wtorek, 12 listopada 2013

The Beggining.

Ostatni ciuch wylądował w mojej walizce. Rozejrzałam się z rozrzewnieniem po moim pokoju. Na biurku walały się papiery z notatkami oraz podręczniki z mojej mugolskiej szkoły. Stary komputer pokryty warstwą kurzu. Mój nowy laptop leżący na stole. Plakaty porozwieszane na drewnianej ścianie. Szafa stojąca półotwarta przy łóżku, które zresztą było zbyt małe na mnie. W sumie mogłam użyć magii, aby je odrobinę powiększyć, ale w świecie mugoli nie można było czarować. Zamknęłam walizkę i kufer na cztery spusty. To był mój ostatni raz, gdy stałam w moim przytulnym pokoju. Zeszłam na dół. Tata siedział na kanapie i oglądał telewizję. W ręce trzymał piwo. Zapewne oglądał jakiś dobry dramat lub obyczaj, gdyż nie zwrócił nawet uwagi na to, że stoję tuż obok niego. Mama była w pracy, w księgarni. Spuściłam głowę. Powinnam się pogodzić z tym, że rodzice mną się nigdy nie interesowali. Odkąd dostałam list z Hogwartu nabrałam nadziei na lepsze jutro, że zapomnę o tym co przeżyłam w domu rodzinnym (o ile można go tak nazwać). Zawsze mogłam liczyć tylko na moich dziadków, którzy mieszkali blisko 50 km ode mnie. Oni jedynie mnie wspierali, gdy dostawałam złe oceny, gdy pokłóciłam się z moją przyjaciółką. Otrząsłam się z ponurych myśli. Nie chcę wracać do traumatycznych wydarzeń z przeszłości. Podeszłam do szafki w kuchni i wyjęłam kubek. Nalałam sobie trochę wody. Zawsze koiła moje skołatane nerwy. Spojrzałam na zegarek. 10:45. Miałam jeszcze sporo czasu do wyjazdu pociągu, ale postanowiłam, że pochodzę sobie jeszcze po mieście i spotkam się z przyjaciółkami. Będę za nimi tęsknić no, ale cóż - nie miałam wyboru. Dopiłam wodę i zaczęłam się ubierać: na nogi moje ulubione czarne, skórzane nabijane ćwiekami botki do kostek, do tego czarne dżinsy rurki, ciemnoniebieska koszula w kratę i skórzana kurteczka. Po raz ostatni spojrzałam na tył głowy mojego szanownego ojczulka. Ani drgnął.
-To ja idę. Cześć. - odezwałam się lekko zachrypniętym głosem. Włożyłam różdżkę do kieszeni, a potem wzięłam do ręki i kufer i walizkę. Otworzyłam drzwi i wyszłam. Koniec. To już jest koniec. Trzeba zamknąć za sobą ten rozdział i zacząć nowe życie. Bez rodziców. Sama będę pracować na własny rachunek. Zamieszkam w jakimś ustronnym miejscu i będę uczyć się w Hogwarcie. Nauka zajmie moje myśli i przestanę myśleć o rodzicach. Rodzicach. Jak to beznadziejnie brzmi. Wolałabym jakbym nie miała rodziców. Te krzywdy z ich strony...Tego się nie da zapomnieć tak po prostu. Stałam przed domem kompletnie sama. Wiał chłodny wiatr i zadrżałam z zimna. Byłam ubrana tylko w skórzaną, cienką kurtkę. Szybkim krokiem ruszyłam ulicą przy której mieszkałam. Za sobą ciągnęłam kufer, a w ręce ściskałam walizkę z moimi ubraniami. Do Dziurawego Kotła i centrum Londynu miałam dość spory kawałek, gdyż mieszkałam na obrzeżach miasta. Musiałam iść piechotą, ponieważ nie miałam pieniędzy na taksówkę. Założyłam słuchawki i puściłam muzykę z mojej mp4. Trafiło na piosenkę Katy Perry "Roar". Polubiłam ją ostatnio i słuchałam jej coraz częściej. Z muzyką na uszach szłam prosto przed siebie nawet nie patrząc czy ktoś nadchodzi z naprzeciwka. Po chwili wpadłam na coś twardego i upadłam na chodnik. Słuchawki wypadły mi z uszu.
-Co jest do cho...- zaklęłam pod nosem i uniosłam głowę. Nade mną stał młody chłopak o platynowych, roztrzepanych włosach. Kosmyki opadały mu zawiadiacko na czoło. Brwi miał uniesione w niemym zaskoczeniu. Jego oczy były niespotykanej dotąd barwy stalowoszarej. Nałożony na sobie miał czarny, dwurzędowy płaszcz idealnie współgrający z jego ciasnymi, ciemnoniebieskimi dżinsami. Totalnie mnie zatkało. Taki przystojniak...Z zamyślenia wyrwał mnie jego męski baryton:
-Bardzo przepraszam...Nie zauważyłem Pani. - wyciągnął w moją stronę dłoń. Ja odruchowo podałam mu swoją rękę. Mocny, pewny chwyt. Gdy gwałtownie powstałam, zatoczyłam się i wpadłam w jego ramiona. Kurczowo chwyciłam się jego karku. Poczułam miłą nutę męskich perfum.
-Dz-dziękuję. - wyjąkałam, rumieniąc się jak burak. Otrzepałam się. Podniosłam leżące walizkę i kufer. Chłopak bacznie się mi przyglądał.
-Nie ma za co. - obróciłam się ponownie ku niemu. Wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem. To nie moja wina, że był taki przystojny. Wprost nie mogłam oderwać od niego oczu. O dziwo, byłam przy nim dziwnie onieśmielona. Nie wiedziałam jak się zachować. W innym, mugolskim życiu nie mogłam się opędzić od adoratorów. Matt, Stefan, Damon...nawet Kol. Ale żadnego z nich nie kochałam wystarczająco. Największą pustkę i spustoszenie w moim sercu pozostawił Damon. To jego najmocniej i najdłużej kochałam. Może nawet nadal go kocham. Na wspomnienie o nim moje serce znów rozpadło się na milion kawałków. Ja już nie miałam serca. Zostało wyrwane wraz z korzeniami z mojego ciała wraz z odejściem starszego Salvatore'a. Cofnęłam sie kilka kroków i spuściłam głowę w dół, aby nie zauważył łez pojawiających się w moich oczach. On miał takie same oczy jak Damon. Boże, za jakie grzechy? Aby się nie rozkleić, burknęłam:
-No to cześć.- minęłam go, siorbiąc nosem. Kółka od walizki rytmicznie wybijały rytm na kostkach chodnika. Do przejścia zostało mi jeszcze ok. 3 km. Jak nic spóźnię się na pociąg.
- CZEKAJ! - usłyszałam za sobą. Nie wiem czemu, ale przyspieszyłam. Teraz to prawie biegłam. Mój psor od wf-u gdyby to zobaczył, byłby dumny ze mnie. Przebiegłam przez ulicę i zaszyłam się w jakimś zaułku. Oparłam się plecami o mur. Chłopak przebiegł obok mnie nie zauważając mojej skromnej osoby. Przymknęłam oczy. Z oczodołów popłynęły łzy. Już nie mogłam dłużej ukrywać w jakim napięciu emocjonalnym żyłam. Teraz tama pękła. Wezbrane fale łez trysnęły ciurkiem po policzkach. Rozszlochałam się. Moje życie bez Damona nie miało sensu. Tęskniłam za mocnym uściskiem jego męskich ramion, za jego perfumami, jego łobuzerskim uśmiechem, jego czarnymi, lśniącymi jak skrzydła kruka włosami, które lubiłam niegdyś tarmosić. A teraz....Teraz już nic nie miałam. Osunęłam się bezradna na brudny chodnik.  I po co mi był ten romans z Kolem? Nie dość miałam problemów. Silas zabił Katherine, Stefan dochodził do siebie, Caroline cieszyła się obecnością Klausa, a Bonnie....O niej w sumie nic nie wiedziałam. Był również jeden problem: byłam wampirem. Czasami odczuwałam mocną potrzebę zabicia człowieka i wypicia krwi, ale obiecałam sobie i Damonowi, że będę pić tylko z torebki. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w rytmiczne bicie mojego serca, które nie raz było złamane na pół, ale nie tak dotkliwie jak po tym rozstaniu.
-No czas się ogarnąć...- mruknęłam do siebie i wstałam, prostując moje nogi. Otrzepałam się, aby wyglądać jako tako i wyszłam z zaułku. Rozejrzałam się. Nigdzie nie widać było tego chłopaka. Odetchnęłam. Nie chciałam znaleźć się w kolejnej kompromitującej mnie sytuacji.
30 min później:
Peron Kings Cross przepełniony był ludźmi, którzy albo wyjeżdżali do rodziny albo do pracy. Stałam trochę przytłumiona wonią ludzkiej krwi. Słyszłam kilkaset tętnic proszących aż, aby je wysuszyć z krwi. Poczułam ból w dziąsłach. Syknęłam. Nadal się nie przyzwyczaiłam do moich kłów, które się pojawiały jak miałam chęć na krew. Wokół moich oczów pojawiły się charakterystyczne żyłki. Jak dawno już nie jadłam....Wzięłam głęboki wdech. Tylko spokojnie. Żądza krwi nie może zapanować nade mną. Już widziałam jak Stefana ogarnęło krwawe szaleństwo i doprowadziło to do paru tragedii. Teraz nie wiedziałam o nim nic nowego odkąd przeprowadziłam się do Londynu dwa miesiące temu. Tylko dostawałam co jakiś czas zdawkowe maile od Caroline. Poprawiłam torbę na ramieniu i zaczęłam się przedzierać przez niezliczoną rzeszę ludzi. W dłoni ściskałam bilet ku przyszłości. Peron 9 i 3/4. Tak przechodząc obok ludzi różnej narodowości, różnej religii stanęłam między peronem 10, a 9. Obejrzałam się czy przypadkiem ktoś nie zobaczy jak wchodzę w mur. Popchnęłam wózek przed siebie i szybkim krokiem wbiegłam w mur. Niestety ktoś się mnie uczepił i szarpnął za rękaw mojej kurtki. To nie było miłe. Stałam już na właściwym peronie. Obróciłam się ku postaci, która mnie w tak brutalny sposób potraktowała. Zaniemówiłam. To był ten sam chłopak, który potrącił mnie na ulicy! Zmrużyłam oczy i podparłam się pod boki. Bezczelny!
-I znowu się spotykamy. - uśmiechnął się kpiąco. Aż się we mnie zagotowało. O mały włos, a bym go powaliła i zabiła. Jednak opanowałam się.
-Czego chcesz? - mruknęłam zła, że znowu go spotkałam. Jeszcze nigdy nie widziałam tak nachalnego gościa.
-Porozmawiać, poznać siebie nawzajem skoro mamy być w jednym domu...- wyjaśnił blondyn.
-Że co proszę? - udałam, że się przesłyszałam. Ten chłopak powoli działał mi na nerwy. A źle jest jak się rozwścieczy wampira...
-No już wszyscy w Slytherinie o tym mówi. Jesteś Elena, prawda? - uniósł kącik ust w uśmiechu. Zawstydziłam się. Nie powinnam jednak na niego tak wrzeszczeć.
-To ja jestem już aż tak popularna? - zaśmiałam się. Chłopak oparł się o mur z nieodgadnioną miną.
-No może nie tak bardzo jak ja...ale ogólnie to tak. - zaczął się śmiać, a ja wkrótce do niego dołączyłam. Jak na niego miał niezwykłe poczucie humoru. Razem przeszliśmy przez peron pełen ludzi, którzy gapili się na nas niezbyt się z tym kryjąc. Ponad ramieniem chłopaka spostrzegłam rudowłosą rodzinę, a przy nich stojąca kasztanowłosą dziewczynę oraz czarnowłosego chłopaka. Ten czarnowłosy to musiał być Harry,a ta obok Hermiona. Blondyn zauważył, gdzie się patrzę i chwycił mnie mocno za nadgarstek.
-Nie warto zadawac się z takimi śmieciami jak oni. - burknął i podprowadził mnie do wejścia do pociągu. Rodzina zniknęła nam z oczu.
-Jak tak możesz o innych mówić! - oburzyłam się. Ten chłopak nie zdawał sobie chyba sprawy z tego, że jest ordynarny. Odwróciłam się od niego i wsiadłam do wagonu. Zdążyłam jeszcze usłyszeć głos innego chłopaka:
-Widzę, że znalazłeś sobie nową zabaweczkę. - ton wypowiedzi przesycony był jadem i nienawiścią.  Pokręciłam głową z dezaprobatą i poszłam korytarzem wzdłuż przedziałów. Jak tak mozna kogoś nienawidzieć? Z tymi rozmyślaniami weszłam do jedynego pustego przedziału. Wciągnęłam bagaże na półkę i usiadłam przy oknie. Na peronie uczniowie żegnali się z rodzicami. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam muzykę. Trafiło na "You Got It" Roya Orbisona. Miałam wszystko gdzieś. Tylko ja i muzyka. Zawsze mnie to odprężało. Zamknęłam oczy, chcąc przespac całą podróż. Ale nie było mi to dane. Drzwi od mojego przedziału huknęły. Zlękłam się i wyjęłam słuchawki z uszu. W progu stał młody, rudowłosy, dobrze zbudowany chłopak. I nie przyszedł tu chyba w dobrych zamiarach. Jego twarz była czerwona jak burak.
-Wynoś się stąd. To nasz przedział. - warknął. Za nim stali Hermiona i Harry.
-A niby z jakiej racji? - odparłam hardo patrząc mu w oczy. Byłam wampirem i mogłam go zahipnotyzować, ale obiecałam sobie, że na nikim nie wymusze swojej woli.
-Ron, daj spokój. Siądziemy z Luną, Nevillem i Ginny. - czarnowłosy położył dłoń na ramieniu przyjaciela. Spojrzał na mnie przepraszająco.
-Mamy ustąpić Ślizgonce?! Po moim trupie! - wydarł się Rudzielec. Wywróciłam oczami i skrzyżowałam ręce na piersi. Koleś powoli wyczerpywał moją cierpliwość. Skierował różdżkę w moją stronę.
-Ron...- dziewczyna usiłowała go powstrzymać przed rzuceniem jakieś paskudnej klątwy na mnie. Chłopak jeszcze raz łypnął na mnie okiem i odszedł, a za nim jego przyjaciele. A już myślałam, że coś mi zrobi...Pociąg ruszył. Czekał na mnie ciekawy rok, zwłaszcza z tym narwanym Ronem i jego przyjaciółmi. Spowrotem wcisnęłam słuchawki na uszy i wraz z muzyką odpłynęłam.

3 komentarze:

  1. Huhuh ja rzadam 11 rozdziału xd <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmmm... zapowiada sie interesująco :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Draco i Elena *-* Mam nadzieje, że nawiążą ze sobą bardzo dobrą relację :)

    OdpowiedzUsuń