sobota, 8 lutego 2014

Burn.

Powoli się przebudzałam. Zamrugałam szybko powiekami, bo  niezbyt wyraźnie widziałam. Gdy tylko ostrość obrazu wróciła spowrotem na swoje miejsce pierwsze co zobaczyłam to białe sklepienie. Zmarszczyłam brwi. Jak ja się tu znalazłam? Uniosłam nieco głowę. Pod oknami stały rzędy łóżek o nieskazitelnie czystej pościeli. Obróciłam głowę. Na sąsiednim łóżku spała Victoria z lekko rozchylonymi ustami. Poza nami nikogo nie było. Pani Pomfrey krzątała się po swoim kantorku i układała eliksiry oraz lekarstwa. Nuciła też pod nosem jakąś melodię. Podniosłam swoje ręce i obejrzałam je dokładnie. Ani śladu rękawiczek. Dotknęłam palcami mojej piżamy. Suknia musiała zostać ściągnięta lub przetransmutowana w lekkie, bawełniane odzienie. Podniosłam się do pozycji siedzącej.  Czułam się o niebo lepiej i nie kręciło mi się już w głowie. Usiadłam na łóżku odgarniając pościel. Spuściłam nogi na posadzkę. Nie miałam ochoty na dłuższe wylegiwanie się. Trzeba było jakoś zaliczyć semestr z dobrymi ocenami. Już jutro zaczynała się przerwa świąteczna. Przeciągnęłam się.
-Nie wstawaj. Musisz jeszcze długo odpoczywać. Profesor Dumbledore powinien Cię dzisiaj odwiedzić. - zalał mnie słowotok pielęgniarki, która zorientowała się, że wstałam i podeszła do mnie z tacką, a na niej stały buteleczki z dziwnie wyglądającymi substancjami: od jaskrawoniebieskiej (zupełnie jak Lagoona Drink) po ciemnofioletowe (jak gumi jagody xD). Skrzywiłam się.
-Muszę to pić? - spytałam, choć dobrze znałam odpowiedź. Potulnie położyłam się spowrotem pod ciepłą kołdrę obserwowana z surowym wyrazem twarzy przez panią Pomfrey.
-Tak zalecił dyrektor i Severus. A teraz pij. - podała mi pierwszą buteleczkę. Spojrzałam na nią ze wstrętem. Chłód szklanej powierzchni naczynka ostudził moje zapędy. Przełknęłam nerwowo ślinę i pomyślałam:
-"Raz kozie śmierć." - wychyliłam całą buteleczkę, a śluzowata ciecz spełzła mi po gardle. Charknęłam. Niedobre. Chwilę potem wypiłam następne trzy buteleczki i z głowy. Oparłam głowę o miękką poduszkę. Co się właściwie wczoraj stało? Jedynie co pamiętałam to,że natknęłam się na Victorię i Blaise'a. A potem nic. Pustka. Czarna dziura jakby ktoś rzucił na mnie mocne Obliviate. Leżąc skonfundowana niezauważyłam jak Victoria się powoli przebudzała. Co ona właściwie tutaj robiła? I gdzie był Blaise? Spojrzałam w jej kierunku. Nie wyglądała za dobrze: sine worki pod oczami znaczyły jej niespotykanie bladą cerę. Powieki lekko drgały unosząc się. Usta zeschnięte na wiór. Musiała mieć ciężką noc.
-Cześć Vic. - mój głos dziwnie zabrzmiał pośród szpitalnej ciszy. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
-Jak się czujesz? - spytała się mnie, nachylając się ze swojego łóżka. W jej niebieskich oczach czaiła się troska i zaniepokojenie. Machnęłam ręką.
-Nawet dobrze. A ty co tu robisz? - odgarnełam dłonią kosmyk włosa, czując dziwne ukłucie w sercu.
-Ja...pani Pomfrey uznała, że jestem wykończona fizycznie i muszę tu leżeć. Chociaż nieco mnie to frustruje. Nic mi przecież nie jest! - westchnęła ciężko Victoria przeczesując włosy palcami. Pukle blond włosów wisiały smętnie wokół jej drobnej twarzy. Dziewczyna wyglądała jak cień samej siebie. Zrobiło mi się jej żal oraz ogarnęły wyrzuty sumienia. To pewnie przeze mnie doprowadziła się do takiego stanu. Przgryzłam wargę. Zamilkłyśmy. Drzwi skrzypnęły. Obróciłyśmy obie głowy w tym samym kierunku. Do pomieszczenia wszedł profesor Dumbledore razem z profesorem Snapem. Ten ostatni przechodząc tuż obok łóżka, na którym leżała Victoria rzucił szybko okiem. Nie skomentowałam tego. Starzec podszedł do mojego łóżka i stanął u jego wezgłowia. Oparł dłonie o stalową ramę mego tymczasowego posłania. Spojrzałam mu w oczy i już wiedziałam: wiadomości nie będą dobre. Wręcz przeciwnie. Zacisnęłam dłonie na kołdrze aż pobielały mi kłykcie.
-Dzień dobry, profesorze. - przywitałam się na pozór miłym głosem. W środku mnie aż się gotowało ze strachu. Czy aby nie czekała na mnie śmierć?
-Witam panienko Gilbert. Severusie, czy mógłbyś? - tu głową wskazał na Victorię. Snape mruknął coś pod nosem, co zabrzmiało mi jak inwektywa. Podszedł do łóżka mojej przyjaciółki, stając do mnie plecami zasłonił zasłoną stanowisko. Collinsówna założyła ręce na piersiach z naburmuszoną miną jakby nie cieszyła się na towarzystwo Nietoperza z Lochów. Profesor również nie pałał optymizmem.
-Nie mam pomyślnych dla Ciebie wiadomości. Również Poppy martwi się, bo nie umie ci pomóc. Jak mniemam jesteś peripeuvre: pół wampir, pół czarownica. Pozwól, że dokończę. - dodał, gdy zobaczył, że chcę coś powiedzieć. Natychmiast zamknęłam usta i słuchałam dalej:
-Nosisz w sobie dwa zwalczające się pierwiastki: nieśmiertelność wampira i moc czarownicy. Jak wiesz, w świecie czarodziejskim nigdy z czymś takim się nie spotkałem. Nawet Severus jest wobec tego bezradny. - tu przerwał, bo zza zasłony usłyszeliśmy jego wściekłe warknięcie:
-Collins! -
-No co no? Prawda w oczy kole? - Victoria odpowiedziała mu ironicznie.
-Zatem widzisz, Twój los jest jeszcze nie przesądzony. Nie musisz umrzeć, ale musisz za to zrezygnować albo z wampiryzmu albo magii krwi. - kontynuował dalej Dumbledore. Mimo, że spodziewałam się to usłyszeć to i tak to był szok dla mnie. Nie odezwałam się nic. Zapadła cisza przerywana wściekłymi warknięciami Snape'a i Victorii. O czym oni gadali? Nie miałam zielonego pojęcia. Zbytnio się skupiłam na tym co oznajmił mi dyrektor.
-A co, jeśli nie zrezygnuje z żadnego z nich? Co mnie czeka? - zadałam mu pytania, zerkając na profesora z obawą. Poczułam uderzenia gorąca wraz z każdym uderzeniem serca.
-No cóż...Jeśli nie dokonasz wyboru czeka Cię pewna śmierć. Nie chcę Ci mówić co się stanie w tym okresie, gdy będziesz umierać.  Ale sądzę, że dokonasz właściwego wyboru. - tu uśmiechnął się do mnie dobrotliwie, a błękitne oczy wpatrywały się we mnie z sympatią. Powstał.
-Severusie.- odsłonił zielonkawą zasłonę i to co zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie, a Dumbledore'a w chichot: moja najlepsza przyjaciółka leżała w ramionach profesora Snape'a, który nie był z tego faktu zadowolony. Jego czarne, tłuste włosy były potargane i ułożone w nieładzie, a na ziemistej cerze wykwitły dwa krwistoczerwone rumieńce. Widząc nasze spojrzenia, wyrwał się z objęć blondynki.
-Głupia dziewucha. - burknął, poprawiając swoją nieśmiertelną, czarną szatę. Odwróciłam wzrok nieco skrępowana zachowaniem Victorii. Co ją napadło? Ona i Snape? Serio? Przecież ten facet był 20 lat starszy od niej. A co z Blaisem? Przecież chłopak niemal się za nią uganiał, a ona przyjmowała jego zaloty. A teraz Snape. Jeszcze raz zerknęłam na dziewczynę. Ta nie wyglądała na skrępowaną. Wręcz przeciwnie. Patrzyła się wyzywającym wzrokiem w stronę Mistrza Eliksirów, który był bliski furii. Zatkałam sobie usta dłonią, bo czułam jak głupawka do mnie dociera. Profesor Dumbledore położył dłoń na ramieniu młodszego nauczyciela. Ten zacisnął jedynie dłonie w pięści. Wyglądał jak ucieleśnienie zimnej furii.
-Severusie, chodź. Na dziś już koniec. Do widzenia. - mrugnął do nas starzec i wyprowadził na zewnątrz nieco opierającego się nauczyciela eliksirów.
-Szalony.- skomentowała Victoria tuż po wyjściu profesorów. Ja jedynie pokręciłam głową. Nie wiem, co ona widzi w Snapie. Mnie już sam jego wygląd odstrasza.
-Mam pytanko: co ty właściwie knujesz? - oparłam się wygodnie na poduszkach, oczekując na odpowiedź. Przyjaciółka jedynie wzruszyła ramionami.
-Niby co mam knuć? - odpowiedziała mi pytaniem. Ja uniosłam brew.
-Co z Blaisem? Pomyślałaś o nim, o tym jak się będzie czuł, gdy dowie się, że kręcisz ze Snapem? To nie jest miłe, gdy dowiadujesz się, że ukochana ci osoba najpierw kręci z Tobą, a gdy nabierasz nadziei, ona znika. - przed moimi oczami ukazał się obraz Stefana, gdy z nim zrywałam, bo nie mogłam przezwyciężyć uczucia do Damona. Zamrugałam szybko powiekami. Nie czas na roztkliwianie się nad sobą.
-To, że ty byłaś taką suką to nie moja sprawa. A to, kogo kocham to jest MOJA i wyłącznie MOJA sprawa. Nic ci do tego. A Blaise może się gonić. - warknęła Victoria. Obróciła się na drugą stronę, odwracając się do mnie plecami. Co ją napadło?
-Nie ma to jak dowiedziec się od "przyjaciółki", że jesteś zwyczajną suką, która wykorzystuje facetów jak zabawki i porzuca je. -mruknęłam i również odwróciłam się od niej w podłym nastroju. Nie dość, że się dowiedziałam, że umieram, to moja "przyjaciółka" wbija mi takie coś w plecy. Okryłam się szczelnie kołdrą po same uszy. Zamknęłam oczy chcąc unieść się w świat marzeń, gdzie nie było bólu i cierpienia. Nie było mi to jednak dane, bo usłyszałam jak ktoś wpada do Skrzydła Szpitalnego.
-Wynocha mi stąd! Tu ma być cisza! - usłyszałam okrzyk oburzenia pielęgniarki. Po chwili rumor przewracanych sprzętów i cisza. Potem odgłos kroków na podłodze.
-Elena. - szepnął mi do ucha Blaise, dotykając mego ramienia. Drgnęłam. Nie chciałam z nikim rozmawiać.
-Czego? - burknęłam niewyraźnie spod kołdry.
-Ktoś na Ciebie czeka, mała. - odgarnął pościel. Z niechęcią usiadłam na materacu i spojrzałam w kierunku drzwi wejściowych.  Stała w nich postać dobrze mi znana, ale i niespodziewana tutaj.
-Witaj. - tembr jego głosu sprawił, że natychmiast oniemiałam. Usta utworzyły się w literę 'O'. Zaczęłam natychmiast poprawiać moje potargane i nieuczesane włosy.
-Przestań. Podobasz mi się taka jaka jesteś. - jego słowa zadziałały na mnie jak zaklęcie. Momentalnie przestałam przeczesywać włosy, a ręce opadły mi na nogi. Podszedł wolnym krokiem, szurając nonszalancko butami o podłogę. Usiadł na skraju łóżka i dotknął mojej dłoni swoją. Przeszła przez nie miła iskra. Zadrżałam. Palcami sunął po mojej ręce, wzdłuż niebieskawych żył odcinających się delikatnie od bladej skóry. Zagryzłam wargi. Nie mogłam ukryć, że robi się coraz bardziej gorąco.
-Na resztę musisz zasłużyć. - cicho się zaśmiał, a ja nie umiałam powstrzymać uczucia zażenowania.
-To nie fair! - warknęłam i ukryłam się pod kołdrą. Ten jednak nie chciał mi dać spokoju. Odkrył kawałek, przez co mogłam ujrzeć jego platynową, przydługą grzywkę opadającą mi w tej chwili na czoło. Zobaczyłam również śmiejące się stalowoszare oczy.
-Kocham Cię, Eleno. - te cudowne słowa miały się wyryć na zawsze w mojej pamięci. Chłopak nachylił się jeszcze bardziej, a jego wargi dotknęły moich. Reszta utonęła w mroku.

4 komentarze:

  1. Świetny <3 Kocham kocham kocham <3 Dralena <3 *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu cudowny rozdział !!! *0* tylko szkoda mi Eleny :( ciekawe co wstapilo w Vic :/ co teraz bd z Blaisem ? Dralena *-* AHDJBJVBFGGKIFCZSTHNKJ *0* w koncu <3 tyle wyczekiwane :'). Ogolnie super ! Ciekawe co wybierze Elena ? :) nie moge sie doczekac dalszych czesci ! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewien fragment z panem Snapem i panną Victorią rozśmieszył mnie do łez :'D Nie potrafiłam się normalnie opanować :D Biedna Elena. Współczuję jej. Taki trudny wybór. I jeszcze kłótnia z przyjaciółką :/ Ale ta końcówka! Dech w piersiach zapiera! :O <3 Czekam na więcej! Dużo więcej *_*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć :) Zostałaś nominowana do nagrody Liebster Blog Award na moim blogu: magic-can-do-everything.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń