, co to to nie. Chłopak zaczął poruszać biodrami, powodując kakafonię dźwięków, jęków i bulgotów. Uczucie błogiej rozkoszy zalewało mnie falami. Westchnęłam.
-Och, Draco, mocniej....Taaak, o żesz....TAK!! - z mojego gardła wydobywały się niewyartykułowane dźwięki, których ja nie poznawałam. Seks z Malfoyem wyzwalał wszystkie najdziksze instynkty, które były do tej pory uśpione. Krzyknęłam, gdy pchnął mocniej. Zapach spoconego i podnieconego ciała to było to. Rozgrzana do czerwoności, wypchnęłam biodra do przodu. Chłopak zaczął zlizywać pot z mego ciała. Przerwał, obserwując moją reakcję. Ale ja już byłam w innym świecie.  Oparłam dłonie o jego ramiona i w wampirzym tempie zmieniliśmy pozycję: teraz ja siedziałam na nim.
-To co? Zabawimy się w ujeżdżanie? - przygryzłam prowokacyjnie wargę, wiedząc jak to działa na Dracona. Leżał pode mną kompletnie bezbronny i rozpalony do granic możliwości. Paznokciami przejechałam przez jego umięśnioną klatkę piersiową zostawiając czerwone ślady. Ostrożnie nabiłam się na jego sterczącego penisa. Chłopak sapnął. To była moja szansa. Biodrami wykonywałam ruchu w przód i tył. Przód i tył. To było takie...przyjemne i podniecające.  Ruchy przyspieszyły, a pomieszczenie wypełniło się naszymi jękami i westchnięciami. Zrobiło się duszno od zapachu naszych perfum, które uderzyły mi do głowy niczym najlepszy szampan oraz splecionych w miłosnym uścisku naszych ciał. Pościel upadła na podłogę, a my kochaliśmy się w najlepsze. Draco obdarowywał mnie pocałunkami, a ja zachłannie wpijałam się raz w jego nabrzmiałe usta, potem zlizywałam pot z ciała, a na końcu sprawiałam mu przyjemność poprzez ssanie penisa. Dźwięki, które z siebie wydawał uświadamiały mi, że nadal żyję i chcę żyć. Dla Niego. Dla Nas. Byliśmy tylko my. Ja i On. Nasz mały raj, do którego dostęp mieliśmy tylko my. Czułam się jak zwierzę, które odczuwa cholernę potrzebę zaspokajania swoich potrzeb.
-Jesteś taka wyuzdana...- Draco dłońmi zaczął mi uciskać piersi. Jęknęłam głośno i wygięłam się w łuk pozwalając, aby robił ze mną co tylko mu się podobało. Wszedł ponownie we mnie, ale tym razem bez ostrzeżenia i zaczął mnie ostro posuwać. Gardło niemalże mi ochrypło od spazmatycznych krzyków i jęków. Byłam blisko.
-Draco...ja...dochodzę...- wyjęczałam, zamykając oczy, rozkoszując się tym wspaniałym uczuciem obezwładniającym moje wymęczone ciało. Pchnął jeszcze raz i obydwoje doszliśmy w tym samym czasie. Jego ciepła sperma opryskała moją kobiecość i wewnętrzną stronę ud. Opadł tuż obok mnie, ciężko oddychając. Nasze dłonie splotły się, a my leżeliśmy obok siebie milcząc. Żadne słowa były niepotrzebne w tej chwili. Magiczna chwila unosiła się nad nami,  my pozwalaliśmy się jej oczarować. Spojrzeliśmy na siebie w tym samym czasie i już wiedzieliśmy. Draco nachylił się i obdarzył czułym pocałunkiem.
-Kocham Cię. I będę cię kochał do końca mego życia. Zawsze i na zawsze. -
"Don't want to live in fear and loathing,
I want to feel like I am floating
Instead of constantly exploding
In fear and loathing..."

piątek, 21 marca 2014

A Drop In The Ocean.

Miesiąc później: {marzec}
"Początek cudowny jest. Ty kochasz i ona też. Na skutek zderzenia ciał straciłeś głowę znów, a potem mijają dni. Za późno by ronić łzy, za późno by przerwać walc tak obojętnych dusz. Z obawy przed pustką - grasz, tak jak większość z nas ."
Tydzień temu zostałam wypuszczona ze Skrzydła Szpitalnego w znacznie lepszej formie. Fizycznej, rzecz jasna. Bo ta psychiczne strona mojego jestestwa jeszcze się nie otrząsła po tamtych wydarzeniach. Odkąd razem z Draco uświadomiliśmy sobie, że się kochamy, zostaliśmy parą. Nie brakło oczywiście nienawistnych spojrzeń ze strony fanek Malfoya, ale przestałam się już tym przejmować. Właśnie szłam wzdłuż korytarza, trzymając za rękę najprzystojniejszego chłopaka w Hogwarcie. Zerknęłam na niego kątem oka. Jego blond włosy opadały mu na czoło, idealnie wyprofilowany nos, kuszące usta i umięśnione ciało. Czego chcieć więcej?
-Obserwujesz mnie. - mruknął do mnie mój ukochany. Kącik jego ust uniósł się do góry.
-Patrzę się na mojego niezwykle przystojnego chłopaka. Nie mogę? - uniosłam brew, uśmiechając się. Draco chwycił mnie w pasie i przyszpilił do ściany, nie zważając na ciekawskie i rozbawione spojrzenia innych uczniów.
-Nawet nie wiesz jak mnie kręci to jak na mnie patrzysz. - szepnął uwodzicielsko, przygryzając mi płatek ucha. Zadrżałam. Boże, jak ten chłopak na mnie działał. Moje nogi ugięły się, ale Draco mocno mnie przytrzymywał w pasie. - Tylko mi tu nie mdlej, księżniczko. - pocałował mnie w mój najwrażliwszy punkt.
-Chyba będę musiała ograniczyć to gapienie się na Ciebie, bo twoje samouwielbienie do siebie zaczyna wzrastać, a na to nie mogę pozwolić, bo robię się zazdrosna. - odparłam słodkim głosem i odepchnęłam go delikatnie od siebie. Ruszyłam przed siebie wzdłuż korytarza pełnego uczniów. Uśmiech przykleił mi się do twarzy i nie mógł zejść. Dawno nie byłam tak szczęśliwa. Odgarnęłam włosy do tyłu i obdarzałam każdego ucznia, uczennicę szerokim uśmiechem. Odwzajemniali je. Życie nareszcie nabrało barw. Mocniej przycisnęłam książki do piersi.
-GILBERT! - Draco zawołał za mną, a ja się automatycznie odwróciłam i spojrzałam na niego pytająco. Ten z zawiadiackim uśmiechem i rozwianą grzywką, zawołał:
-KOCHAM CIĘ! - reszta studentów stanęła w miejscu obserwując mnie i jego z zaciekawieniem. Zarumieniłam się. Harry wraz z przyjaciółmi stali nieco dalej ode mnie i patrzyli się z róznymi emocjami na twarzach: od rozbawienia po irytację i nienawiść. Zerknęłam w ich kierunku. Jeden z bliźniaków, prawdopodobnie Fred mrugnął do mnie. Wywróciłam oczami do góry i zachichotałam. A wracając do Draco....
-Ja Ciebie też, wariacie. A teraz chodźmy, bo się na lekcje spóźnimy. - chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę klasy do transmutacji. Na korytarzu ponownie zapadł szkolny harmider. Blondyn przyciągnął mnie do siebie i obdarzył namiętnym pocałunkiem. Jego miękkie i ciepłe usta napierały na moje. Zarzuciłam ręce na jego szyję i pogłębiłam pocałunek. Uwielbiałam to uczucie, gdy się całowaliśmy. To zatracenie, poczucie, że czas jakby stanął dla nas w miejscu. Byliśmy tylko my. Ja i on. Ślizgon i Ślizgonka. Już na zawsze. Za naszymi plecami rozległo się znaczące chrząknięcie. Natychmiast się oderwaliśmy od siebie. Przed nami stała profesor McGonagall z dezaprobującą miną na twarzy. Zawstydziłam się i spuściłam wzrok na moje tenisówki. Pewnie teraz musiałam wyglądać jak burak. Za to Draco stał z uniesioną wysoko głową i pewnym uśmiechem na twarzy.
-Panno Gilbert, panie Malfoy...Na amory przyjdzie jeszcze czas, a teraz na lekcję. - nauczycielka otworzyła drzwi, oczekując aż wszyscy jej uczniowie wejdą do środka. Ja natychmiast czmychnęłam przed jej czujnym wzrokiem. Jednak nie dane mi było samej w spokoju zasiąść do ławy, bo ktoś chwycił mnie za biodra i skradł całusa w policzek.
-Draco...uspokój się. - skarciłam go, ale w głębi duszy byłam zadowolona. Chłopak spojrzał na mnie z miną zbitego psa.  -Idź już. - popchnęłam go w stronę ławki, w której zazwyczaj siedział z Diabłem, którego nie widziałam ani razu od miesiąca. Zaniepokoiło mnie to, ale mój chłopak uspokoił mnie twierdząc, że wyjechał do rodziców do północnej Anglii. Nie przekonało mnie to zbytnio, no ale cóż miałam zrobić. Uwierzyłam. Choć niepokoiłam się o Blaise'a. Nie zasłużył sobie na takie coś co mu wywinęła Victoria, moja była przyjaciółka, która aktualnie siedziała w ławce przede mną z Lavender Brown, naczelną siksą Gryffindoru. Usiadłam w ostatniej ławce i zaczęłam się rozpakowywać. Siedziałam sama. Nie przeszkadzało mi to. Mogłam się skupić na lekcji, a nie słuchać chichotów jakieś pustej panny. Wyciągnęłam pergamin, kałamarz i pióro oraz różdżkę.
-Można się przysiąść? - usłyszałam nad sobą czyjś męski, ciepły głos. Uniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą uśmiechającego się Freda (albo George'a). Jego rude włosy zawiadiacko były roztrzepane, a do tego ciepłe, czekoladowe tęczówki...Siedziałam z otwartymi ustami, zapewne wyglądając jak dziewczyna, która zobaczyła swojego idola.
-J-jasne...- odchrząknęłam i uśmiechnęłam się blado. Chłopak przysiadł się do mnie, a ja jak to ja zerknęłam w stronę Malfoya. Ślizgon niemal mordował Weasleya wzrokiem.  Zacisnął dłoń na swojej różdżce aż mu kłykcie pobielały.  Wyglądał jakby miał zamiar dokonać masowego morderstwa. Odwróciłam wzrok, aby już nie widzieć zazdrosnej miny ukochanego.
-A teraz zaczniemy omawiać animagów i jak przeobrazić przedmiot w zwierzę....- zaczęła McGonagall, a ja po jakiś 10 minutach przestałam jej słuchać. Pióro zawisło nad pergaminem. Myślenie totalnie mi wysiadło. Zerknęłam kątem oka na mojego sąsiada. Fred sobie nic z tego nie robił i siedział rozluźniony. Spostrzegł, że się na niego patrzę i mrugnął do mnie okiem.
-A więc to ty jesteś słynna Elena Gilbert, dziewczyna Arystokraty? - zwrócił się do mnie przyjaznym tonem, opierając się o blat ławki. Ja z początku nie wiedziałam co powiedzieć.
-Aaa...ja...Po pierwsze: nie jestem słynna, a po drugie: ten arystokrata ma imię. I tak, jestem jego dziewczyną. A ty jesteś....Fred? - zaryzykowałam, patrząc się na niego. Zaskoczyłam go.
-Jak mnie poznałaś? - spytał zaintrygowany, przybliżając się do mnie.
-Twój brat ma jaśniejsze tęczówki. - odparłam z prostotą. Teraz niemal się stykaliśmy nosami. Fred już miał odpowiedzieć, gdy usłyszeliśmy jakiś huk. Odskoczyliśmy od siebie. Okazało się, że to Draco przez "przypadek" wywrócił kałamarz. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, przełknęłam głośno ślinę. Malfoy był cholernie zazdrosny i wściekły.
-Panie Malfoy, co pan robi? - głos nauczycielki dotarł do mnie jakby zza ściany.
-Nic. Tylko mi kałamarz spadł. - mruknął blondyn, spowrotem siadając na swoim miejscu. Każdy głupi by mu nie uwierzył. Widać było, że on to specjalnie zrobił, aby zwrócić moją uwagę. Do końca lekcji się do mnie nie odwrócił, a ja pilnie notowałam każde słowo nauczycielki transmutacji. Po 10 minutach rozległ się dzwonek i uczniowie zaczęli się pakować i zapanował znajomy gwar. Jako jedna z pierwszych opuściłam pomieszczenie, nie chcąc ryzykować spotkania z wściekłym Draco. Poprawiłam ramiączko torby i pognałam do jakiegoś mało uczęszczanego korytarza. Stanęłam, stabilizując oddech. Coraz częściej łapałam się na tym, że bardzo szybko się męczę. Rzuciłam torbę na zakurzoną podłogę i osunęłam się po ścianie aż klapnęłam tuż obok mojej szkolnej torby. Przeczesałam palcami moje włosy.
"Sabotaż to twoja broń, chcesz zniszczyć mnie, więc teraz doskonale wiem, w którą stronę chcę biec. Sabotaż - teraz cofnij się, nie boję się. Sabotaż to twoja broń więc patrz -nie poddam się...."
"Kolejny raz słyszę strzał w mojej głowie. Jak długo ciągnąć to mam, życie na linii ognia. Wygrana to twój cel, choć wojna toczy się codziennie, od nowa, od nowa, od nowa. Od jutra będą znów nowe dni, lepsze dni. Wierzę w to z całych sił."
Ukryłam twarz między swoimi kolanami. Szum krwi wyraźnie przeszkadzał mi w skupieniu się. Co ja miałam robić? Być wampirem, czarownicą czy człowiekiem? Z jednej strony chciałam być z Damonem całą wieczność, z drugiej zaprzeczałam samej sobie i chciałam pozostać czarownicą i być z Draconem, który aktualnie był całym moim szczęściem. Nie potrafiłam go rzucić, bo totalnie mnie zauroczył. Wpadłam. Zakochałam się po uszy. Wyprostowałam nogi. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki. Nie zareagowałam. Poznawałam kto idzie. Błogi uśmiech wypłynął mi na usta.
-Elena....Jezu, zniknęłaś, bałem się, że coś ci się stało....Co tu właściwie robisz? - blondyn zalał mnie pytaniami i przykucnął przy mnie. Delikatnym ruchem odgarnął mi włosy i umieścił je za moim uchem. Przymknęłam oczy. Jego bliskość, ciepło ciała, jego zapach nakręcał mnie niesamowicie. Oddech przyspieszył. Przełknęłam ślinę. Nie mogłam już dłużej wytrzymać. Jeden wdech, drugi wydech....Zacisnęłam dłonie w pięści.
-Wiem, że ty też tego chcesz....- usłyszałam czyjś szept. Czyżbym wariowała?  Spojrzałam w oczy mojego chłopaka. Przyciemniały z pożądania. Rozchylił wargi i powolnym ruchem oblizał swoje wargi. To spowodowało, że straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Rzuciłam się na niego, przygniatając go do zimnej posadzki. Przywarłam wargami do jego warg. Wpakowałam język do jego. Jęknęłam. To było takie cholernie podniecające. Nasze języki rozpoczęły powolny, zmysłowy taniec. Draco wplótł swoją dłoń w moje włosy, a drugą wodził po moim ciele, kończąc na tyłku. Poruszyłam delikatnie biodrami.
-Ty chyba chcesz, abym Cię wziął tu i teraz. - wysapał Smok, uciskając dłońmi mój zgrabny tyłeczek. Tuż przy moim czułym miejscu poczułam jego wzrastającą męskość. Zamruczałam.
-Gdziekolwiek. - szepnęłam ochryple, patrząc w jego błyszczące, stalowoszare oczy pokryte mgiełką pożądania.
-Może do mnie? - zaproponował, odpinając górną część bluzki, ukazując przy tym mój czarny, nieco wyzywający stanik. Usiadłam na nim okrakiem. Obydwoje mieliśmy przyspieszone oddechy, a pożądanie płynęło wraz z naszą krwią.
-Chcę cię tu i teraz, ale to kusząca propozycja. - uśmiechnęłam się zalotnie, rozchylając jeszcze bardziej rozpiętą bluzkę. Podnieśliśmy się do pozycji stojącej.  Chwyciłam jego wyciągniętą dłoń.
-Dziś sprawię, że będziesz krzyczeć. - szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek. Zadrżałam. Wzięłam moją torbę i pobiegliśmy przed siebie.

środa, 19 marca 2014

Please, Don't Leave Me.

Że co? Jego kuzynka? O co w tym wszystkim chodziło? Zaskoczona patrzyłam się to na niego, to na nią. Dziewczyna stała tuż przed blondynem z uśmiechem na twarzy, który jednak nie obejmował oczu, które pozostawały zimne jak lód. No tak, krew Malfoyów.
-Jestem Charlotte Miller, kuzynka Draco. - przedstawiła się z wymuszonym uśmiechem na twarzy, wyciągając w moją stronę smukłą, zadbaną dłoń z pomalowanymi na turkusowo paznokciami. Również ja z przyklejonym uśmiechem potrząsłam jej dłonią, która tak jak się spodziewałam była zimna. Chodzący sopel lodu. Draco blado się uśmiechnął.
-A właściwie co tu robisz? Myślałem, że nadal jesteś we Francji...- zwrócił się do pięknej blondynki, która wyglądała jakby dopiero co wyszła z wybiegu.
- Postanowiłam odwiedzić mojego dawno nie widzianego kuzyna, czy to coś złego? - dziewczyna uniosła idealnie wyregulowaną brew. Wstałam. Obydwoje spojrzeli na mnie. Czułam się potwornie niezręcznie słuchając rozmowy Smoka z Charlotte. To nie była moja sprawa, nie należałam do ich rodziny.
-Ja już chyba pójdę. Muszę iść do Skrzydła Szpitalnego. I nie. Nie musisz mnie odprowadzać. - dodałam pospiesznie, widząc jak Draco chce coś powiedzieć i podnosi się z murku. Odwróciłam się na pięcie i powoli odeszłam korytarzem, czasem przytrzymując się ścian. Nadal kręciło mi się w głowie i naciągały mnie mdłości. W końcu potknęłam się o własne nogi i runęłam na podłogę. Przed oczami pojawiły się czarne mroczki.
-Elena! - usłyszałam czyjeś pospiesznego kroki, a po chwili dopadł mnie Draco. Odgarnął kosmyki włosów z mojej twarzy. Czoło pokryło się potem. Brak krwi bardzo mi doskwierał. Czułam jak gardło trawi ogień, a żyły wydają się puste. Chrapliwie oddychałam.
-Mówiłem. A jak już coś mówię to zawsze mam rację. - powiedział zaniepokojony Draco, unosząc mnie do góry. Nie odpowiedziałam ale w głębi duszy się zgadzałam.
*******************
Pokój Damona, a raczej profesora Scotisha raził aż bogactwem i przepychem aż do totalnego porzygu. Jednak tym razem mrok ogarniał pomieszczenie, a złote dodatki zniknęły. Wampir siedział w czarnym, skórzanym fotelu, trzymając w dłoni szklankę z burbonę, a karafka z tym trunkiem stała tuż przed nim na stoliku. Siedział  wygodnie rozparty w luźnej pozie, zastanawiając się nad jedną rzeczą: co zrobił takiego, że Elena nie chciała znów do niego wrócić? Byli sobie przeznaczeni. Wyobraził sobie jej piękne, długie włosy o odcieniu mlecznej czekolady, jej śmiejące się oczy, kuszące i słodkie usta, które wypowiadały w jego kierunku dwa słowa: Kocham Cię. Westchnął cicho. To pod jej wpływem się zmienił: już nie bawił się ludźmi, nie atakował ich, przerzucił się nawet na krew z torebek. A to wszystko dla niej. Starał się ją chronić przed wszystkim, a to wszystko obróciło się przeciwko niemu. A to przez cholernego Pierwotnego, który postanowił mu uprzykrzyć życie, sypiając z Eleną. Pomimo tego, nadal bardzo mu zależało na niej i chciał, aby wszystko wróciło do normy. Albo przynajmniej można by zacząć od początku. Wyjechać gdzieś i przemyśleć. Damon spojrzał na piętrzący się stos sprawdzianów pierwszorocznych, które musiał sprawdzić. Ugh, nienawidził życia nauczyciela. Nawet tego hogwarckiego. Ale dla Eleny był gotów na kolejne poświęcenie. Wpierw musiał włączyć jej człowieczeństwo. Wpatrzył się w trzaskający ogień w kominku. Elena....właśnie! Wampir gwałtownie powstał z fotela i w wampirzym tempie udał się do piwnic, gdzie zamknął dziewczynę. Kompletnie o niej zapomniał. Jednak stanął jak wryty widząc rozlyglowane drzwi. Ostrożnie wszedł do środka i zobaczył leżące, półotwarte kajdany. Elena zniknęła. Rozejrzał się po pustym pomieszczeniu.
-GDZIE JESTEŚ?! - ryknął z całej siły aż ściany zadrżały. Dziewczyna jakimś sposobem zniknęła.
***********
Powoli wracałam do siebie leżąc na jednym z łóżek w Skrzydle Szpitalnym. Draco wyszedł przed kilkoma minutami, ponieważ pani Pomfrey go wygoniła twierdząc, że potrzebuję spokoju i odpoczynku. Ale ja właśnie JEGO potrzebowałam. Jego bliskości, jego pocałunków. A tak to leżałam samotnie w łóżku, gapiąc się w jeden punkt na suficie. To doprowadzało mnie do skrajnej frustracji i rozpaczy. Przecież ja tu zaraz osiwieję. Włożyłam rękę pod głowę i przymknęłam oczy. Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej, a tortury stosowane przez Damona tylko to przyspieszyły. Samotna łza spłynęła mi po policzku. Wiem, chciał dobrze, ale czemu aż tak?
"Więc lepiej nie rzucać się pod wiatr, Więc lepiej nie walczyć, Gdy tak żal, Głęboko schować prawdę. Uparcie do celu tylko iść, Na innych nie patrzeć...."
Otarłam pospiesznie wierzchem dłoni spływające łzy. Nie będę się rozklejać. Już nie. Fakt, że niewiele mi czasu pozostało tylko mie utwierdzało w tym, że muszę porozmawiać ze Stefanem, Victorią, Damonem, Caroline, Bonnie i Jeremym.  Czas rozwiązać pewne sprawy. Moje ponure rozmyślania przerwało gwałtowne otwarcie drzwi. Spojrzałam w tamtym kierunku. Do szpitala weszli Dumbledore i ....Damon?! Opadłam na poduszki mocno zaskoczona i zaniepokojona. Strach powoli zaczął opanowywać moje ciało na sam widok mojego byłego chłopaka. Zacisnęłam dłonie na pościeli, a usta w cienką linię.
-Jak się pani czuje, panienko Gilbert? - spytał mnie łagodnie starzec, stając tuż przed łóżkiem.
-Już lepiej. - odparłam cicho, unikając natarczywego wzroku Damona, który wpatrywał się we mnie intensywnie.
-Zdecydowała już panienka? - błękitne, niemal szare tęczówki dyrektora wpatrywały się we mnie z napięciem i oczekiwaniem.
-Nie, jeszcze nie. Za dużo miałam na głowie. - tu automatycznie moje palce nawijały się o materiał kołdry. Serce zabiło mi szybciej.
-Masz mało czasu. - ostrzegł mnie Dumbledore. Ja tylko skinęłam na to głową, bo co niby miałam powiedzieć? "Och, już zdecydowałam - będę wampirem?". Chryste, czemu to się wszystko musiało pokomplikować? Spowrotem położyłam się i odwróciłam się od Damona. Nie chciałam go widzieć. Nie teraz. Kojarzył mi się w tej chwili z bezgranicznym bólem i złamanym sercem.
-Wracaj do zdrowia, panienko Eleno. - mrugnął do mnie okiem i wyszedł, zostawiając mnie sam na sam z Damonem.
"I saw a picture of you. Hanging in an empty hallway. I heard a voice that I knew and I couldn't walk away. It sent me back to the end of everything. I tasted all, I tasted all the tears again..."
-Eleno...- szepnął do mnie swoim aksamitnym lekko chropowatym głosem wampir. Poczułam jak materac się ugina pod jego ciężarem.
-Zostaw mnie. - wychlipiałam, czując jak gorące łzy napływają mi do oczu.
-Przepraszam..ja...- nie skończył, bo ja na niego naskoczyłam:
-ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! CHCĘ UŁOŻYĆ SOBIE ŻYCIE BEZ CIEBIE! TERAZ TAK NAGLE TOBIE NA MNIE ZALEŻY?! A JAK MNIE WYRZUCAŁEŚ Z DOMU TO O TYM NIE MYŚLAŁEŚ CO?! POSZEDŁ WON! - wrzasnęłam, wyrzucając cały swój żal do niego. W końcu umilkłam, ciężko dysząc jak po przebiegniętym maratonie. Nienawiść i miłość do niego tryskały ze mnie jak z fontanny.
"Tępy ból w duszy wierci mnie. Był jak Bóg, nie wątpiłam więc kłamca to komplement, zwać cię tak. Nie wiem czy kiedykolwiek już zdrajcy dłoń swoją podam, bo ślepo ufałam, prawdziwie kochałam. Jak więc wybaczyć mu mam?"
Salvatore popatrzył się na mnie z ogromnym bólem i zranieniem. Tak, został zraniony. I nic nie mogło tego już naprawić.

piątek, 7 marca 2014

Don't Give Up On Me.

Gdy Draco niósł mnie przez całą drogę, miałam czas, aby pomyśleć o tym co zrobiłam i co zamierzam zrobić. Pod powiekami przelatywały mi różne obrazy z mojego dotychczasowego życia: poznanie Damona, Stefana, przemiana Caroline w wampira, bal u Mikaelsonów, walka z Katherine...Ścisnęłam mocniej rękoma kark Dracona.  Lekkie bujanie uspokajało mnie. Niektórych rzeczy szczerze żałowałam, ale były również i takie, których nie żałowałam. Była wśród nich śmierć Katherine. Jej postać kładła się cieniem na moim całym życiu i nie potrafiłam się od tego uwolnić. Byłam i nadal pozostanę jej doppelgangerem. Wtuliłam się mocniej w ciepłe ramiona chłopaka. Chciałam o tym wszystkim zapomnieć, uciec gdzieś gdzie nikt by mnie znalazł. Z perspektywy czasu musiałam stwierdzić, że moje życie było tylko pasmem cierpienia i porażek. Nic dziwnego, że Rebekah uważała mnie za "ofiarę losu". Teraz już się niczemu nie dziwiłam. Ułożyłam głowę tak, że wsłuchiwałam się w miarowe i spokojne bicie serca blondyna. Jedynie to mi pozostawało. Chociaż wątpiłam w to czy Draco kiedykolwiek mi wybaczy to co mu zrobiłam.
-Draco? - szepnęłam, patrząc prosto przed siebie pustym wzrokiem.
-Tak? - nieco zwolnił, bo przed nami wyrosły schody.
-Musimy porozmawiać. - odparłam cichym głosem, miętosząc między palcami krawędź jego szkolnej szaty. Czułam się niezbyt pewnie, a w dodatku w gardle paliło mnie żywym ogniem. Łzy automatycznie docierały do oczu powodując, że obraz się zamazywał. Werbena nadal działała.
-Niby o czym? O tym jak załatwiłaś Pansy i Astorię? Nie, dziękuję. - usłyszałam jego pełen pretensji i żalu głos. Zacisnęłam powieki, aby więcej łez z nich nie wypłynęło. Mogłam się spodziewać tego ataku żalu i niewypowiedzianych wcześniej pretensji. Ukryłam twarz w jego szacie i nie odezwałam się więcej. Przez całą drogę nad nami wznosiła się ciężka atmosfera trudna do przezwyciężenia. Moje sumienie i tak było już wystarczająco obciążone, więc mógł sobie darować. Ale rozumiałam go. Stracił przecież swoją najlepszą przyjaciółkę. Do moich uszu doszedł dźwięk jego cichego westchnienia.
-Wybacz, nie powinienem być taki surowy dla Ciebie. Sam nie jestem lepszy. To ja Cię sprowokowałem do tego swoim bezmyślnym i głupim zachowaniem. Nie wiem czy wogóle mi wybaczysz, ale wiedz, że zawsze będę na Ciebie czekał. Choćby do końca życia. Cholernie żałuję tego co zrobiłem. - przystanął. - I...kocham Cię, Eleno. - dodał, schylając głowę i patrząc na mnie swoimi pięknymi stalowoszarymi oczami, które tak kochałam. Ja otworzyłam usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył. Nachylił się jeszcze bardziej i dotknął swoimi wargami moich. Zadrżałam i mocniej przywarłam do niego. Nasze pocałunki stały się bardziej łapczywe. Całowaliśmy się jakby się świat miał skończyć. Wpiłam się w jego usta z całym uczuciem, które nagromadziło się przez te miesiące. Mogłam je spokojnie na niego przelać. Wczepiłam dłonie w jego platynowe włosy. Zmieniłam pozycję tak, że teraz obejmował mnie w pasie rękoma. Ja w tymczasie błądziłam wilgotnymi ustami po jego szyi.  Syknęłam cicho, gdy kły wysunęły mi się kalecząc dolną wargę. Poczułam smak krwi: solny z odrobiną miedzi. Odsunęłam się na niewielką odległość.
-Przepraszam. - szepnęłam ochrypłym głosem i spuściłam wzrok, rumieniąc się. Draco nie odezwał się, jedynie musnął mój policzek palcem. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno tak, że wyczuwałam lekkie unoszenie się jego klatki piersiowej. Oparł się swoim czołem o moje. Nasze oddechy mieszały się między nami.
"When your soul finds the soul it was waiting for. When someone walks into your heart through an open door. When your hand finds the hand it was meant to hold. Don't let go. Someone comes into your world. Suddenly your world has changed forever..."
-Podobasz mi się, wiesz? - zaśmiał się cicho, przymykając powieki, na których widoczne były delikatne żyłki. Dotknęłam opuszkami palców jego szczupłej twarzy. Krew uderzała mi do głowy niczym dobry, francuski szampan z bąbelkami.
-Nie wiedziałam, panie Malfoy. - odpowiedziałam w podobnym stylu, tłumiąc śmiech w zarodku. Jego ręce mocniej ścisnęły się w talii.
-To co z tym zrobimy panienko Gilbert? - mruknął po czym nachylił się i liznął zagłębienie obojczyka. Zamruczałam z przyjemności. Jego język był mokry, a zarazem gorący.
-N-nie w-wiem...-wyjąkałam, z trudnością łapiąc oddech. Fale gorąca zalewały moje ciało, a pożądanie płynęło wraz z krwią. Boże, jak ten chłopak na mnie działał. Nagle poczułam się dziwnie lekka, a problemy dnia codziennego odeszły w niepamięć. Może teraz uda nam się być razem?
"No there's no one else's eyes that could see into me. No one else's arms can lift. Lift me up so high. Your love lifts me out of time and you know my heart by heart..."
-A ja dobrze wiem....- Draco chwycił moje biodra i ułożył mnie prostopadle do niego. Koszulka nieco się uniosła. Chłopak zamarł widząc ją dokrwawioną.  Opuściłam ją pospiesznie nieco zażenowana. Nie chciałam, aby zobaczył jak bardzo pokaleczone mam ciało. Moc czarodziejki osłabiała moce leczące wampira przez co moje rany goiły się wolniej. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Jedynie co mi pozostało to szybkość, zwinność i żywienie się krwią. Niepokój zabłysł w jego oczach.
-Czy...jako...wampir nie powinnaś się sama zregenerować? - spytał mnie zdławionym głosem, muskając palcami nadal krwawiącą ranę. Była głęboka, ale już nie aż tak jak Damon to zostawił.
-Powinnam, ale jak wiesz jestem peripeuvre...- zaczęłam, obserwując jego reakcję.
-Peri...co? - wydukał, patrząc się na mnie z uniesionymi brwiami. Wywróciłam oczami. No tak, trzeba będzie mu to wyjaśnić.
-Peripeuvre. To oznacza, że jestem hybrydą wampira z czarownicą. Jednakże to osłabia mnie i to bardzo...-usadowiłam się na jego kolanach, przeczesując potargane i tłuste włosy trzęsącymi się palcami. Magiczna moc kłóciła się z umiejętnościami wampira. Nieśmiertelność też powoli odchodziła.  Poczułam jak Draco głaszcze mnie po plecach. To mnie zawsze uspokajało. Ukryłam twarz w dłoniach.
-Nie martw się. Przetrwamy to. Razem. - oznajmił, przytulając do swojego boku. Oparłam głowę o jego ramię. Zamknęłam oczy upajając się fanatystycznym zapachem mojego chłopaka. Nagle czyjeś kroki się rozległy na pustym korytarzu. Oderwałam się od Draco, napinając mięśnie. Zmarszczyłam brwi. Ktoś się zbliżał. Chwyciłam mocniej dłoń Malfoya i patrzyłam się w punkt gdzie zaraz miała się pojawić tajemnicza postać. Cień wydłużał się aż w końcu w naszym kierunku spostrzegłam idącą dziewczynę. Jej piękne blond włosy niczym miód spływały falami po plecach, podskakując przy każdym ruchu głową. Dzięki wzrokowi wampira dostrzegłam błękitne oczy, mały nos i cienkie usta. Ogólnie sprawiała wrażenie bardzo miłej, ale ja czułam, że może spowodować kłopoty. Gdy już była kilka metrów przed nami, Draco zesztywniał, a ja kątem oka dostrzegłam, że chłopak pobladł na twarzy.
-Znasz tą dziewczynę? - spytałam go cicho. Na odpowiedź nie musiałam czekać długo:
-Tak. To moja kuzynka, Charlotte.-
*********
Victoria szybkim krokiem przemierzała korytarze szkoły z jednym celem: poważnego rozmówienia się z Eleną. W głębi duszy blondynka żałowała, że tak ją okrutnie potraktowała chociaż na to nie zasłużyła. Założyła sobie kosmyk blond włosów za ucho. Miała nadzieję, że brunetka ją przynajmniej wysłucha. Potrząsła głową. A do tego jeszcze sprawa z Blaisem...
-To nie moja wina, że się we mnie zakochał, a ja nie odwzajemniam tego uczucia...- mruknęła do siebie Victoria przechodząc tuż obok stojącej zbroi rycerza nieco już przerdzewiałej ze starości. W jej myśli znowu wkradła się osoba Blaise'a: czarne, lśniące włosy, ciemna karnacja jakby dopiero co wrócił z wakacji na Jamajce, pełne usta, muskularne ciało i te najpiękniejsze na świecie oczy, które świeciły radością i szczęściem jak dwa czarne kamyki wypolerowane przez morze. Zatrzymała się przy portrecie Sir Cadogana, którego akurat nie było w ramach obrazu. Nawet dobrze, bo Victoria nie miała zamiaru słuchać jego wiecznych utyskiwań albo wyzwań na walkę. Usiadła na jednym ze stopni i zamyśliła się. Owinęła ramionami swoje kolana i położyła na nich swoją głowę. Miała ciężki orzech do zgryzienia.

sobota, 22 lutego 2014

Apologize.

Tydzień później:
Ten okres czasu był dla mnie jak piekło na Ziemi. A może to Ziemia stała się dla mnie piekłem? Damon stał się milczący i nadal dręczył kołkami z werbeną. Wiedziałam, że zabrał mój pierścień i przez to nie mogłam wyjść na światło słoneczne. I tak bym tego nie zrobiła. Moje ciało stało się dla mnie ciężarem nie do udźwignięcia. W odosobnieniu spędziłam już tydzień, a mój umysł nie chciał się przestawić.  Więzienie ciążyło mnie. Pragnęłam znów być wolna, cieszyć się z tego co mam.  Otaczała mnie ciemność. Głęboka, przeraźliwie pusta ciemność. Czułam, że zaczynam powoli pękać, a pewność siebie ustępuje irracjonalnemu strachowi. Co dalej będzie ze mną i Damonem po tym co mu tydzień temu powiedziałam? Nie powinnam, wiem. Bałam  się, że jak włączę człowieczeństwo to chłopak bezceremonialnie odepchnie mnie. Spuściłam głowę w dół. Splątane włosy opadły również otaczając moją twarz.  Spieczone gardło nie pozwalało mi mówić. Napuchło od ciągłego picia werbeny, która wypalała mnie od środka. Gdy tylko przymykałam powieki, widziałam piekło.  Wciąż wisiałam na tych przeklętych, zardzewiałych kajdanach. Nie czułam już moich nadgarstków, dłoni oraz rąk, z których spłynęła krew i stały się białe. Nogi zgięły się w kolanach i jedynie te kajdany trzymały mnie w pionie. Westchnęłam cicho. Teraz obojętne mi było co się ze mną stanie. Mogę nawet umrzeć. Cisza była dla mnie ukojeniem. Od dwóch dni Damon mnie nie odwiedzał. Chyba sobie dał spokój. Albo zostawił mnie tu na pastwę losu. Kto to wie? Nie miałam siły nawet krzyknąć aby ktoś mi pomógł, bo i tak nikt by nie usłyszał. Poddałam się. Jeśli tak ma wyglądać piekło to dziękuję. Lepszego miejsca nie mogło być.
-Ona gdzieś musi tu być. - usłyszałam czyjeś szepty za metalowymi drzwiami. A może to omamy słuchowe? Uniosłam głowę i załzawionymi oczami wpatrywałam się z głupią nadzieją w drzwi.  Rozbłysło złotawe światło, a drzwi wyleciały w powietrze. Odrzuciło mnie nieco do tyłu przez co pobujałam się gwałtownie na tych przeklętych kajdanach pamiętających czasy nazizmu. Owiało mnie powietrze wymieszane z kurzem. Kaszlnęłam chrapliwie i splunęłam krwią na podłogę. Do pomieszczenia wbiegli niemal pędem Diabeł i....otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale nic nie wyszło mi z gardła. Ani jeden dźwięk. Jego platynowe włosy świecił jasno w ciemnościach. Draco.
-Draco...- wychrypiałam, patrząc na jego wstrząsniętą twarz, ale nadal przystojną. Emocje odciskały piętno na mimice chłopaka: od głębokiego szoku po ulgę i przerażenie. Podbiegł do mnie.
-Nic nie mów. Jestem tu przy Tobie. - szepnął, głaszcząc kciukiem mój policzek. Westchnęłam. Tak bardzo brakowało mi jego bliskości. Wyciągnął różdżkę i szepnąwszy jakieś zaklęcie, kajdany puściły moje ręce przez co zleciałam z wysokości. Draco zdążył mnie złapać.  Wpadłam prosto w jego ramiona. Kurczowo chwyciłam się jego szyi. Krew powoli powracała do moich palców i dłoni, ale i tak czułam odrętwienie. Blaise odpiął w tym czasie kajdany wokół moich nóg. Nie mogłam nimi ruszyć. Nic. Nic nie czułam poza przeogromnym bólem całego ciała. Skrzywiłam się, gdy Draco dotknął mojej rany na brzuchu. Piekła, a z niej wyciekała krew i ropa.
-Trzeba zanieść Cię do Skrzydła Szpitalnego. - na ten widok Malfoy zbladł i spojrzał na moją twarz. Wygięłam usta w lekkim uśmiechu. Cierpienie utrwalało mnie w przekonaniu, że piekło jeszcze nie nadeszło. Żelazna obręcz wokół mego serca rozerwała się i pękła. Gorące łzy wypłynęły mi z oczu, kapiąc na podłogę.
-Wybacz mi...nie chciałam...- głos mi się załamał. Draco powinien mnie znienawidzieć za to co zrobiłam i za to kim jestem. A tak to uratował mnie i się mną nie brzydzi. Dotknęłam jego nadgarstka.
-Już dawno Ci wybaczyłem...- przyłożył czoło do mojego. Jego ciepły oddech owionął moją twarz. Łzy coraz szybciej wypływały mi z oczu.
-Nie mam prawa istnieć. - wyszlochałam, wtulając się w jego tors. Do bólu fizycznego doszedł ból psychiczny, który był najgorszy.
-Nie mów tak. Życie to jest najpiękniejszy dar jakikolwiek dostałaś. A przy okazji...kocham Cię, słyszysz? I nigdy Cię nie opuszczę. Nigdy. Na zawsze razem. - szeptał mi do ucha, a ja go słuchałam oczarowana. Pomimo wszystko kochał mnie...
-Ale...ja jestem nieśmiertelna...- zaczęłam, przymykając oczy, starając się nie poruszyć, aby nie czuć bólu. Niektóre rany zaczęły się goić.
-A ja śmiertelny i przy okazji czarodziej. Coś się zrobi, abyśmy byli razem na zawsze, Eleno. - pocałował mnie w czoło, a ja przytuliłam się do niego.
-Nieśmiertelności nie da się cofnąć. - mruknęłam, gdy podnosił mnie z ziemi.  Spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
-Zobaczymy. - i uśmiechnął się do mnie z ulgą. Po chwili obraz zamazał się i straciłam przytomność odlatując w ciemność.
**********
Victoria siedziała na swoim ulubionym parapecie na najbardziej odludnym miejscu w Hogwarcie. Oparła swoją blond główkę o kolana i rozmyślała: o tym jak przekreśliła za jednym razem przyjaźń z Eleną, która była dla niej jak siostra, o jej "przyjaźni" z Pansy i Milicentą. Wzdychnęła. Po co dała się wplątać w te całe manipulacje? Założyła z roztargnieniem kosmyk blond włosów za ucho.  Żałowała tego co się wydarzyło. Chciała, żeby było tak jak dawniej. Niestety zaprzepaściła swoją znajomość z Eleną i Draco, a przede wszystkim z Blaisem. Tym słodkim, dowcipnym chłopakiem, z którym wiele ją łączyło. Przezroczyste krople słonawego płynu potoczyły się po rumianych policzkach dziewczyny. Ukryła twarz w zielonkawej sukience i załkała. Straciła wszelkie szanse na miłość chłopaka. Po tym jak się zachowała to powinna zamknąć się w dormitorium i nie wychodzić z niego do końca roku szkolnego.
-Wszystko w porządku? - usłyszała nad sobą znajomy głos. Uniosła głowę, a nad nią stał nie kto inny jak Blaise. Miał zmarszczone brwi i smutną minę. W jego oczach kryła się nostalgia. W głębi duszy nadal miał nadzieję, że dziewczyna się opamięta i do niego wróci.
-Tak, tak. - spuściła nogi na dół i otarła łzy ręką.  Ponownie spuściła głowę, bo nie umiała mu spojrzeć w oczy po tym co zrobiła. Blaise westchnął cicho i usiadł tuż obok niej.
-Co z Eleną? Znaleźliście ją? - spytała, patrząc mu prosto w oczy. W głębi duszy nadal się o nią martwiła.
-Tak. Jest w nienajlepszym stanie. Draco odniósł ją do Skrzydła Szpitalnego. - odpowiedział zdawkowo, patrząc się tępo przed siebie.
-Gdzie ją znaleźliście? - ponownie zadała pytanie, czując jak niepokój w niej rośnie.
-W piwnicach szkolnych. Była zamknięta w jednej z cel. - potarł sobie brodę Blaise.
-W piwnicach?! To kto ją tam zamknął?! - zawołała zszokowana dziewczyna. Nie mogła pojąć jak ktoś mógł zrobić Elenie coś takiego. Przecież nikomu nic nie zrobiła.
-Wiesz, nie to mnie zastanawia. Intryguje mnie jeden fakt: czemu po takich torturach ona jeszcze żyje? Jej rany w błyskawicznym tempie się goją co jest nienormalne jak na człowieka. - zmarszczył brwi, intensywnie nad czymś myśląc. Victorię rozczuliły nieco zmarszczki na czole chłopaka. Dotknęła je palcem.
-Co ty robisz? - ręka blondynki znieruchomiała w powietrzu. Zarumieniła się i spuściła wzrok.
-Nic takiego. Przepraszam. - wybąkała przeprosiny i schowała dłonie do kieszeni jej dżinsowej kurteczki.
-Nie masz za co. - Blaise pogłaskał Victorię po policzku i delikatnie obrócił jej twarz ku niemu. Jej błękitne oczy wpatrywały się w niego ze smutkiem i uwielbieniem zarazem. Usta w kolorze malinowym rozchyliły się. Czas jakby się zatrzymał dla nich.
"Turn around, every now and then I get a little bit lonely and you're never coming around. Turn around, every now and then I get a little bit tired of listening to the sound of my tears."
Twarz chłopaka zbliżyła się do twarzy dziewczyny. W powietrzu unosił się zapach miłości i dźwięki przyspieszonych bić serc. Ciepłe usta Blaise'a dotknęły warg Victorii. Między nimi przeskoczyła jakaś iskra. Ślizgonka rozpłynęła się pod wpływem pocałunku, na który tak długo czekała. Jej serce biło niczym gołąbek: chciało się wydostać na zewnątrz. Objęła szyję chłopaka i przyciągnęła go do siebie. Tego pragnęła. Zapomnienia o codziennych problemach, rozterkach.  Wplotła smukłe palce w kruczoczarne włosy Blaise'a, który nie oponował przeciw jej czułościom. Mimo, że miał wrażenie, że to tylko chwila zapomnienia, odskocznia od szarej codzienności to i tak cieszył się każda chwilą spędzoną w towarzystwie ukochanej dziewczyny. To Victoria była dla niego powietrzem dzięki któremu oddychał. To ona trzymała go przy życiu. To ona była sensem jego życia. Smakował ten pocałunek, który był słodki i namiętny zarazem.
-Kocham Cię, Victorio. Zostaniesz moją dziewczyną? - spytał na jednym wdechu Blaise, przystawiając swoje czoło do jej. Oddech miał przyspieszony, a policzki lekko zarumienione. Dziewczyna znieruchomiała. Diabeł totalnie ją zaskoczył. Odsunęła się nieco i popatrzyła w jego błyszczące, czarne oczy.
-Jesteś pewien, że tego chcesz? - spytała podejrzliwie, poprawiając swoje blond loki.
-Czy jestem pewien? Jasne, że tak! - wykrzyknął uradowany chłopak całując dziewczynę po rękach. Blondynka zawahała się. Była nim zauroczona, ale czy to była miłość?  Wstała z murku.
-Muszę się zastanowić. Przepraszam...- cofnęła się i czym prędzej uciekła od niego korytarzem. Blaise siedział jak ogłupiały i patrzył aż sylwetka dziewczyny znika za rogiem.
-Czy ona kiedykolwiek mnie kochała? - spytał sam siebie, nie oczekując odpowiedzi. Cisza była na to wystarczającym dowodem. Samotna łza błysnęła mu na policzku. Stał sam na korytarzu ze złamanym sercem. Dobrze wiedział co oznaczała odpowiedź Victorii: 'nigdy cię nie kochałam, wybacz.' Tylko czemu nie powiedziała mu tego wcześniej? Teraz było już za późno. Był bezwarunkowo i nieodwołanie zakochany w Victorii Collins.

czwartek, 20 lutego 2014

Coca Cola's Life.

Draco objął ramieniem dziewczynę i zaprowadził do Pokoju Wspólnego. Zastał tam siedzącego jak zwykle załamanego Blaise'a i Victorię, która ignorowała go, pilnikując paznokcie. Blondyn powstrzymał się rzucenia w stronę blondynki jakiegoś nieprzyjemnego komentarza. Obydwoje unieśli głowy słysząc wejście Draco i Milicenty.
-Mili! - pisnęła Victoria i podbiegła do nich, pomagając Smokowi doprowadzić załamaną i wyczerpaną dziewczynę na kanapę.  Blaise tylko się temu przyglądał nieruszając się z fotela. Jedyną oznaką, że się tym zainteresował były błyski w oczach. Malfoy uklęknął tuż przed wylęknioną Bulstrode i rzekł:
-Tobie nic już nie grozisz. Zostaniesz tutaj z Collins, dobrze? - na jego słowa Mili pokiwała głową, że się zgadza. Powstał z klęczek i szturchnął przyjaciela w ramię.
-Musimy pogadać. - mruknął i wyszedł szybko mając nadzieję, że Diabeł się ogarnie i porozmawia z nim. Blondyn powoli miał dosyć biernego zachowania swojego przyjaciela. Gdy tylko Blaise dołączył do niego, ten popchnął go na ścianę i syknął:
-Możesz mi powiedzieć co ty odwalasz? - czarnowłosy chłopak zrobił głupią i zaskoczoną minę. Blondyn trzymał go za szyję mocno i Zabini nie miałby jak się wymknąć.
-Ja...ja....- zająknął się Blaise, nie wiedząc co odpowiedzieć. W duchu cieszył się z tego, że jego najlepszy przyjaciel chciał mu pomóc. Zawsze na niego liczył i tak już będzie.
-Tak, ty. - wzmocnił uścisk Draco tak, że Diabeł zbladł. Zacisnął dłonie na nadgarstku arystokraty.
-To, że Victoria da ci kosza, od początku wiedziałem. Przestań nad tym tak rozpaczać. Mleko się rozlało i nic na to nie poradzisz. Musisz się podnieść i iść dalej. Byle jaka porażka nie może cię tak złamać. Nie chcę stracić takiego przyjaciela jak ty. - w oczach Dracona pojawiły się błyski.  Nie pozwoli, aby z powodu jakieś gówniary stracił jedyną osobę, która nigdy go nie zawiodła. Blaise spojrzał na niego ze smutkiem.
-Może i masz rację...Ale ja ją nadal kocham. - odparł przygnębiony chłopak opierając głowę o mur. Przymknął powieki i cicho westchnął. Tak bardzo mu zależało na tej drobnej, kruchej blondynce, która wywróciła jego świat do góry nogami. Mógłby dla niej zrobić wszystko. Dosłownie. Mógł uchylić nieba i sprawić, że czułaby się jak księżniczka. A ona podeptała jego serce swoimi ulubionymi szpilkami.
-Z czasem zapomnisz. - Draco poluźnił uścisk i puścił go. Dobrze rozumiał co czuł Blaise. On to samo miał z Eleną. Tyle, że ona nie odrzuciła go. Więc miał jakieś szanse. Minimalne, ale jednak.
-Może. Chciałeś o czymś pogadać. - Blaise pocierał sobie gardło dłonią. Malfoy zaszurał nogą. Nie wiedział jak zacząć.
-Pomożesz mi znaleźć Elenę? - spojrzał na niego z miną zbitego psa. Diabeł uniósł brew.
-Zgubiłeś ją? - zaśmiał się cicho, za co został nagrodzony kuksańcem w bok. -Dobra, dobra. - uniósł w górę ręce nadal się śmiejąc. Oboje tak samo młodzi. Oboje tak samo zranieni przez dziewczyny. Ale mający nadzieję na lepsze jutro.
******
Obudziłam się leżąc na zimnej i wilgotnej posadzce. Nie miałam siły na wstanie. Usta wyschły mi, a gardło odmawiało mi posłuszeństwa. Poruszyłam zdrętwiałymi palcami. Żyłam. Jeszcze. Odetchnęłam w duchu, choć sytuacja temu nie sprzyjała. Usłyszałam jak klucz zgrzyta w zamku i drzwi się otwierają z głośnym skrzypnięciem. Nie poruszyłam się. Bo co to da?  Czyjeś kroki rozbrzmiały na schodach, a po chwili....
-Elena, wstawaj. - poznawałam głos jak zza ściany. Zamrugałam powiekami, a przede mną wykrystalizował się obraz stojącego nade mną Damona. Jego szara koszulka opinała muskularne ciało, a czarne, dopasowane dżinsy podkreślały szczupłą sylwetkę. Wygięłam usta w ironicznym uśmiechu.
-Nikt mi nie będzie rozkazywać, panie Salvatore. - zachrypiałam nadal leżąc na podłodze. Przewaliłam się na plecy, aby lepiej obserwować mężczyznę. Ten wywrócił oczami i rzekł:
-Nie mam zamiaru się z Tobą cackać. Wstajesz sama albo ja ci pomogę. - jego ton był twardy i zimny jak lód. Ja za to nie miałam zamiaru mu ustąpić.
-Nigdy. - syknęłam z jadem w głosie na jaki mnie mogło tylko stać. Nie przewidziałam jednak, że wampir wprowadzi swoje słowa w czyn. Uniósł mnie jakbym była piórkiem i wyniósł mnie do następnego, ciemnego pomieszczenia. Domyślałam się, że jesteśmy w piwnicach szkoły tuż przy jeziorze. Poznawałam po ohydnym wodnym i rybim zapachu.  Po chwili zorientowałam się, że Damon przykuwa mnie do kajdan wiszących z sufitu.
-Co..co ty zamierasz zrobić? - zapytałam na pozór obojętnym tonem, ale w środku aż mnie ściskało.
-To co widzisz. Włączę ci człowieczeństwo czy tego chcesz czy nie. - odpowiedź w sam raz. Wywróciłam w duchu oczami. Ten wampir zaczynał mnie powoli irytować.
-Denerwujesz mnie, wiesz? - spytałam go, a on nie zareagował. Patrzyłam spod przymrużonych powiek jak szykuje kołki, werbenę i inne zioła szkodliwe dla wampirów. Wsadził kołek do wywaru z werbeny. Robił to ostrożnie, aby samemu nie oberwać. Wyciągnął ze słoika nasączony kołek i powoli się przemieszczał w moją stronę. Na moje nieszczęście nogi również miałam przykute do podłogi. Wyglądałam jakby mnie ktoś do krzyża przybił.
-Nie waż się...-warknęłam ostrzegawczo, wysuwając kły. Nie zrobiło to na nim nawet najmniejszego wrażenia i błyskawicznie wbił mi kołek w brzuch. Zawyłam z bólu i wściekłości. Mój krzyk niósł się głośnym echem po opuszczonym lochu. Ból był tak paraliżujący, że nie mogłam tylko krzyczeć, aby ten ból opuścił moje ciało. Pragnęłam, aby przestał, a świat się skończył. Ale to był dopiero początek.
-Włącz to! - zagrzmiał Damon, torturując mnie kołkami i werbeną.
-Nigdy! - odwrzasnęłam i zawyłam jak wilkołak o północy. Nie poddam się tak bez walki. O nie. Damon nie wiedział z kim zadarł. Huśtałam się na tych cholernych kajdanach, a chłopak nie zamierzał przestać mnie torturować. Może spróbuję tak dotknąć jego czuły punkt?
-Nigdy Cię nie kochałam, Damonie. To zawsze był i będzie Stefan. - wyszeptałam. Nie musiałam się obawiać, on usłyszał to. Wampir słysząc to, zamarł z ręką uniesioną w powietrzu. Kołek niebezpiecznie wyślizgnął się z jego dłoni. Z pewną dozą satysfakcji obserwowałam jak emocje na jego twarzy zmieniają się błyskawicznie: zaskoczenie, niedowierzanie, smutek, wściekłość, złość, a na końcu zranienie. Potworne zranienie. Jego oczy rozszerzyły się.
-I nie mów, że jestem taka jak Katherine, bo to robi się nudne. - dodałam znudzonym głosem, przechylając głowę na ramię. Miałam już dość, a nie spodziewałam się rychłego uwolnienia. W gardle czułam pustynię i miałam chęć napić się odżywczej krwi. Zraniony Damon wbił we mnie kołek z jeszcze większą siłą, abym czuła jego ból i cierpienie. Wrzasnęłam. Bolało jak cholera.
-Teraz poczujesz jak JA się teraz czuję, Gilbert! - krzyknął Damon, a  jego błękitne jak ocean oczy zabłysły lodowatym blaskiem. Stalowa obręcz wokół mego serca zaczęła powoli pękać, pojawiły się na niej pierwsze rysy. Zacisnęłam dłonie w pięści i przygryzłam wargę, aż do krwi. Poczułam smak czerwonej cieczy na moich ustach. Moje ciało mówiło: DOŚĆ. Wycieńczone aż do granic wisiało bezwładnie na kajdanach. Ubranie porwane w paru miejscach. Nie tak powinna wyglądać potomkini Katherine Pierce.
-Doigrasz się, Salvatore. - warknęłam, co bardziej przypominało bulgot i nastała ciemność.
*********
-Słyszałeś? - Draco stanął w miejscu nasłuchując. Zdawało mu się jakby jakaś kobieta krzyknęła. Razem z Blaisem znajdowali się w piwnicach Hogwartu gdzie w tajemnicy przed nauczycielami trzymali skrzynki z alkoholem na imprezy. Ciemność oświetlali sobie za pomocą różdżek.
-Nic. Jesteś pewien, że to tu? - spytał go Blaise, rozglądając się czujnie na boki. Nie podobało mu się tu, ale nie mógł odmówić pomocy swojemu najlepszemu kumplowi zwłaszcza jeśli chodziło o Elenę, która nawiasem mówiąc była dla niego jak siostra, której nigdy nie miał.  Lubił przebywać w jej towarzystwie. Rozweselała go, a jej utarczki słowne z Draconem bawiły go. Bolało go jedynie, że nie tylko jego Victoria odrzuciła.
-Myślisz, że jakbym nie był pewien to byśmy tu byli? - warknął rozdrażniony Draco idąc dalej do przodu. Był zdeterminowany do odnalezienia swojej ukochanej choćby za najwyższą cenę. Serce tłukło mu się boleśnie w piersi wybijając rytm jego kroków.
-No nie. - mruknął Blaise, przyznając mu rację. Szedł tuż za nim, ledwo widząc jego plecy ginące w mroku. Różdżka dawała niewiele światła tak, że musiał uważać na to gdzie staje.Tunele pod zamkiem ciągnęły się w nieskończoność, a Smok parł dalej, patrząc do kolejnych cel czy przypadkiem nie ma tam Eleny albo co gorsza...jednej z jej ofiar. Przełknął głośno ślinę i zacisnął oczy. Nie chciał się ujawniać ze swym strachem przed Blaisem. Musi ją odnaleźć. Za wszelką cenę. Zniknęli w mroku.
************
-Ron! To nie tak! - Hermiona chwyciła za rękaw swojego przyjaciela, aby ustrzec go przed spaleniem całego dormitorium. Siedzeli w jej prywatnym pokoju i ćwiczyli zaklęcia do zbliżających się zajęć z zaklęć. Po raz kolejny Rudzielcowi nie udało się opanować zaklęcia powstrzymującego płomienie.
-A jak? - chłopak był już na granicy wytrzymałości. Nie dość, że zmarnował kilka godzin na trenowaniu tego zaklęcia, to nic to nie dawało. Tracił tylko czas. Potrząsnął głową zrezygnowany. Nie mógł nic poradzić na to, że nic mu nie wychodziło.
-Spróbuj jeszcze raz i nie rezygnuj! - poleciła mu Hermiona, a on machnął różdżką, z której sypnęły się  złociste iskry.
-Confringo! - zawołał rudy chłopak i leżący na biurku kałamarz wybuchnął i spalił się. Błysło oślepiającym światłem, a potem jak gdyby nigdy nic znikło. Gryfoni zamrugali oczami.
-Ron....udało ci się! - pisnęła Hermiona całując rudzielca w policzek, a ten zarumienił się przez co kolorem przypominał jego włosy.
-Dz-dzięki. - wyjąkał i spojrzał w roziskrzone oczy szatynki. Uśmiechała się do niego szeroko. Zda egzamin i będzie po sprawie.