sobota, 15 lutego 2014

Something I Need.

Damon i Stefan zjednoczyli swoje siły i biegli przed siebie, aby odnaleźć ukochaną przez nich kobietę. Kłócili się, to fakt, ale łączyły je dwie rzeczy - więź krwi oraz Elena. Gdyby nie ona, oni dawno by odwrócili się od siebie i dalej walczyli. Biegli przez korytarze mijając zdziwionych uczniów, którzy udawali się na dalsze lekcje. Mężczyźni starali się utrzymać w miarę ludzki bieg, ale ich niecierpliwość rosła z każdym przebiegniętym metrem. Damon zapewne by się nie przejmował, że inni odkryją kim jest i pobiegłby do Eleny. Jego miłość i przywiązanie do niej aż biło Stefana po oczach.  Smuciło go, że dziewczyna wybrała jego brata no, ale w końcu uczuciami się nie wolno bawić. Weszli na ruchome schody. To przez moment ich unieruchomiło przez co szatyn mógł poważnie pogadać z bratem.
-Damon? - odchrząknął. Czarnowłosy nerwowo tupał nogą po schodach, a palcami wybijał staccatto na kamiennej poręczy.
-Hm? - mruknął niemile chłopak, nie patrząc w stronę brata tylko dookoła siebie. Był napięty jak struna. Niemalże nie oddychał. Wargi zacisnął w cienką linię. Włosy nerwowo przeczesane opadały mu prawie do ramion.
-Właśnie sobie coś uświadomiłem. - potarł swoją brodę Stefan, niewiedząc jak zacząć.
-Ciekawe co. - Damon spojrzał na niego i uśmiechnął się ironicznie. Jego mały braciszek myślał. No kto by powiedział...
-Nie ironizuj. Nie teraz. Uświadomiłem sobie, że to Tobie Elena jest przeznaczona, a nie mnie. - Stefan mówiąc to wewnętrznie się rozpadał. Chciał tylko jej szczęścia, a jego brat najwidoczniej jej to dawał. Trzeba było się pogodzić z tą stratą i żyć dalej. Ścisnął dłoń na kamiennej poręczy, która zaczęła kruszeć pod jego dotykiem. Czarnowłosy zerknął na niego niedowierzając.
-Pardon? - Damon uniósł brew, patrząc na swego uśmiechniętego fałszywie brata, który skrywał swoje prawdziwe uczucia.  Nie chciał się przed nim totalnie załamać.
-Nie słyszałeś tego co powiedziałem? Uświadomiłem....- zaczął znów szatyn, lecz Damon przerwał mu:
-Doskonale słyszałem to. Jesteś świadomy tego co powiedziałeś? - słowa brata mocno zaskoczyły starszego z nich. Do tej pory to on musiał jemu ustępować, a teraz to się chyba miało zmienić. Stefan ustępował z własnej woli. Z WŁASNEJ, NIEPRZYMUSZONEJ woli. Coś tu było nie tak.
-Tak, jestem. Nie musisz się tak na mnie patrzeć. - odwrócił wzrok młodszy Salvatore, patrząc z udawanym zainteresowaniem na jeden z poruszających się obrazów. Przelatywały mu przed oczami tak jak jego wspomnienia  czasami niekoniecznie dobre. Zbyt wiele osób skrzywdził i nie mógłby tak po prostu walczyć o Elenę. Ich miłość zgasła jak zwiędła róża, której uschnięte płatki powoli opadały na dno. Stał się niewolnikiem własnej chorej miłości. Musiał się odciąć od tego wszystkiego. Zapomnieć, po prostu zapomnieć o niej i ich niegdysiejszym związku. Zapominanie o czymś czegoś się bardzo pragnęło jest ciężką rzeczą, ale jeśli się uprzeć to można osiągnąć wiele.
-Wszystko okej? - Damon dotknął ramienia brata patrząc na niego z niepokojem. Nie często Stefanowi udawało się odpłynąć myślami. Rzadko kiedy widywał go w takim stanie: delikatna mgiełka przesłoniła jego oczy, a usta lekko się rozwarły.
-Tak. - odpowiedział krótko Stefan wchodząc na siódme piętro, gdzie zgromadziło się tam całe grono pedagogiczne. Dyskutowali nad czymś , żywo przy tym gestykulując. Profesor Snape tylko zachował powagę i stał z boku z nikim nie rozmawiając. Jego czarne jak krucze skrzydło włosy przesłaniały mu twarz sprawiając wrażenie niedostępności. Bo i tak było: Snape - zimna góra lodowa.
-Można wiedzieć co tu się dzieje? - Damon zaczął się przedzierać przez tłum, aby zobaczyć nad czym tak rozprawiali. A widok był przerażający: jeden z uczniów leżał na podłodze w kałuży własnej krwi, z rozharatanym  gardłem, z którego lała się obficie krew. Salvatore rozpoznał w nim swojego ucznia z Gryffindoru.
-Neville Longbottom. - mruknął.  Stojący obok niego Stefan momentalnie zbladł, a wokół jego oczu pojawiły się drobniutkie żyłki. Nadal nie potrafił się kontrolować przy ludzkiej krwi. Damon był przyzwyczajony do tego. Młodszy Salvatore odwrócił twarz i zatkał sobie usta dłonią. Kły wydłużyły mu się nadnaturalnie. Odszedł na bok.
-Taka tragedia w szkole...- lamentowała z boku profesor Sprout, nauczycielka zielarstwa. Jak zwykle na sobie miała długi, szarawy płaszcz i poplamiony kapelusz. Damon z trudnością powstrzymał się od jakiegoś ciętego komentarza pod adresem koleżanki.
-Trzeba będzie zawiadomić jego babcię. - oznajmiła opanowana już McGonagall. Zapadła cisza przerywana co jakiś czas chlipaniem profesor Sprout. Damon podszedł do ciała Neville'a i trącił je czubkiem ciężkiego buta.
-Martwy od co najmniej 2 godzin. Ktoś go nieźle załatwił. - skwitował szorstko Damon wpatrując się w zwłoki. Domyślał się kto to zrobił, ale nic nie mówił. Sam musiał to załatwić i rozwiązać. A w dodatku ta sprawa z Astorią...Elena sobie nagrabiła.  Obszedł zwłoki i podszedł do swojego brata.
-Idę poszukać Eleny. Gdzieś musi być, a ty to załatw. - tu skinął głową na całe to zdarzenie. Stefan pokiwał głową niemalże niezauważalnie i podszedł do nauczycieli. Tymczasem Damon udał się na poszukiwania swojej ukochanej. Zamek był duży, więc poszukiwania mogły zająć mu sporo czasu. Przechodząc kolejnymi korytarzami zastanawiał się co mogło skłonić dziewczynę do tak drastycznych czynów. Przecież brzydziła się zabijaniem i piciem ludzkiej krwi. Była wyjątkowo wrażliwą dziewczyną i przeciwieństwem Katherine. Kochała ludzi, a oni to odwzajemniali. Nienawidziła, gdy ktoś bił i znęcał się nad niewinną osobą. I za to ją pokochał. Za to, że wiedziała kim jest to i tak przy nim była. A on zawiódł jej zaufanie. Zaufał nie tej osobie co trzeba. Przeklęty Kol.
*********
Siedziałam na zimnej podłodze w łazience Jęczącej Marty oparta głową o chłodną ścianę. Krew spływała mi po brodzie brudząc błękitną koszulę.  Czułam jak powoli krzepnie mi na twarzy, ale nie zwracałam uwagi na to. Teraz odkąd zaczęłam pić ludzką krew byłam odmieniona: szybsza, pełna życia, a w dodatku nikt mi się nie sprzeciwiał. Nawet ten głupi Damon. Wstałam z chłodnej posadzki i podeszłam wolnym krokiem do lustra. Spojrzałam w nie i ujrzałam samą siebie. Potwora. Wampira. Krwiopijcę. Nie uznającą żadnych kompromisów Elenę Gilbert. Zmieniłam się. Na zawsze. Cmoknęłam ustami. Idealna. Uśmiechnęłam się kusząco. Kto by się mnie oparł? Ugh, tylko te ciuchy. Postać w lustrze skrzywiła się. Beznadziejne bezguście. Zmięłam koszulę w dłoniach. I te trampki....Jęknęłam.  Czas to zmienić. Tak, tak Eleno. Koniec z erą kujonicy. Obróciłam się w miejscu. I te włosy...Przytrzymałam w palcach pasmo czekoladowych włosów. Wiecznie oklapnięte, sprawiające wrażenie tłustych.
-To musi się zmienić...Tak jak ja.- mruknęłam do siebie i wyszłam z pomieszczenia. Nie Gwar uczniów dobiegł do mnie z dołu. Szłam podłużnym korytarzem, uśmiechając się sama do siebie. Ktoś za mną szedł, ale nie odwróciłam się, aby sprawdzić kto to. Domyślałam się. Damon. Ten smród ciągnął się za nim na kilometr. Przyspieszyłam. On również.
-Elena! - zawołał, a moje imię odbiło się echem po korytarzu. Gwałtownie się zatrzymałam.  Obróciłam się i niemal krzyknęłam ze strachu. Tuż przede mną stał Damon. Byliśmy tak bardzo blisko siebie, że aż mogłam wyczuć bicie jego serca. Chwycił mnie za nadgarstki. Zaczęłam się szarpać, ale i tak wiedziałam, że mam tyle sił, aby się wyrwać. Wampir patrzył się na wyrywającą się mnie z trudno tłumioną złością.
-Możesz mi powiedzieć co robisz? - warknął, zaciskając dłonie na moich nadgarstkach. Ból narastał przez co nie mogłam się skupić i racjonalnie pomyśleć. Nogi ugięły się pode mną.
-To co powinnam robić. - uśmiechnęłam się diabolicznie i zaśmiałam się jak wariatka. Wygięłam się jak łuk i opadłam bezwładnie. Chłopak nadal mnie trzymał.
-No chyba nie. - potrząsnął mną, a gdy wstałam zrobił coś czego się po nim nie spodziewałam: skręcił kark. Ciało Eleny opadło z głuchym łoskotem na podłogę.
-Chcę Cię mieć spowrotem, Eleno. - szepnął Damon z żalem, patrząc na  jej ciało, a potem je unosząc. Wyglądała teraz tak niewinnie, że musnął jej policzek palcami. Odszedł, trzymając jej ciało w ramionach.
*******
Draco powolnymi ruchami zapinał swoją ulubioną, błękitną koszulę. Zostawił trzy guziki rozpięte tuż pod szyją. Poczochrał się po swojej blond grzywie, która i tak była już jakby przeszedł przez nią huragan. Wygładził koszulę i narzucił na nią szatę szkolną. Po uprzednim kazaniu pani Pomfrey wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego. Wpuścił powietrze do swoich płuc. Nareszcie uwolnił się od zapachu szpitala i leków. Doprowadzało go do mdłości. Teraz musiał tylko odnaleźć Elenę i porozmawiać z nią.  Dość szybkim krokiem szedł w kierunku Pokoju Wspólnego Slytherinu, gdy napotkał po drodze rozryczaną Milicentę. Chciał już koło niej przejść, ale coś kazało mu zawrócić.
-Mili? - zwrócił się do dziewczyny, która trzęsła się jak galareta. Dziewczyna uniosła głowę w górę i załkała głośniej. Makijaż rozmazał się na całej twarzy tworząc obraz nędzy i rozpaczy. Przyklęknął przy niej. Poczuł się niepewnie. Nigdy nie potrafił skutecznie pocieszyć jakiejkolwiek dziewczyny. Nieśmiało położył dłoń na jej ramieniu.
-Co się stało? - spytał cicho, uważnie patrząc na Milicentę. Dziewczyna otarła dłonią łzy.
-Pansy nie żyje. - odparła i ponownie zaniosła się donośnym płaczem. Draco osłupiał. Pansy? Nie żyje?
-A...kto ją zabił? - spytał znów, narażając się na atak histerii Bulstrode. Była z tego znana na równi z Parkinson przez co Draco zerwał z tą ostatnią.
-GILBERT! - zawyła, a jej głos odbił się echem pośród ścian. Chłopak zamarł. Imię Eleny dudniło mu głucho w głowie. Czy ona byłaby zdolna do popełnienia jeszcze jednego morderstwa?

5 komentarzy:

  1. Boski <3 Dobrze tak tej Pansy ;33 Kochany Damon <3 Ahhh <3 I Draco <3 Dralena forever <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Omnomnomnomnom :3 suka nie zyje xd :) ! Damon taki kochany <3 <3 <3 Draco mmm.... <3<3<3 kocham Stefan zmadrzal w koncu :D <3 <3 <3 swietny rozdzial jak kazdy ; *
    Nie moge sie doczekac nastepnego <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dmaon :3 Stef :3 Wow. Eeem nie wiem co napisać. Rozdział mi się bardzo podoba, Elekna ;3 . Parkinson nie żyje i dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię cię
    Zabiłaś Neville'a
    Jesteś okropna
    Masz szczęście, że Draco żyje
    Inaczej przestałabym czytać :C
    ALE ŚWIETNY ROZDZIAŁ <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kobieto! Taki moment, a ty kończysz? :o
    Muszę powiedzieć, że nie lubiłam wszystkiego, co związane z wampirami itp., aż do czasu, gdy przeczytałam Twoje opowiadanie! *.*
    Tak mnie zaciekawiło to wszystko, że chyba obejrzę 'Pamiętniki Wapmirów' :D
    Hmm... Biedna Elena :c Głupi Draco mógł zapanować nad sobą i zostawić tą Astorię! A z resztą... Ma teraz laska za swoje xD trzeba było nie podrywać Draco :D
    No i Damon... Ten to jest... Chodzący Bóg normalnie! W moich wyobrażeniach, oczywiście 3:)
    Czekam na kolejny rozdział :*

    Pozdrawiam i życzę Ci dużo, ale to dużo weny! <3
    Eveneth.

    PS. DRALENA FOREVER! *0*

    OdpowiedzUsuń