niedziela, 9 lutego 2014

A Little Party Never Killed Nobody.

Nastał styczeń. Najpiękniejsza pora roku była w pełni. Śnieg mienił się w Słońcu, a mroźne powietrze odświeżało przemęczone nauką umysły. Przerwa świąteczna dobiegała końca i uczniowie powoli się zjeżdżali do szkoły. Przed tygodniem zostałam wypisana ze Skrzydła Szpitalnego mimo natarczywych protestów pani Pomfrey, która uważała, że nadal jestem za słaba. Ja nie miałam zamiaru marnować czasu leżąc bezczynnie i gapiąc się w sufit. Musiałam zaliczyć transmutację, obronę przed czarną magią i zielarstwo, bo totalnie olałam te przedmioty. Masakra, jeszcze więcej nauki, bo w tym półroczu czekały mnie owutemy - najważniejsze magiczne egzaminy ustne, praktyczne i pisemne. W dalszym ciągu nie odzywałam się do Victorii, która najwidoczniej uznała, że moja przyjaźń nie jest wiele warta. Nie tylko ode mnie się odsunęła. Blaise najmocniej odczuł to odrzucenie. Od Draco dowiedziałam się, że powiedziała wprost Diabłowi, że nie pasują do siebie i lepiej będzie jak pozostaną przyjaciółmi. Współczułam mocno chłopakowi, bo nie zasłużył na to, a ostatnio Vic zmieniła się nie do poznania: zaczęła więcej czasu spędzać z Pansy i Milicentą oraz unikała nas jak ognia. Siedziałam właśnie w Wielkiej Sali przy stole Ślizgonów razem z Draco, z którym w tym czasie bardzo się zbliżyłam. Pod stołem trzymaliśmy się za ręce i jedliśmy obiad. Co rusz ukradkiem zerkałam w stronę siedzących nieopodal dziewczyn: Pansy, Milicenty oraz Victorii. Blondynka zarzuciła swoimi blond włosami i zaśmiała się z czegoś perliście. Astoria zniknęła gdzieś tajemniczo i nie pokazywała się już w ich towarzystwie.
-Przekonałeś Diabła, aby wreszcie wyszedł z dormitorium? - spytałam cicho arystokratę, który zajadał się właśnie puree ziemniaczanym z boczkiem. Ten spojrzał na mnie i pokręcił przecząco głową. Od tygodnia Blaise nie pokazał się na obiadach czy śniadaniach. Był wyłącznie na lekcjach, a i tak na nich nie uważał, odpływając myślami gdzie indziej. Martwiłam się o niego i to bardzo, bo bardzo go polubiłam i uważałam go za świetnego kumpla i przyjaciela. Nie zasłużył sobie na takie traktowanie ze strony Victorii. Pogrzebałam widelcem po talerzu. Straciłam ochotę na jedzenie.  Blaise chyba za bardzo przeżywa odrzucenie ze strony Collinsówny. Rozczarowałam się nią, a jednocześnie nie wiedziałam co w nią wstąpiło.
-El, musisz coś jeść. - Draco przysunął spowrotem mój talerz bliżej. Wygięłam usta w podkówkę. Czy nie mógł mi choć raz odpuścić? I tak mam umrzeć to po co mam jeść?
-Nie jestem głodna. - zaczęłam obgryzać moje idealnie pomalowane na krwistoczerwony kolor paznokcie. Robiłam tak, gdy stres dawał się we znaki. Chłopak niemalże wyciągnął mi palce z buzi siłą. Spojrzał na mnie z dezaprobatą.
-Nie przyjmuję takiej odpowiedzi. Masz jeść albo ja będę Cię karmić. - to ostatnie mruknął mi do ucha, lekko przygryzając jego płatek. Zadrżałam i zarumieniłam się. Rozejrzałam się po Sali. Przy stole Puchonów siedział Stefan i rozmawiał z jakąś Puchonką. Widać, że wciągnęła go ta rozmowa, bo dziewczyna wyraźnie była nim zauroczona. Przygryzłam wargę. Gdzieś w głębi siebie oczekiwałam go, aż przyjdzie do Skrzydła i odwiedzi mnie, ale tak się nie stało. Zabolało, to fakt. Ale przecież życie innych nie będzie się kręcić wokół mojego. Nie jestem pępkiem świata. Obróciłam się spowrotem do naszego stołu i wzięłam do ust kęs jedzenia. Draco uniósł brew, ale ja to zignorowałam. Przełknęłam. W uszach wciąż dudniły mi słowa Victorii oraz jej śmiech.
-Hej, ludziska! Słyszeliście o tym, że w Walentynki będzie impreza stylizowana na lata 20.? - razem z Draco obróciliśmy się, podobnie jak inni uczniowie. Na stole Gryfonów stał szatyn o szalonych brązowych oczach. To był chyba Seamus. Wszyscy zamilkli.
-Wiemy, no i co z tego? Co za sierota...- z drugiego końca sali odezwał się jakiś chłopak z wyższością w głosie. Wywróciłam oczami. Boże, że ten Zachariasz nie potrafił utrzymać języka w gębie. Blondyn ścisnął moją dłoń mocniej. Chyba czuł to samo co ja. Wstaliśmy od stołu i opuściliśmy salę prawie niezauważeni, bo zdążyłam zerknąć w stronę Stefana, który patrzył się prosto na mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy, ale i żalem w oczach.  Odwzajemniłam uśmiech i po wyjściu z Sali chwyciłam Draco za rękę. Ten skwitował to uroczym uśmiechem przeznaczonym tylko dla mnie. Nasze ręce huśtały się między nami, gdy spacerowaliśmy opuszczonymi korytarzami szkoły, patrząc czasami przez duże, gotyckie okna jak śnieg wiruje w powietrzu.
-Pójdziesz ze mną w Walentynki do Hogsmeade? - spytał mnie blondyn, idąc tuż obok. Spojrzałam na niego zaskoczona. Zatrzymaliśmy się przy jakieś pustej klasie.
-Przecież...słyszałeś, że jest impreza w szkole...- zająknęłam się, czują się niezręcznie. Chętnie bym się wyrwała, poszła na jakąś zabawę i upiła do nieprzytomności. Błyski podniecenia zgasły w stalowoszarych oczach Ślizgona. Zostały zastąpione przez obojętność i trudno skrywany smutek.
-Dobra, jak chcesz....To była tylko propozycja. - puścił moją dłoń i schował swoje w kieszenie ciemnych dżinsów lekko przetartych przy kolanach. Spuścił głowę i zaszurał nogą po zakurzonej posadzce. Zaczęłam bawić się nerwowo pierścionkiem na moim palcu chroniącym mnie przed światłem słonecznym.
-Draco...mogę z Tobą iść do Hogsmeade. - powiedziałam, przerywając uciążliwą ciszę między nami. Z dołu słychać było tylko gwar uczniowski.
-Nie musisz aż tak się dla mnie poświęcać. Łaski mi nie robisz. - odpowiedział zimno nawet na nie patrząc w moją stronę. Westchnęłam.
-To nie tak...- wyciągnęłam rękę, aby dotknąć jego ramię, ale ten strzepnął ją momentalnie. Odwrócił się z zamiarem odejścia.
-Myślałem, że coś do mnie czujesz. Ale widać myliłem się. Cóż za ironia losu...- rzucił gorzko przez ramię i odszedł. W moich oczach pojawiły się łzy zamazując mi całkowicie widoczność. Wszystko zlało się w jedną szaroburą plamę. Chciałam za nim pobiec, zatrzymać, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Podparłam się ściany i cicho jęknęłam. Osunęłam się na posadzkę, a łzy swobodnie płynęły mi po policzkach. Oparłam głowę o ścianę i najzwyczajnie w świecie ryczałam. Podkuliłam nogi i wczepiłam palce we włosy. Teraz nie miałam już nic.
-Och, gdybyś wiedział jak ja bardzo Cię kocham...-wzdychnęłam ciężko, siorbiąc nosem. W końcu musiałam nazwać moje uczucia do Niego. Ale teraz było już za późno. Jakąś głupią imprezę przedłożyłam nad romantyczną randkę z Draco. Głupia ja...
****
-Draco! Draco! - rozległ się dziewczęcy okrzyk na korytarzu. Chłopak mimo, że był w złym nastroju obrócił się.
-Czego? - burknął w stronę biegnącej w podskokach dziewczynie. Tej nie zraziło to i przyczepiła się do niego niczym harpia.
-Pójdziesz ze mną do Hogsmeade w Walentynki? - blondynka zrobiła dziubek i zatrzepotała rzęsami. Dzisiaj, o dziwo była normalnie ubrana: szkolna szata, neutralny makijaż i beżowe paznokcie.
-Astoria...Nie. Przepraszam Cię bardzo, ale nie. - odepchnął od siebie rozczarowaną czarownicę i odszedł. Szedł ciemnymi korytarzami w stronę Pokoju Życzeń. Zawsze tam chodził, gdy tylko dręczył go jakiś kłopot i nie chciał nikogo widzieć ani spotkać. Przeszedł trzy razy przed gołą ścianą, myśląc o miejscu, w którym chciałby się teraz znaleźć. Po chwili drzwi się pojawiły i Draco pchnął je, wchodząc do środka. Zawiało stęchlizną i starością. Drewniana podłoga zaskrzypiała pod wpływem ciężkich butów chłopaka. Drzwi się cicho zamknęły i pomieszczenie ogarnął mrok.
-Lumos.- mruknął pod nosem Ślizgon i z końca różdżki zapaliło się jasne światło. Wszedł głębiej. Pośrodku niewielkiego pomieszczenia stała zużyta kanapa, a przy niej mały, kulawy stoliczek. Kominek ział chłodem. Ogólnie to pokój przedstawiał obraz jak po drugiej wojnie światowej. Blondyn rozsiadł się na przykurzonej kanapie i zapalił w kominku. Pomieszczenie oświetlił blask ognia trzaskającego w palenisku. Zamyślił się. W jego myśli wkradła się pewna urocza brunetka. Oczarowała go, gdy po raz pierwszy spotkali się na londyńskim przedmieściu. Wiedział, że to nie będzie przelotna znajomość i przerodzi się to w coś więcej. Kiedyś. I to kiedyś nadeszło właśnie teraz, a on sam nie wiedział czy dawać temu jakiekolwiek szanse.  Dotknął palcami swoich ust. Pamiętał smak jej pocałunku, gdy całowali się w Skrzydle Szpitalnym. Słodki i niewinny, a zarazem zmysłowy i kuszący. Kto by się jej oparł? Znał jej prawdziwą naturę, ale nie obawiał się, że ona go zaatakuje. I jeszcze ta sprawa z Blaisem i Victorią. Nie chciał się Elenie przyznać, ale nigdy nie polubił tej blondynki. Wydawała mu się taka roztrzepana i niepoukładana, a teraz złamała serce jego najlepszemu przyjacielowi od czasów dzieciństwa. Ukrył twarz w dłoniach. Nie wiedział co robić. To go kompletnie przerosło.
********
-A od jak dawna tu jesteś? - Stefan wraz z nowo poznaną Puchonką przechadzali się po długich korytarzach Hogwartu. Chłopak miał na sobie roztrzepaną, błękitną koszulę, którą kiedyś dostał od Eleny, a nosił ją przez sentyment do niej, obcisłe dżinsy oraz wygodne buty. Dłonie schowane miał w kieszeniach spodni.
-Od miesiąca. - odparł krótko przypatrując się swojej rozmówczyni. Miękkie, ciemnoblond włosy opadały łagodnie na ramiona. Ciemnoniebieskie oczy przypatrywały się światu z lekkim rozmarzeniem. Ich ciche kroki niosły się delikatnym echem po przestrzeni.
-A nazywasz się...- tu Stefan zmarszczył brwi usiłując przypomnieć sobie jej imię.
-Hannah. - odparła z uśmiechem dziewczyna, patrząc na niego.
-Nie wiedziałem, że wyrywasz samotne uczennice. No, no...kto by pomyślał. Niewinny Stefan Salvatore polujący na dziewice. - zza ich pleców dobiegł zimny głos Damona. Obrócili się błyskawicznie. Hannah pobladła. Profesor Scotish nie należał do jej ulubionych nauczycieli.
-Czego chcesz? - Stefan stanął tuż przed Puchonką, aby w razie czego ochronić ją, gdyby Damon zaatakował. Młodszy Salvatore dobrze wiedział do czego jest zdolny jego starszy brat. Czarnowłosy nonszalanckim krokiem podszedł do nich, strzelając obcasem swoich butów o podłogę.
-Gdzie jest Elena? - starszy Salvatore wbił wzrok w brata.
-Nie mam pojęcia. Ostatnio widziałem ją jak wychodziła z Wielkiej Sali.- odparł spokojnie Stefan, łapiąc Hannah w pasie.
-Musimy ją znaleźć. Mam dla niej lekarstwo. - Damon wyjął z kieszeni małą buteleczkę z przezroczystym, lekko złotawym płynem.
-Lekarstwo? - nie zrozumiał szatyn.
-Ona umiera.- oznajmił mu Damon i po chwili już go nie było.

5 komentarzy:

  1. Jeju jak ja kocham Dralene <3 Świetny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju *-* *u* kocham kocham kocham <3 Draco i jego przemyslenia... Tutaj nie ma sie nad czym zastanawiac !!! <3 Elena :'( ciekawe co jest Vic ? Biedny Blaise :(
    Super rozdzial ! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mogłaś skończyć w TAKIM momencie? *_* Rozwiń akcję, no! Ja tu przerwę w geografii, a Ty co?! Oj, nieładnie :P Elena! Elena! Ona nie myśli, czy co? Taka szansa... Ja tego nie rozumiem, no!
    Świetny rozdział! Ale się nie mogę doczekać kolejnego <3 Elena dostanie to lekarstwo? Ale jestem teraz ciekawa... Wampir czy czarodziej? A może jedno i drugie? :D Pisz szybko, to się dowiem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju *-* *u* kocham kocham kocham <3 Draco i jego przemyslenia... Tutaj nie ma sie nad czym zastanawiac !!! <3 Elena :'( ciekawe co jest Vic ? Biedny Blaise :(
    Super rozdzial ! :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju *-* *u* kocham kocham kocham <3 Draco i jego przemyslenia... Tutaj nie ma sie nad czym zastanawiac !!! <3 Elena :'( ciekawe co jest Vic ? Biedny Blaise :(
    Super rozdzial ! :3

    OdpowiedzUsuń