czwartek, 6 lutego 2014

Cheating.

Victoria biegła jak oszalała przez długie i opustoszałe korytarze Hogwartu. Musiała jak najszybciej dotrzeć do gabinetu dyrektora. Ból kłuł ją w boku, ale nie zwracała na to uwagi. Pod wpływem adrenaliny biegła bardzo szybko. 10, 9, 8, 7 metrów....Drzwi otworzyły się i dziewczyna się o nie odbiła. Upadła dość boleśnie na twardą posadzkę.
-A co tu pani robi, panno Collins? - blondynka nadal się krzywiąc uniosła głowę w górę. Nad nią stał Nietoperz szkolny, Snape. Przełknęła ślinę. Teoretycznie nie powinna się go bać, bo był opiekunem jej domu, ale nie tolerował nocnych szwędań się po szkole. Nauczyciel uniósł swoją krzaczastą brew do góry. -Pytałem o coś.-
-Sz-szukam profesora Dumbledore'a. - wyjąkała zarumieniona dziewczyna, wstając z podłogi. Profesor chwilę milczał, lecz potem kontynuował przesłuchanie:
-A w jakiej sprawie?-
-Bo...z Eleną dzieje się coś niedobrego. Krew puszcza jej się z nosa i ust, dusi się i traci przytomność. Ja....- nie dokończyła, bo profesor Snape otworzył drzwi i wskazał palcem, aby weszła do środka. Victoria skuliła się w sobie i niemal wbiegła przez próg jakby coś ją goniło. Po chwili znalazła się w gabinecie dyrektora szkoły. Nie było to zwyczajne pomieszczenie: półki z książkami sięgały niemal sufitu, podłoga wyłożona ekscentrycznym perskim dywanem w fantazyjne wzorki, parapety okien pozastawiane różnymi, dziwnym przedmiotami, o których funkcji Collinsówna nie miała pojęcia. Pośrodku pomieszczenia stało potężne, mahoniowe biurko, a przy nim dwa krzesła w wysokimi oparciami. Obok biurka stał drążek, a na nim usadowił się czerwonozłoty feniks. Zwrócił swój łepek w stronę blondynki i przeszył ją przenikliwym spojrzeniem. Victoria zadrżała. Czuła jakby ptak miał rentgena w oczach. Nerwowo zaczęła tupać nogą. Nigdy nie była w gabinecie największego czarodziejach w historii magii. Nigdy też nie była z nim sam na sam. Zwłaszcza, że okoliczności tego spotkania nie były zbyt szczęśliwe.
-Witam, panno Collins. Co Panią do mnie sprowadza? - Victoria na miękki i spokojny głos starca nieco wystraszył i tak już przerażoną dziewczynę. Zacisnęła spocone dłonie w pięści.
-Ja...ja...chodzi tu o Elenę. - wyjąkała znerwicowana Victoria, przestępując z nogi na nogę. Snape krążył po gabinecie niczym nietoperz żądny krwi.
-Coś się stało? - spytał łagodnie dyrektor zasiadając za biurkiem. Połówki jego okularów połyskiwały wesoło w płomykach świec. Victoria zawahała się. Nie wiedziała od czego zacząć.
-Nie wiem od czego zacząć...- bąknęła nieśmiało dziewczyna, spuszczając wzrok na swoje ulubione pluszowe kapcioszki.
-Najlepiej od początku. - mruknął ironicznie Severus, stając za krzesłem Dumbledore'a. Ten spojrzał na niego karcąco. Po chwili wrócił wzrokiem na osobę młodej Ślizgonki. Uśmiechnął się łagodnie.
-Nie przejmuj się profesorem. Czasami ma takie....napady złego humoru. - odezwał się, powstrzymując śmiech na widok skwaszonej miny młodszego mężczyzny. Victoria uśmiechnęła się blado.
-Więc jeśli chodzi o Elenę, to ...jest w nie najlepszym stanie. I jeśli mogę się ośmielić to radziłabym się pospieszyć do Skrzydła Szpitalnego. - wypaliła. Po chwili na jej dłoni zmaterializowała się mała karteczka:
"Zabrałem Elenę do Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfrey już się nią zajmuje, ale prosi, aby przyszedł prof.Dumbledore. Pospiesz się!
Całusy, Diabeł."

-odczytała, wpatrując się oniemiała w treść liściku. Elena w szpitalu? To aż w takim stanie była dziewczyna? Pokazała liścik dyrektorowi i Mistrzowi Eliksirów. Ostatni dopisek czarnowłosy nie mógł przemilczeć:
-Jakie to słodkie.- skrzywił usta w sarkastycznym uśmiechu, który jednak nie obejmował jego zimnych, czarnych oczu. Victoria zmrużyła oczy i zapowietrzyła się. Już miała coś odpyskować, gdy starzec dotknął jej ramienia.
-Nie warto. Twoja przyjaciółka teraz Cię potrzebuje. - odparł łagodnie i popchnął ją delikatnie w stronę wyjścia. Dziewczyna jedynie westchnęła i zbiegła po schodach. To dziwne uczucie, które towarzyszyło jej, gdy prof.Snape się na nią patrzył minęło.  Teraz najważniejsza była Elena. Idąc tuż za profesorami zdawało jej się, że droga do Skrzydła Szpitalnego dłużyła się niemiłosiernie. W końcu doszli do szpitala. Snape popchnął drzwi i weszli do dużej sali przepełnionej ciężkim zapachem leków. Na jednym z łóżek leżał wciąż nieprzytomny Draco, a tuż obok niego Elena. Wyglądała jak żywe zombie: rozmazana krew na twarzy do tego rozmyty makijaż. Snape razem z Dumbledorem i panią Pomfrey zaczęli się krzątać wokół nieprzytomnej brunetki. Blaise  stanął tuż za blondynką i objął ją w pasie. Milczeli. Ta noc nie należała do najspokojniejszych: ich najbliżsi przyjaciele leżeli w szpitalu nieprzytomni i niewiadomo kiedy mieli się obudzić.  Collinsówna stała bezruchu. Starała się być silna dla nich, ale nie mogła, nie umiała. To kompletnie ją przerosło. Siorbnęła nosem. Bezradność i rozpacz odbierały jej zdolność mówienie i normalnego myślenia. Łzy płynęły jej po policzkach, rozmazując makijaż.
-Nie becz, głupia. - warknął Snape, podnosząc wzrok znad nieprzytomnej Eleny. Przez chwilę mierzyli się wzrokami i dziewczyna z zaskoczeniem zauważyła w jego oczach troskę i współczucie, lecz to szybko minęło. Snape znów otoczył się murem, a jego spojrzenie ponownie było zimne. Blaise oburzony zachowaniem nauczyciela burknął:
-Trochę szacunku.- przyciągnął dziewczynę mocniej do siebie. Jego nerwy były napięte jak struna i w każdej chwili mógł wybuchnąć. Ta sytuacja powoli go wykańczała. Victoria wtuliła twarz w pachnącą jego perfumami koszulę. Ledwo trzymała się na nogach.
-Chodź, kochanieńka. Przemęczona jesteś. - pani Pomfrey podeszła do dwójki nastolatków i opiekuńczo objęła ramieniem wykończoną dziewczynę. Zabini puścił ją i pozwolił, aby pielęgniarka odprowadziła blondynkę na szpitalne łóżko. Ta położyła się, okryła swoje oczy ramieniem i znieruchomiała. W międzyczasie Dumbledore i Snape skończyli się krzątać wokół nieprzytomnej Eleny. Byli bardzo poważni. Szeptając między sobą wyszli jak cienie z pomieszczenia. Blaise przysiadł na skraju łóżka, na którym leżała Victoria. Cisza gęstniała jak mgła. Blask Księżyca spozierał przez witrażowe okna Skrzydła Szpitalnego oświetlając sylwetki Dracona i Eleny, którzy wyglądali jak porcelanowe laleczki tonące pośród zielonkawej pościeli. Blaise spojrzał na blondynkę. Leżała na łóżku z rozsypanymi blond lokami na poduszce. Bladość twarzy nieco przerażała chłopaka, który przyzwyczaił się do rumianej twarzy dziewczyny, tych wesołych iskierek w jej oczach i tego pięknego uśmiechu, którym obdarzała go nacodzień. Teraz była widmem samej siebie.  Westchnął. Jego serce biło ciężko i miarowo. Zagryzł wargi aż do krwi, a w oczach pojawiły się łzy. Po raz pierwszy w życiu od czasu Wielkiej Bitwy o Hogwart Blaise zapłakał. Miał już dość tej beznadziejnej i patowej sytuacji. Tracił wszystkich, na których mu zależało: najpierw Draco, potem Elena, a Victoria wykańczała się nerwowo i fizycznie. Dotknął jej ręki. Chłodna. Wstrzymał oddech i zemdlał.
Następnego dnia:
Szkoła aż huczała od plotek i niepotrzebnych sensacji. Wszyscy wychylali maksymalnie szyje, aby zobaczyć co jest tego powodem. Przy stole Ślizgonów brakowało Blaise'a, Draco, Victorii i Eleny. Rozczarowany Harry obróćił się spowrotem ku swoim przyjaciołom i spuścił wzrok na resztki obiadu walające się po jego talerzu. Hermiona zauważyła smutek przyjaciela, ale nie skomentowała tego, pozostawiając go wraz z czarnymi myślami. Oczywiście Ron jak to on, obżerał się nóżkami kurczaka mlaskając i plaskając. Kasztanowłosa zmarszczyła nos ze zniesmaczenia i obrzydzenia. Nie zmienił się. Siedząca obok niej, rudowłosa Ginny również byłą nadąsana i spięta, bo Harry nie poświęcał jej tyle uwagi i czasu co kiedyś. Grzebała bo talerzu widelcem kompletnie ignorując Deana, który z przejęciem jej opowiadał o najnowszych trendach w quidditchu. Tuż obok niego czarnowłosy Neville utworzył piramidę z palców i ze skupieniem czytał książkę "Najniebezpieczniejsze i najrzadsze rośliny na świecie". Różdżkę włożoną miał za ucho podobnie jak jego dziewczyna, Luna Lovegood. Brwi ściągnięte w jedną linię, a usta zacisnął w cienką kreskę. Można powiedzieć, że największa fajtłapa Gryffindoru tuż po Wielkiej Bitwie nieźle się wyrobiła: wszędzie gdzie by nie szedł, dziewczyny się za nim oglądały.
-Harry...- tu Hermiona kopnęła chłopaka w nogę i skinęła głową w kierunku wejścia. Po chwili wszyscy umilkli. W przejściu stał Malfoy, ale wyglądał jak nie on: bardzo blady, ledwo stojący na nogach i wychudzony. Włosy stały mu w nieładzie, ale nie takim jak kiedyś. Ogólnie przedstawiał obraz nędzy.
-Drrrrracuuuuś! - od strony stołu rozległ się głośny okrzyk. Uczniowie popatrzyli się na biegnącą w kierunku blondyna Astorię, która miała jak zwykle wysokie obcasy i ledwo się na nich trzymała.
-Szykuje się niezła afera.- szepnął Fred do swojego brata, George'a stykając się niemal głową z nim przez co ich włosy tworzyły teraz płomień ognia. Ten tylko przytaknął z szerokim uśmiechem na twarzy obserwując to widowisko. Blondyna dobiegła (jeśli można tak wogóle o tym powiedzieć) do chłopaka i rzuciła mu się w ramiona niemal strącając go z nóg. Draco znieruchomiał i nie objął dziewczyny, która "dramatycznie" szlochała w rękaw jego szkolnej szaty. Z tego co zrozumiał to, że tęskniła i cieszy się, że nic mu nie jest. Uniósł brew. Nie podobało mu się taka adoracja ze strony Astorii. Odepchnął ją od siebie na tyle ile mu siły pozwoliły. Astorii rozmazał się makijaż na twarzy przez co wyglądała jeszcze bardziej żałośnie niż zwykle. Wywrócił oczami z poirytowania.
-Mówiłem Ci coś, Greengrass. Między nami wszystko skończone. Wracaj tam skąd przyszłaś i nie zawracaj mi gitary. - syknął ochryple i natychmiast zakaszlał. Rozejrzał się po Wielkiej Sali. Szczególną uwagę przykuły puste miejsca Eleny, Diabła i Victorii. Zawahał się czy podejść do stołu, choć Astoria usilnie go ciągnęła w tamtym kierunku. Reszta sali widząć totalną kompromitację blondynki ryknęła śmiechem przyciągając tym uwagę siedzących przy stole nauczycielskim nauczycielów.
-Puść mnie wariatko.- warknął,wyrywając rękę z jej uścisku przez co dziewczyna wyrżnęła tyłkiem na zimną podłogę. Zrobiła minę pokrzywdzonej dziewczynki i rozpłakała się. To tylko jeszcze bardziej rozbawiło pozostałych uczniów. Niektórzy nawet płakali ze śmiechu.
-Żałosne...- mruknął chłopak i wybiegł czym prędzej z Wielkiej Sali.

6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietny rozdzial ! Nie moge sie doczekac 25 ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Astoria boże, poważnie Astoria ryczeć i to przy wszystkich . No dobra uzależniam się od Victorii kocham ją, biegła ile sił w nogach miała adrenalinę. :D Spotkała Snape ale nic miedzy nim nie będzie ? Prawda? Nie chce. Dombeldore jak zwykle miły , Harry się martwił . A właśnie Elka bidna, ciekawi mnie co na to wszystko Draco ;3 . Dobra na razie tyle mam do powiedzenia , nie jeszcze coś: CHCE 25 ROZDZIAŁ i KOCHAM TO OPOWIADNAIE. Dralena Forever <3 <3 . Tyle wystarczy miśka ? Oby ci się komentarz spodobał . | Katerina

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochanie, przeczytałam i mówię, że super, ale więcej powiem jutro po szkole, a właściwie dzisiaj, bo jestem padnięta i wypadałoby się położyć :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak obiecałam, wracam! :* Sama nie wiem, od czego zacząć :O Najlepsza końcówka XD Astoria to idiotka... ^_^ A Draco się jej postawił i dobrze :D A potem BĘC i Asti siedzi na swoim tyłeczku na podłodze XD Dobre to było :D Co by tu jeszcze napisać... <3 Mam nadzieję, że Draco odwiedzi Elenę w szpitalu! :D Tak romantycznie *_* No i niech Elena szybko zdrowieje, cokolwiek jej jest <3 I Victoria wspaniała - pełna poświęcenia dla przyjaciółki. A potem Snape! :D Tego przecież nie można tak, ot, ominąć XD Super rozdział i czekam an następny! :* :* :*

    OdpowiedzUsuń