poniedziałek, 27 stycznia 2014

Give Me Last Dance.

Draco biegł z półprzytomną Elenę w ramionach przez korytarz. W myślach modlił sie, aby nie straciła całkiem przytomności. Co chwilę sprawdzał, czy aby nie zamykała powiek spowrotem. Serce tłukło mu się w piersi jak oszalałe. Miał wrażenie jakby miało zaraz wyskoczyć mu z piersi. A Elena leżąca w jego ramionach była taka lekka...Nie nazbyt lekka? Kolejne stopnie przybliżały go do lochów. Szybko podał hasło, a kamienna płyta zaczęła się otwierać. Draco jednak nie chciał czekać, aż się cała otworzy, tylko przepchał się i już znajdował się w salonie. Ignorując zaskoczone spojrzenia Blaise'a i Victorii, położył nieprzytomną dziewczynę na kanapę. Odgarnął z jej czoła zabłąkane kosmyki włosów. Wyglądała tak pięknie...Przypominała porcelanową laleczkę, którą w każdej chwili można zbić.
-Co się jej stało?! - rozległ się okrzyk za jego plecami i po chwili przy brunetce klęczała jej blondwłosa przyjaciółka. Głaskała ją po włosach, potem z przerażeniem patrzyła na jej sylwetkę, aż na końcu rozpłakała się znów.
-Zabierz ją stąd.- mruknął Draco do przyjaciela, który obserwował to ze zmartwieniem. Diabeł podszedł do szlochającej Victorii i coś szepnął jej do ucha. Ta jedynie kiwnęła głową i nadal chlipiąc dała się wyprowadzić z Pokoju Wspólnego. Blondyn usiadł obok Eleny i chwycił ją za rękę. Czuł miękkość jej małej dłoni, aksamit skóry...Wpatrzył się w nią zamyślony. Pamiętał nadal o ich pocałunku w Hogsmeade. Wiedział, że nie powinien pozwolić jej się zbliżyć do siebie. Od dawna tak miał. Tworzył mur oddzielający go od innych, nikt nie mógł go rozbić. Nawet tak mądra czarownica jaką bez wątpienia była Hermiona Granger. Jedyną osobą, która tak naprawdę go znała był Blaise. Znali się jak przysłowiowe dwa "łyse konie". Draco znał tajemnice Diabła i na odwrót. Pochylił głowę i ucałował wierzch dłoni dziewczyny. Nie przeszkadzało mu to, że była kimś kompletnie innym od niego. To go właśnie w niej zafascynowało. Różna od innych. Może powinien pozwolić jej rozbić ten mur i odkryć tego prawdziwego 'ja'? Westchnął cicho, głaszcząc delikatnie jej lśniące włosy.
******
Czułam jak powoli wraca mi władza we wszystkich członkach mego ciała. Pod spodem wyczułam coś miękkiego. Poruszyłam się.
-Nie wstawaj. Za słaba jesteś.- usłyszałam cichy szept dochodzący z mojej prawej strony. Otworzyłam niemrawo oczy i zmrużyłam je. Przy mnie siedział Malfoy. Ale coś się zmieniło. Widok wyostrzył mi się i zauważyłam, że coś go wyraźnie gryzie. Ignorując jego polecenie, podniosłam się do pozycji siedzącej. Zawroty głowy uprzytomniły mi w jakiej sytuacji się znalazłam.  Dotknęłam jego ramienia. Chłopak niewidocznie zadrżał.
-Coś się stało? - spytałam, patrząc mu prosto w oczy. Te stalowoszare oczy przepełnione niewysłowionym bólem i cierpieniem. Spuścił wzrok na swoje dłonie. Coś go wyraźnie dręczyło, tylko co? Usiadłam wygodnie obok niego. Draco ukrył swoją twarz w dłoniach.
-D-draco? - jego milczenie tylko coraz bardziej mnie niepokoiło. Chłopak uniósł znó głowę i rzekł:
-Przepraszam. Za to co powiedziałem i wogóle. To przeze mnie znalazłaś się w takim stanie czego sobie nie mogę wybaczyć. A poza tym...nie mogę o jednym zapomnieć. Nasz pocałunek...-ostatnią kwestię niemal wyszeptał. Dobrze, że nikogo nie było w tym czasie w salonie. A więc o to chodziło...
-Miałeś prawo poczuć się urażony...ale nie wiem dlaczego tak zareagowałeś. Jesteś zazdrosny? - spytałam go, mając nadzieję na to, że tak. Chłopak chwycił moją rękę, przez którą przeszła zaskakująco miła iskra.
-Elena...-zaczął. Ja oczekująco patrzyłam się na niego, a serce biło mi sto razy szybciej niż normalnie. Emocje siedzące we mnie wariowały raz po raz. Nigdy się tak nie czułam. Motylki w moim brzuchu latały jak szalone. Ten sposób w jaki wymawiał moje imię...
-Tak? - opanowałam drżenie głosu.  Draco założył kosmyk moich włosów za ucho.
-Eleno, od chwili gdy Cię poznałem, wiedziałem, że połączy nas coś specjalnego, coś czego nie umiem ci teraz wyjaśnić. Potem to wszystko...- zaczął się plątać w wyjaśnieniach. -...to wszystko zaczęło się dziać tak szybko. Myślałem, że lecisz na Blaise'a tego dnia, gdy odbyła się impreza, a potem ta twoja ucieczka...Zastanawiałem się, co ja takiego złego ci zrobiłem. Victoria zaraz potem po Ciebie poszła, a gdy wróciła powiedziała, że śpisz. Ja wtedy straciłem chęć na imprezowanie i poszłem do swojego dormitorium. Ja...sam nie wiem co się ze mną dzieje. Gdy Cię widzę z jakimś innym kolesiem, nie umiem się opanować...- tu rozłożył bezradnie ręce. Wyglądał teraz jak małe, pokrzywdzone dziecko. Ja przetrawiałam jego słowa w milczeniu.  Draco był po prostu zazdrosny.
-Możesz liczyć tylko i wyłącznie na moją przyjaźń, nic więcej. Przepraszam, ale nie jestem jeszcze gotowa na nowy związek.- wstałam i odprowadzana ciszą, udałam się do dziewczeńskiego dormitorium. Idąc, minęłam schodzącego z góry Blaise'a. Ten uniósł brew, ja na to uniosłam dłoń w geście 'porozmawiamy jutro'.  Kiwnął głową i zszedł na dół. Westchnęłam. Czy to wszystko musiało być takie trudne? Doszłam do drzwi z tabliczką: "P.Parkinson, A.Greengrass, V.Collins, E.Gilbert". Popchnęłam je i weszłam do środka. Na jednym z łóżek leżała drobna postać o blond lokach rozsypanych wokół jej twarzy. Opuchnięte powieki i czerwone policzki pokazywały jak bardzo dziewczyna musiała płakać. Usiadłam obok niej i wpatrzyłam się w nią. Była mi najbliższą osobą w Hogwarcie (oczywiście obok Harry'ego i Diabła) i nie mogłam pozwolić na to, aby cierpiała. Pogłaskałam ją po głowie. Jej miękkie loki przyjemnie gilgotały mnie w dłoń. Dziewczyna spała, najwyraźniej Zabini podał jej Eliksir Słodkiego Snu.  Uśmiechnęłam się do siebie. Tych dwoje najwidoczniej ciągnęło ku sobie. Wstałam i już miałam wyjść z pokoju, gdy usłyszałam jak za drzwiami ktoś ze sobą rozmawia:
-Jesteś pewna, że to zadziałało?-
-Na bank, widziałaś ją zresztą. Myśli, że jak owinie sobie Draco wokół palca to zdobędzie przychylność czystokrwistych. Pff.-
-A nie przesadziłaś czasem? Jak ją zobaczyłam to myślałam, że ją zabiłaś.-
Te ostatnie słowa mnie zabolały. A więc tak...Pansy i nie znana mi z głosu dziewczyna chciały się mnie pozbyć, bo Draco się mną interesuje? Ciekawe, nie powiem. Jeszcze pożałują, że ze mną zadarły...
*******
Minął październik i listopad. Bal Bożonarodzeniowy nadchodził wielkimi krokami i wszędzie można było już wyczuć atmosferę oczekiwania i podniecenia. Dziewczyny zbierały się w grupy i polowały na co przystojniejszych chłopaków. Na to wszystko patrzyłam z ponurym przygnębieniem. Nie obchodził mnie ten bal i tak pewnie nie pójdę. Nie mam z kim. Stałam właśnie przy klasie eliksirów z podręcznikiem w ręce, bo na lekcji miałam mieć sprawdzian o najgroźniejszych eliksirach, gdy podbiegła do mnie w podskokach Victoria.
-Nie uwierzysz, ale Blaise zaprosił mnie na bal! Rozumiesz to?! - dziewczyna omal nie eksplodowała z tego szczęścia. Ja na to uniosłam tylko brwi i wróciłam do jakże pasjonującej lektury o Eliksirze Wywracajacego Wnętrzności Na Zewnątrz. Victoria nie dała za wygraną.
-Tak, wiem. Już chyba każdy Ślizgon wie, że Diabeł cię zaprosił. A teraz..pozwolisz? - tu kiwnęłam jej książką. Dziewczyna wyglądała na niepocieszoną.
-A co z Tobą i Draco? - spytała ściszonym głosem, bo przeszły obok nas Pansy i Astoria. Wzruszyłam ramionami. Od naszej ostatniej rozmowy minęło już trochę czasu i jakoś nie mogłam się przemóc, aby znów do niego zagadać. Mijaliśmy się na korytarzach i w pośpiechu mówiliśmy sobie 'cześć'. Brakowało mi naszych wspólnych chwil, gdzie szczerze mogliśmy sobie powiedzieć wszystko. Wiem, zraniłam go swoim wyznaniem, ale czy miałam inne wyjście? To, że nie byłam gotowa na nowy związek nie oznaczało przecież żadnego w przyszłości.
-Nie wiem. I nie chcę wiedzieć. - burknęłam, zasłaniając się kurtyną własnych włosów.
-Nie zaprosił Cię...- stwierdziła Victoria, przeszywając mnie wzrokiem.
-Nie, nie zaprosił. Zadowolona?! - wybuchłam, przez co oczy innych uczniów przeniosły się na nas. Blondynka spojrzała na mnie zaskoczona i przestraszona. Cofnęła się.
-Okej, nie musisz tak wrzeszczeć...- odparła i z godnością odeszła, mijając po drodze Diabła i Smoka. Ten ostatni obrócił się, aby na nią spojrzeć i gwizdnął przeciągle.
-Co tu się stało? - spytał mnie, gdy podeszli bliżej. Ja nie miałam ochoty odpowiadać na to pytanie, więc go zignorowałam i pogrążyłam się w lekturze podręcznika. Ów przedmiot został mi momentalnie zabrany przez Zabiniego, który z racji tego, że był wyższy, wykorzystał to.
-Oddaj mi to, Zabini. - syknęłam i sięgnęłam ręką po książkę. Ten jednak z perfidnym uśmieszkiem wyciągnął rękę wyżej poza mój zasięg.
-Radzę ci jej nie prowokować, Blaise. - skomentował poczynania swojego przyjaciela Malfoy, trzymający się na uboczu.
-Niby czemu? Przecież to nasza mała, słodka Elenka. - poszerzył uśmiech czarnoskóry. Wywróciłam oczy do góry z poirytowania. Jak on mnie czasami wkurzał...
-Chcecie wiedzieć o co poszło? To powiem wam: NIKT mnie nie zaprosił na bal, a Vic miała czelność pogorszyć mój humor swoimi przechwałkami. Zadowoleni? - warknęłam i wyrwałam książkę z rąk zaskoczonego Diabła. Odwróciłam się i odeszłam od osłupiałych Ślizgonów. Jedynie co zdołałam usłyszeć to:
-Ty jej jeszcze nie zaprosiłeś? Masz...- tu wypowiedź Diabła została zagłuszona przez gadaninę pozostałych uczniów. Przez całą lekcję eliksirów nie mogłam się skupić na tym co piszę, bo wyraźnie czułam na swoich plecach palący wzrok Malfoya. O nie, nie dam mu się sprowokować. Naskrobałam coś jeszcze po pergaminie i oddałam go profesorowi Snape'owi. Wzięłam torbę, spakowałam pióro, kałamarz i wybiegłam niemal z sali, aby nie natknąć się na blondyna. Przez moje myśli przebiegały tysiące, jeśli nie miliony potwornych pomysłów.  Usiadłam na kamiennej ławce przed Wielką Salą i oparłam głowę o zimny mur, który ostudził nieco moje rozgrzane zapędy. Uspokój się Eleno...Powtarzałam te słowa jak mantrę, aż całkowicie się uspokoiłam. Po kilkunastu minutach na korytarz wyszli uczniowie i zrobiło się znów głośno i gwarno. Postanowiłam poczekać na Victorię i przeprosić ją za moje wcześniejsze zachowanie.  Wśród tłumu uczniów nie mogłam jej jednak dostrzec. Kilka osób przywitało się ze mną, ja uprzejmie im odpowiedziałam.
-Cześć.- podniosłam głowę i ujrzałam uśmiechającego się Harry'ego stojącego nade mną. Odwzajemniłam uśmiech i ustąpiłam mu miejsca na ławeczce. Przysiadł się do mnie.
-Cześć. Jak ci poszedł sprawdzian z eliksirów? - spytałam go, ściskając torbę w moich dłoniach, które aż mi się spociły.
-Hm, myślę, że całkiem nieźle. Sporo się uczyłem z Hermioną, więc chyba mogę być spokojny, chociaż miałem problem z eliksirem powodującym długotrwałą agonię. Nie jestem pewien czy aby tam był korzeń asfodelusa czy nie. - tu zmarszczył brwi, zastanawiając się. Ja na to uniosłam brew.
-Dobra, koniec z eliksirami. Teraz mamy przerwę obiadową, więc...mogę się do was przysiąść? - to pytanie wyszło mi z ust całkiem spontanicznie. Harry wyraźnie się ożywił.
-No pewnie! - odparł, wstając i podając mi dłoń. Chwyciłam ją.
Z sali eliksirów wychodzili właśnie Draco i Blaise, gdy to się stało. Blondyn jeszcze bardziej spochmurniał, a z oczu ciskały mu błyskawice.
-Grzmotter i Elena? Czy ja o czymś nie wiem? - usłyszał pytanie Diabła, który był tak samo zdziwiony jak Malfoy, tyle, że nie strzelał furią gdzie popadnie. Draco szybko się opanował i na jego twarzy znów zagościł ironiczny uśmieszek. Ruszył prosto przed siebie, rozpierzchając młodszych uczniów. Weszli oboje do Wielkiej Sali i rozejrzeli się. Przy stołach poszczególnych domów siedziało już sporo ludzi. Niektórzy stali i śmiali się z żartów kolegów, a niektórzy tacy jak Gryfoni siedzieli przy stole i jedli obiad. Wśród nich była i Elena. Jej długie, czekoladowe włosy falowały przy każdym ruchu jej głowy. Zaśmiałam się. Ci bliźniacy, Fred i George byli przekomiczni.
-Elena, może mi się zdawać, ale Malfoy od dłuższego czasu się na Ciebie gapi. - odchrząknął Harry i wskazał podbródkiem w stronę wejścia. Obróciłam się tak samo jak i pozostali. Rzeczywiście, w przejściu stał Malfoy i jego nieodłączny przyjaciel, Blaise. Blondyn wpatrywał się we mnie z wyraźną furią i wściekłością, a dłonie zaciskał w pięści. Aż biło od niego złością i niezrozumianą przeze mnie zazdrością. Przechodzący obok niego ludzie patrzyli na niego zdziwieni i mijali go.
-Wściekły jest. - zauważył inteligentnie Ron, zajadając się kurczakiem i sałatką z czerwonej kapusty.
-Inteligentny jesteś. - zauważyłam z ironią i wstałam od gryfońskiego stołu. Zarzuciłam włosami i ruszyłam pewnym krokiem ku wściekłemu Draconowi i półuśmiechniętemu Diabłowi. Stanęłam tuż przed nimi.
-Możesz przestać się take gapić?! Mam wrażenie jakbyś chciał kogoś zabić! - syknęłam do wzburzonego arystokraty. Ten jednak spojrzał na mnie z pogardą.
-Nic Ci do tego. - burknął i odszedł w kierunku stołu Ślizgonów. Usiadł między Pansy i Astorią, co zaowocowało irytującym piskiem obu dziewczyn. Niedobrze mi się zrobiło na ten widok. Blaise również wyglądał jakby miał zwymiotować.
-Nie przejmuj się nim. Minie mu. Chyba za bardzo się na Ciebie nakręcił. - mrugnął do mnie okiem. Popatrzyłam na niego z dezaprobatą. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo dołączyła do nas Vic.
-Hejka wam. Jak leci? - uśmiechnęła się promiennie. Chyba mi wybaczyła, ale i tak musze ją przeprosić. Odwróciłam głowę w inną stronę, aby nie zobaczyła mojego wyrazu twarzy. Nie powiem, zabolało mnie to jak Draco dał się tak ściskać przez dwie naczelne siksy mojego domu. - No nie...ten to chyba przebił szczyt kretynizmu swego. -  skomentowała Vic, patrząc z obrzydzeniem w stronę Malfoya i dwóch dziewczyn naprzykrzających mu się.
-Ale nie widzę, aby był z tego zadowolony. - zauważył przytomnie Blaise, krzyżując ręce na torsie.
-Nie chce mi się na to patrzeć. - powiedziałam tylko i szybko wybiegłam z Sali, aby nie patrzeć na nich. To zbyt mnie bolało. Czułam jak łzy toczą się łagodnym strumykiem po moich policzkach. Otarłam je pospiesznie. O nie, nie będzie mnie tak traktował. Już ja mu pokażę....
W tym samym czasie:
-Widziałeś to? Chyba jej zależy na nim...- rzekła Victoria, patrząc w stronę wyjścia, gdzie wybiegła Elena. Blaise objął ją łagodnie ramieniem.
-Trzeba coś zrobić, żeby się jakoś znów zbliżyli do siebie.- odparł Diabeł z zamyślonym wyrazem twarzy.
-Bal ku temu jest dobrą okazją. - klasnęła w dłonie blondynka i zarzuciła ramiona za szyję chłopaka. Ten uśmiechnął się iście diabelsko.
-Dobrze kombinujesz, mała. - i ucałował ją w czubek głowy.
*******
Biegłam wzdłuż korytarzy ze łzami w oczach. Czemu mi tak cholernie na nim zależało? Nawet nie wiedząc kiedy dotarłam do dormitorium i rzuciłam się na łóżko z płaczem. Łzy leciały mi ciurkiem, a ja nie potrafiłam i nie chciałam ich powstrzymać.  Chciałam być sama. Tak jak codziennie od sześciu miesięcy. Moje serce znów zostało przełamane.
-El? - drzwi się uchyliły i skrzypnęły, a w nich pojawiła się zmartwiona twarz mojej przyjaciółki. Otarłam oczy i wygięłam usta w wymuszonym uśmiechu.
-Tak? - uniosłam się na łokciach i spojrzałam w niebieskie oczy Victorii. Ta usiadła obok mnie.
-Nie udawaj, że wszystko jest okej, bo nie jest. Ja to widzę. - rzekła Vic ściszonym głosem. Spuściłam wzrok i nic nie powiedziałam. Bo niby co miałam powiedzieć? Że jestem zazdrosna o Dracona, który nawet nie jest moim chłopakiem?  Zaczęłam obgryzać paznokcie. Chwyciła mnie za dłonie i oderwała je od moich ust.
-Nie obgryzaj. Za tydzień jest bal. Znajdziemy ci kogoś i Draco będzie gorzko żałował, że cię nie zaprosił. - poklepała mnie pocieszająco po dłoni.
-Oby. Nie mam zamiaru sama iść na ten cholerny bal. - dodałam z kwaśną miną.
*******
Minął tydzień, a Hogwart został pięknie przystrojony świątecznymi ozdobami. W Wielkiej Sali stoły zniknęły, a w zamian pojawiły się dwie duże choinki przyozdobione bombkami i innymi świecidełkami. Dziewczęta biegały po szkole całe rozemocjonowane, a chłopacy zbijali się w grupy, aby uniknąć ataku dziewczyn. Ja podchodziłam do tego z chłodnym rozsądkiem. Wystarczy, że patrzyłam na te puste idiotki, Lavender i Parvati jak się uganiały za chłopakami, chociaż miały już partnerów na bal. Ja najczęściej chodziłam mniej uczęszczanymi korytarzami. Nie podzielałam tego entuzjazmu, bo najzwyczajniej w świecie przestało mnie to bawić.  Może i byłam dziwna, ale taka już jestem. Bycie wampirem mnie zmieniło. Przestałam być tą samą słodką, niewinną dziewczyną, którą byłam przeszło 2 lata temu. Po szkole niosła się wieść, że mają przyjechać jacyś delegaci ze szkół magii i ktoś spoza. Tak szczerze nie obchodziło mnie to. Ważne było, żebym tylko przetrwała ten cholerny bal, a wszystko będzie okej. Victoria starała się dotrzymać towarzystwa, tak samo jak i Blaise, ale to nie ich potrzebowałam. Potrzebowałam pewnego zarozumiałego, artystokratycznego dupka. Ale ten świetnie się bawił w towarzystwie Astorii, którą jak słyszałam zaprosił na bal.  Unikałam jego towarzystwa, bo za bardzo mnie to bolało. Po kryjomu słuchałam mugolskiej muzyki na moim ipodzie, który sprytnie przeszmuglowałam na teren szkoły. Właśnie tak wędrowałam po opuszczonym korytarzu, słuchając Eda Sheerana "I See Fire", gdy ktoś stanął mi na drodze. Uniosłam głowę i zamarłam z zaskoczenia. Tej osoby się nie spodziewałam tu.
-Stefan...- wydusiłam. Chłopak stał przede mną z rękami w kieszeniach swoich ciemnych dżinsów. Nic się nie zmienił: te same, potargane ciemnoblond włosy i szmaragdowe oczy. Ta szczupła twarz, którą wielokrotnie dotykałam. Ściągnęłam słuchawki z uszu. Młodszy Salvatore nieśmiało się do mnie uśmiechał.
-Miło Cię widzieć, Eleno. - wyszeptał, podchodząc do mnie bliżej. Ja stałam w miejscu jak jakiś kołek i nie wiedziałam co powiedzieć. Kompletnie mnie zaskoczył.
-Jak...jak tu się dostałeś? - zdołałam jedynie wypalić bezmyślnie pytanie. Salvatore zaśmiał się cicho. Wyciągnął z tylniej kieszeni pomiętą kartkę.
-Caroline dostała zaproszenie na bal. Miała pojechać razem z Klausem, ale jako, że on nie mógł, więc mnie poprosiła. - wyjaśnił szczerze pokazując mi kawałek papieru. A więc Caroline jest tutaj również...Spuściłam głowę. Nie odpowiedziałam tylko wpatrzyłam się w sznurówki moich tenisówek. Nie zauważyłam jak chłopak jeszcze bardziej się do mnie zbliżył. Chwycił mnie delikatnie za podbródek i uniósł go. Tak czy inaczej musiałam na niego spojrzeć. W te przepełnione tęsknotą i nadzieją zielone oczy. Zupełnie jak Harry'ego...
-Wiem również, że nie masz z kim iść na bal. Co jak co, ale ty zawsze byłaś oblegana przez chłopaków. Co się zmieniło? - szepnął. Jego ciepły oddech z nutką whiskey owionął moją twarz przez co zadrżałam. Tak bardzo brakowało mi jego bliskości... Dotknęłam jego nadgarstka.
-Bardzo wiele.-odpowiedziałam w podobnym stylu i nachyliłam się jeszcze bardziej przez co nasze usta się zetknęły. To było iskrą zapalącą spóźniony samozapłon. Nasze język rozpoczęły szaleńczy taniec, a usta co chwila się stykały. Stefan całował mnie coraz bardziej namiętniej, aż popchnął mnie na mur. Wczepiłam palce w jego miękkie włosy i przyciągnęłam jeszcze bliżej o ile było to możliwe. Młodszy Salvatore zszedł ustami na moją szyję, a ja co chwila wydawałam z siebie różnorakie dźwięki. Czułam się coraz bardziej zrelaksowana. Zapominałam o całym bożym świecie. W ramionach Stefana zawsze mogłam liczyć na zrozumienie i pomoc. W tej chwili poczułam dłonie Stefana pod moją bluzką. To nieco mnie ocudziło.
-Stefan....stop.- odsunęłam jego dłonie od siebie. Poprawiłam ubranie i pogładziłam włosy. Wampir posłusznie się odsunął. Miał wymięte ubranie i jeszcze bardziej potargane włosy. Usta rozchylone i przyspieszony oddech, a w oczach obłęd.
-To znaczy, że zgadzasz się ze mną pójść na bal? - spytał po chwili milczenia, gdy nasze oddechy się już uspokoiły. Spojrzałam na niego.
-Tak. - sama nie wiem co we mnie wstąpiło: czy byłam tak zdesperowana, aby złapać jakiegokolwiek partnera czy przez sentyment do Stefana? Przygryzłam wargę.
-To dobrze. Do zobaczenia za 3 godziny. - musnął moje czoło wargami i już go nie było. Samoistnie uśmiechnęłam się do siebie. Obecność Stefana bardzo dobrze mi robiła.  Skręciłam właśnie w korytarz prowadzący do lochów, gdy nagle jak spod ziemi wyrósł mi Damon. Oczywiście ubrany w swoją nieśmiertelną czerń. W świetle Księżyca jego włosy połyskiwały jak skrzydło kruka, a twarz przybrała mlecznobiały odcień. Miał skrzyżowane ręce na torsie i wpatrywał się we mnie wzrokiem zawodowego zabójcy.
-Czego znowu? - mruknęłam, stojąc w podobnej pozycji. Miałam już serdecznie dość nachodzenia mnie i pouczania co jest dla mnie najlepsze.
-Wybierasz się na bal ze Stefanem.- warknął Damon co zabrzmiało bardziej jako stwierdzenie niż pytanie.
-A co ci do tego? - sama zaczęłam się zastanawiać dlaczego nasze stosunki aż tak się popsuły. Wcześniej jak go poznałam był zarozumiałym dupkiem zabijającym dla przyjemności. Teraz również był dupkiem, ale nie zabijającym.
-A to, że z nim nie pójdziesz. - oznajmił mi jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Wywróciłam oczami z poirytowania. W wampirzym tempie przygwoździłam go do ściany. Chwyciłam za gardło.
-Nigdy.Nie.Będziesz.Mi.Mówił.Co.Mam.Robić. Jasne?! - syknęłam, akcentując każde słowo z osobna. Nie zdążył mi odpowiedzieć, bo w takiej niedwuznacznej pozycji zastali nas Astoria i Draco. Obróciłam głowę ku Ślizgonom. Dziewczyna straciła pewność siebie i wpatrywała się we mnie z obawą. Za to Draco patrzył z trudno tłumioną zazdrością i złością. Puściłam Damona, a ten upadł na podłogę.
-Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy. - dodałam zimno i odwróciłam się. Minęłam parę Ślizgonów obdarzając ich jadowitym spojrzeniem. Nie obchodziło mnie teraz to, że Malfoy widział mnie z Damonem. To nie jego sprawa. Usłyszałam kroki za sobą. Przyspieszyłam. Nie miałam ochoty użerać się z kolejną osobą tego wieczoru.
-Zaczekaj! - ktoś krzyknął, ale ja już zbiegałam po schodach ku lochom. Wbiegłam do Pokoju Wspólnego i tupocząc po schodach znalazłam się w dormitorium. Wewnątrz siedziała tylko Victoria poprawiająca swój makijaż. Wyglądała olśniewająco. Ubrana była w błękitną suknię z gorsetem wyszywanym srebrnymi nitkami, a dół układał się luźno. Do tego jedwabne, białe rękawiczki. Włosy upięte miała w luźny, artystyczny kok tak, że kosmyki włosów opadały swobodnie wokół jej drobnej twarzyczki.
-No gdzieś ty się podziewała?! Szukam cię już od godziny! A Ciebie nigdzie nie ma! Siadaj! - zawołała i popchnęła mnie na krzesełko do toaletki. Nie miałam wyjścia jak jej usłuchać. Zamknęłam oczy i oddałam się w jej ręce.
Tyczasem:
-Ty chyba pogłupiałeś?!  Elena i Scotish?! Musiało ci się przywidzieć. - potrząsnął głową z niedowierzaniem Blaise poprawiając krawat. Wyglądał niezwykle elegancko, tak samo jak pewien niesamowicie przystojny blondyn.
-Sam wiem co widziałem. -burknął Malfoy, przytupując nogą. Diabeł spojrzał na niego pobłażliwie.
-Tak to jest jak się nie zaprosi dziewczyny swoich marzeń. - uśmiechnął się i obrócił ku zdenerwowanemu przyjacielowi.
-Nieprawda! - zaprzeczył zbyt szybko Draco, wychodząc z pokoju.
-Nie, wcale...- dodał, ale ciszej Blaise i również podążył za Smokiem.
****
-Gotowe! - Victoria stanęła za mną przyglądając się mi z zadowoleniem. A miała prawo być zadowolona: moje proste niegdyś włosy zostały zgarnięte na lewy bok i podkręcone, usta muśnięte czerwoną pomadką, rzęsy pomalowane, a suknia....Zapierała dech w piersiach. Bez ramiączek, gorset wyszywany cekinami i czarnym materiałem, a dół lał się ku podłodze, materiał błyszczał się i mienił.
-Jejciu...-zdołałam jedynie wydusić z siebie.
-Mam nadzieję, że się podoba....- blondynka spuściła wzrok i zarumieniła się. Uściskałam ją serdecznie.
-Ja kocham to! - zawołałam.
-No to czas na bal.- oznajmiła i obydwie opuściłyśmy pomieszczenie.

3 komentarze: