niedziela, 17 listopada 2013

Bad Romance.

Kilkanaście minut później wyszłam z lekcji z bolącym nadgarstkiem i masą zadania do zrobienia na jutro. Jęcząc w duchu, cieszyłam się, że zostały jeszcze mi tylko trzy lekcje. A popołudniu "randka" z Malfoyem. Nie no super po prostu...Tak użalając się nad sobą, dotarłam przed Wielką Salę. Na zewnątrz lało jak z cebra, więc bez sensu byłoby wychodzić na błonia. Błyskawica przeszyła niebo. Pojaśniało. Kiedy byłam mała bałam się burzy, ale teraz przestałam. Stałam się twardsza, wiedziałam czego chcę.  Po chwili dotarła do mnie Victoria uśmiechając się.
-Gdzie zgubiłaś Blaise'a? - postanowiłam się z nią odrobinę podroczyć. Dziewczyna w lot pojęła o co mi chodzi.
-A jak tam twoja randka z Malfoyem? - odgryzła mi się z szatańskim uśmiechem na twarzy. Pokręciłam głową. Ta laska była niereformowalna.
-Oj kiedyś się doigrasz...- zaśmiałam się. Usiadłyśmy przy stole Ślizgonów oczekując na dalsze lekcje. Od czasu eliksirów nie zamieniłam z Harrym ani jednego słowa. Na transmutacji nie mieliśmy nawet czasu, aby wymienić ze sobą parę słów. Może złapię go po lekcjach? Przy niektórych stołach uczniowie grali w Magiczne Szachy Czarodziejów, a mało kto powtarzał materiał. I kto by pomyślał, że tutaj trafię? Już ten pierwszy dzień w szkole uświadomił mi jak ważna jest przyjaźń i ile można osiągnąć przez nią. Na własne oczy widziałam jak silne jest braterstwo między Ślizgonami. A jakby tak....zaprzyjaźnić się z Krukonami, Puchonami i Gryfonami? Do Sali weszli Blaise i Draco, przerywając moje rozmyślania.
-Czyżby panna Gilbert marzyła o tym jak będzie wyglądać nasza randka? - zakpił blondyn siadając tuż obok mnie (na złość, a jakże). Rzuciłam mu pełne pogardy spojrzenie.
-Moje myśli nie kręcą się wokół nadętych bufonów jak ty, Malfoy.-odparowałam, nie patrząc na niego więcej. Musiałam jakoś przetrwać ten rok z tym aroganckim i wiecznie napuszonym arystokratą od siedmiu boleści. Diabeł siedział tuż obok Victorii i widać było, że przepadają za sobą. No chociaż oni...Gwałtownie się wyprostowałam, gdyż zobaczyłam przy wejściu Harry'ego. Pomachałam ku niemu. Odmachał z wesołym uśmiechem na twarzy. Draco popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Ty i Potter? Proszę Cię...- prychnął z lekceważeniem.
-Masz coś do niego? To całkiem miły chłopak w porównaniu do Ciebie. - odpowiedziałam zimno, wstając od stołu.
-Uuu, zraniłaś me uczucia, o pani. - Malfoy chyba nie zamierzał przestać mi dokuczać. Zlekceważyłam go i odeszłam od stołu pełnym godności krokiem. Skierowałam się w stronę Gryfonów. Czarnowłosy wstał i przedstawił mnie pozostałym.
-To jest Elena. Elena, to jest Hermiona, Ron, Ginny, Lavender i Parvati. - na wywołane przez niego imiona, pomachali do mnie przyjaźnie, choć ja odniosłam wrażenie jakby Hermiona siedząca między Ronem, a Ginny trzymała mnie na dystans. Rudowłosy patrzył na mnie z nieufnością, ale Bogu dzięki, że nie wybuchnął. Ogólnie sprawiali miłe wrażenie. Aż biło od nich zaufanie. Nie to co Draco. Ten pewny siebie, przystojny chłopak mógłby mieć wszystkie, co skwapliwie wykorzystywał. Nie, nie on zdecydowanie nie pasował do moich wyobrażeń o idealnym chłopaku. W sumie już takiego spotkałam, lecz przez własną głupotę straciłam. Damon. Imię perfekcyjnego chłopaka.
-Wybierasz się w sobotę do Hogsmeade? - usłyszałam pytanie jakby z zaświatów. Spojrzałam nieprzytomnie na Harry'ego.
-Jasne. Z wami? - dodałam, patrząc na resztę jakby nie wiedząc jakiej odpowiedzi się spodziewać.
-No pewnie. Spotykamy się o 13 przed wejściem do zamku, a potem możemy iść przez Bijącą Wierzbę do Wrzeszczącej Chaty...- Potter już się rozpędzał w swoich pomysłach, lecz Ruda go powstrzymała:
-Dobrze wiesz jak ja nie lubię Wrzeszczącej Chaty. Lepiej pójdźmy do Trzech Mioteł, a potem do Miodowego Królestwa...- przerzuciła włosy na ramię. Ja tymczasem obróciłam głowę, aby zobaczyć reakcję Malfoya. I nie pomyliłam się. Patrzył na mnie z wyraźną wściekłością. Uśmiechnęłam się do niego czarująco i powróciłam do rozmowy z Gryfonami. Zadzwonił dzwonek i czas się było zbierać na lekcje. Akurat teraz w planie miałam zielarstwo, więc udałam się w stronę szklarni ramię w ramię z Harrym i jego paczką. Mijając innych uczniów, natrafiłam na dziwne spojrzenia kierowane w naszą stronę. Ślizgonka z Gryfonami? Toż to nie do pomyślenia. Zachichotałam w duchu. Od czasu do czasu można pozwolić sobie na małą ekstrawagancję. Bliznowaty popchnął drzwi i wyszliśmy na zewnatrz. Słychać było gdzieniegdzie świergot ptaków. Powietrze przesycone zapachem trawy, świeżo spadłego deszczu i czegość jeszcze. Lasu, o tak. Ostrożnie stawiając kroki, aby nie wpaść w błoto doszliśmy do szklanych budynków otoczonych zewsząd pnącymi się roślinami.
-Uważaj na te czarne i grube oraz oślizgłe. To są Diabelskie Sidła. Jak cię dopadną to już po Tobie. - ostrzegł mnie Harry, wskazując na grube, pnące się i przypominające liany rośliny. Na jego słowa poruszyła się i już miała mnie capnąć, gdyby nie natychmiastowa reakcja Hermiony:
-Lumos sores! - pnącza natychmiast się cofnęły pod wpływem oślepiającego światła.
-Dz-dziękuję. - zająknęłam się w podziękowaniu. Dziewczyna spojrzała na mnie.
-Nie ma za co. - na jej twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Szybkim krokiem weszła do szklarni nr.13. Zrobiliśmy to samo.
*******
Po godzinie wyszliśmy zmordowani i spoceni. Dzisiaj na sam początek prof.Sprout kazała nam zaznajomić sie z Jadowitą Tentakulą. Pomasowałam swój obolały kark. Reszta nie wyglądała lepiej. Harry jakoś to zniósł, Hermiona również. Za to Ron pobladł i słaniał się na nogach. Lekcja zielarstwa porządnie dała się nam we znaki. Po chwili dołączył do nas Blaise.
-Jak tam drogie dzieci, trzymacie się? - zaśmiał się. Za tą odzywkę miałam mu ochotę strzelić w twarz. Czarnoskóry nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, za to szepnął mi do ucha:
-Radzę Ci dzisiaj nie zbliżać się do Smoka. Po tym co dzisiaj odstawiłaś, jest wściekły. - mrugnął do mnie okiem i odszedł, wspinając się po wzgórku. Wzruszyłam ramionami. Co mi może zrobić? Grzmotnąć zaklęciem? Jestem dziewczyną i jako gentleman nie powinien się tak zachować. Ale kto wie? Jest taki nieprzewidywalny. Pożegnałam się z Gryfonami i udałam się do lochów. Kojący chłód pobudził moje zmysły. Sapnęłam z ulgą.
-Czysta krew. - wypowiedziałam hasło i weszłam do salonu. Tak jak mogłam się tego spodziewać, siedział już tam Draco z nieodłączną częścią jego jestestwa czyli Ognistą Whiskey. Rzuciłam torbę na kanapę, a sama siadłam w fotelu. Zapadła cisza.
-A więc raczyłaś się pojawić? Już myślałem, że przeniesiesz się do Gryffindoru na stałe. - jego głos ociekał jadem. Zaskoczyło mnie to. Nie jestem niczyją własnością.
-Mam prawo się przyjaźnić się z kim chcę i ty tego mi nie zabronisz. - chcąc nie chcąc podniosłam głos, powstając z miejsca. Chłopak zrobił to samo. Podeszliśmy do siebie jak bokserzy przed walką mierząc się spojrzeniami.
-Zobaczymy. - syknął.
-Nawet mnie nie znasz. - odpyskowałam mu i sięgnęłam po flaszkę. Pociągłam mocny łyk. Pozwalało mi to odstresowywać się.
-Ale zawsze możemy się poznać. - odparł prosto. Coraz bardziej mnie zadziwiał. Usiadł przed kominkiem i poklepał miejsce tuż obok siebie. -Dajesz.- zachęcił mnie. Z ociąganiem dołaczyłam do niego, aby opowiedzieć mu historię mego życia.

2 komentarze:

  1. Draco! *-* kocham go, nawet jak drażni sie z Eleną.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hermiona o.0
    Draco i Elena *-*
    Blaise :) Uwielbiam to.

    OdpowiedzUsuń